Ekspertka PISM: duży potencjał eskalacji na linii USA-Iran

2019-05-23, 19:50

Ekspertka PISM: duży potencjał eskalacji na linii USA-Iran
Lotniskowiec Abraham Lincoln. Foto: DVIDS/ Petty Officer 3rd Class Garrett LaBarge

- Iran i USA złagodziły w ostatnich dniach ton, ale to odprężenie tymczasowe. Byle prowokacja, a nawet wymiana zdań na Twitterze, może go na nowo zaognić – powiedziała portalowi PolskieRadio24.pl Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, komentując napięcia na linii Teheran-Waszyngton.

PolskieRadio24.pl: Od kilku tygodni obserwujemy zaostrzenie konfliktu między Teheranem i Waszyngtonem. Widzimy lotniskowiec i bombowce USA skierowane na Bliski Wschód, z obu stron padają pogróżki. Co możemy powiedzieć o genezie konfliktu?

Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Zarzewiem dzisiejszych napięć jest rezygnacja Stanów Zjednoczonych z porozumienia nuklearnego z Iranem (JCPOA). Konflikt USA i Iranu sięga kilkudziesięciu lat wstecz. Na tym tle porozumienie nuklearne Iranu oraz Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych było czymś wyjątkowym. Porozumienie nuklearne miało gwarantować, że Iran nie wyprodukuje broni atomowej w perspektywie wielu lat i nie będzie prowadził nazbyt agresywnej polityki wobec Zachodu.

W maju 2018 roku Stany Zjednoczone anulowały udział w porozumieniu, choć odradzali to prezydentowi Stanów Zjednoczonych ówczesny szef Pentagonu Jim Mattis, ówczesny sekretarz stanu Rex Tillerson, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Herbert Raymond McMaster, zaznaczając, że taki krok nie skłoni Teheranu do zawarcia kolejnego porozumienia, może natomiast sprowokować bardziej agresywną politykę Teheranu, skomplikować sytuację w regionie, a nie przyniesie żadnych korzyści. Dziś tych ludzi wokół Trumpa już nie ma.

Iran zachowywał się cierpliwie, niektórzy nazywali to strategiczną cierpliwością, oczekiwaniem na przegraną Donalda Trumpa w wyborach. Nowa administracja mogłaby wrócić do polityki poprzedniego prezydenta USA Baracka Obamy w kwestii Iranu, bo demokraci, także część republikanów, jest za powrotem do porozumienia.

Kilka tygodni temu konflikt wszedł w nową fazę.

Zaostrzenie w relacjach Iranu i Stanów Zjednoczonych zaczęło się na początku maja tego roku. W maju Stany Zjednoczone zlikwidowały wyłączenia z sankcji dla ośmiu państw, które kupowały irańską ropę, w tym Chin.

Chiny zdecydowały przestrzegać sankcji i to odcina Iranowi wpływy do budżetu, Teheran zostaje bez pieniędzy. By zilustrować to liczbami – przed nałożeniem sankcji Iran produkował 2,7 mln baryłek ropy dziennie. Dziś produkcja spada poniżej 500 tysięcy baryłek, to jest 17-18 procent pierwotnej produkcji. O tyle spadają też wpływy do budżetu.

Część komentatorów kojarzy obecną politykę USA z wpływami doradcy prezydenta Johna Boltona, który swego czasu prezentował koncepcje jastrzębiej polityki wobec tego państwa. Jednak polityka amerykańska wywołuje obecnie w Iranie antyamerykańskie odczucia, a sprzyja poparciu dla władz  nawet mimo trudności gospodarczych.

USA uznały też Gwardię Rewolucyjną za organizację terrorystyczną. To część armii Iranu. USA po raz pierwszy uznały oficjalną jednostkę zbrojną za organizacje terrorystyczną. W związku z tym Iran uznał centralne dowództwo amerykańskie za organizacje terrorystyczną, czego logicznym skutkiem jest wzajemne zwalczanie tych jednostek. To sprawia, że zwiększają się możliwości bezpośredniej konfrontacji.

Z kolei przy szlaku, którym eksportuje się ropę z Zatoki Perskiej, zaatakowane zostały cztery tankowce, należące do Zjednoczonych Emiratów Arabskich i do Arabii Saudyjskiej oraz Norwegii.

Sprawcy są nieznani, ale domyślamy się, że to Iran. Z eksperckiego punktu widzenia wygląda to jak sygnał Iranu: jeśli my nie będziemy transportować ropy, to wy i wasi sojusznicy, Saudowie i Emiraty, też nie będą.

Trzeba dodać, że Iran kontroluje Cieśninę Ormuz po jednej ze stron – jest to cieśnina między Zatoką Perską a Zatoką Omańską i wyjściem na Ocean Indyjski. Ma ona 50 km szerokości. Z jednej jej strony jest Iran, z drugiej Oman. Iran ma zatem ogromny wpływ na to, jak przebiega żegluga tą drogą. A przewożone jest tędy 20 procent światowej produkcji ropy.

W związku z tym incydentem Amerykanie wzmocnili swoją obecność wojskową w tym rejonie. Skierowali na Bliski Wschód lotniskowiec Abraham Lincoln i eskadrę bombowców B-52.

Waszyngton tłumaczy, że przesunięcie sił na Bliski Wschód zapobiegło atakowi na siły amerykańskie. Ale na razie nie widać kolejnych działań o charakterze militarnym.

Na szczęście od tygodnia widać deeskalację. Jedna i druga strona spuściły z tonu. W tym momencie nie powinno dojść do bezpośredniej konfrontacji. Obie strony tego pilnują.

Jednak wzajemne prowokacje mogą i będą się powtarzać.

Jak przedstawia się sytuacja z programem nuklearnym Iranu?

Iran ma elektrownie nuklearne, które służą pokojowej produkcji elektryczności. Dopóty porozumienie jest w mocy, Iran nie realizuje innego programu nuklearnego, czyli takiego, który prowadziłby do budowy bomby atomowej. Wykonuje każdy punkt porozumienia, jak wynika z raportów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.

Iran dopiero na początku maja, gdy już nie mógł handlować ropą, oświadczył, że nie będzie sprzedawał wzbogaconego uranu i ciężkiej wody za granicę, co zakłada porozumienie. To jednak nie ma dużego wpływu na program nuklearny.

Czego możemy się spodziewać w najbliższej przyszłości?

Trudno spodziewać się zmian w administracji USA, ale piłeczka jest po stronie Chin, które mogą zacząć kupować ropę z Iranu. Unia Europejska może też uruchomić program wymiany handlowej w dziedzinie produktów spożywczych i farmaceutyków – program ten jeszcze nie wszedł w życie.

Eskalacji sprzyja fakt, że i Donald Trump, i prezydent Iranu Hassan al-Rowhani i szef MSZ Iranu Mohammad Dżawad Zarif aktywnie publikują posty na Twitterze. Każdy tweet wymaga reakcji drugiej strony. Jest to czynnik eskalujący, sprzyjającej ekspresyjnej wymianie zdań.

Trzeba przyglądać się, co się zdarzy na początku lipca, kiedy upływa ultimatum wystosowane przez Iran wobec krajów Unii Europejskiej, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, dotyczące wywiązania się z umów. Iran wykonuje swoje zobowiązania umowy – a druga strona nie.

Stany Zjednoczone oświadczyły, że Iran rozbudowuje program nuklearny, stanowi poważne  zagrożenie i dlatego zdecydowały się na zerwanie porozumienia.

Jednak agencja MAEA, która ma bezprecedensowy dostęp do instalacji nuklearnych Iranu twierdzi w swych raportach co innego. Iran przestrzega porozumienia, a nie może sprzedawać ropy naftowej. Sytuacja dla Iranu i 80 mln mieszkańców tego kraju jest trudna.

Irak próbuje pośredniczyć w tym konflikcie. Tymczasem w Iraku doszło do ataku rakietowego niedaleko ambasady USA, stacjonują tam amerykańscy żołnierze. Cześć personelu dyplomatycznego USA ewakuowano.

Irak jest ofiarą tego konfliktu. Potrzebuje on zarówno USA, jak też Iranu. Współpraca tych państw dawałaby Irakowi poczucie stabilności.  

Mowa jest o tym, że do eksalacji konfliktu mogłoby dojść na terenie Iraku właśnie. Co ciekawe, obie strony, Iran i USA, odnosiły się do siebie bardzo ostro, ale Donald Trump zapowiedział również, że jeśli Teheran będzie gotowy, może się spotkać z przedstawicielami Iranu. Rozmowy nie są obecnie realne?

Rozmowy są obecnie mało prawdopodobne. Prezydent USA chciałby z pewnością zawrzeć nowe porozumienie z Iranem, które będzie lepsze niż to, które wynegocjowano za Baracka Obamy. Pierwotnie administracja amerykańska chciała sądzić, że swoimi działaniami zmusi Iran do nowych negocjacji – ale to tak nie działa.

Prezydent Iranu Hassan al-Rowhani także mówił, że opowiada się za rozmowami ze Stanami Zjednoczonymi, ale nie na obecnych warunkach. Ale w tle zapewne są jeszcze interesy obu państw na Bliskim Wschodzie, a także kwestia Syrii, Izraela. Iran grozi czasem wręcz zniszczeniem Izraela. Chodzi może też o inne działania Iranu na Bliskim Wschodzie. Iran oskarżany jest o wzniecanie terroru w wielu miejscach świata. Zapewne chodzi też o finansowanie różnego rodzaju bojówek.

W mojej ocenie obecna administracja w Waszyngtonie jest z pewnością pod dużym wpływem rządu Benjamina Netanjahu. Nie jest jednak tak, że w Izraelu kwestia Iranu nie wywołuje sporów – też nie ma jednomyślności co do tego, jak z Iranem postępować. Iran nie stanowi dla Izraela zagrożenia „egzystencjalnego”, to znaczy nie ma obecnie możliwości zniszczenia Izraela, nawet gdyby przywoływać takie propagandowe wypowiedzi irańskich urzędników. Gdyby miał, Izrael zapewne odpowiednio na to by zareagował.

USA jednak oskarżają Iran o sianie terroru na świecie. Iran oskarżany jest o finansowanie pewnych bojówek, na przykład islamistów w strefie Gazy. Państwa europejskie zaś, zdaniem części analityków, tego zagrożenia nie dostrzegają.

Tak, Iran wspiera rządy innych państw, partie i grupy zbrojne w różnych miejscach na Bliskim Wschodzie. Pytanie tylko, jakie one stanowią zagrożenie i dla kogo, a także czy inne państwa: Rosja i Stany Zjednoczone nie robią dokładnie tego samego? Przykładowo Iran i USA popierają przeciwne strony w konflikcie w Jemenie: Iran politycznie popiera mniejszość zajdycką Huthich, a Stany Zjednoczone popierają Arabię Saudyjską i rząd jemeński. Tymczasem dla spokoju w Jemenie potrzebne jest współistnienie tych dwu i wielu innych stron. Wspieraniem i finansowaniem politycznych aktorów zajmuje się wiele państw. Unia Europejska i państwa członkowskie dostrzegają zagrożenie rosnących wpływów Iranu na Bliskim Wschodzie, ale autorem tego wzrostu są Stany Zjednoczone, które obalając Saddama Husajna w Iraku w 2003 r. dały Iranowi pole do popisu. Ponadto, główne pytanie dotyczy tego, jak rozwiązywać spory: czy wolimy słać lotniskowce i niszczyciele czy usiąść do stołu rozmów. Tutaj USA i Europa mają dziś rozbieżne opinie.

W każdym razie, mamy obecnie pewną próbę sił między USA i Iranem, i jak wynika z pani przewidywań, możliwa jest jej dalsza eskalacja.

Z Patrycją Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

 

Polecane

Wróć do strony głównej