"Rosja chce podzielić NATO i upokorzyć Zachód". Amerykański politolog ostrzega przed Putinem

2021-12-28, 16:18

"Rosja chce podzielić NATO i upokorzyć Zachód". Amerykański politolog ostrzega przed Putinem
- Putinowi zależy na cofnięciu ekspansji NATO - G. Kuczyński o rozmowach na linii Moskwa-Waszyngton. Foto: Pixabay

Amerykański politolog Andrew A. Michta stwierdził, że "Rosja chce podzielić NATO i upokorzyć Zachód". Odniósł się w ten sposób do żądań Rosji wobec Sojuszu Północnoatlantyckiego i Stanów Zjednoczonych. Dodał, że działania Rosji wobec Ukrainy są elementem neoimperialnej polityki Władimira Putina, która zagraża również Europie Środkowej i wymaga solidarnej reakcji Zachodu.

Moskwa nie może mieć złudzeń, że żądania, jakie stawia USA i NATO, w tym domaganie się gwarancji nierozszerzenia Sojuszu o Ukrainę i Gruzję, zostaną zaakceptowane - zauważa Andrew A. Michta w artykule opublikowanym na zajmującym się wojskowością i geopolityką portalu 19fortyfive.

"Putin chce podzielić NATO"

Być może prezydent Rosji Władimir Putin już zdecydował się na ponowną inwazję na Ukrainę, a wezwania do negocjacji z Zachodem są tylko "maskirowką" - działaniami dezinformacyjnymi, które mają dostarczyć uzasadnienia do wywołania wojny - pisze politolog, sprawujący obecnie funkcję dziekana Europejskiego Centrum Studiów Bezpieczeństwa im. George'a C. Marshalla w Garmisch-Partenkirchen w Niemczech.

"Jeżeli żądania negocjacji mają szerszy cel, to jest nim podzielenie Sojuszu" - podkreśla Michta. Jak dodaje, postulat uzyskania gwarancji nierozszerzania NATO w sytuacji, w której zarówno część Ukrainy, jak i Gruzji są okupowane przez Rosję, jest próbą usankcjonowania tej sytuacji i upokorzenia Zachodu. Teraz najważniejsze jest rozważenie tego, co może nastąpić, jeżeli Rosja rzeczywiście zdecyduje się na ponowny najazd na Ukrainę, musimy myśleć o długofalowych skutkach takiego kryzysu - akcentuje ekspert.

"Drugi atak na Ukrainę - jeżeli do niego dojdzie - powinien być i tak mocno spóźnionym sygnałem alarmowym dla Zachodu, ostrzegającym przed dążeniem Rosji do ustanowienia w Europie Wschodniej swojej wyłącznej strefy wpływów i potwierdzenia roszczeń do wywierania wpływu na należące do NATO kraje Europy Środkowej" - pisze Andrew A. Michta.

Rosja chce podziału Europy na 2 strefy wpływów

Najgorszą możliwą reakcją Zachodu na rosyjską inwazję byłaby kolejna seria słownych potępień i niedziałające sankcje, które tylko utwierdziłyby Putina w przekonaniu, że Europa nie jest w stanie poradzić sobie z tym kryzysem - podkreśla politolog. Zaznacza, że w takim scenariuszu bezpieczeństwo Europy drastycznie by się pogorszyło, a pole rywalizacji między Moskwą i Zachodem przesunęłoby się z Europy Wschodniej na Europę Środkową i państwa bałtyckie.

Kolejnym żądaniem Putina mogłaby być "finlandyzacja" państw bałtyckich i usunięcie sił USA z Polski i Rumunii - ostrzega Michta. Taki przebieg zdarzeń wpisywałby się w imperialne tradycje Rosji i obecne dążenia Kremla do powrotu do czasów, gdy o losach świata decydowały wielkie mocarstwa - wskazuje.

Ekspert dodaje, że preferowanym partnerem Moskwy w tych działaniach byłyby Niemcy. Rosja oczekuje, że "używając swojej broni energetycznej, uda jej się w końcu nakłonić Berlin do »neobismarckowskiego« przewartościowania, które w efekcie podzieliłoby Europę na dwie strefy wpływów" - pisze Michta. Zaznacza, że oznaczałoby to zminimalizowanie roli USA w Europie, a dążenia Moskwy do trwałej przemiany międzynarodowego porządku są również wspierane przez rywalizujące ze Stanami Zjednoczonymi w regionie Indo-Pacyfiku Chiny.

Co Europa może zrobić Rosji?

Zakładając, że Zachód w końcu zda sobie sprawę z tego bezpośredniego zagrożenia, jego reakcją powinno być dozbrojenie europejskich członków NATO i zwiększenie obecności militarnej USA na wschodniej flance Sojuszu, w tym stałych baz w Polsce i w Rumunii - zaznacza politolog. Europa musi też pokazać, że jest w stanie rozmawiać z Rosją z pozycji siły i w razie potrzeby jednogłośnie zareagować poważnymi sankcjami, dotyczącymi przede wszystkim odcięcia rosyjskich banków od systemu SWIFT oraz powstrzymaniem projektu gazociągu Nord Stream 2 - wylicza ekspert.

"Szybko zbliżamy się do punktu, w którym kryzys w Europie Wschodniej i los Ukrainy może zadecydować o bezpieczeństwie Europy i jej politycznej przyszłości. To, co zrobią europejskie rządy, albo potwierdzi zachodnie interesy i wartości, albo okaże się największą porażką od zakończenia zimnej wojny. Są tylko te dwa wyjścia, tej decyzji nie można od siebie odsunąć ani zaciemnić kompromisem" - konkluduje Michta.

Jeżeli Zachód pokaże, że "ma kręgosłup", przełomowym efektem kryzysu wokół Ukrainy będzie zakończenie neoimperialnych dążeń Putina i nadzieja na trwałe bezpieczeństwo nie tylko dla Ukrainy, ale i dla Białorusi - ocenia. Jeżeli jednak europejscy przywódcy po raz kolejny nie będą w stanie stawić czoła rzeczywistości, bezpieczeństwo całego kontynentu w nadchodzącej dekadzie stanie się jeszcze bardziej niepewne.

ZOBACZ TAKŻE: Rosja szykuje inwazję na Ukrainę? Przydacz: jeśli zaatakuje, poniesie koszty, reakcja jest konieczna

Czytaj również:

jmo

Polecane

Wróć do strony głównej