Tajwan nie daje się zastraszyć. Chiny w białej gorączce

2021-11-28, 10:30

Tajwan nie daje się zastraszyć. Chiny w białej gorączce
Pokaz sprawności sił specjalnych Tajwanu. Foto: PhotonCatcher / Shutterstock.com

Gdy w zeszłym roku Chiny, wykorzystując koncentrację Zachodu na pandemii, ograniczały niezależność Hongkongu, można było sobie tylko stawiać pytanie, jak szybko wyciągną rękę po Tajwan. Jak się okazało, komunistyczne władze w Pekinie zdecydowały się nie zwlekać i zwiększają naciski na niesubordynowaną wyspę.

Podczas gdy w piątek delegacja kongresmenów z USA przybyła do Tajwanu, aby spotkać się z tamtejszymi władzami, chińska armia poinformowała następnego dnia, że przeprowadziła „sprawdzian gotowości bojowej” w Cieśninie Tajwańskiej, będący „odpowiedzią” na tę wizytę.

Chińskie władze podkreśliły, że jest to „niezbędny środek w odpowiedzi na obecną sytuację w Cieśninie Tajwańskiej”, gdyż „ochrona suwerenności narodowej i integralności terytorialnej jest świętą misją wojska”.

W dniu wizyty parlamentarzystów amerykańskich tajwańskie media informowały zaś, że w strefie identyfikacji obrony powietrznej Tajwanu (ADIZ) pojawiło się osiem chińskich samolotów wojskowych, w tym dwa samoloty bombowe Xian H-6, które są zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych, i cztery myśliwce Shenyang J-16.

Na ostrzu noża

Co spowodowało taką reakcje władz Państwa Środka? W końcu nie od dziś wiadomo, że Stany Zjednoczone są głównym sojusznikiem władz w Tajpej i gwarantem ich niezależności. USA wspierają wyspę militarnie i politycznie i jasno stawiają sprawę – nie zgodzimy się na powtórkę z Hongkongu.

Pekin może się jednak czuć rozczarowany, że do wizyty amerykańskiej doszło pomimo stawiania tej sprawy na ostrzu noża. Po tym bowiem, jak władze ChRL narzuciły Hongkongowi, przy biernej postawie Zachodu, ustawę o bezpieczeństwie - która w rzeczywistości ograniczyła autonomię regionu i jest dziś wykorzystywana wobec przeciwników dominacji Pekinu - miały nadzieję, że USA nie zareagują także w przypadku zdominowania Tajwanu.

Stąd kolejne prowokacje pod adresem niezależnych władz w Tajpej, które podkreślają, że są gotowe nawet na militarną obronę niezależności wyspy, jeśli zajdzie taka potrzeba. I inwestują w armię, wyposażając ją w nowoczesny amerykański sprzęt.

Najgorzej od 40 lat

Napięcie militarne między Tajpej a Pekinem, jak ocenia ministerstwo obrony Tajwanu, jest największe od ponad 40 lat. Prowokacja goni prowokację. Chińska armia przeprowadziła ostatnio manewry w pobliżu Tajwanu, trenując ni mniej, ni więcej, tylko atak na tę wyspę. Liczba naruszeń jej przestrzeni powietrznej bije zaś w ostatnim czasie wszelkie rekordy.
Chiny tymczasem podkreślają, że dotychczasowa zasada „jedno państwo, dwa systemy” nie obowiązuje i że Tajwan ma tylko jeden wybór - dobrowolnie przyjąć tę: „jedno państwo, jeden system”.

Tak jak ogłosił niedawno chiński przywódca Xi Jinping: „historyczne dzieło zjednoczenia narodu” jest nieuchronne oraz „musi i może się dokonać”. Innego wyboru nie ma.

Jak się jednak okazuje, inny wybór istnieje. A właściwie nie wybór, lecz pozostawienie wszystkiego tak, jak jest obecnie. Niezmienianie status quo. O tym właśnie mówił amerykański lider Joe Biden podczas niedawnego wirtualnego spotkania ze swoim chińskim odpowiednikiem Xi Jinpingiem.

To na pewno nie zostało przyjęte przez Pekin dobrze.

Antyamerykańskie tyrady

Tak samo dobrze nie zostało przyjęte zaproszenie Tajwanu na grudniowy Szczyt na rzecz Demokracji, organizowany przez Biały Dom. Tym bardziej że kartek z zaproszeniami nie otrzymały Chiny i Rosja.

Stąd też ciągłe oskarżanie Waszyngtonu przez Pekin o wtrącanie się w nie swoje sprawy. I to zarówno wtedy, gdy USA i inne kraje Zachodu krytykują Państwo Środka za ukrywanie prawdy o pandemii koronawirusa, za zbrodnie dokonywane na Ujgurach, za próbę zdominowania basenu Morza Południowochińskiego, czy też postawę wobec Hongkongu i Tajwanu.
Dlatego też rzecznik chińskiego ministerstwa obrony Wu Qian podkreślił, że „w kwestii Tajwanu nie ma miejsca na kompromis, a USA nie powinny mieć co do tego złudzeń”.

Wściekłość ChRL wywołały także ruchy kolejnych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które - wbrew groźbom i naciskom płynącym z Państwa Środka, starającego się zmarginalizować pozycję Tajwanu w świecie - zacieśniają współpracę z władzami w Tajpej.

Litwa na celowniku

Na czarną listę reżimu w Pekinie trafiły m.in. Czechy i Słowacja, a ostatnio także Litwa.
Co takiego zrobiły władze w Wilnie, że naraziły się chińskim komunistom? Wystarczyło, że zgodziły się na otwarcie Tajwańskiego Biura Przedstawicielskiego, za co zostały oskarżone o podważanie suwerenności Chin i ingerowanie w ich wewnętrzne sprawy. W odwecie Chiny obniżyły rangę relacji dyplomatycznych z Litwą, a ostatnio wstrzymały wydawanie wiz na Litwie. Ciekawe, jaka będzie odpowiedź Chin na decyzję Komisji Europejskiej, która stanęła w tym sporze po stronie Wilna i uznała, że otwarcie przedstawicielstwa Tajwanu nie narusza polityki "jednych Chin".

Czytaj także:

Można się zastanawiać, co zrobi Państwo Środka, gdy kolejne kraje zaczną zacieśniać relacje z Tajpej, zwłaszcza że z powodu postawy Chin wobec USA i szerzej - Zachodu ich relacje z Europą Środkowo-Wschodnią uległy ochłodzeniu.

Rosyjska retoryka

Ochłodzeniu, a nawet zamrożeniu, ulegają tymczasem relacje Chin z Australią, która - obok USA, Wielkiej Brytanii i Kanady - w największym stopniu obawia się rozszerzania wpływów w basenie Morza Południowochińskiego i należy do najzagorzalszych krytyków reżimu w Pekinie.

Po tym jak minister obrony Australii Peter Dutton powiedział, że w razie ataku na Tajwan australijskie siły wesprą wojska USA - nawiązując do słów Joe Bidena z października, gdy ten deklarował wsparcie w takiej sytuacji dla wyspy - redaktor naczelny nacjonalistycznego chińskiego tabloidu „Global Times” zagroził, że w takim wypadku jest „nie do pomyślenia, by Chiny nie przeprowadziły potężnego ataku na Australię i ich bazy wojskowe”. Ostrzegł przy tym Australię, aby przygotowywała się „na poświęcenie za Tajwan i USA”.

Taka retoryka, chociaż w tym przypadku wychodząca z proreżimowego medium, weszła już do stałego arsenału chińskiej dyplomacji. Kiedyś o polityce chińskiej można było mówić, że działa skutecznie, ale cicho. Dziś, w szczególności od rozpoczęcia pandemii koronawirusa, Pekin dorównuje Moskwie w agresywności i wojennych deklaracjach.

Stąd też wszystkie oczy, zarówno na Zachodzie, jak i w Chinach, patrzą na to, jak na takie słowa, deklaracje, groźby i działania reaguje Waszyngton. To w dużym stopniu od postawy Joe Bidena zależy dziś, czy Tajwan podzieli los Hongkongu, czy jednak będzie w dalszym ciągu chronił swoją niezależność.

Petar Petrović


Polecane

Wróć do strony głównej