Wybory w Niemczech. Koalicja wielka, mieszczańska czy "Jamajka" z "koneksjami przy pizzy”?

2017-09-19, 23:56

Wybory w Niemczech. Koalicja wielka, mieszczańska czy "Jamajka" z "koneksjami przy pizzy”?
Plakaty wyborcze. Wiadomo już teraz, że karty będzie rozdawać obecna kanclerz Niemiec, Angela Merkel. Kogo zaprosi do koalicji? To zależy m.in. od wyniku wyborów. Foto: PAPEPA/CARSTEN KOALL

Jak będzie wyglądała scena polityczna w Niemczech po wyborach? Czy wielka koalicja zostanie z nami na kolejną kadencję, czy też zwycięzcy sięgną po inne możliwości? Jakie scenariusze widać obecnie na wyborczym horyzoncie? O tym mówi Artur Ciechanowicz, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, Zespołu Niemiec i Europy Północnej, w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl.

Agnieszka Kamińska, PolskieRadio.pl: Wydaje się, że możemy już prognozować wynik wyborów w Niemczech? Czy czekają nas niespodzianki? Czy wszystko już przesądzone, czy jednak niekoniecznie?

Artur Ciechanowicz, Ośrodek Studiów Wschodnich: Możemy z dużym prawdopodobieństwem prognozować wynik wyborów w Niemczech. Można sobie wyobrazić, że duże zmiany mogą przynieść  już chyba tylko tragiczne wydarzenia, których nikt by sobie nie życzył, takie jak kataklizm, atak hakerski czy zamach.


Powiązany Artykuł

ue1200 free unia europejska free.jpg
WYBORY W EUROPIE

Według jednego z ostatnich sondaży  Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU) utrzymuje wynik około 37 procent, Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) -  20, Alternatywa dla Niemiec (AfD) 12, Partia Lewicy 9, Wolna Partia Niemiecka (FDP) 9,5, Zieloni 7,5.

Jeśli nie stanie się nic niespodziewanego, wynik wyborów jest przesądzony – wygra je chadecja. Sondaże wskazują też na możliwe koalicje.

Najbardziej stabilna byłaby wielka koalicja, czyli kontynuacja sojuszu chadecji i socjaldemokracji.

To opcja numer jeden.

Tak się wydaje. Ma ona kilka zalet, zwłaszcza z punktu widzenia chadecji, która konstruowałaby koalicję. Ostatnie cztery lata to w miarę harmonijna współpraca dwóch obozów. Politycy z tych partii się znają, wiedzą, czego się po sobie spodziewać.

Jest to jedyna opcja de facto dwupartyjna ( trójpartyjna, jeśli liczyć CDU i CSU - Unię Chrześcijańsko-Społeczną w Bawarii - jako osobne partie), która daje bardzo stabilną większość, niezależną od walk frakcyjnych wewnątrz partii.

Jeśli na przykład pewien projekt ustawy nie podoba się lewemu skrzydłu SPD, i tak nie ma ono wiele do powiedzenia, gdyż posłów z  konserwatywnego skrzydła partii jest tylu, że i tak wspólnie z chadekami przegłosują nowe prawo.

Po trzecie, kontynuacja wielkiej koalicji to byłby sygnał wysłany do wewnątrz kraju i do świata, że Niemcy są stabilne, pod kontrolą, co jest istotne w obliczu kryzysów, z którymi mamy do czynienia.

Nie jest to jednak koalicja marzeń, ani dla jednej, ani dla drugiej partii.

Jakie są tego powody?

Są to dwie masowe, największe partie, dwie partie "alfa”, które są największymi wrogami na tej scenie politycznej, naprawdę ze sobą konkurują. Każda z nich wolałaby zdominować mniejszego partnera i realizować swój program.

A zatem chadecja wolałaby współrządzić z FDP (Wolną Partią Niemiecką), która we wspomnianym sondażu uzyskuje 9,5 procenta głosów. W sumie obie partie mogłyby mieć po przeliczeniu wedle systemu wyborczego minimalną większość.

Za taką koalicją przemawia fakt, że te dwie partie są programowo sobie najbliższe, jeśli chodzi o ugrupowania wspomniane wyżej.

To potencjalna możliwość.

Na liście najbardziej prawdopodobnych koalicji – ta jest na drugim miejscu. Na pierwszym miejscu plasuje się tzw. wielka koalicja, a na drugim – mieszczańska, czyli chadecja razem z FDP.

Jak wspomniałem, największą zaletą tej koalicji z punktu widzenia chadecji jest to, że partie są bliskie programowo, a po drugie liberałowie są znacznie słabsi niż socjaldemokraci. Nie znaczy to jednak, że taki rząd koniecznie charakteryzowałaby harmonijna współpraca.

W obu partiach żywa jest trauma z lat 2009-2013, gdy rządziła ta koalicja marzeń. Okazało się, że nie było tak harmonijnie. Obie strony obawiają się, że to się może powtórzyć. Chodzi przy tym nie tyle o kwestie programowe, co personalne, związane z osobowościami poszczególnych polityków.

FDP jest partią młodych działaczy, ma zupełnie inny styl niż chadecja. Christian Lindner,  przewodniczący FDP, wywołuje alergię u starych „wyjadaczy” z chadecji, im trudno jest traktować poważnie człowieka, który zakłada dżinsy, trampki i podkoszulek. Choć trzeba przyznać, że w ostatnich dziesięcioleciach wiele się zmieniło w polityce Niemiec, m.in. za sprawą Zielonych, którzy jako pierwsi siedzieli w swetrach na sali obrad w Bundestagu.

Rysuje się tu i drugi problem. Cieniem na współpracy między chadekami i liberałami może położyć się również to, że liberałowie muszą za wszelką cenę zrealizować wiele postulatów swojego programu. Natomiast chadecja niekoniecznie chciałaby przykładać rękę do ich wzmocnienia – w interesie chadecji jest, aby oscylowali między 9-11 procentami poparcia, nie więcej.  Z kolei dla FDP sprawa programu to „być lub nie być”, bo już raz nie dostali się do Bundestagu za niespełnienie obietnic wyborczych. Wyciągnęli z tego wnioski.

”Konikiem” liberałów zawsze była gospodarka. W tej kampanii Christian Lindner postawił na edukację, dlatego, że dużo łatwiej będzie mu przekonać chadeków do poparcia swoich pomysłów w tej dziedzinie, czy też w sferze bezpieczeństwa, niż w dziedzinie podatków.

Paradoksalnie, temat podatków w kampanii FDP, zajmuje trzecie-czwarte miejsce.

Baloniki wyborcze liberałów z Wolnej Partii Demokratycznej (FDP). Fot. EPA/ARMANDO BABANI Baloniki wyborcze Wolnej Partii Demokratycznej (FDP). Fot. EPA/ARMANDO BABANI

I jeszcze trzecia możliwość.

Jest rozważana opcja trzeciego rodzaju koalicji, tzw. Jamajki: chadecja, FDP i Zieloni. Moim zdaniem to narracja tych skrzydeł partyjnych ze wszystkich zainteresowanych partii, które nie chcą, by powtórnie powstała wielka koalicja. Chcą pokazać, że istnieje alternatywa dla rządu chadeków i socjaldemokratów.

Patrząc na programy tych trzech partii, ale i na skrzydła tych trzech partii, które nie chcą takiej koalicji, czyli CSU, lewe skrzydło Zielonych i część liberałów, byłaby to bardzo konfliktowa koalicja.

Z drugiej strony istnieje coś takiego jak ”pizza connection” czyli nieformalny krąg znajomych z chadecji i Zielonych z lat 90. i początku lat 2000., którzy się po prostu znają.

I mogą się tutaj uaktywnić.

Już są aktywni. Na przykład szef urzędu kanclerskiego, prawa ręka Angeli Merkel Peter Altmaier, jest orędownikiem porozumienia się z Zielonymi i stworzenia rządu. Kwestie programowe i ideologiczne nie są wszystkim, czasem ważne jest, by między partnerami była chemia i tutaj trochę jej widzimy.


Lider FDP Christian Lindner na wiecu wyborczym we Frankfurcie nad Menem. Fot. PAP/EPA/ARMANDO BABANI Lider FDP Christian Lindner na wiecu wyborczym we Frankfurcie nad Menem. Fot. PAP/EPA/ARMANDO BABANI

Zatem taki scenariusz nie jest wykluczony. Ale na pierwszym miejscu plasuje się wciąż wielka koalicja, jeśli chodzi o prawdopodobieństwo?

Wielka koalicja - ale nawet i ex aequo z mieszczańską.

A jednak. Czyli coś może się zmienić w Niemczech.

Zależy to m.in. od tego, czy FDP zdobędzie wystarczającą liczbę głosów do stworzenia większość koalicyjnej.

***

 Z Arturem Ciechanowiczem, ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl

 

Polecane

Wróć do strony głównej