Ekspert: pełna kontrola Chin nad 5G to byłby poważny problem. Chodzi o stabilność Zachodu

2020-05-06, 14:30

Ekspert: pełna kontrola Chin nad 5G to byłby poważny problem. Chodzi o stabilność Zachodu
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Shutterstock/QinJin

Chińskie firmy technologiczne mają określone zadania – m.in. realizację celów władz w Pekinie. Głównym zadaniem jest rozszerzanie wpływów na rynkach światowych, by wspierać proces budowy prymatu technologicznego Chin. I potem taka właśnie firma, zależna od Pekinu, miałaby poprzez 5G móc decydować o funkcjonowaniu np. infrastruktury krytycznej w kraju, który z tej technologii korzysta - mówi portalowi Polskieradio24.pl dr Marcin Przychodniak (PISM).

  • Chińskie firmy są narzędziem chińskich władz, są im podporządkowane, muszą na różnych poziomach np. współpracować z chińskim aparatem bezpieczeństwa – dlatego de facto oddanie im pełnej kontroli nad funkcjonowaniem 5G oznaczałoby dostęp władz chińskich do narzędzi mogących potencjalnie zdestabilizować funkcjonowanie Zachodu – wyjaśnia ekspert
  • Jak zaznacza analityk, Chiny rywalizują z USA w ramach czwartej rewolucji technologicznej, a jednym z elementów tej rywalizacji jest wpływ na standardy i regulacje. Jednak chińska wizja, powstała w państwie autorytarnym, to głównie internet zamknięty, a technologie służą nie tylko rozwojowi gospodarki, ale także niedemokratycznej kontroli nad społeczeństwem i inwigilacji
  • Jak wyjaśnia ekspert, państwo uważa firmy technologiczne za narzędzia do realizacji swoich celów osiągnięcia dominacji technologicznej na świecie – stąd wspiera ich funkcjonowanie za pomocą subsydiów, rozwiązań technologicznych, ekspertów etc., jednocześnie wiele zachodnich firm nie ma dostępu do tego sektora na chińskim rynku

Powiązany Artykuł

pap_20191001_06N (1).jpg
CHINY ADOPTUJĄ DOKTRYNĘ NUKLEARNĄ ROSJI. OFICJALNIE SIĘ DO TEGO NIE PRZYZNAJĄ

CZYTAJ TAKŻE: "5G TO WYBÓR GEOPOLITYCZNY, CHODZI O BEZPIECZEŃSTWO PAŃSTWA" >>>

- Chiny zidentyfikowały tzw. trzecią rewolucję przemysłową, której symbolem jest internet jako podstawa dotychczasowej dominacji USA. Uważają jednak, że w ramach trwającej "czwartej rewolucji"  - czas na Pekin, który chce w ten sposób zdominować sferę nowoczesnych technologii na kilka dekad – mówi portalowi PolskieRadio24.pl dr Marcin Przychodniak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Temu celowi ma służyć m.in. technologia 5G.

W praktyce, jak zaznacza ekspert, Chiny mają z tym wiele problemów. Jednak w 5G i inne technologie chińskie państwo wkłada olbrzymie pieniądze. Stawia przed wybranymi firmami zadanie zdobywania kolejnych rynków. A chińskie firmy, także prywatne, są poprzez prawo, i wiele sieci formalnych i nieformalnych powiązań, uzależnione od chińskich władz, muszą m.in. współpracować z aparatem bezpieczeństwa – zauważa analityk PISM.

Analityk przypomniał, że 5G oznacza zautomatyzowane fabryki, autonomiczne samochody, inteligentne miasta, nowe rozwiązania w infrastrukturze energetycznej. - Jest zatem obawa, że obecność podmiotu zależnego od ChRL, której interesy nie są do końca zbieżne z interesami państw, UE, czy USA, może generować określone problemy, zwłaszcza w ramach infrastruktury krytycznej – zaznaczył.

CZYTAJ TAKŻE: RÓŻNICA POTENCJAŁÓW CHIN I USA JEST DUŻA. W CHIŃSKIM TELEFONIE NIE MA WIELE MYŚLI TECHNICZNEJ CHIN >>>

Powiązany Artykuł

pap_20191001_0AK (1) (1).jpg
Ekspert PISM: Chiny najszybciej modernizują arsenał nuklearny; robi to także Rosja

CZYTAJ TAKŻE: "Ścisłe kierownictwo partii Chin biznes rodzinny, układ rodzinny. Nie ma mowy o merytokracji, nagrodach za zasługi" >>>

- Istota problemu dotyczy współpracy z podmiotem, którego interesy ze względu przede wszystkim na odrębny system polityczny są inne niż interesy państw zachodnich. Wchodząc w interakcję z podmiotem chińskim w zakresie 5G czy AI, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jesteśmy w stanie zrezygnować nagle z tego, co on mam oferuje w sytuacji, gdy nasze interesy nagle staną się sprzeczne, na przykład, gdy dojdzie do określonego. Czy jesteśmy w stanie nagle zerwać współpracę lub przestawić się na droższe rozwiązania? – zauważa.

Ale sytuacja jest niestety bardzo skomplikowana. - Duża część sieci komórkowej w standardzie 4G, którego teraz powszechnie używamy, jest już oparta na urządzeniach chińskiej firmy Huawei, bo ona najczęściej ma korzystny stosunek ceny do jakości produktów. W związku z tym była najczęściej wybierana. Zaś w pierwszym etapie tworzenie 5G oznacza podniesienie jakości 4G, który jest oparty na chińskich urządzeniach. Stąd dylemat – jeśli trzeba będzie usunąć Huaweia z sieci, to jest to prawie niewykonalne (a przynajmniej bardzo drogie) w wielu państwach europejskich – zauważa analityk.

Tymczasem, jak mówił ekspert, technologie to nie tylko narzędzie budowy znaczenia Chin w gospodarce światowej. To także istotne narzędzie do kontroli społeczeństwa i jego zachowań z wykorzystaniem danych i algorytmów. W państwie niedemokratycznym prawa obywateli nie są nadrzędne wobec państwa, obywatel może dochodzić swoich praw przed sądem, ale sąd ten jest zależny od decyzji partii rządzącej.

Więcej o ekspansji technologicznej Chin, jej kulisach i zagrożeniach – w rozmowie.

***

Powiązany Artykuł

Chiny partia 1200
Ekspert: statystyki dotyczące zachorowań zmieniano w Chinach na różne sposoby i wielokrotnie

PolskieRadio24.pl: Temat nowych technologii wysuwa się w ostatnim czasie na pierwszy plan – a w tym zakresie szczególnie wart uwagi jest wątek Chin. Już tylko wchodząc do salonów z telefonami komórkowymi, możemy się przekonać, jak ważna dla Chin jest sfera technologii i komunikacji. Obszar ten bardzo mocno zazębia się z bezpieczeństwem – i dlatego zapewne warto mu się przyjrzeć, gdy na świecie, w Europie, zapadają kluczowe decyzje w sprawie nowych technologii. Sytuacja z pewnych względów może budzić niepokój. Czy można powiedzieć, że Chiny dopiero nadchodzą – czy trzeba przyznać, że to już się stało, już nadeszły i już tu są?

Dr Marcin Przychodniak, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Sfera technologii jest kluczowym aspektem szeroko pojętej chińskiej polityki. Chodzi o nowe standardy w przesyłaniu danych komórkowych, danych w sieci, 5G, ale także w zakresie baz danych, sztucznej inteligencji, procesorów, monitoringu wizyjnego, przetwarzania obrazu, systemów innego rodzaju, np. mierzących nam temperaturę.

Chińskie firmy technologiczne już nadeszły, są obecne  na całym świecie. Tu jednak bardzo istotną kwestią jest, z czego wynika ta pozycja - czy Chiny są na tyle kreatywne i zdolne w tworzeniu nowych rzeczy, czy kupiły nową technologię, czy zdobyły dzięki szpiegostwu przemysłowemu ? Trzeba zapytać, o wielkie chińskie koncerny jak Huawei, ZTE, Tencent – czy ich pozycja na świecie i w Chinach została zbudowana zgodnie z regułami uczciwej konkurencji.

Chodzi o to, w jakim stopniu sukces jest zasługą ich samodzielnych działań?

Trzeba uwzględniać decyzje władz w Pekinie, które zdecydowały się włożyć w proces rozwoju technologii olbrzymie środki. Zainwestowano olbrzymie pieniądze w koncerny, które z założenia mają konkurować z zagranicą. To jedna z przyczyn ekspansji chińskich technologii. Druga kwestia to blokowanie chińskiego rynku dla konkurencji z zewnątrz. Trzecia to rozmiar rynku wewnętrznego, który pozwolił tym firmom rozwinąć swoją pozycję w samych Chinach, aby potem móc skuteczniej konkurować z zagranicą.

Powiązany Artykuł

Chiny 1200 free
Chińska propaganda i dezinformacja - to dopiero początek. Ekspert o tym, jak należy z nią walczyć: trzeba inwestować w analityków, think tanki zajmujące się Chinami, nie tylko Rosją

Ekspansja chińskich firm technologicznych to zatem proces kierowany przez władze w Pekinie. A zachodnie firmy nie miały szans na uczciwą konkurencję, jeśli chodzi o działalność w Chinach?

Jeśli chodzi o internet, usługi związane z danymi, rynek chiński jest generalnie zamknięty dla Zachodu, w tym dla wielkich amerykańskich koncernów jak Facebook, Google. One starały się wejść na ten rynek, zwłaszcza Facebook liczył na zgodę władz chińskich, ale się jej do tej pory nie doczekał. Ich główne serwisy w Chinach są zablokowane przez państwo, a dostęp wymaga korzystania z tzw. VPN – oprogramowania oficjalnie zdelegalizowanego w Chinach. Są oczywiście pewne wyjątki od reguły.

Tymczasem część osób, nie mając tej wiedzy, może postrzegać te chińskie koncerny jako zwykłych uczestników rynku.

Światowa gospodarka nie jest zbiorem równych sobie podmiotów. Możemy zarzucić wiele też amerykańskim koncernom, na przykład  w kwestii opodatkowania  - to głośny ostatnio temat, ale to innego rodzaju zagadnienie, innego rodzaju problem niż w przypadku Chin. Nie ulega jednak wątpliwości, że władze w Chinach świadomie chcą stworzyć swoim firmom pozycję międzynarodową porównywalną do tej, którą mają obecnie – choć osiągniętą innymi metodami – firmy z USA.

W Chinach internet jest oddzielony od reszty świata, koncerny muszą zaś działać zgodnie ze zleceniem władz, a wiąże się to niestety z kontrolą nad społeczeństwem.

Spójrzmy na genezę takiego stanu rzeczy. Dla Chin to, co dzieje się obecnie, czyli – jeśli posłużyć się terminologią Alvina i Heidi Tofflerów oraz Klausa Schwaba - tzw. czwarta rewolucja przemysłowa i przejście do wirtualnej rzeczywistości w sensie danych, pracy, wykorzystania internetu w sposób masowy, jest kolejnym etapem rywalizacji międzynarodowej. Co ważne, Chiny identyfikują ten etap jako nierozstrzygnięty.

Pekin zidentyfikował to, co się stało wcześniej – podczas trzeciej rewolucji przemysłowej - jako zwycięstwo Stanów Zjednoczonych. Chodzi o powstanie internetu w USA, a potem fakt, że przez wiele lat formalny, choć nieegzekwowany, nadzór nad rejestracją domen i funkcjonowaniem sieci w wymiarze globalnym miały Stany Zjednoczone. USA zdominowały sferę internetu w zakresie realnego wpływu, liczących się marek i globalnych koncernów.  

Chiny uznały, że obecnie chcą i mają możliwość zająć taką pozycję, jak wcześniej Stany Zjednoczone. Pekin chce wygrać tę rywalizację, bo uważa, że to pozwoli mu uzyskać na kilkadziesiąt lat prowadzenie w zakresie rozwoju gospodarki, narzucania pewnych standardów i wpływów na świecie - w sensie technologicznym.  W praktyce Pekin ma z tym wiele problemów, ale tak prezentuje się plan polityczny.

Symbolicznym elementem jest 5G. Stąd nacisk władz chińskich na budowę potencjału 5G w Chinach i eksport na zewnątrz. Stąd np. Huawei, niby prywatna firma, a tak naprawdę w dużej mierze powiązana z władzami, a w każdym razie przez władze chroniona i promowana, ma w intencjach Pekinu konkretny cel - nawiązać współpracę z jak największą liczbą partnerów. Państwo stara się wspomagać możliwości współpracy z jak największą liczbą podmiotów na świecie. Ma to być dobitnym przykładem na to, że Chiny stają się ważnym podmiotem w czwartej rewolucji przemysłowej, wygrywają rywalizację z USA, a proponowane przez nich rozwiązania są nie dość, że tańsze to jeszcze w pełni funkcjonalne.

Problem Stanów Zjednoczonych polega zaś na tym, że nieco przespały etap 5G. W USA są firmy, które dysponują tą technologią, ale nie na taką skalę, jak ich konkurenci i nie mają one możliwości, aby uczestniczyć w globalnej rywalizacji. Nie mają możliwości tak szerokiego globalnego oddziaływania, współpracy z operatorami sieci komórkowych na świecie, jak mogą to robić europejskie Nokia, Eriksson czy południowokoreański Samsung.


PAP PAP

To jeden z wielu elementów, z powodu których 5G jest tak widoczne w rywalizacji USA i Chin oraz dlaczego Stany Zjednoczone tak naciskają na partnerów w Europie, by nie podejmowały współpracy z chińską firmą w ramach budowy tego sieciowego standardu.

Oczywiście istotne są tutaj aspekty bezpieczeństwa, nie tylko polityka.

Powiązany Artykuł

nowe technologie 5G free 1200
5G to pierwsza z serii bitwa USA-Chiny, potem będą Big Data, AI. Ekspert: nasze dane to dziś strategiczny zasób

Ten wybór może mieć bowiem potężne konsekwencje w zakresie bezpieczeństwa. Zachód i Chiny mają przeciwne wektory strategiczne, tak to określają eksperci.

Rozmawiamy bowiem o dostarczeniu przez określoną firmę, chińską czy europejską, osprzętu, który pozwala na obsługę standardu 5G w ramach danej sieci przesyłu danych. Operator komórkowy, który  podnosi standard swojej sieci, musi wykorzystać sprzęt którejś z firm. Do wyboru ma firmy europejskie albo chińskie.

Huawei jest oczywiście obecny na rynku europejskim od wielu lat. Duża część sieci komórkowej i przesyłu danych w standardzie 4G, której teraz używamy, jest oparta na urządzeniach chińskiej firmy, bo ona najczęściej miała bardzo korzystny stosunek ceny do jakości produktów. W związku z tym była najczęściej wybierana przy przetargach i w ramach zamówień przez firmy.

W pierwszym zaś etapie tworzenie 5G będzie oznaczało podniesienie jakości standardu 4G, który, jak wspomniałem, jest oparty na chińskich urządzeniach. Stąd dylemat – jeśli trzeba usunąć Huaweia z sieci, to może to być prawie  niewykonalne w wielu państwach europejskich. To może nieść ze sobą bardzo duże koszty i wieloletnie opóźnienia we wdrażaniu nowego standardu.

A tymczasem kwestia bezpieczeństwa jest bardzo ważna. Bo państwo chińskie nakłada na firmę z Państwa Środka zobowiązania dotyczące dostępu do danych, podporządkowujące firmę nakazom państwa ze względów bezpieczeństwa…

Bo firmy chińskie muszą udostępniać dane państwu, współpracować z wywiadem.

Takie nakazy wynikają z chińskiego prawa. Natomiast do tego dochodzą jeszcze powiązania nieformalne. Sieci powiązań są bardzo szerokie, a chińskim władzom łatwo jest wyegzekwować pewne założenia polityczne od teoretycznie niezależnej prywatnej firmy, zwłaszcza takiej, która chce działać za granicą. Taka firma potrzebuje wiele różnych zgód, nawet na transfer dewiz za granicę. Jest dużo mechanizmów, które pozwalają wywierać wpływ na firmy, formalnie i nieformalnie.

Trudno jest zatem mówić o niezależności chińskich firm od władzy w Pekinie. A taka właśnie firma będzie miała wpływ na to, jak 5G będzie funkcjonować w danym kraju.

5G oznacza usprawnienie przesyłu danych na tyle, że będzie to oznaczało nie tylko wykorzystanie do pasywnych rozwiązań, jak oglądanie filmów, czy prowadzenie wideokonferencji, ale także aktywnych – mowa o zautomatyzowanych fabrykach, samochodach bez kierowcy, o inteligentnych miastach, o rozwiązaniach w infrastrukturze energetycznej.

Jest zatem obawa, że obecność podmiotu zależnego od państwa chińskiego, którego państw interesy nie są do końca zbieżne z interesami państw Zachodu, UE, czy USA, może stworzyć problemy zwłaszcza w infrastrukturze krytycznej.

Nie chodzi do końca o to, że Huwaei będzie miał możliwość przechwycenia danych. Dane te w większości nie są przecież przesyłane w sposób otwarty, są szyfrowane. Nie jest to zatem automatyczne, proste, trzeba by dane rozszyfrowywać, co wymaga środków i czasu. Chodzi jednak o kontrolę nad funkcjonowaniem tej sieci.

O kontrolę nad tym, czy sieć działa – czy nie.

A może chodzić na przykład o możliwość nadzoru nad funkcjonowaniem elektrowni atomowej, czy ruchem w danym mieście.. Większość decyzji dotychczas podejmowanych  w sprawie 5G w różnych krajach starała się w pewien sposób wyłączać infrastrukturę krytyczną, np. wyłączając je do osobnych sieci, oczywiście tak samo jest w przypadku np. wojska.

Ostatecznych rozstrzygnięć w dużej części państw europejskich jeszcze nie ma. Wstępną decyzję o dopuszczeniu Huawei na pewnym poziomie podjęła Wielka Brytania, ale efekt pandemii powoduje, że i tam nie ma pełnej pewności co do tego, czy nie zostanie zmieniona. Dużo się mówi o o przepracowaniu formuły relacji z CHRL. To może wpłynąć na podejście Wielkiej Brytanii do 5G.

Mówiliśmy o tym, ile jest myśli technicznej Chin w technologicznej produkcji. W kontekście Chin wiele się mówiło wcześniej o szpiegostwie przemysłowym.

Chodzi tu raczej o pewien proceder pozyskiwania, kupowania technologii i ekspertów, którzy są potrzebni w branży technologicznej. Podczas ostatniej rozmowy wspomnieliśmy o telefonie chińskim, w którym niewiele jest chińskiej myśli technicznej.

W CHIŃSKIM TELEFONIE NIE MA WIELE CHIŃSKIEJ MYŚLI TECHNICZNEJ >>>

To systemowy problem. Można ogólnie określić go jako problem z kreatywnością w edukacji, z podejściem do nietypowego myślenia w wychowaniu, pracy nad rozwiązaniem technicznym w sposób grupowy, twórczy. Jest to jeden z elementów postępu. Nowe rozwiązania nie biorą się z odgórnego nakazu, tkwienia w schemacie myślowym, ale z wyjścia poza niego. W taki sposób powstają wynalazki.

Natomiast chiński system edukacyjny od najniższego szczebla do najwyższych nie uczy takiego zachowania. Owszem, państwo kieruje środki na wynalazki, buduje zespoły badawcze, ściąga ekspertów zza granicy, proponuje programy, nęcące naukowców wynagrodzeniem i benefitami, czasem możliwością rozwoju zawodowego. Jednak to skostniały system, oparty na pamięciowym powtarzaniu wiedzy i ogromnym szacunku dla autorytetu, ale w tym negatywnym sensie, bez możliwości kwestionowania tego, co mówią profesorowie i nauczyciele. Tego uczy się mieszkańców Chin od szkoły podstawowej do uniwersytetu.


PAP PAP

Chiny przodują w statystykach zgłaszanych patentów. Jednak trzeba też zwrócić uwagę, ile z tych patentów jest wdrożonych – w tym aspekcie Chiny nie są na pierwszym miejscu. W Chinach funkcjonują uczelnie, na których obrona pracy magisterskiej obejmuje również konieczność zgłoszenia patentu. To element systemu sztucznego pompowania statystyk przez Państwo Środka.

Władze centralne kierują olbrzymie pieniądze w jednostkowe sektory, pozyskując dla nich technologie z zewnątrz albo inwestując w podmioty w Europie, USA, Japonii, Korei Płd., czasami zdobywając owe technologie nielegalnie. Do chińskiego rynku nie dopuszcza się konkurencji. Koncerny zaś państwowe czy faworyzowane przez państwo mogą urosnąć do olbrzymich rozmiarów ze względu na wielkość rynku. To nie tylko Xiaomi, Huawei, ale też np. przedsiębiorstwa e-commerce, takie jak Alibaba.

Zgromadzony kapitał pozwala wychodzić na zewnątrz, realizować plany polityczne związane z 5G. Ten standard jest swego rodzaju symbolem. Jest też papierkiem lakmusowym. W ocenie Chin – jeśli uda się osiągnąć prymat w zakresie liczby umów podpisanych przez Huawei na świecie, będzie można znów dowodzić, że Chiny wygrywają czwartą rewolucję przemysłową, a w każdym razie stają się, w poczuciu Pekinu, lepsze od USA.

Wiąże się to też z kwestią regulacji internetu na świecie. Chodzi o to, jak ma być on zarządzany, kto kontroluje standardy, czy można blokować pewne treści, strony…


PPA PAP

Tak jak robią to Chiny…

Chiny i Rosja starają się promować koncepcję suwerenności państw w sieci, w przeciwieństwie do tego, co proponuje Zachód. USA, UE proponują otwarty internet, w którym każdy ma możliwość uczestnictwa i kształtowania zasad. Każdy z podmiotów na Zachodzie, czy to firmy dostarczające internet, czy te, które z niego korzystają, mają swobodę wymiany treści. To sprawia, że internet jest cennym narzędziem pracy, swobodnej wymiany informacji.

Dyskusja o tym ma obecnie miejsce na forum ONZ. Chodzi o to, w jaki sposób uregulować internet. Wspominałem, że kilka lat temu USA zrezygnowały z czysto formalnych uprawnień w tym zakresie. Wcześniej amerykański departament skarbu miał teoretyczną możliwość blokowania pewnych domen internetowych, miał możliwość kontrolowania tego, co pojawia się w internecie. Nie korzystał z nich jednak. Te możliwości wiązały się z tym, że internet powstał w Stanach Zjednoczonych. USA ostatecznie z takiej możliwości zrezygnowały.

Dyskusja trwająca obecnie sprawdza się w głównej mierze do dylematu, czy to państwa będą miały wpływ na internet, na wzór Chin i Rosji, czy też szersze grona międzynarodowe – stowarzyszenia, grupy państw, firm, użytkownicy. Ta dyskusja nie jest nadal rozstrzygnięta. Wiadomo, po której stronie opowiadają się Chiny. Ich koncepcje związane z ograniczeniem swobód w sieci zyskują też – ze względu np. na przestępczość internetową – popularność w innych miejscach na świecie.

Chiny mają de facto zamknięty internet.

Jednym zdaniem można to tak określić. Jest zamknięty – choć czasami wybiórczo i zdarza się, co ciekawe, że w określonym miejscu i czasie jest otwierany. Np. co roku jesienią odbywał się w Chinach Światowy Kongres internetowy. Wówczas w danej miejscowości na kilka dni Pekin usuwał blokady, dając m.in. zagranicznym uczestników swobodny dostęp do dotychczas blokowanych stron. Można wtedy korzystać z wyszukiwarki Google, z YouTube i innych narzędzi, powszechnych na świecie, a niedostępnych na co dzień w Chinach.

Te strony zachodnie są poza legalnym dostępem w Państwie Środka. Można z nich skorzystać, uruchamiając pewne oprogramowanie – formalnie zakazane. Realny dostęp do nich nie jest taki trudny. Czy jednak Chińczycy ich używają? Nie bardzo – nie potrzebują. Ich internet jest tak skonstruowany, ma tak dużą ilość usług i aplikacji, że są do końca zainteresowani dostępem do narzędzi, które my uważamy za powszechne. Do tego większość z nich nie mówi w obcych językach.

Ta blokada stwarza duży problem, jeśli chodzi o biznes międzynarodowy. Wielkie koncerny światowe, które mają swoje filie w Chinach, nie mogą używać np. oprogramowania, które nie jest dostępne w Chinach. To stwarza problem w komunikacji między ChRL a resztą świata.

Czyli zamknięty internet hamuje rozwój Chin.

Jak jednak trzeba podkreślić, chiński zwrot w kierunku nowych technologii to element reformy gospodarczej, która ma odciągnąć kraj od modelu eksportowego, ma oprzeć gospodarkę na konsumpcji i unowocześnieniu, automatyzacji, cyfryzacji. W ten sposób Chiny mają dokonać postępu w 21. wieku, mają otrzymać bazę do dalszego wzrostu.

Takie były zapowiedzi sprzed pandemii. Po niej, moim zdaniem, świat nie zmieni się tak bardzo w długofalowym wymiarze. Chiny będą dalej wierne tej strategii: bo społeczeństwo się starzeje, eksport spada. Technologie wydają się najlepszym wyjściem.

Nie ma innego pomysłu.

Technologie są dobrym pomysłem. To też jest dobry pomysł dla Europy – przejście do modelu usług, napędzanych przez rozwój technologii.

W ramach kryzysu w relacjach USA i Chin toczy się obecnie dyskusja, czy skoro Chiny zbudowały sobie własny świat i mają problem z rozwijaniem relacji gospodarczych ze światem, to czy nie dojdzie do tzw. decouplingu, co postuluje obecnie Donald Trump. Chodzi o skupienie się Chin na samych sobie, rozwoju wewnętrznej konsumpcji, odcięcia od negatywnie nastawionych partnerów.  

Widzieliśmy już wyniki gospodarcze Chin w pierwszym kwartale 2020 r. - widać  duży spadek  - historyczny, bo od kiedy w 1992 roku zaczęto mierzyć kwartalne wyniki PKB, nigdy takiego nie widziano. Skoro Chiny wskazują na spadek – to zapewne tak jest, choć oficjalne dane trzeba traktować z ostrożnością.

Wiąże się to z zamknięciem gospodarki w związku z koronawirusem na około miesiąc. Jednak widać tam także lekki wzrost produkcji i duży spadek konsumpcji. Trudno Chińczyków przekonać do wzrostu tejże, bo nie czują się bezpiecznie ze względu na bardzo niski poziom zabezpieczeń socjalnych i przewartościowanie priorytetów. Chińczycy muszą oszczędzać, jeśli oczywiście mają z czego, by na starość mieć pieniądze na życie, by mieć oszczędności dla siebie, dla rodziny, na leczenie. Pandemia spowodowała, że ludzie w Chinach nie tyle wydają, ile gromadzą pieniądze, w obawie przed utratą pracy etc. Duża część z nich tę pracę już straciła. Dodajmy, że chińska służba ochrony zdrowia jest droga, nawet ta państwowa. Całkowite zamknięcie Chin  – teoretyczne wciąż  – wydaje się w tych okolicznościach pod znakiem zapytania.

Z drugiej strony Chiny i tak częściowo się odcinają - bo zabroniono używania systemu Microsoft w urzędach chińskich, stara się zastąpić system Android w telefonach komórkowych. Widać zrywanie więzi z Zachodem. Mówi się wiele o tworzeniu chińskich systemów.

Jednak pozostaje kwestia popytu wewnętrznego – niskiego, bo mieszkańcy Chin oszczędzają.

Zasadą jest, że trzeba dążyć do wzrostu gospodarczego. Jest on w Chinach zagrożony ze względu na przestarzały model gospodarki, a teraz dodatkowo sytuację pogarsza pandemia.

Jak to poprawić? Można to zrobić, rozszerzając współpracę z zagranicą, ale z tym jest wiele problemów, bo niektórzy partnerzy gospodarczy mają zastrzeżenia co do charakteru tej współpracy, i są to na przykład UE, USA. A to może wiązać się z pogorszeniem sytuacji Chin i możliwe, że ten problem będzie się zaostrzał. UE ma nieco inną niż USA politykę wobec Chin. Jednak także ona zmierza ku utrudnieniu funkcjonowaniu chińskich firm, w poczuciu dotychczasowych nierówności no i bo i sama będzie miała problemy gospodarcze.

Gdy zatem najważniejsi partnerzy chińscy podejmą działania, które utrudniają wzrost, to może warto skupić się na własnym rynku, na opracowaniu własnych rozwiązań, odłączyć się od łańcuchów produkcyjnych. Chodzi i o to, by pobudzić rozwój technologiczny. Pytanie, czy Chiny będą w stanie zastąpić części łańcuchów, m.in. np. zastąpić czymś tak im potrzebne procesory z USA. Trwają nad tym prace.

Chiny pracują nad sztuczną inteligencją, zbiorami dużych danych, wirtualną rzeczywistością i niektórzy oceniają, że zostawiają nas w tyle.

Chiny mają przewagę nad Zachodem – jest ich 1 miliard 300 milionów – to sprzyja rozwojowi Big Data, czy sztucznej inteligencji, która uczy się na bazie dostępu do danych. Interakcji, prób, algorytmów jest dużo więcej.

Możliwość badań i rozwoju jest większa, bo są centralnie sterowane i kanalizowane przez władze. Sztuczna inteligencja ma oczywiście zastosowanie użytkowe, usługowe, biznesowe. Ciekawy jest jednak i polityczny zamysł wykorzystania nowych technologii. Za tym kryje się koncepcja władz, że algorytm, zaprogramowany przez władze, przejmie odpowiedzialność za decyzje o losach obywatela. W pewnym sensie wiąże się to z programami wiarygodności społecznej, oceny kredytowej, oceny zachowania obywatela pod różnym kątem, w związku z tym zabierania przywilejów albo ich przyznawania, kształtowania pozycji obywatela w państwie, w społeczeństwie takimi metodami. W Chinach to wszystko odbywa się w sposób coraz bardziej zautomatyzowany. W przyszłości to algorytm miałby przejąć odpowiedzialność. Teraz obywatel czuje się poszkodowany przez władze, gdy zabiorą mu premię, możliwość latania samolotem - wini za to partię i konkretnego urzędnika. Jednak gdy o karze zdecyduje algorytm, niechęć obywatela trafi w pewną próżnię.

Chyba że obywatel pomyśli o tym, kto zdecydował o wprowadzeniu algorytmu.

Choć nowoczesne technologie mają swój aspekt gospodarczy etc., to ich wprowadzanie zakłada także proces polityczny, związany z kontrolą nad rozwojem społeczeństwa, nad społeczeństwem jako takim.

W Chinach w czasie pandemii mamy obecnie cały system aplikacji, które decydują, czy ktoś może opuścić mieszkanie, bo czy nie, czy może kupić obiad w restauracji. Aplikacje te podejmują decyzje na podstawie zgromadzonych danych, m.in. dotyczących przemieszczania się.

Rozwiązania tego rodzaju stosuje się nie tylko w ChRL, ale w kontekście koronawirusa także na Tajwanie, w Korei Południowej. Jest tu jednak pewna różnica między nimi a Chinami - kwestia sytemu politycznego.

I kwestia praw człowieka, których w Chinach się nie uwzględnia.

To kwestia dochodzenia swoich praw przez obywatela. Nie jest tak, że w ChRL obywatel jest zupełnie pozbawiony praw w kwestii np. ochrony danych osobowych. Firmy nie mogą zrobić z danymi wszystkiego, ale władze mają do nich dostęp i mogą je wykorzystać w sposób, który uznają za stosowne.

I tak w przypadku jednej z chińskich aplikacji, dotyczącej koronawirusa, jej serwery bezpośrednio połączone były z policyjnymi bazami danych. Połączenie i transfer danych były niejako automatyczne. Chodziło zaś o dane dotyczące przemieszczania się, miejsca pobytu, stanu zdrowia  - w przypadku konkretnej osoby, identyfikowanej imieniem i nazwiskiem.

W przypadku Zachodu ważne są prawa obywatela.

Na Zachodzie prawa obywatela są nadrzędne.  Choć oczywiście COVID-19 może to nastawienie nieco zmienić. To jest też właśnie różnica między ChRL a Tajwanem w kwestii podejścia do danych. Chodzi o możliwość dochodzenia do swoich praw w ramach procedur prawnych. W Chinach aparat sprawiedliwości nie jest odrębną gałęzią władz, nie ma tam trójpodziału władzy, a sędziowie są jednocześnie członkami KPCh. Aparat sprawiedliwości jest narzędziem egzekwowania polityki partii. Jeśli partia uzna, że dany przepis jest w interesie państwa, nikt już nie może stanąć w obronie obywatela.

A z zasady w demokratycznym państwie prawa – jest zupełnie inaczej. To jest podstawowy problem i różnica. Możemy dyskutować o tym, czy "śledzenie", wykorzystanie takich nowoczesnych technologii nie jest czasami konieczne. Obecnie taka dyskusja się odbywa także w Polsce. Chodzi o to, na ile naruszenie praw obywatelskich jest w warunkach pandemii konieczne, by móc opanować stan nadzwyczajny. Jednak jest to inna sytuacja w sensie bazowym, politycznym, prawnym.

Z punktu widzenia Zachodu bardzo ważne są też kwestie bezpieczeństwa – zwłaszcza jeśli chodzi o sieć 5G. Chodzi o członków NATO, wymianę informacji między nimi – powinna mieć miejsce w niezakłócony sposób.

Istota problemu dotyczy współpracy z podmiotem, którego interesy ze względu na odrębny system polityczny są inne niż interesy państw zachodnich.

Wchodząc w interakcję z podmiotem chińskim w zakresie 5G czy AI, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jesteśmy w stanie zrezygnować nagle z tego, co on mam oferuje w sytuacji, gdy nasze interesy nagle staną się sprzeczne, na przykład, gdy dojdzie do sporu, konfliktu. Czy jesteśmy w stanie nagle zerwać współpracę? Musimy zadać pytanie, czy dziedzina, w której współpracujemy, czy to 5G, czy AI, nie rodzi uzależnienia. Jeśli zaś zdecydujemy się na tak daleko idącą współpracę, że faktycznie oznacza ona uzależnienie, to trzeba zadać pytanie, czy możemy ją przerwać, czy możemy funkcjonować bez tego, co oferuje chiński partner.

Uzależnienie niesie ryzyko.

Musimy tego unikać. Nie ucieknie się jednak od współpracy z Chinami. Podejście, które cechuje administrację amerykańską w ostatnich latach, jest…

Uzasadnione?

Troszeczkę przesadzone, bo nie da się odejść od współpracy z Chinami. Jednak trzeba starać się kształtować ją tak, żeby była zgodna z naszymi interesami.

Tymczasem, jak pan mówił wyżej, w podstawowym wymiarze handlowym widzimy dysproporcję: nie możemy wejść na rynek chiński, a mamy umożliwić działania chińskim firmom.

Czasami można zrezygnować z zysków jednego obszaru, by zyskać w innym. Generalnie jednak obserwujemy problem we współpracy z Chinami, jeśli chodzi o zasadę wzajemności. Chiny tłumaczyły wcześniej, że nie mogą otworzyć rynku, bo zachodnie podmioty zdusiłyby od razu świeżo powstające chińskie firmy.

Jednak obecnie naszych sklepach niemalże wszystko pochodzi z Chin – od linijki przez czajnik po inne produkty. Nie ma żadnego polskiego czajnika.

Kiedyś Chiny prowadziły eksport kiepskich towarów, gorszej jakości, tanich. Teraz już nie tylko.

De facto mamy eksport wszystkich rodzajów produktów.

Nadal import z Chin jest podstawą naszego zaopatrzenia w wielu dziedzinach. Widzieliśmy w styczniu i w lutym, że fabryki nie miały z czego produkować, gdyż nie dotarły produkty z Państwa Środka. W wielu krajach powstaje pytanie, czy nie należy przenieść części produkcji z Chin gdzie indziej, o ile jest to opłacalne. W Chinach produkuje się półprodukty, produkty, lekarstwa, iPhone’y…

Czy jednak do przeniesienia produkcji dojdzie? Gdy pandemia minie, sprawy strategiczne mogą  jednak zejść na dalszy plan, a na pierwszy przeniosą się koszty i problemy gospodarcze?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie. To zależy od branży. Chiny nie są obecnie aż tak tanie, jako miejsce produkcji. Jest oczywiście efekt skali. Nie jest to jednak obecnie najtańszy kraj, jeśli chodzi o koszty pracy, czy budowę fabryki, nie wspominając już o problemach kulturowo-językowo-administracyjnych. Powodują one, że zbudować czy rozpocząć produkcję nie jest tak łatwo. Obecnie są już tańsze państwa na świecie, jeśli chodzi o niektóre dziedziny, np. branżę odzieżową.

Trudno powiedzieć, jak sytuacja się rozwinie. Zapewne w przypadku leków, produktów strategicznych, część produkcji przeniesie się z Chin np. do Europy.

Inna rzecz, że konsumenci po kryzysie będą mieli mniej pieniędzy. Powstaje pytanie, czy będą chcieli zapłacić więcej za dany  towar tylko dlatego, że  pochodzi np. z UE. Zależy to pewne od produktu: za koszulkę pewnie nie. Ale za antybiotyk – być może tak.

Inaczej traktuje się różne typy wydatków.

Wciąż trudno jest wysunąć wiążące wnioski w tej sprawie. Wiele będzie zależało od poziomu zamożności europejskich społeczeństw.

Można przypomnieć w tym kontekście o Azji Południowo-Wschodniej, która jest tak naprawdę zdominowana przez handel z Chinami – chodzi o państwa Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ang. Association of South-East Asian Nations, ASEAN), np. Kambodżę, Laos, Wietnam, Malezję, Filipiny, Indonezję. Chiny to dla nich podstawowy partner gospodarczy.

Ten stan rzeczy zapewne się utrzyma?

Tego też jeszcze nie wiemy. Zobaczymy.

Sytuacja jest złożona, ale ciekawa, z tego wynika, że warto rozmawiać o Chinach.

Jest takie znane i oklepane powiedzenie: gdy ktoś jedzie do Chin na tydzień, pisze książkę, gdy na pół roku – pisze artykuł, a gdy jedzie na dłużej niż rok, nic nie pisze, bo już nie wie, co ma napisać – tyle jest sprzecznych wniosków i złożonych kwestii.

Z  dr. Marcinem Przychodniakiem z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

Polecane

Wróć do strony głównej