Ekspert OSW: na Kaukazie Turcja nie ustąpi, chce wywrócić stolik, zmusić Rosję do rozmów. Można oczekiwać eskalacji

2020-10-24, 21:15

Ekspert OSW: na Kaukazie Turcja nie ustąpi, chce wywrócić stolik, zmusić Rosję do rozmów. Można oczekiwać eskalacji
Kadr z materiału filmowego udostępnionego przez stronę internetową Ministerstwa Obrony Azerbejdżanu, pokazujące użycie wyrzutni rakietowej podczas walk z siłami nieuznawanej Republiki Górskiego Karabachu,. Foto: PAP/EPA/AZERBAIJAN DEFENCE MINISTRY/HO HANDOUT

- Trudno obecnie prognozować, co jest realistycznym celem Azerbejdżanu i czy Baku faktycznie dąży do odbicia całego regionu Górskiego Karabachu. Na razie ofensywa musi się posuwać naprzód, bo chodzi o to, by w największym stopniu ”wywrócić stolik”  - zmienić dotychczasowe status quo. O to gra Turcja i wciąż nie osiągnęła swojego celu - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Mateusz Chudziak z Ośrodka Studiów Wschodnich.

W ostatnich dniach walki między Armenią a Azerbejdżanem nie ustają. Baku zajęło kolejne terytoria na obszarze nieuznawanego Górskiego Karabachu. Setki wojskowych i wielu cywilów zginęło w walkach.

Powiązany Artykuł

pap_20201014_1EM (1).jpg
Ekspert: najważniejsze wybory lokalne wolnej Ukrainy, po reformie wzorowanej na Polsce i nietypowe "referendum"

- Turcja chce aktywnie zaangażować się na Kaukazie, jako patron Azerbejdżanu. Ankarze chodzi o to, by móc rozpocząć rozmowy z Rosją – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Mateusz Chudziak z Ośrodka Studiów Wschodnich. Jak dodaje, Ankara, będąc generalnie słabsza militarnie i politycznie od Rosji, chce ją uwikłać w rozmowy o Kaukazie, by móc wykorzystywać to w negocjacjach w kwestii Libii czy syryjskiego, Idlibu.

Ekspert ocenia, że Turcja obecnie nie ustąpi, a oznacza to dalsze wspieranie ofensywy Baku i eskalację konfliktu. Ankara chce bowiem doprowadzić do tak groźnej sytuacji, by Rosja poczuła się zmuszona do rozmów. - Póki co Turcja wspiera działania militarne Azerbejdżanu, bo nawet przy obecnych zdobyczach – politycznie zostaje z niczym w razie rozejmu – zauważa Mateusz Chudziak.

- Możemy stwierdzić, że Turcja aktywnie politycznie angażuje się w ten konflikt, dlatego że ma określone cele i będzie je realizować - zaznacza

Analityk ocenił, że z powodów sytuacji wewnątrz Turcji i Rosji to bardzo dobry moment dla Ankary, by twardo stanąć po stronie Azerbejdżanu i próbować wejść do politycznej gry na Kaukazie.  - Turcja działa w sposób bardzo aktywny, bo konstatuje, że może umocnić swoje wpływy tam, gdzie jest to możliwe – zauważa.

Więcej  w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: Obecne zaostrzenie konfliktu między Armenią i Azerbejdżanem utrzymuje się wyjątkowo długo, jeśli porównać je z historią poprzednich takich incydentów. Od końca września walki nie tracą na sile, przeciwnie. Konflikt wchodzi w kolejne fazy – obecnie mamy już do czynienia z przejęciem części terytoriów.

Jak pan by opisał to, co ma miejsce? Jak ta sytuacja może się rozwinąć? Konflikt będzie eskalować?

Mateusz Chudziak, Ośrodek Studiów Wschodnich: Trudno jest przedstawiać pewne prognozy. Trzeba podkreślić, że konflikt ten nigdy nie był zamrożony, walki toczyły się zawsze, praktycznie na porządku dziennym było naruszanie zawieszenia broni, w walkach tych co pewien czas ginęli ludzie.

Obecny rozwój sytuacji w tym konflikcie jest pewnym zaskoczeniem, bo choć mamy do czynienia z poważną, zaplanowaną, prawdopodobnie dobrze zorganizowaną operacją wojsk azerbejdżańskich  to spodziewało się, że Azerbejdżanowi chodzić będzie głównie o to, żeby uzyskać znaczące zdobycze terytorialne, to jest większe niż to miało miejsce na przykład w 2016 roku, kiedy siły azerskie odbiły kilka pustych wsi, od dawna nie zamieszkiwanych przez nikogo, po to by następnie się wycofać i zaprezentować to jako sukces. Baku musiało w ten sposób uspokoić nastroje społeczne, bo w Azerbejdżanie latem doszło do szturmu budynków rządowych. To nie zdarza się często, szczególnie w kraju, który jest dyktaturą. Budynki rządowe szturmował tłum, domagający się zbrojnej interwencji. Miała zatem miejsce presja na rząd Azerbejdżanu.

Tymczasem ofensywa Baku posuwa się do przodu i Azerbejdżan ma coraz poważniejsze zdobycze. Chodzi o tereny w strefie zajętej przez Armenię, na przykład na południe od Karabachu.

Zatem konflikt eskaluje.

Sama duża zorganizowana akcja wojskowa nie jest zaskoczeniem, jednak novum stanowi to, że Baku nie poprzestaje na początkowych zdobyczach.  Trudno obecnie prognozować, co jest realistycznym celem Azerbejdżanu i czy Baku faktycznie dąży do odbicia całego regionu Górskiego Karabachu. Na razie ofensywa musi się posuwać naprzód, bo chodzi o to, by w największym stopniu ”wywrócić stolik”  - zmienić dotychczasowe status quo. O to gra Turcja.

Chce ona aktywnie zaangażować się na Kaukazie, jako patron Azerbejdżanu. Ankarze chodzi o to, by móc rozpocząć rozmowy z Rosją.

Jakie są cele Turcji?

Pierwszy cel dotyczy Azerbejdżanu. Azerbejdżan jest bardzo istotny dla Turcji ze względów gospodarczych. Stamtąd Turcja importuje surowce energetyczne, dzięki czemu utrzymuje alternatywne źródła dostaw nośników energii wobec źródeł rosyjskich. To ważne strategicznie.

Ponadto Azerbejdżan jest ważny politycznie, gospodarczo, w wymiarze soft power. Przez ostatnie 30 lat bardzo dużo tam zainwestowano. Oprócz względów gospodarczych wiązało się to ze względami tożsamościowymi. W Turcji zaczęto ostatnio powtarzać popularny w latach 90. slogan o dwóch państwach i jednym narodzie- który odzwierciedla bliskość etniczną Azerów. Język azerbejdżański jest bardzo podobny do tureckiego, niektórzy twierdzą, że jest odmianą tego języka . W społeczeństwie Turcji silne są sentymenty pantureckie i dla Turków Azerbejdżan jest ważny w tym kontekście. 

Zaangażowanie Turcji, którego nie obserwowaliśmy do tej pory, ma więc zabezpieczyć interesy Turcji na Kaukazie Południowym, w strefie, którą od ponad 200 lat za swoją strefę wpływów uznaje Moskwa.

Kolejna motywacja odnosi się do relacji z Moskwą – Ankara uznaje, że pewne relacje w obszarze międzynarodowym ulegają rekonstrukcji, np. na Bliskim Wschodzie czy w regionie Kaukazu Południowego.

Turcja uznaje, że jest w stanie w większym stopniu egzekwować swoje interesy w tych obszarach, przekroczyć pewne granice. Ankara zakłada, że kończy się rola USA jako międzynarodowego żandarma, uznaje, że ład światowy ulega przeobrażeniu i jest teraz w stanie ”wyrwać” dla siebie więcej w nowym ładzie międzynarodowym. A Kaukaz jest naturalnym polem do rozwijania wpływów - z punktu widzenia Ankary.

Kolejna przyczyna zaangażowania Turcji wiąże się z tym, że Ankara widzi potrzebę rekonstrukcji relacji z Rosją. Są one bardzo skomplikowane i wielowymiarowe. Z jednej strony jest tutaj miejsce na współpracę w dziedzinie energetyki - niedawno uruchomiono rurociąg Turkish Stream. Turcja zakupiła systemy obrony przeciwlotniczej S-400 z Rosji.

A jednocześnie Turcja w ostatnich latach konsekwentnie dąży do zmniejszenia importu gazu z Rosji. Tu Azerbejdżan to jeden z kluczowych partnerów, choć nie jedyny .

Ponadto Turcja rywalizuje z Rosją w Syrii, w Libii. Ma ambicję, by zacząć rywalizować z nią również na Kaukazie Południowym. A zaangażowanie Turcji w Karabachu ma służyć temu, aby Turcja mogła usiąść z Rosją do rozmów i uczestnicząc w rozmowach o Karabachu, targować ewentualne ustępstwa czy to w Syrii czy to w Libii. Z perspektywy Ankary im więcej jest takich pól do negocjacji, tym więcej jest możliwości, żeby z Rosją rozmawiać i z jednej strony uzyskiwać jakiegoś rodzaju ustępstwa, a z drugiej strony wiedząc o strategicznej, militarnej i politycznej przewadze Rosji, rekompensować ją sobie w ten sposób, że wiąże się Rosję poprzez uczestnictwo w bardzo skomplikowanej grzej politycznej na bardzo różnych obszarach, w różnych miejscach świata. Wszystko to ma działać na korzyść Turcji.


PAP PAP

Czy można stwierdzić, co Turcja chce osiągnąć w tym przypadku, w przypadku Karabachu? Na razie trudno wciąż przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja?

Planem maksimum byłoby odbicie Karabachu.

Choć zdaniem ekspertów i opinii międzynarodowej rozwiązanie sporu o Karabach powinno się odbyć drogą polityczną, ze względu na skomplikowane relacje.

Problem jednak w tym, że Turcja i Azerbejdżan podtrzymują maksymalistyczne stanowisko. Nie wiem, na ile faktycznie  uznają odbicie Karabachu za realistyczne i jak szacują swoje zdolności ku temu, ale póki co nie łagodzą retoryki w żaden sposób.  

Turcy mówią o tym, że ”musi się skończyć okupacja ormiańska”, nie wyjaśniając czy chodzi o terytoria okupowane wokół Karabachu, czy jego właściwe terytorium.Częściowym wyjaśnieniem tej twardej retotyki jest, to że Turcja zazwyczaj poczatkowo licytuje bardzo wysoko, do czego świat zewnętrzny już zdążyła przyzwyczaić.

Moim zdaniem planem minimum jest to, żeby doprowadzić do odwrócenia status quo poprzez znaczące zdobycze terytorialne Azerbejdżanu, najlepiej takie, które  zmusiłoby do zaangażowania politycznego Rosję i doprowadziło do wykreowania takiej sytuacji, w której Turcja stanie się równoprawnym interlokutorem Rosji.

Co jakiś czas widzimy dążenia do ustanowienia rozejmu między Armenią i Azerbejdżanem, na przykład pod auspicjami Stanów Zjednoczonych. Społeczność międzynarodowa chce uspokoić sytuację. Z kolei Turcja zapewne chciałaby zająć istotną pozycję w Mińskiej Grupie OBWE zajmującej się konfliktem Baku i Erywania, bo choć do niej należy, nie jest tam państwem decydującym, jak Moskwa, Waszyngton, czy Paryż.

To jeden z postulatów zgłaszanych przez Turcję, by stać się równoprawnym uczestnikiem rozmów w ramach Grupy Mińskiej, wraz z Rosją, Stanami Zjednoczonymi i Francją. Dotąd Turcja nie miała takiego statusu i nie wiadomo jak wymienione państwa zareagują na jej zdecydowane zaangażowanie.

Póki co Turcja wspiera działania Azerbejdżanu, bo nawet przy obecnych zdobyczach – politycznie zostaje z niczym w razie rozejmu.

Jeżeli na obecnym etapie doszłoby do wstrzymania walk, ale bez włączenia aktywnego Rosji w rozmowy, bez uruchomienia międzynarodowych gremiów, których działanie miałoby służyć uregulowaniu sytuacji, wówczas Turcja nic nie zyskuje.


PAP PAP

Dlatego Turcja nie pozwoli na rozejm w tym momencie?

W interesie Turcji jest to, żeby sytuacja stała się na tyle poważna, aby pozostali partnerzy i pozostałe państwa uznały jej pełnoprawny udział w rozmowach za nieodzowny.

To główny cel Ankary. A to pozwala przypuszczać, że tak długo, jak nie da się osiągnąć tego celu, Turcja co najmniej nie złagodzi retoryki. Mamy uzasadnione podejrzenia, że ofensywa azerbejdżańska odbyła się z inspiracji tureckiej i raczej na pewno nie odbyłaby się na taką skalę, gdyby nie pewność politycznego bezwzględnego wsparcia Turcji.

A zatem możemy stwierdzić, że także Turcja aktywnie politycznie angażuje się w ten konflikt, dlatego że ma określone cele i będzie je realizować.

Czyli Turcja nie osiągnęła jeszcze swoich celów, dlatego ofensywa będzie się przedłużać. Dlaczego Turcja zdecydowała się na to wszystko właśnie w tym momencie?

Wydaje się, że obecnie nie jest w stanie zbyt wiele osiągnąć – a może to mylne wrażenie?

Z punktu widzenia Turcji to dobry, optymalny moment. Po pierwsze Rosja jest słabsza niż była w poprzednich latach. Rosja ma problemy z Białorusią, z Kirgistanem, gdzie ma miejsce kolejna rewolucja. Moskwa jest na cenzurowanym po próbie otrucia Nawalnego, ma poważne problemy wewnętrzne, z jednej strony związane z pandemią, z drugiej z protestami społecznymi i niepokojami. A zatem z perspektywy Turcji jej wejście na Kaukaz odbywa się w optymalnym momencie. Wynika z konkluzji ”jeśli nie teraz, to kiedy”.

Oczywiście jest i kontekst wewnątrzturecki. Polega on na tym, że Turcja też ma bardzo poważne problemy wewnętrzne, zmaga się z trudną sytuacją gospodarczą i z niepewną sytuacją epidemiczną, która może się szybko pogorszyć. Władze bardzo się tego obawiają.

W związku z tym zaangażowanie po stronie bratniego Azerbejdżanu pozwala rządowi ”zapunktować” we własnym społeczeństwie, bo nastroje nacjonalistyczne i sentymenty pantureckie, są tam bardzo powszechne.

W Turcji świadomość popobratymstwa z innymi narodami tureckimi, a przede wszystkim z Azerami, jest bardzo szeroka i silna. Pozwala ona mobilizować społeczeństwo, Całość spektrum politycznego i społecznego, z wyłączeniem Kurdów, na poziomie społeczności i ich reprezentacji politycznej, popiera zaangażowanie Turcji, działania rządu i działania Azerów jako swoich pobratymców.

Zatem z powodów sytuacji wewnątrz Turcji i Rosji to bardzo dobry moment dla Ankary, by twardo stanąć po stronie Azerbejdżanu i próbować wejść do politycznej gry na Kaukazie.

Może uznaje, że w niektórych regionach jest w stanie narzucić swoje interesy, niezależnie od tego, co dzieje się w innych częściach świata.

Stąd turecka taktyka, określana jako gra na kilku fortepianach. To zaangażowanie w Syrii, bazy wojskowe w Somalii, w Katarze, zaangażowanie i prowadzenie działań wojennych w Libii, w aktywność we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Teraz widzimy aktywność w Kaukazie.

To pokazuje, że Turcja działa w sposób bardzo aktywny, bo konstatuje, że może umocnić swoje wpływy tam, gdzie jest to możliwe.

Czy Turcja ma jakieś jeszcze cele w odniesieniu do Rosji? Czy przygotowuje grunt pod rozmowy? Czy może mieć na myśli konkretne cele?

Jeśli chodzi o jakieś pojedyncze cele – mogą to być ustępstwa na przykład w Libii albo w Syrii. Tam Rosja ma widoczną ewidentną przewagę, zatem Turcja, wiążąc Rosję na Kaukazie może próbować wymóc na Rosji rodzaj ustępstw, na przykład w Idlibie, bo to jest dla Turcji ważne.

To mogą być pojedyncze, doraźne cele. Ale nie mniej ważna jest polityka wobec Rosji w ogóle - chodzi o to, że w ten sposób Turcja, będąc świadomą przewagi, jaką ma w innych kwestiach nad nią Rosja, próbuje to nadrobić po to, żeby wypracować sobie partnerską pozycję wobec Rosji. Taki jest generalny cel.

No i w trudnej sytuacji zostaje Armenia. Moskwa od dawna daje do zrozumienia Paszynianowi, że jego demokratyczne formy rządów, zdystansowane nieco od Rosji, nie bardzo się jej podobają. Armenia nie uzyskuje obecnie wsparcia Moskwy – nawet jeśli, co trzeba dodać, wsparcie Moskwy nigdy w takich przypadkach nie jest pozytywnym faktorem, wiązać je należy z jednoczesnym zwiększaniem zależności, z odbieraniem niezależności, z okupacją tych, którym rzekomo się ”pomaga”. Armenia jest w trudnym położeniu, bo rosyjska kuratela nie jest tu żadnym oparciem, a bardziej ofertą zakładającą dalsze podporządkowywanie się Moskwie, w sytuacji, gdy Armenia nie ma dokąd się zwrócić, bo Kreml myśli w kategoriach stref wpływów. I trudna to jest sytuacja dla społeczności międzynarodowej, bo trudno będzie znaleźć wyjście z sytuacji, gdy Turcja jest świadoma swojej przewagi, w zakresie tego, jak wpływa na tę sytuację, od niej zależy, co będzie działo się dalej – jak pan mówił.

Turcja stara się wykreować taki obraz silniejszej strony. W przypadku walk w Karabachu, owszem to Azerbejdżan jest silniejszą stroną i cieszy się bezwzględnym poparciem Turcji.

Inna rzecz, że Turcja nie ma pełnego przełożenia na działania Azerbejdżanu, Ilham Alijew zachowuje pewien stopień autonomii wobec Ankary, to nie jest tak, że Ankara byłaby w stanie na nim wszystko wymusić.

Sporo więc zależy od postawy Azerbejdżanu. Ten pewnie korzysta z okazji, wsparcia. Czyli wydaje się, że prawdopodobna jest eskalacja konfliktu.

Tego bym się spodziewał w bliższej przyszłości.


***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

Polecane

Wróć do strony głównej