Wybory do Bundestagu. Ekspert: Niemcy na pierwszym miejscu kładą bezpieczeństwo socjalne, na drugim ochronę klimatu

2021-09-25, 13:30

Wybory do Bundestagu. Ekspert: Niemcy na pierwszym miejscu kładą bezpieczeństwo socjalne, na drugim ochronę klimatu
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: FORUM/WOLFGANG RATTAY/Reuters

- Pandemia wzbudziła w Niemcach niepewność, jeśli chodzi o zachowanie miejsc pracy, utrzymanie świadczeń, pomoc państwa. Wypłaty świadczeń w czasie pierwszej fali pandemii realizowane były szybko i sprawnie, co okazało się atutem kandydata SPD, ministra finansów Olafa Scholza - powiedział portalowi PolskieRadio24.pl dr Piotr Kubiak z Instytutu Zachodniego. - W czasie kampanii ważne dla Niemców były tematy związane z ochroną klimatu, jednak dla części wyborców niektóre pomysły Zielonych szły stanowczo za daleko – dodał.


Powiązany Artykuł

forum-0633791029 (1).jpg
"Scholzomat", kampania czerwonych skarpet i kompromitujące nagranie Armina Lascheta. Kuchnia polityczna niemieckich wyborów

Dr Piotr Kubiak z Instytutu Zachodniego powiedział portalowi PolskieRadio24.pl, że tegoroczna kampania przed wyborami do Bundestagu znacznie różniła się od poprzednich - bo wówczas łatwo było wskazać zwycięzcę. Społeczeństwo śledziło z uwagą poczynania kandydatów na kanclerza, bo nie miało do nich takiego zaufania, jak do Angeli Merkel.

- Stąd tak duże znaczenie miały błędy wizerunkowe popełnione przez liderów CDU/CSU i Zielonych – podkreślił analityk.

Jak dodał, wraz z odejściem Merkel doszło do spłaszczenia sceny politycznej, w związku z czym ostateczny wynik wyborów jest trudny do przewidzenia i możliwe jest, że jedyną opcją po wyborach okaże się formowanie koalicji trójpartyjnej.

Jak zaznaczył dr Piotr Kubiak, sondaże często się zmieniały. - Każda z trzech głównych partii miała swój moment triumfu. Na finiszu kampanii SPD wysunęła się na czoło sondaży, choć startowała z trzeciego miejsca – zaznaczył.

Czytaj także:

"Wybory klimatyczne" i obawy przed ambicjami Zielonych

Ekspert ocenił, że choć kampania skupiała się na kandydatach poszczególnych partii, to jednocześnie "spoglądała" w przyszłość.  - Kampanię zdominował temat ochrony klimatu (…) Doszło do swego rodzaju licytacji między partiami. Najambitniejszy plan mieli Zieloni. Ze względu na wszechobecną problematykę ochrony klimatu,  tegoroczne wybory do Bundestagu określane są często mianem "wyborów klimatycznych" (Klimawahl 2021) - mówił.

Ekspert dodał, że gdy Zieloni w sondażach wyszli na prowadzenie, w społeczeństwie pojawiły się obawy, czy ich ambitne plany klimatyczne nie będą niosły za sobą zbyt dużych kosztów społecznych i gospodarczych. Ostatecznie poparcie dla Zielonych spadło.

"Wyborcy nie czuli się pewnie w czasie pandemii"

- Drugim ważnym tematem było zwalczanie skutków pandemii, ograniczanie jej negatywnego wpływu na niemiecką gospodarkę. Tutaj zyskiwali socjaldemokraci, ze względu na swój program socjalny i hasła sprawiedliwości społecznej, spójności, ochrony najuboższych – podkreślił dr Kubiak.

Jak zaznaczył, socjaldemokraci byli tutaj bardzo przekonujący, a problematyka ta była istotna dla społeczeństwa. - W jednym z sondaży z początku września (Politbarometer dla telewizji ZDF) zapytano wyborców, jakie tematy miały dla nich istotne znaczenie w kontekście podejmowania decyzji wyborczych. Najwięcej badanych (51%) wskazało na sprawiedliwość społeczną, a więc jedno ze sztandarowych haseł socjaldemokratów. Na drugim miejscu (39%) znalazła się ochrona klimatu – zauważył dr Kubiak.

- Kwestia bezpieczeństwa socjalnego była ważna w tej kampanii. Ważnym postulatem była lansowana przez partie lewicowe  (SPD, Zielonych, a także Die Linke) propozycja podniesienia płacy minimalnej do 12 euro za godzinę (Die Linke nawet do 13 euro). Chadecja uważa zaś, że nie będzie to korzystne dla rynku pracy. Atutem socjaldemokracji były zatem przede wszystkim kwestie społeczne – zaznaczył.

Więcej w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: Jak postrzega Pan tegoroczną kampanię przed wyborami w Niemczech?

Dr Piotr Kubiak, Instytut Zachodni: Kampania przed wyborami do Bundestagu 20. kadencji różni się istotnie od tych z ostatnich lat, tj. z 2017, 2013 i 2009 roku, gdy chadecją kierowała kanclerz Angela Merkel.

Wówczas od początku kampanii było wiadomo, kto te wybory wygra. W tym roku jest zupełnie inaczej.

Tym razem od wiosny trzykrotnie zmieniało się prowadzenie. W maju za liderów uważani byli Zieloni, od czerwca do początku sierpnia na czele byli chadecy, a następnie na pierwsze miejsce niespodziewanie wysunęli się socjaldemokraci. Do tej pory przewodzą w sondażach.

A zatem - skąd te wszystkie zmiany?

Po części zmiany wynikają z tego, że po raz pierwszy w historii Republiki Federalnej Niemiec urzędujący kanclerz nie ubiega się o reelekcję.

Wiadomo, że ten urząd zajmie nowa osoba. A partie chadeckie, które w ostatnich latach miały atut w postaci tzw. bonusu kanclerskiego, korzystały na popularności kanclerz Niemiec Angeli Merkel.

To powodowało, że niezdecydowani wyborcy byli skłonni głosować na chadecję. Mieli bowiem poczucie, że Merkel zapewnia im bezpieczeństwo, ciągłość decyzyjną. Do tego Merkel była i pozostaje nadal politykiem bardzo popularnym.

Dziś tego atutu chadecja nie ma. Tegoroczna kampania wyborcza, zwłaszcza w pierwszej fazie, skupiała się przede wszystkim na osobach kandydatów. Notowania partii zależały w dużej mierze od tego, jak postrzegani byli kandydaci na kanclerza czołowych partii. Chodzi o Zielonych, SPD, CDU/CSU.

Na początku to Zieloni wysunęli się na czoło, co wynikało m.in. z problemów chadecji. Jednak jako pierwsza problemy zaczęła mieć kandydatka Zielonych Annalena Baerbock. W czerwcu wydała książkę pt. Teraz. Jak odnawiamy nasz kraj (Jetzt. Wie wir unser Land erneuern), w której przybliżyła wyborcom swoje postulaty i program Zielonych. W jej książce odkryto jednak przepisane wypowiedzi innych osób (m.in. Joschki Fischera i Jürgena Trittina) bez podania źródeł cytatów, więc padł zarzut plagiatu. Przy okazji w jej życiorysie odkryto kilka nieścisłości. Baerbock przeprosiła za błędy, ale stała się łatwym celem ataków w mediach. Działo się to na przełomie czerwca i lipca, co zbiegło się ze spadkiem notowań Zielonych i odzyskaniem prowadzenia przez partie chadeckie.

Skończyła się zatem faza Zielonych w kampanii.

Tymczasem w chadecji długo trwała rywalizacja o to, kto otrzyma nominację kanclerską. Toczyła się ona jeszcze w kwietniu, a to odbiło się na notowaniach. Ostatecznie kierownictwo partii i zarząd CDU postawiło na Armina Lascheta, który był znacznie mniej popularny niż jego konkurent Markus Söder (przewodniczący CSU). To nie podobało się dołom partyjnym, które w większości popierały Södera. Niektórzy działacze mieli wątpliwości, czy Laschet umiejętnie pokieruje kampanią partii chadeckich. W dodatku wszystko to miało miejsce tuż po ujawnieniu afer (m.in. afery maseczkowej). w które zamieszani byli politycy CDU i CSU. Afery te kosztowały w marcu partie chadeckie utratę nawet 10 punktów procentowych w sondażach.

Gdy latem chadecy zaczęli wychodzić na prostą, wówczas  Armin Laschet przez swoje niezrozumiałe zachowanie skompromitował siebie i zachwiał kampanią CDU/CSU. W dniach 14-16 lipca zachodnie Niemcy (przede wszystkim Nadrenia-Palatynat i Nadrenia Północna-Westfalia) nawiedziła tragiczna w skutkach powódź (w Niemczech zginęło ponad 180 osób). 17 lipca prezydent Frank-Walter Steinmeier odwiedził powodzian by im dodać otuchy i zapewnić wsparcie. Gdy prezydent w wywiadzie telewizyjnym dziękował służbom za zaangażowanie w walce z żywiołem i mówił o konieczności wsparcia i solidarności z ofiarami, to kamery pokazały w tle uśmiechniętego Lascheta, który żartował z innymi członkami delegacji. Ten obraz utrwalił się w świadomości społecznej, a media społecznościowe go utrwaliły (zestawiano wizerunek uśmiechniętego Lascheta z obrazami powodzi). Później Laschet przepraszał za swoje „głupie" zachowanie, a jako premier Nadrenii Północnej-Westfalii bardzo zaangażował się w niesienie pomocy dla powodzian. Niemniej jednak na jego wizerunku powstała poważna rysa, a notowania partii chadeckich zaczęły spadać.

Tymczasem Olaf Scholz uniknął tego typu błędów. W czasie kampanii socjaldemokraci starali się przedstawić go jako potencjalnego następcę Merkel. Wskazywano na podobieństwa w ich charakterze i zachowaniu. Do tego Scholz był rozpoznawalny jako minister finansów i wicekanclerz z ramienia SPD, który firmował swoim nazwiskiem trzy i pół roku rządów obecnej koalicji. Był w niej numerem dwa, zaraz po Angeli Merkel.

Podsumowując, kampania ta różni się od poprzednich także tym, że w pierwszej fazie uwaga mediów skupiała się na kwestiach personalnych, głównie na potknięciach liderów. W drugiej (gorącej) fazie kampanii doszło do poważnych debat pomiędzy kandydatami na kanclerza i liderami poszczególnych partii. W tej kampanii każda z trzech czołowych sił politycznych miała swój moment.

Tę niepewność i niezdecydowanie można w pewien sposób wyjaśnić. Po deklaracji Merkel, że nie będzie ubiegała się o reelekcję, wyborcy poczuli się zdezorientowani. Przyszła pandemia i okazało się jak niezbędna jest ustępująca kanclerz. Żaden z obecnych liderów nie ma tak silnej pozycji, jak ona. Społeczeństwo niemieckie nie znało tych polityków tak dobrze jak Merkel, dlatego tak dużą wagę przykładano w mediach do ich potknięć, błędów.

Czy można dostrzec jeszcze inne różnice?

Właściwie wszystkie liczące się partie, może z wyjątkiem AfD, bardzo mocno w swoich tegorocznych programach wyborczych stawiały na kształtowanie przyszłości, dalekiej przyszłości. Chodziło przede wszystkim o kwestie związane z ochroną klimatu. Politycy starali się umieścić w swoich programach różnego rodzaju recepty, zmierzające do tego, żeby ograniczyć kryzys klimatyczny.

Najambitniejszy plan mieli Zieloni. A ze względu na wszechobecną problematykę ochrony klimatu, mówi się o tych wyborach także jako o wyborach klimatycznych (Klimawahl 2021).

Chodziło o to, by zapewnić przyszłym pokoleniom życie w bezpiecznym, neutralnym klimatycznie kraju. W swych programach SPD i CDU/CSU zakładały, że neutralność klimatyczną uda się Niemcom osiągnąć do 2045 roku, a Zieloni i Die Linke, że nawet wcześniej. Podobnie było w wypadku odejścia od węgla: rząd CDU/CSU-SPD przyjął program, w którym wyznaczono końcową datę na rok 2038, podczas gdy Zieloni i Die Linke postulują rok 2030. W kwestii ochrony klimatu doszło nawet do swego rodzaju licytacji między partiami.  

Drugim ważnym tematem była kwestia zwalczania skutków pandemii i ograniczania jej negatywnych gospodarczych następstw w przyszłości. Tutaj zyskiwali socjaldemokraci, ze względu na swój program socjalny i hasła sprawiedliwości społecznej, spójności, ochrony najuboższych.

Byli w tym bardzo przekonujący. W jednym z sondaży z początku września (Politbarometer dla telezizji ZDF) zapytano wyborców, jakie tematy będą miały dla nich istotne znaczenie w kontekście podejmowania decyzji wyborczych. Najwięcej badanych (51%) wskazało na sprawiedliwość społeczną, a więc jedno ze sztandarowych haseł socjaldemokratów. Na drugim miejscu (39%) znalazła się ochrona klimatu.

Jak wyglądały debaty kanclerskie przed wyborami?

W ostatnich tygodniach odbyły się trzy debaty z udziałem kandydatów na kanclerza: A. Baerbock (Zieloni), A. Lascheta (CDU/CSU) i O. Scholza (SPD), a na zakończenie każdej z nich kandydat SPD został uznany przez widzów za zwycięzcę.

W debatach tych poruszano głównie kwestie polityki wewnętrznej, polityki zagranicznej było tam bardzo mało. Tylko w czasie pierwszej debaty dyskutowano o sytuacji w Afganistanie.

W kwestii polityki wewnętrznej można było dostrzec podobieństwa między programem socjalnym Zielonych i SPD, a także ich polityką podatkową. Partie te chcą podnieść podatki dla najlepiej zarabiających, inaczej niż chadecy. Zieloni i SPD stawiają silniej na redystrybucję dóbr, CDU/CSu na gospodarkę rynkową.

Ważna była gospodarka.

Warto tutaj zauważyć, że pandemia wzbudziła w Niemcach niepewność, jeśli chodzi o zachowanie miejsc pracy, o godne wypłaty i świadczenia. Obawy wzbudziła także rosnąca inflacja pocovidowa. Niepokojąca jest również sytuacja na rynku mieszkaniowym (problemem są rosnące czynsze i niedobór mieszkań).

W pierwszej fazie pandemii pomoc finansowa państwa dla przedsiębiorców i wypłaty dla pracowników przychodziły szybko i sprawnie, co okazało się atutem Scholza. Później nie było tak łatwo i dochodziło do opóźnień wypłat np. w ramach pomocy pomostowej.

Kwestia bezpieczeństwa socjalnego była ważna w tej kampanii. Ważnym postulatem lansowanym przez SPD i Zielonych, a także Die Linke, była propozycja podniesienia płacy minimalnej do 12 euro za godzinę (obecnie to około 9,5 euro). Chadecja uważa zaś, że nie będzie to korzystne dla rynku pracy. Atutem socjaldemokracji były zatem przede wszystkim kwestie społeczne.

To bardzo ważne, czas pandemii na pewno ma swoje specyficzne priorytety.

W kampanii SPD pojawiały się nawet hasła o zimnym sercu chadeków, będących pod wpływem lobbystów.

A z kolei postulaty Zielonych w zakresie ekologii zdaniem wielu wyborców szły za daleko. Wysuwano kontrowersyjne propozycje jak np. postulat ograniczenia lotów wewnątrzkrajowych. Ludzie obawiali się przyspieszenia zmian i ich kosztów. Bali się wzrostu cen energii.

Generalnie Niemcy chcieli dostosowania życia do wymagań, związanych z ochroną klimatu, tak by zabezpieczyć się przed negatywnymi skutkami zmian klimatycznych. Pojawiły się jednak obawy związane z obecną pandemię, a tutaj Zieloni chcą natychmiastowego przekształcenia gospodarki pod kątem parametrów ekologicznych. Zdaniem wielu te plany były zbyt ambitne. Dotyczyło to przede wszystkim osób starszych.

Zieloni zapowiadali co prawda, że branże związane z ochroną klimatu przyniosą nowe miejsca pracy, ale nie podawali żadnych konkretów.

Gdy zatem Zieloni wyszli na prowadzenie, zaczęto zastanawiać się, czy rzeczywiście dobrze jest tak szybko działać na rzecz wprowadzenia zmian klimatycznych.

Współprzewodnicząca Zielonych Annalena Baerbock mówiła o rządzie klimatycznym. Zieloni proponowali m.in. przyspieszenie całkowitego odejścia od gospodarki opartej na węglu. Niemcy zaczęli się zastanawiać, czy zwycięstwo Zielonych nie zagrozi ich bezpieczeństwu finansowemu.

Jakie są prognozowane wyniki wyborów?

Na finiszu kampanii sondaże prognozują minimalne zwycięstwo SPD. Notują oni około 25 procent poparcia w sondażach, na drugim miejscu jest CDU/CSU z wynikiem 21-23 procent. Zieloni otrzymują 14-17 procent, czwarte i piąte miejsce zajmują liberałowie z FDP i Alternatywa dla Niemiec (po ok. 11%), na szóstym miejscu jest Die Linke (6-7%), która także powinna wejścia do Bundestagu.

Jeśli chodzi o kandydatów na kanclerza, zdecydowaną przewagę w sondażach ma Olaf Scholz, który zostawia daleko w tyle konkurentów. Na drugim miejscu jest A. Bearbock, a na trzecim A. Laschet (oboje cieszą się zbliżonym zaufaniem).  W przypadku Lascheta można dodać, że duża część polityków w jego własnym obozie nie widzi go w roli przyszłego kanclerza.

Jakie koalicje są możliwe?

Jeśli chodzi o potencjalne koalicje, to gra idzie o to, kto wygra wybory i wokół której formacji będą budowane koalicje. Wygrany będzie miał pierwszeństwo budowania koalicji.

Na finiszu kampanii prowadzi SPD, obecnie z około 3 punktami procentowymi nad CDU/CSU. Teoretycznie jednak większy potencjał wyborczy ma chadecja. Pytanie jednak, jak zmobilizować wyborców. Trzeba dodać, że liczba niezdecydowanych jest bardzo duża, sondaże pokazują różne dane, ale kilka tygodni temu wskazywano na 40 procent takich wyborców.

Taki poziom niezdecydowania jest dowodem na dezorientację wyborców.

Pod koniec kampanii CDU i CSU (jak również FDP) zaczęły straszyć centrowych wyborców możliwością sformowania koalicji  lewicowej (SPD, Zieloni, Die Linke). Obawy dotyczyły radykalnych pomysłów społecznych i gospodarczych Die Linke, jak również specyficznego zapatrywania tej partii na rolę Niemiec w świecie i obronność (postulat wyjścia Niemiec z NATO, a nawet likwidacji NATO). Chadecy chcą pokazać wyborcom, że wygrana SPD pociągnie za sobą koalicję z Die Linke. A. laschet podkreśla, że niedzielne wybory zadecydują o kierunku niemieckiej polityki na najbliższe lata.

Czy zainteresowani są na to gotowi?

Socjaldemokraci i Zieloni nie do końca są przekonani, że koalicja z Die Linke byłaby dobrym pomysłem, przede wszystkim ze względu na stosunek tej formacji do NATO, relacji transatlantyckich, do Unii Europejskiej. Co prawda, Zieloni i SPD nie wykluczają rozmów z Die Linke, choć mogą okazać się one trudne. Ich zdaniem ta formacja musi najpierw przemyśleć swe dotychczasowe stanowisko w sprawie obronności i polityki zagranicznej.

Inna opcja to koalicja SPD z udziałem Zielonych i FDP (koalicja świateł ulicznych, Ampelkoalition). Tu jednak może być problem z kompromisem w kwestiach gospodarczych i podatkach (liberałowie są przeciwko podnoszeniu podatków i dalszemu zadłużaniu państwa). Sama FDP wolałaby wejść do tzw. koalicji jamajskiej z CDU/CSU i Zielonymi. Z kolei ta ostatnia koalicja nie jest optymalną opcją dla Zielonych. W tym wypadku ważne byłoby zwycięstwo CDU/CSU w wyborach.

Są i inne warianty. Która opcja będzie realizowana – to zależy od wyniku wyborów.

Co możemy powiedzieć o Olafie Scholzu? Ma największe szanse, by zostać kanclerzem.

To polityk z ogromnym doświadczeniem. W SPD lokuje się raczej na prawym skrzydle. Jest uważany za eksperta w sprawach gospodarczych, to prawnik z wykształcenia.

W 2011 i 2015 roku prowadząc kampanię SPD w Hamburgu dowiódł, że potrafi dla swej partii wywalczyć zdecydowane zwycięstwa.

Od marca 2018 roku kieruje resortem finansów, jest wicekanclerzem i drugą osobą w rządzie. Jest w tej roli doceniany nawet przez samych chadeków. Okazał się nie tylko dobrym administratorem finansów państwa, ale potrafił również skutecznie zarządzać fianansami w czasie kryzysu.

Sam Scholz byłby skłonny postawić bardziej na koalicję z FDP niż Die Linke, blisko mu też do chadecji. Warto dodać, że w czasie kampanii lewicowe kierownictwo partii (Saskia Esken i Norbert Walter-Borjans) zostało nieco „schowane", by swymi radykalnymi pomysłami nie zrażać wyborców o orientacji  centrowej. W efekcie w dużym stopniu dzięki Scholzowi notowania SPD bardzo wzrosły. W porównaniu z notowaniami z początku roku nastąpiło niemal podwojenie liczby sympatyków SPD.

Scholz jest cenionym politykiem, ale od czasu do czasu zdarzały się w jego karierze pewne sprawy oceniane były niejednoznacznie. Jeśli chodzi o okres, gdy stał na czele Senatu (rządu) Hamburga, nie do końca jasna jest kwestia niedostatecznego nadzoru miasta w związku z aferą Cum-Ex (chodzi o niedozwolony obrót akcjami w celu uniknięcia opodatkowania, prowadzony m.in. przez bank Warburg). Scholz kilka razy składał zeznania w tej sprawie.

Gdy podczas szczytu G20 w Hamburgu w 2017 roku, doszło w mieście do zamieszek, padały oskarżenia, że miasto, na czele wówczas z Scholzem, nieodpowiednio przygotowało się na ewentualność rozruchów.

Niedawno, w czasie gdy był już ministrem finansów, pojawiły się wobec niego zarzuty w związku z upadkiem giganta branży płatniczej, firmy Wirecard. Chodzi o to, że organ BaFin kontrolujący spółki, wchodzące w skład indeksu DAX, nie sprawował dostatecznego nadzoru nad tą firmą, która okazała się bankrutem.

Z kolei we wrześniu prokuratura przeprowadziła przeszukania w resorcie finansów i sprawiedliwości w związku ze śledztwem prokuratury z Osnabrück. Prowadzi ona dochodzenie w sprawie podlegającego formalnie Scholzowi oddziałowi Financial Intelligence Unit, jednostki która miała nadzorować podejrzane transakcje. Wedle śledczych chodzi o to, że raporty o podejrzanych transakcjach dotyczących prania brudnych pieniędzy – nie zostały przez FIU przekazane policji i sądownictwu. 

Scholz musiał tłumaczyć się w tej sprawie przed komisją parlamentarną. Jednak zdaniem SPD była to próba zdyskredytowania Scholza, bo nie odpowiada on bezpośrednio za działania FIU, tylko formalnie podlega ona ministerstwu.

Atutem Scholza jest jednak doświadczenie, opanowanie, rzeczowość, wiedza merytoryczna. Do tego, nawet gdy jest atakowany, te ataki nie dotykają go w szczególny sposób, podobnie jak było to z kanclerz Angelą Merkel.

Co zmieni w niemieckiej polityce odejście Angeli Merkel?

Odejście Merkel zbiegło się ze spłaszczeniem niemieckiej sceny politycznej. Widzimy to bardzo wyraźnie w kampanii. W przeszłości przewagę miały dwie duże partie. Obecnie zwiększyła się rola partii średnich, wśród partii brak jest zdecydowanych liderów z notowaniami na poziomie 30-40 procent.

To oznacza, że jest tylko jedna opcja koalicji dwupartyjnej (tzw. wielka koalicja z udziałem SPD i CDU/CSU), poza tym w grę wchodzą koalicje trójpartyjne. Tylko tak można osiągnąć pułap ponad 50 procent mandatów w Bundestagu.

Jakie wyzwania czekają Niemcy po wyborach?

Widać dwa główne wyzwania. Pierwsze to zniwelowanie skutków pandemii. Drugie to przeprowadzenie zmian w gospodarce i w wymiarze społecznym, by dostosować Niemcy do wyzwań związanych z ochroną klimatu. Mowa jest o ograniczeniu emisyjności, wprowadzeniu nowoczesnych technologii neutralnych dla klimatu. Niemcy oczekują, że pozostaną jednym ze światowych liderów gospodarczych, zwłaszcza w obszarze nowoczesnych technologii.  

Co możemy powiedzieć o powyborczych Niemczech? Czego się spodziewać?

Na świecie wybory w Niemczech śledzone są z dużą uwagą. Partnerzy w UE zastanawiają się, jaki kierunek obiorą Niemcy. Są nieco zdezorientowani, bo kwestie związane z polityką zagraniczną znajdowały się na marginesie kampanii. Dopiero podczas końcowej debaty liderów wszystkich partii parlamentarnych z 23 września, poświęcono więcej uwagi tej problematyce.

Dużo zależy od tego, jaka koalicja się utworzy. Z naszej polskiej perspektywy ważna jest kwestia Nord Stream 2 i relacji z Rosją, rozwijanie współpracy gospodarczej z Niemcami, czy też niemiecka wizji przyszłej Europy. Inne istotne kwestie w tym obszarze dotyczą m.in. jakości relacji transatlantyckich, stosunku do Chin i ich polityki, sposobów prowadzenia polityki klimatycznej. O tym jednak zdecydują partie, które znajdą się w koalicji rządzącej.

Nie spodziewałbym się jednak rewolucji. Należy oczekiwać kontynuacji dotychczasowego kursu w polityce zagranicznej.

W kontekście relacji z Rosją najlepsza byłaby tzw. koalicja jamajska z udziałem FDP, chadeków, Zielonych. Można by sobie wyobrazić jej bardziej krytyczne ustosunkowanie się do NS2. Zieloni to partia najbardziej przeciwna polityce Putina, przykładająca dużą wagę do praw człowieka, praworządności.

Wszystko zależy jednak i od pozostałych partnerów w koalicji. Jeśli Zieloni znaleźliby się w koalicji z DIe Linke i SPD, to trzeba byłoby znaleźć kompromis. Ważne jest też, kto zostałby kanclerzem i szefem dyplomacji. Pamiętajmy jednak, że to kanclerz wytycza kierunek w polityce zagranicznej, a szef MSZ go realizuje. A tutaj - bez względu czy będzie to Laschet czy Scholz - znaczącej zmiany nie będzie. Podczas ostatniej debaty padło pytanie skierowane do A. Lascheta, czy jest za otwarciem NS2. Ten bez wahania odpowiedział "Tak".

 

***


Z dr. Piotrem Kubiakiem z Instytutu Zachodniego rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej