Jakie wpływy Chin w regionie? Ekspert: w dobie pandemii są apele, by chronić Europę przed wrogimi przejęciami

2020-05-15, 05:00

Jakie wpływy Chin w regionie? Ekspert: w dobie pandemii są apele, by chronić Europę przed wrogimi przejęciami
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Shutterstock / Mirko Kuzmanovic

Chiny będą chciały zapewne wykorzystać kryzys pandemiczny – jak zrobiły po kryzysie finansowym 2008 roku, wykupując europejskie aktywa. Ale dziś w debacie w UE silne są głosy, że Europę trzeba ochronić przed wpływami chińskimi, bo Chińczycy, korzystając ze swojej relatywnej sytuacji, mogą starać się przejmować europejskie firmy - mówi portalowi PolskieRadio24.pl analityk Jakub Jakóbowski (Ośrodek Studiów Wschodnich).


Powiązany Artykuł

pap_20191001_06N (1).jpg
CHINY ADOPTUJĄ DOKTRYNĘ NUKLEARNĄ ROSJI. OFICJALNIE SIĘ DO TEGO NIE PRZYZNAJĄ

CZYTAJ TAKŻE: "5G TO WYBÓR GEOPOLITYCZNY, CHODZI O BEZPIECZEŃSTWO PAŃSTWA" >>>

- Pamięć 2008 roku prowokuje wiele obaw, że srebra rodowe, najważniejsze europejskie technologie, zostaną przez Chiny wykupione, państwa europejskie zaczynają na to reagować – mówi analityk OSW Jakub Jakóbowski. Jak zaznacza,  Komisja Europejska zachęca do tego, aby państwa europejskie, tymczasowo wykupowały udziały w spółkach po to, by nie zrobili tego Chińczycy.

- Tego typu język KE, tak bezpośrednio wskazujący na ryzyko z Chin, to jednak pewne novum. To oznaka, że protekcjonizm, czy próba redefinicji relacji gospodarczych z Chinami nadchodzi i się powiększa – zauważa analityk.

Ekspert zaznacza też, że choć tzw. dyplomacja maseczkowa Chin w regionie początkowo odbierana była dość pozytywnie, to teraz, w związku z falą chińskiej dezinformacji, Europa zaczęła przyglądać się akcjom Chin z dużą dozą podejrzliwości, odczuwając, że stara się zamącić obraz prawdy o pandemii i jej pochodzeniu.

Ekspert OSW nakreślił również, na czym polegała dotychczasowa polityka Chin w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Nie przyniosła ona żadnych większych rezultatów, Chinom nie udało się w ramach formatu 17+1 nakłonić większości państw regionu do swoich propozycji gospodarczych, za którymi, w domyśle, miały pójść polityczne wpływy.

Nieco inaczej wygląda sytuacja tylko w wybranych państwa regionu. W których? W jaki sposób Chiny starają się oddziaływać na Paryż i Berlin za pomocą formatu 17+1? Dlaczego Chiny nie osiągnęły swoich celów w Europie Środkowej? Co oferowały państwom naszego regionu? 

O tym m.in. w rozmowie.

***

CZYTAJ TAKŻE: RÓŻNICA POTENCJAŁÓW CHIN I USA JEST DUŻA. W CHIŃSKIM TELEFONIE NIE MA WIELE MYŚLI TECHNICZNEJ CHIN >>>

Powiązany Artykuł

pap_20191001_0AK (1) (1).jpg
Ekspert PISM: Chiny najszybciej modernizują arsenał nuklearny; robi to także Rosja

CZYTAJ TAKŻE: "Ścisłe kierownictwo partii Chin biznes rodzinny, układ rodzinny. Nie ma mowy o merytokracji, nagrodach za zasługi" >>>

PolskieRadio24.pl: W kontekście koronawirusa, czy widać możliwe zmiany polityki Chin wobec regionu? Czy ten kryzys gospodarczy może prowadzić do zmian polityki Chin w tym obszarze?

Jakub Jakóbowski (Ośrodek Studiów Wschodnich): Spójrzmy najpierw na plan polityczny relacji Chin i całej UE, który nieuchronnie wpływa na państwa Europy Środkowo-Wschodniej. Ostatnie tygodnie to nasilona chińska dyplomacja maseczkowa. Chiny korzystając z tego, że wcześniej minęła u nich pierwsza faza epidemii, zaczęły eksportować sprzęt medyczny do Europy. Te komercyjne w większości transporty zostały propagandowo opakowane jako wielki dar, dowód na przyjaźń Chin z Europą. W wielu krajach było to duże wydarzenie polityczne, na przykład w Serbii. 

Dyplomacja maseczkowa działała początkowo na korzyść Chin. Jednak Chiny dodatkowo zaczęły łączyć z tą akcją propagandę związaną z koronawirusem, m.in. tezę o tym, że wirus nie pochodził z Chin, że powstał we Włoszech, albo że do Chin przynieśli go Amerykanie.

Taka akcja dezinformacyjna wywołała w Europie duży sceptycyzm. Same dostawy sprzętu były odebrane dość pozytywnie, jednak fake newsy w propagandzie chińskiej nastawiły Europę inaczej. W oczach części opinii publicznej, Pekin próbował zamydlić obraz pandemii w Chinach. A przecież Chiny podczas pierwszych tygodni popełniły wiele kardynalnych błędów. To sprawiło, że efekt chińskich działań z ostatnich tygodni jest mieszany, nie jest jednoznacznie pozytywny.

Po tym naprawdę polaryzacja w regionie jeszcze bardziej się zwiększyła. Zwolennicy zbliżenia z Chinami akcentują sukcesy dyplomacji maseczkowej. Druga strona sporu zaznacza, że z dostawami sprzętu medycznego związana jest propaganda, której treść idzie wbrew odczuciom wielu obywateli Europy, którzy obserwowali na bieżąco, co się dzieje w Chinach. Teraz serwuje im się zupełnie inny i sprzeczny z tym obraz, wybielający Chiny.

Powiązany Artykuł

Chiny partia 1200
Ekspert: statystyki dotyczące zachorowań zmieniano w Chinach na różne sposoby i wielokrotnie

Czyli tak jakby maseczki miały być próbą zaćmienia, sposobem na zapomnienie o tym, o czym większość Europy już wie, czyli o historii pandemii, i jej pochodzeniu z Chin? Tym bardziej, że mieliśmy wystarczająco wiele informacji na ten temat, by wiedzieć, jak było naprawdę. Jeśli zaś chodzi o gospodarkę?

Ciągle za wcześnie, by mówić o konkretnych prognozach. Można mówić o scenariuszach. Wszystko zależy od tego, jak mocno kryzys związany z pandemią uderzy w poszczególne gospodarki – europejską, chińską i jak ten kryzys obie strony zechcą politycznie wykorzystać. Prądy, które pojawiają się dzisiaj  w europejskiej debacie, silniej niż wcześniej, to głosy, że Europę trzeba ochronić przed wpływami chińskimi, że Chińczycy korzystając ze swojej relatywnej sytuacji będą przejmować europejskie firmy, że korzystają z tego, iż kluczowa produkcja sprzętu medycznego jest w Chinach.

Istnieje możliwość, że protekcjonizm europejski, który kiełkował od lat, nasili się po pandemii i część produkcji europejskiej z Chin przeniesie się z powrotem bliżej Europy. W takim wymiarze region Europy Środkowej mógłby skorzystać. I rzeczywiście takie nadzieje rosną.

Są też inne scenariusze, na mocy których strefa euro wpada w głęboki kryzys, a Azja radzi sobie lepiej. Musimy obserwować, jak rozwija się sytuacja gospodarcza i epidemiczna.

W jednym z wcześniejszych wywiadów dla mediów przekazał pan i taką wątpliwość, że Chiny będą starały się wykorzystać słabości państw Europy, to że państwa te będą potrzebowały pomocy.

Wcześniej mówiliśmy o długofalowych scenariuszach. A jak to wygląda dziś? Dziś Chiny po przejściu pierwszej fali epidemii mają dość stabilną sytuację wewnętrzną, Europa zaś obecnie wciąż pogrąża się w kryzysie. Odbija się on na notowaniach giełd, na kondycji przedsiębiorstw.

Tak jak po kryzysie 2008 roku Chiny przyjechały z pieniędzmi, zaczęły wykupywać interesujące ich aktywa, ich inwestycje wówczas bardzo się zwiększyły w Europie, tak ten scenariusz może się potencjalnie powtórzyć i dziś. To powoduje w Europie wiele obaw, które funkcjonują od lat, że srebra rodowe, najważniejsze europejskie technologie, zostaną przez Chiny wykupione. Państwa europejskie zaczynają na to reagować. KE zachęca do tego, aby państwa europejskie, tymczasowo jak rozumiem, wykupowały udziały w spółkach po to, by nie zrobili tego Chińczycy. Tego typu język z Brukseli, tak bezpośrednio wskazujący na ryzyko z Chin, to jednak pewne novum. To oznaka, że protekcjonizm, czy próba redefinicji relacji gospodarczych z Chinami nadchodzi i poparcie dla niego się powiększa.

Jeśli mówić o wpływach chińskich w regionie Europy Środkowej – jak one tak naprawdę wyglądają, wyglądały do czasu pandemii koronawirusa? Bo wiele się mówi o nich, wiemy, że są, wiemy, że Chiny próbują oddziaływać na region, ale te działania są nietransparentne – i pewnie przez to nieoczywiste. I pewnie dlatego mało kto potrafi je właściwe opisać i ma poczucie, że ma o nich pełną wiedzę. W jaki sposób przejawiały się do tej pory się w naszym regionie?

Powiązany Artykuł

Chiny 1200 free
Chińska propaganda i dezinformacja - to dopiero początek. Ekspert o tym, jak należy z nią walczyć: trzeba inwestować w analityków, think tanki zajmujące się Chinami, nie tylko Rosją

Europa Środkowo-Wschodnia dla Chin był to ostatni region na świecie wobec którego Chiny zaczęły formułować spójną politykę. Osiem lat temu w 2012 roku w Warszawie powołano format 16+1, który po dołączeniu Grecji przekształcił się  17+1. Od tego momentu Chiny zaczęły w sposób systematyczny rozwijać relacje z Europą Środkowo-Wschodnią. Wcześniej były one niezbyt dobre, szczególnie po 1989 roku, gdy region się zdemokratyzował, a Chińczycy poszli zupełnie inną drogą. Spowodowało to wiele konfliktów.

Po 2012 roku po kryzysie finansowym, w czasie kryzysu strefy euro, Chiny doszły do wniosku, że to jest dobry moment na to, by spróbowały wkroczyć do regionu w szerokim wymiarze.

Początkowe chińskie cele i wyobrażenia zakładały, że region relatywnie zacofany gospodarczo, potrzebujący kapitału, będzie z Chińczykami współpracował – w wymiarze pożyczania pieniędzy na rozwój infrastruktury, lokowania chińskich inwestycji. Takie były pierwotnie chińskie cele. Za tym szły też cele polityczne.

Pekinowi zależało na budowaniu relacji z nowymi państwami Unii Europejskiej – to była dla niego wcześniej biała plama.

Jednak z perspektywy ośmiu lat tych relacji w dzisiejszym wymiarze – pierwotny pomysł Chin na region nie był sukcesem. Nie powiódł się. Przyczyniło się do tego kilka czynników. To co Chiny zaoferowały regionowi jako warunki finansowania i warunki współpracy gospodarczej, nie było dostosowane do potrzeb regionu jako całości.

W rozumieniu Chin nasz region zaczyna się od granic państw bałtyckich, Estonii, Łotwy po Albanię i Czarnogórę. To de facto całe spektrum zróżnicowanych państw. Dla Bałkanów Zachodnich, państw spoza UE, to co Chiny oferowały, było interesujące z ich punktu widzenia i państwa te zdecydowały się na współpracę z Pekinem. Znaczna część Europy Środkowej tego nie zrobiła, przede wszystkim z powodów gospodarczych. To co zaoferował Pekin – po prostu nie było atrakcyjne. Chińskie kredyty nie zostały wykorzystane przez prawie żadne państwo w Unii Europejskiej, z wyjątkiem Węgier.

Chińskie inwestycje w regionie, nawet w porównaniu z japońskimi czy koreańskimi są mikroskopijne. Nie jest to coś, co można określić jako realną obecność gospodarczą.

Zreasumujmy - po pierwsze zatem państwa regionu nie były zainteresowane ofertami Chin, bo nie były one dla nich korzystne. Po drugie, plany Chin w regionie nie były zgodne z prawem Unii Europejskiej. To nie było dla UE akceptowalne – spotkało się z dużym odporem, krytyką ze strony administracji w Brukseli, państw w UE, w tym państw regionu. To sprawiło, że impet chińskiej ekspansji w regionie bardzo zmalał.

Tak wyglądała sytuacja do czasu, gdy pojawił się kolejny kamień milowy, jeśli chodzi o wpływy Chin w regionie. Chodzi o konflikt amerykańsko-chiński.

W 2018 roku Amerykanie zaczęli szerzej interesować się działaniami Chin w regionie i przeciwdziałać chińskiej aktywności. Natrafili na region rozczarowany Chinami od kilku lat, łatwiej było im działać.

Obecnie w regionie jest bardzo duża polaryzacja. Są państwa i społeczeństwa, które są krytyczne wobec Chin i nie wiążą z nimi większych nadziei. Z drugiej strony są wybrane pojedyncze państwa, które stawiają bardzo mocno na Chiny przeciwko Stanom Zjednoczonym, czasem po części przeciwko Unii Europejskiej.

Takie przykłady to dziś Serbia i Wegry. Wynika to z tego, że oba państwa wiążą z Chinami nadzieje polityczne – uznają Chiny jako istotne narzędzie polityki zagranicznej, nie tylko gospodarczej.

Tymczasem większość państw regionu oczekiwała od Chin czegoś innego - dostępu do chińskiego rynku, atrakcyjnych źródeł finansowania, zaawansowanych inwestycji. A nic z tego nie pojawiło się w Europie Środkowej na dużą skalę.

Plany powzięte w 2012 roku zakładały, że Chiny poprzez pieniądze, zainwestowane w ich założeniach infrastrukturę, będą mogły uzyskać wpływy polityczne?

Jeśli głównym środkiem pozyskania wpływów są dla Chin pieniądze i wpływy gospodarcze, to narzędzie nie zadziałało na dłuższą metę. Nie zmienia to faktu, że niektóre państwa regionu same zaprosiły Chiny do współpracy. Elity tych państw widziały w tym interes. To na przykład Węgry, Sergia, Czechy. Tam lokalne elity, lokalne interesy, dostrzegły w Chinach możliwość zarobienia dużych pieniędzy, a także prowadzenia przez to gry politycznej z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi.

Nie jest jednak wynik dużego znaczenia chińskich inwestycji dla tych państw, a raczej efekt ich własnej decyzji, by mocniej zagrać chińską kartą.

W dorocznych raportach służb, min. w Czechach, ale też i Polski, pojawia się ostrzeżenie przed aktywnością wywiadowczą Chin. Obecność Chin nie jest tylko gospodarcza.

W przypadku Chin obecność gospodarcza, polityczna, wywiadowcza towarzyszą sobie nawzajem.  Są ze sobą powiązane. Chiny patrzą holistycznie na swoją obecność w innych państwach. Obecność gospodarcza jest zawsze środkiem do uzyskania wpływów politycznych, zwiększenia swoich wpływów w dziedzinie wywiadowczej, bezpieczeństwa, intensyfikacji relacji między społeczeństwami. Dla nich te wszystkie elementy są synergiczne.

Czechy są bardzo ciekawym przypadkiem, bo tutaj wewnętrzna polaryzacja opinii na temat Chin jest chyba najmocniejsza w skali regionu. W Czechach mamy najsilniejszych w regionie krytyków Chin z powodu łamania praw człowieka. Są siły polityczne, które budują relacje z Tajwanem – to dla Pekinu nieakceptowane. Są środowiska dziennikarskie, które bardzo silnie krytykują czeski model współpracy z Chinami.

Z drugiej strony mamy środowiska biznesowo-polityczne, silnie powiązane z czeską oligarchią i byłymi działaczami Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej, które zbudowały z Chinami bardzo bliskie relacje. Ich głównym orędownikiem jest prezydent Czech Milosz Zeman. Na ich zaproszenie Chiny zaczęły w Czechach inwestować – początkowo było to kapitał quasi-prywatny. Potem uległ nacjonalizacji i dzisiaj chiński państwowy fundusz inwestycyjny CITIC posiada szereg aktywów w Czechach. W ostatnich dniach pojawiła się informacja, że zdecydował się na zakup większościowych udziałów w jednej z większych grup mediowych w Czechach – o nazwie Medea.

Przez to, że polaryzacja w Czechach jest tak duża, Chiny stały się w Czechach elementem wewnętrznej walki politycznej. Obozy polityczne krytykują się wzajemnie. Jest to dość duży przykład chińskich wpływów, jednak przy obecności dużych bezpieczników społecznych, które mogą je kontrolować.

Na Węgrzech jest zupełnie inna sytuacja – Węgry jako jedyne z państw UE wzięły dużą pożyczkę z Chin, na chińskich warunkach. Wiktor Orban podjął decyzję, że Chiny mają być dla niego rodzajem lewara, jeśli chodzi o UE, USA. Chińska obecność ma dawać mu lepszą pozycję przetargową. Do Chin podchodzi się tam bezkrytycznie w tzw. mainstreamie.

Trzeci przykład to Serbia. Tam chińska obecność jest bardzo znacząca, także finansowa i inwestycyjna. Premier Aleksander Vučić, mierzący się z trudniejszą sytuacją polityczną i gospodarczą niż państwa UE, popróbuje wykorzystać Chiny do gry z Europą o większe zaangażowanie UE na Bałkanach. Chodzi m.in. o większe możliwości finansowania. W Serbii Chiny przejęły m.in. hutę stalli Smederevo, której groził upadek. Finansują też budowę infrastruktury kolejowej i drogowej. W Serbii w przeciwieństwie do reszty regionu Chiny są gospodarczo istotnym graczem.

Z tym wszystkim wiąże się kwestia wielowątkowości chińskich działań, działania w obszarze soft power. Widać próby kształtowania opinii publicznej, powstają tzw. Instytutu Konfucjusza. Prowadzony jest lobbying.

Powiązany Artykuł

nowe technologie 5G free 1200
5G to pierwsza z serii bitwa USA-Chiny, potem będą Big Data, AI. Ekspert: nasze dane to dziś strategiczny zasób

Format 17+1, który gromadzi 17 państw regionu, teraz również Grecję, jako platforma polityczna, gospodarcza, nie jest przedstawiany jako historia sukcesu, bo nie nabrał dużej dynamiki gospodarczej ani politycznej. Jednak obserwatorom umyka to, jak 17+1 działa na poziomie społeczeństwa. To parasol, pod którym są dziesiątki różnych inicjatyw, które budują połączenia między lokalnymi władzami, dziennikarzami, środowiskami biznesowymi, kulturalnymi, edukacyjnymi. Chiny budują na wielu polach poziome reakcje ze społeczeństwem. To metoda promowania soft power, ale też budowania aktywów. W sytuacji kryzysowej są one wykorzystywane do tego, aby promować określone interesy i wizje.

Pod tym względem format ten jest bardzo ciekawy – przyniósł bowiem jakościową zmianę w zakresie budowy poziomych połączeń.

Chiny chcą mieć wpływy gospodarcze, ale łączy się to z szerszym chińskim planem. Budując Chiński Jedwabny Szlak, jak się wskazuje w analizach, strategicznie ustawiają się w wektorze przeciwnym do Zachodu, NATO, osłabiającym ich działanie. 17+1 był też interpretowany jako projekt, który miał wydzielić tych słabszych, mniejszych z Unii Europejskiej, by prowadzić z nimi osobną grę, łatwiej sobie poradzić z tym biedniejszym nieco regionem.

Funkcjonuje teza, że 17+1 ma na celu rozbicie UE. Moim zdaniem jest ona przerysowana. Realny chiński wpływ na zachowanie państw regionu na poziomie UE jest ograniczony. Wiele państw regionu nie jest zainteresowanych, by być chińskim agentem wpływu, bo nie widzi w tym żadnego interesu.

W szerszym planie europejskim Chiny traktują absolutnie priorytetowo relacje z największymi stolicami. Kiedyś był to Londyn, Paryż, Berlin – dzisiaj po brexicie – to te dwie ostatnie stolice.

Tak naprawdę znaczenie 17+1 dla Chin to głównie karta przetargowa w rozmowach, przede wszystkim z Berlinem. Chińczycy tak aranżują i rozgrywają 17+1, by włączyć jej w bieżące negocjacje z Niemcami, które traktują jako priorytetowe.

Czyli rozgrywanie jednych przeciwko drugim.

Chiny chcą stworzyć platformę, którą Niemcy będą traktowali jako coś niezwykle poważnego i rzeczywiście dzielącego Unię Europejską. Realnie – nie jest to aż tak silne narzędzie, choć w percepcji Niemiec – tak. Potem zaś używają tej karty gdy negocjują z Niemcami kwestie dostępu do rynku, technologii, kwestie polityki europejskiej. Oferują na przykład zmiany w formacie 17+1 – tego typu rozmowy toczyły się przed szczytami 17+1, minister spraw zagranicznych Chin jechał do Berlina i dyskutował o współpracy Pekinu z państwami Europy Środkowo-Wschodniej, zanim jeszcze te propozycje przedstawił państwom regionu.

Widać zatem, że Pekin traktuje ten format instrumentalnie, mniej w zakresie wpływania na politykę unijną, a bardziej jako kartę przetargową w relacjach z Berlinem i Paryżem, które są wyczulone na takie działania.

Chiny starają się tutaj stosować politykę ”dziel i rządź” - rozbijać jedność Unii Europejskiej. W pewnym stopniu robią to oczywiście składając oferty grupie 17+1. Ale głównym narzędziem wpływu są propozycje korzyści gospodarczych dla niemieckich, w zamian za korzystne dla Chin rozwiązania na poziomie unijnym. Podobnie jest w przypadku Francji.

Widać zatem próby rozgrywania UE przeciw sobie.

***

***

Z Jakubem Jakóbowskim z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

Polecane

Wróć do strony głównej