Białorusini żyją jak za Stalina. Gorzkie słowa Cichanouskiej

2024-04-26, 18:24

- Białorusini żyją jak w gułagu. Jednak wszystkich nie da się posadzić. Ludzie od 2020 roku nie zmienili swoich poglądów, w związku z terrorem nagle nie zaczęli kochać reżimu Łukaszenki. Społeczny sprzeciw zszedł do podziemia - mówi Polskiemu Radiu białoruska opozycjonistka Swiatłana Cichanouska.

Maciej Jastrzębski (IAR): W piątek 26 kwietnia przypada 38 rocznica katastrofy w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Właśnie tego dnia, licząc od 1989 roku, białoruska opozycja organizowała marsz nazywany "Czarnobylskim szlakiem". Przypomnę, że w czasach Związku Sowieckiego ludzie maszerowali ulicami Mińska i nikt ich nie prześladował. Jednak już od 1996 roku, gdy do władzy doszedł Alaksandr Łukaszenka, "Czarnobylski szlak" zawsze kończy się rozpędzeniem demonstracji. To taki znak firmowy Łukaszenki - zdławić wszystko, czego on sam nie wymyślił?

Swiatłana Cichanouska (liderka białoruskiej opozycji): Od początku swoich rządów Łukaszenka demonstrował autorytarne zachowania. To było nie tylko rozpędzanie "Czarnobylskiego szlaku", ale i rozpędzenie parlamentu i Rady Najwyższej. Tak postępują wszyscy dyktatorzy. Oni nie wstydzą się używać siły, żeby niszczyć każdy przejaw demokracji. Dlatego funkcjonariusze struktur siłowych zawsze rozpędzali "Czarnobylski szlak".

Wszyscy pamiętamy głodówkę w sali posiedzeń parlamentu, gdy legalnie wybranych deputowanych nocą wynosiła z budynku ochrona Łukaszenki. Już wtedy był to sygnał, jak bardzo on nie szanuje ludzi, prawa i ogółem narodu. 

M.J.: Jeśli wspomnieliśmy czarnobylską katastrofę, to wtedy zachodnie kraje organizowały tak zwane "czarnobylskie projekty", które pomagały Białorusinom. W jednym z takich projektów brała pani udział.

S.C.: Tak, miałam 14 lat, gdy pierwszy raz wyjechałam za granicę, do Irlandii. To był zupełnie inny świat. W naszym kraju była wtedy trudna sytuacja, jeśli chodzi o produkty spożywcze czy ubrania. I nagle przyjeżdżasz do państwa, w którym wszystko jest. I jeszcze taki kulturowy szok, bo tam ludzie się uśmiechali. Nie rozmawiali o problemach, ale cieszyli się życiem. To było niezrozumiałe, ponieważ u nas ludzie zajęci byli pracą, starali się przeżyć. Do dziś pamiętam, gdy jako małe dziecko stałam w kolejce po chleb i tłum o mało mnie nie zadusił, a w Irlandii wtedy było wszystko. To był duży kontrast. Masz 14 lat i nie bardzo rozumiesz, dlaczego tak jest; ta sytuacja wpłynęła na moje późniejsze postrzeganie świata.

M.J.: W rocznicę "Czarnobylskiego szlaku" wspomnijmy tych, którzy siedzą w łukaszenkowskich więzieniach. To działacze obywatelscy, opozycyjni politycy, obrońcy praw człowieka i dziennikarze. Czy wiemy, co się z nimi dzieje, czy reżim trzyma wszystko w tajemnicy i informacje, które do nas dochodzą dzięki niezależnym mediom, nie zawsze są zgodne z prawdą?

S.C.: O losach więźniów politycznych często dowiadujemy się ze strzępów informacji, które udaje się nam uzyskać niezależnie od milczenia reżimu. Praktycznie wszyscy więźniowie polityczni znajdują się w strasznych warunkach. Brakuje im pomocy medycznej. Notowane są przypadki tortur. Sześć osób, w tym nasz znany artysta malarz Aleś Puszkin, zostało zabitych za kratami. O wielu więźniach politycznych, takich jak mój mąż czy Statkiewicz i Kalesnikowa, już ponad rok niczego nie wiemy. Musieliśmy nauczyć się nowego słowa - "komunikado". To taki rodzaj tortur, gdy do więźnia nie są dopuszczani adwokaci, nie dociera korespondencja i nawet nie może kontaktować się z innymi skazanymi, i oczywiście z rodziną też. W ten sposób reżim próbuje złamać więźniów politycznych. "Zobaczcie, do was nikt nie pisze, wszyscy o was zapomnieli, nawet adwokaci do was nie przychodzą". Mam nadzieję, że jednak nasi bliscy przebywający w więzieniach wiedzą, że kontynuujemy naszą walkę. To jest oczywiście również tortura dla rodzin, dla dzieci, dla żon, dla mężów, dla rodziców, gdy nie mają żadnych wieści, żadnych telefonów, żadnych listów. Wiem, że w tym tygodniu miała być kolejna rozprawa przeciwko mojemu mężowi Siergiejowi. Nie mam pojęcia w jakiej sprawie. Całkowita cisza.

Próbujemy zwrócić maksymalną uwagę na sytuację więźniów politycznych, żądamy ich uwolnienia i prosimy naszych zagranicznych partnerów, aby wywierali presję na reżim i również żądali uwolnienia ludzi. Obecnie sytuacja więźniów politycznych to problem dla nas, dla krewnych, dla zwykłych ludzi, ale nie dla dyktatora. A trzeba spowodować, żeby to stało się również jego problemem. Zwracamy się do międzynarodowych organizacji, takich jak ONZ czy Czerwony Krzyż, żeby kwestia uwolnienia więźniów politycznych nie była wyłącznie polityczną, ale także humanitarną.

M.J.: Mieszkałem w Mińsku od 2006 do 2010 roku i pamiętam działania Łukaszenki wymierzone w pokojowych demonstrantów, ale to, co zobaczyłem w 2020 roku, do dziś nie mieści mi się w głowie. Wtedy gdy zaczęły się masowe zatrzymania, odniosłem wrażenie, że jeszcze trochę i na Białorusi wszyscy znajdą się w więzieniach. Nikt nie zostanie na wolności oprócz funkcjonariuszy struktur siłowych.

S.C.: Wszystkich oczywiście nie da się zamknąć, ale można zasiać strach, który będzie obecny na Białorusi. Poprzez codzienne areszty, poprzez wideo zarejestrowane z zatrzymanym człowiekiem, na którym widać, jak on prosi o przebaczenie lub przyznaje się do czynów, których nigdy nie popełnił. Niestety pod wpływem tortur ludzie tak robią. To terror, takie zastraszanie. Dziś Białorusini żyją jak w okresie stalinowskich represji, jak w gułagu. Jednak wszystkich nie da się posadzić. Ludzie od 2020 roku nie zmienili swoich poglądów, w związku z tym terrorem nagle nie zaczęli kochać reżimu Łukaszenki. Ten społeczny sprzeciw zszedł do podziemia.

Zobacz także:

Obecnie organizowanie publicznych akcji wewnątrz kraju jest skrajnie niebezpieczne, bo jeśli kiedyś aresztowali za administracyjne czy polityczne wykroczenia na 15 dni, to teraz grozi za to samo 15 lat. I tak jak powiedziałam - ludzie nie poddają się, ale wiele rzeczy dzieje się w kraju niejawnie. Organizowane są różne przedsięwzięcia. Jest sieć wolontariuszy, którzy rozpowszechniają prasę opozycyjną. Są partyzanci, którzy od czasu do czasu przeprowadzają operacje wymierzone w przedsiębiorstwa i instytucje państwowe, powiązane z represjami. Na przykład tydzień temu złamali system informatyczny Grodno-Azot i sparaliżowali działalność tej firmy. Jest też sieć entuzjastów, którzy pomagają zbierać informacje dla projektu "Biełaruski Hajun". To taki internetowy kanał na Telegramie, monitorujący przemieszczanie się wojsk rosyjskich. Mamy też informacyjne narzędzia na portalach społecznościowych i w YouTube, żeby można było pracować z tak zwaną opinią publiczną. Osobiście w każdym tygodniu mam z ludźmi spotkania w cztery oczy poprzez Zoom i widzę, czuję, że ludzie się nie pogodzili z terrorem, i czasami nastroje wewnątrz kraju są znacznie bardziej optymistyczne niż wśród tych, którzy wyjechali.

M.J.: Pani walczy z reżimem, przebywając za granicą, a czy jest możliwość prowadzenia jakiejś działalności wewnątrz kraju, czy Łukaszenko już wszystko zdławił?

S.C.: Już wspominałam, że jest sieć wolontariuszy i aktywistów, ale tych ruchów obecnie nie można upublicznić. Jeśli człowiek robi coś publicznie, to od razu naraża się na 10 do 15 lat więzienia. Można powiedzieć, że to jest taki stan wyczekiwania i przygotowań. Prosimy ludzi, żeby na darmo nie ponosili ofiary, dlatego że przyjdzie moment X i będą nam potrzebni aktywni ludzie. Jeśli przyjdzie taka chwila, że znowu będziemy mogli być na ulicach, to będziemy lepiej przygotowani. Obecnie przygotowujemy się i jednocześnie robimy wszystko, co możliwe, żeby osłabić reżim i wzmocnić Białorusinów, wzmocnić społeczeństwo obywatelskie, wzmocnić nas jako naród.

M.J.: A jak jest zorganizowana opozycja za granicą?

S.C.: Na uchodźstwie tworzymy alternatywne organy władzy. Pracuje Zjednoczony Gabinet Przejściowy jako tymczasowa władza. Są organizacje, które niosą pomoc humanitarną więźniom politycznym, także tym, którzy już wyszli na wolność, i naszym wolontariuszom walczącym na Ukrainie, jeśli musieli opuścić oddziały, bo zostali ranni i potrzebują rehabilitacji. Są też struktury, które współpracują z funkcjonariuszami resortów siłowych wewnątrz Białorusi. Oni utrzymują kontakt w sprawach o charakterze wojskowym. Staramy się tworzyć sytuację, w której funkcjonuje dwuwładza. Łukaszenka ma kontrolę nad państwem, ale ta władza nie jest legalna i nie ma wsparcia Białorusinów. A my to wszystko mamy. Próbujemy również wypchnąć reżim z międzynarodowej areny. Formalizujemy stosunki z Unią Europejską, ze Stanami Zjednoczonymi i z innymi partnerami. Chodzi o to, żeby urzędnicy reżimu dostrzegali tę alternatywę. Jest Łukaszenka, który sprzedaje kraj i jest demokratyczna część społeczeństwa. Oczywiście nie całe społeczeństwo, ale tylko ci, którzy mogą głośno o tym mówić, którzy rozumieją, że Łukaszenka prowadzi kraj ku przepaści. Tworzymy więc przestrzeń dla przyszłej, normalnej, demokratycznej i rozkwitającej Białorusi. Współpracując z rodziną państw europejskich i zabiegając o inwestycje, myślimy o ludziach, przede wszystkim o ludziach przyszłości.

M.J.: Zjednoczenie to jeden z priorytetów waszej działalności. Czy można jeszcze wskazać, jakie są inne priorytety białoruskiej opozycji pod pani kierownictwem?

S.C.: Zjednoczenie, naciski na reżim, wzmocnienie narodowej tożsamości, Białoruś przyszłości, Białoruś europejska i oczywiście współpraca ze wszystkimi ludźmi na świecie.

M.J.: To może być dość naiwne pytanie, ale proszę powiedzieć, co musi się wydarzyć, żeby Białorusini wreszcie stali się wolnymi ludźmi w wolnym kraju?

S.C.: W takim przypadku niezbędna jest nie tylko zmiana władzy, ale całkowite odnowienie systemu politycznego. Zaczynając od reform konstytucyjnych, które zagwarantują podział władzy i niezawisłość systemu sądowniczego. To jest to, czego nie mamy już od 30 lat. Tym przemianom powinno towarzyszyć oczyszczenie organów władzy z korupcji i ustanowienie nadrzędności prawa. Konieczne jest wdrożenie reform prawnych, które gwarantują prawa i wolności każdemu obywatelowi, wliczając wolność słowa i zgromadzeń.

Potrzebne jest nam także wsparcie społeczności międzynarodowej, choćby w kontekście nałożenia sankcji na przedstawicieli władzy odpowiedzialnych za represje, ale też wspieranie naszego społeczeństwa obywatelskiego i naszego dążenia do przeprowadzenia wolnych wyborów. I powinniśmy rozumieć, że wolna Białoruś bez Łukaszenki to europejskie, demokratyczne państwo; dobry sąsiad szanujący prawo i budujący stosunki z innymi krajami na zasadach wzajemności.

Obowiązkowe jest odrodzenie białoruskiej kultury i tożsamości. Bez tego nie będziemy mogli umocnić się jako naród, ponieważ przez 30 lat te wartości były na Białorusi niszczone. W ciągu wielu lat walki zrozumiałam, że demokracja to odpowiedzialność. Odpowiedzialność nie tylko kierownictwa państwa, ale odpowiedzialność każdego człowieka za przyszłość Białorusi. Dopóki ludzie nie biorą na siebie tej odpowiedzialności, dopóty władza może robić, co chce.

M.J.: Niestety za waszymi plecami stoi jeszcze Rosja. Jak silny jest wpływ Rosji na białoruski reżim i sytuację na Białorusi?

S.C.: Rzeczywiście wpływ Rosji, putinowskiego reżimu, jest ogromny. Putin wspiera Łukaszenkę nie tylko politycznie, ale również gospodarczo, i to czyni naszą walkę jeszcze bardziej skomplikowaną. Jednak przyszłość Białorusi będzie zależała nie od Putina, nie od Łukaszenki, ale od białoruskiego narodu.

M.J.: A sam Łukaszenka jest zależny od Putina?

S.C.: Oczywiście, że jest zależny. Łukaszenka nie jest samodzielnym graczem. Z nim nie można rozmawiać jak z samodzielną osobą reprezentującą swój kraj. W obecnej sytuacji on we wszystkim jest uzależniony od Putina. Utrzymał władzę w 2020 roku, gdy były masowe protesty, wtedy gdy zostały skradzione wybory, tylko dzięki Putinowi. Putin wsparł go gospodarczo, informacyjnie, politycznie, finansowo i obiecał pomoc wojskową, i sądzę, że był gotowy spełnić tę obietnicę. Mówiono, że rosyjskie wojska już stoją na granicach Białorusi. Łukaszenka jest absolutnie proputinowskim, prorosyjskim człowiekiem i on nie utrzyma się nawet jeden dzień, jeśli Putin przestanie mu pomagać. Dlatego kwestia zwycięstwa Ukrainy jest niezwykle ważna dla Białorusinów. My wspieramy Ukrainę, walczymy wspólnie z Ukrainą różnymi sposobami przeciwko dyktaturom Putina i Łukaszenki.

M.J.: Sytuacja wokół Białorusi nie jest zbyt dobra. Mówiła pani już o wojnie w Ukrainie. Na Zachodzie ludzie dość często się nad tym zastanawiają, czy Łukaszenka zdecyduje się, tak jak tego chce Putin, napaść na Ukrainę, czy jednak Białoruś pozostanie krajem, który bezpośrednio nie bierze udziału w tym konflikcie?

S.C.: Na samym początku inwazji Łukaszenka wierzył w wojnę, która potrwa trzy dni, i że on wspólnie z Putinem będzie zwycięzcą. Jednak Ukraińcy wykazali się męstwem i zdecydowaniem. Na ile nam wiadomo, Putin i Łukaszenka próbowali wciągnąć w tę wojnę również białoruską armię, ale napotkali sprzeciw białoruskich wojskowych, którzy odmówili udziału w intrydze. Dlatego fakt, że Białorusini nie przystąpili do wojny, to nie zasługa Łukaszenki, ale białoruskiego społeczeństwa, które jest przeciwko wojnie.

Według badań, tylko cztery procent Białorusinów popiera udział białoruskich wojsk w wojnie przeciwko Ukrainie. W społeczeństwie jest powszechna zgoda, że jesteśmy po stronie Ukrainy. To są nasi sąsiedzi, którzy tak ja my patrzą w oczy wroga, który nie widzi ani Białorusi, ani Ukrainy jako samodzielnych, niezawisłych państw. Oczywiście Łukaszenka będzie wypełniał polecenia Putina, bo nie jest samodzielny, jednak jeśli jeszcze raz białoruskiej armii zostanie wydany rozkaz, aby walczyła przeciwko Ukrainie, to jestem przekonana, że armia tego rozkazu nie wykona.

M.J.: Na koniec zapytam o politykę i pani osobę. W lutym i marcu, po śmierci Aleksieja Nawalnego, zachodni dziennikarze zobaczyli panią i żonę Aleksieja Nawalnego razem. Zaczęto wtedy pisać i mówić o kobietach, które mogą zjednoczyć opozycję w swoich krajach. Mnie się wydaje, że pani się to udało, a jeśli chodzi o rosyjską opozycję, to tam nie jest tak dobrze.

S.C.: Współczuję Juli i wspieram ją jako kobietę. Rozumiem jej decyzję. Rozmawiałam z nią w Monachium, w dniu zabójstwa Aleksieja. Ona jest silną i śmiałą kobietą, i może być głosem swojego męża oraz tych Rosjan, którzy nie popierają Putina. Nas z Julią można porównywać, w związku z sytuacją naszych mężów. Obaj są ofiarami przestępczych reżimów.

Jednak sytuacja na Białorusi i w Rosji różni się. Mamy [na Białorusi - red.] jedność demokratycznych sił. Mamy wybranego przedstawiciela, lidera, prezydenta elekta. Mówimy jednym głosem na międzynarodowej arenie. Jeśli chodzi o rosyjskich demokratów, to tam sytuacja jest skomplikowana. Rosyjskie, demokratyczne społeczeństwo nie ma struktur. Tam jest wiele różnych grup. I mam nadzieję, że Julii uda się zjednoczyć rosyjskich demokratów w walce przeciwko putinowskiemu reżimowi. Jedno co chcemy usłyszeć od zjednoczonej, czy niezjednoczonej, rosyjskiej opozycji, to to, że oni widzą Białoruś jako niezawisłe państwo, a nie jako młodszego brata. Chcemy od nich usłyszeć, że rosyjskie wojska bezwarunkowo opuszczą Białoruś i Ukrainę i nigdy nie będą pretendować do prawa do naszych ziem.

Zobacz również:

M.J.: Proszę pozwolić mi zapytać o Polaków, moich rodaków żyjących na Białorusi. Dlaczego Alaksandr Łukaszenka tak bardzo nienawidzi Polaków? A może przesadzam?

S.C.: Nie sądzę, że pan przesadza. Dyktatorom takim jak Łukaszenka odpowiada sytuacja, w której tworzą wizerunki wewnętrznych i zewnętrznych wrogów. W ten sposób próbują tłumaczyć własne niepowodzenia i konsolidować stronników. Od początku swoich rządów Łukaszenka wykorzystuje obraz Polaków jako przedstawicieli zjednoczonego Zachodu, państw NATO, a NATO zawsze przedstawiane jest jako zagrożenie dla Białorusinów. A przecież Polska może się pochwalić poważnymi sukcesami w przeprowadzeniu reform i w rozwoju gospodarczym. To tworzyło kontrast dla tego, co widzieli ludzie w łukaszenkowskiej Białorusi, i rozumieli, że my też mogliśmy mieć inną przyszłość. Nieustannie porównywali swój kraj do Polski, bo przecież zaczynaliśmy z tego samego punktu. Dlatego propaganda Łukaszenki zawsze przedstawia Polskę w negatywnym świetle.

Między Białorusinami i Polakami zawsze było jednak wiele osobistych kontaktów - od wizyt u krewnych po wyjazdy na zakupy, które zostały przerwane w związku z epidemią COVID-19 i do tej pory nie zostały wznowione. Z tego właśnie powodu opowiadamy się za tym, żeby nie izolować Białorusinów, ale odwrotnie - sprzyjać transgranicznym kontaktom. Osobiste doświadczenia pomagają zwalczać propagandę Łukaszenki i Putina. W związku tym Łukaszenka jest zainteresowany nieustannym oczernianiem Polski.

Niestety, w takiej sytuacji polska mniejszość stała się zakładnikiem. Łukaszenka nie może dosięgnąć innych Polaków, więc niszczy polskie mogiły, niszczy polskie szkoły, atakuje przedstawicieli Polski na Białorusi. Mińsk nie ma żadnych instrumentów, żeby zaszkodzić Warszawie, ale represjonować Polaków mieszkających na Białorusi Łukaszenka może i dlatego na nich się odgrywa. 

M.J.: Zaczynaliśmy od historii "Czarnobylskiego szlaku" i tym tematem zakończmy rozmowę. Co chciałaby pani powiedzieć Białorusinom, tym ludziom, którzy są tego dnia w kraju?

S.C.: Proszę, aby głębiej zajrzeli w naszą historię, zrozumieli białoruski naród i zaczęli siebie traktować jak przedstawicieli prawdziwej Białorusi. To, że się nie poddajemy, że kontynuujemy naszą walkę, a naszym priorytetem jest niezawisła, demokratyczna Białoruś, w której szanuje się każdego człowieka - Białorusini już wiedzą.

Czytaj także:

Musimy jednak wzmacniać naród, wzmacniać swoim własnym doświadczeniem, ponieważ zbyt wiele zagrożeń niesie ze sobą putinowska Rosja, która chce nas zniszczyć. I tylko od nas samych zależny, czy uda nam się utrzymać to, co nasi przodkowie budowali przez stulecia.

M.J.: Bardzo dziękuję za ten wywiad i cóż mogę powiedzieć - obyśmy dożyli czasów, gdy między Polską i Białorusią nie będzie granic.

S.C.: Również dziękuję i chcę podziękować władzom Polski oraz Polakom, którzy przez cały czas wspierają nas, nie odrzucają Białorusinów. Polska zmienia przepisy, żeby Białorusini mogli lepiej się czuć w waszym kraju. Dziękuję za gościnność. Na pewno wrócimy na Białoruś, żeby odbudować swoje państwo. Bądźcie wtedy z nami, żebyśmy razem mogli przejść tę drogę.

Rozmawiał Maciej Jastrzębski (Informacyjna Agencja Radiowa)

Polecane

Wróć do strony głównej