Spada deficyt i dług publiczny. Dobra wiadomość dla inwestorów zagranicznych

2019-04-01, 19:12

Spada deficyt i dług publiczny. Dobra wiadomość dla inwestorów zagranicznych
Poziom długu publicznego ma wpływ na stabilność gospodarki.Foto: Pixabay

GUS opublikował wstępną informację o relacji deficytu i długu sektora instytucji rządowych i samorządowych do PKB w 2018 roku. Deficyt tego sektora wyniósł 0,4 proc. PKB wobec 1,5 proc. PKB w 2017 r. Natomiast dług sektora finansów publicznych wyniósł 48,9 proc. PKB, wobec 50,6 proc. w 2017 roku.

Posłuchaj

Deficyt sektora rządowego i samorządowego w ubiegłym roku wyniósł 0,4 procent PKB, a dług - 48,9 procent. Do wstępnych szacunków Głównego Urzędu Statystycznego odniósł się w Polskim Radiu 24 Grzegorz Maliszewski główny ekonomista Banku Millennium (rozmowa została przeprowadzona przed oficjalną publikacją danych GUS na temat deficytu). (Sylwia Zadro
+
Dodaj do playlisty

– Patrząc z punktu widzenia deficytu budżetowego jest to najlepszy wynik w historii Polski. Odzwierciedlający po pierwsze zarówno to, w jakiej koniunkturze od kilku lat znajduje się polska gospodarka, a po drugie także działania podejmowane w celu poprawy strony dochodowej budżetu państwa – ocenia gość Jedynki Marcin Czaplicki z PKO BP.

Dług publiczny a deficyt budżetowy

Jak wyjaśniał w Polskim Radiu 24 Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, deficyt budżetowy to jest sytuacja, w której wydatki rządu, sektora finansów publicznych w danym roku są wyższe niż dochody.

– Rząd, samorządy to instytucje, które nie mają swoich własnych pieniędzy, w związku z czym ściągają je w formie podatków lub innych danin i wydają na usługi i dobra publiczne. Najczęściej, i to nie jest coś nadzwyczajnego, wydawane jest więcej niż zbierane w formie podatków lub innych danin. Ten niedobór jest określany jako deficyt – wyjaśnia Grzegorz Maliszewski.

Natomiast dług publiczny to jest skumulowany deficyt.

– Ponieważ w celu sfinansowania tego niedoboru, rząd lub samorządy zaciągają zobowiązania w społeczeństwie, u obywateli - albo u indywidualnych, albo w podmiotach instytucjonalnych, takich jak banki, czy też inwestorzy zagraniczni, czyli i w Polsce i za granicą. Osobami nabywającymi obligacje, czy też udzielającymi innych pożyczek albo kredytów mogą być instytucje krajowe i zagraniczne. Ten skumulowany deficyt powstaje przez kolejne lata, za sprawą finansowania poprzez emisje obligacji lub poprzez zaciąganie innych zobowiązań – dodaje gość Polskiego Radia 24.

Pozytywna tendencja spadkowa

Warto dodać, że ten obecnie mniejszy deficyt i spadający dług publiczny to nie jest zjawisko czy też sytuacja jednorazowa. Ponieważ jeśli porównamy ostatnie trzy lata, to widać tam zdecydowanie tendencję spadkową.

– Wiele czynników składa się niewątpliwie na tę tendencję spadkową. Począwszy od kwestii związanych z poprawą ściągalności VAT, jak i dynamiką samej konsumpcji, która z pewnością przychody z VAT poprawia. Także zarabiamy więcej, więcej osób w Polsce pracuje, mamy też więcej imigrantów, którzy płacą składki do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, przez co z budżetu nie trzeba do tego Funduszu dokładać. To wszystko się składa na tak dobry wynik, jak ten wymieniony na początku – podkreśla Marcin Czaplicki.

Czyli, jest się czym chwalić.

– Tak niskiego deficytu w odniesieniu do całego sektora do tej pory nie było. Jest to oczywiście efekt bardzo skutecznego zarządzania finansami przez minister Teresę Czerwińską. To również efekt dalszego uszczelnienia systemu podatkowego. Co ważne, wszystko wskazuje na to, że miniony rok był okresem szczytowej koniunktury – wylicza rzecznik Ministerstwa Finansów Paweł Jurek.

FUS coraz większy, a deficyt spada

Deficyt na poziomie 0,4 proc. PKB to faktycznie sukces.

– Na taki deficyt składają się trzy części. Ponieważ to nie jest tylko deficyt budżetu centralnego, ale także budżetów samorządowych oraz innych, w tym w głównej mierze Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Tu niewątpliwie deficyt na poziomie budżetu centralnego, czyli około 10 mld złotych także był bardzo niski. Na poziomie samorządowym mieliśmy także lekki deficyt związany z cyklem inwestycyjnym, ale chyba największa zasługa leży po stronie Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i tego, że jest coraz więcej osób płacących składki. Napływają one głównie z kierunku wschodniego. To już prawie 420 tys. Ukraińców, a w sumie to 500 tys. obcokrajowców odprowadza składki – tłumaczy gość radiowej Jedynki.

Rośnie PKB, spada dług

Podobne są powody spadku długu publicznego.

– Dług publiczny jest także mierzony w relacji do PKB. Czyli jeśli PKB silnie przyrasta, a u nas to było 5,1 proc. realnego wzrostu i jeżeli powiększymy to o inflację, to mamy prawie 7 proc. wzrostu nominalnego. Do tego niski deficyt. Druga kwestia to jest zadłużenie zagraniczne oraz zmiany kursu walutowego. To wszystko składa się na te liczbę – wyjaśnia dr Marcin Czaplicki.

Taka jest relacja długu do PKB. A co ze spadkiem zadłużenia w liczbach bezwzględnych?

– W liczbach bezwzględnych nie jest tak łatwo to określić. Mamy bowiem tutaj taką kwestię, że około 400 mld złotych spośród zadłużenia zagranicznego polskiego, które wynosi bilion 300 mld złotych (zadłużenie sektora publicznego) jest w dużej mierze wyrażone w walutach. W związku z tym, jeżeli zmiany kursu waluty są takie, że złoty się osłabia, niewątpliwie to działa w przeciwną stronę, ale biorąc pod uwagę skalę, w jakiej rośnie PKB, to widać ten pozytywny wpływ – uważa gość radiowej Jedynki.

Piątka PiS a deficyt

Rok 2018 był więc rekordowy, a jeśli chodzi o deficyt w 2019 roku, to zgodnie z ustawą budżetową ma on wynieść 1,7 proc. Pojawił się jednak nowy pakiet fiskalny rządu, jego koszty to około 40 mld złotych. Premier Mateusz Morawiecki ostatnio przyznał, że do jego sfinansowania – być może – będzie konieczne sięgnięcie po dług. Czy zatem można oczekiwać wzrostu deficytu w roku 2019?

– Jeżeli chodzi o cały sektor finansów publicznych, to oczekujemy deficytu na poziomie minus 1,8 proc. i na to składa się kilka części. Po pierwsze mamy szczyt napływu środków unijnych, w związku z czym wzrośnie deficyt w samorządach. Ponieważ to samorządy finansują także w dużej mierze inwestycje z pieniędzy Unii Europejskiej. Natomiast jesteśmy spokojni w 2019 roku, jeśli chodzi o finansowanie na poziomie centralnym i finansowanie tych wspomnianych planów wydatkowych – podkreśla Marcin Czaplicki.

W tym roku nie przekroczymy więc poziomu 3 proc. PKB deficytu, co jest nie tylko psychologiczną barierą, której przekroczenie może oznaczać objęcie naszego kraju unijną procedurą nadmiernego deficytu.

– Tak, tym bardziej, że nawet zakładane w budżecie 3,8 proc. wzrostu gospodarczego już obecnie okazuje się zbyt konserwatywne w stosunku do tego, czego oczekują ekonomiści w ostatnim czasie. Biorąc pod uwagę także dane napływające ze światowej gospodarki to prognozy wzrostu są podnoszone na 2019 rok. Tak więc także ten bufor związany z koniunkturą będzie większy niż można było tego oczekiwać jeszcze kilka miesięcy temu – ocenia gość radiowej Jedynki.

Spodziewany wyższy wzrost gospodarczy niż założony w budżecie może sfinansować ten nowy pakiet fiskalny Prawa i Sprawiedliwości.

– Na pewno nie przeszkodzi. Czy pomoże, to nie do końca łatwo określić, ponieważ w budżecie była zakładana inflacja na poziomie 2,3 proc. Nominalny wzrost to jest zestawienie tego realnego z inflacją. Natomiast chociażby kwestia związana z tym, że ceny energii nie rosną, a nawet spadają w ujęciu analizowanym przez GUS, to powoduje, że trochę ta część inflacyjna konsumuje część wzrostową. Niewątpliwie trzeba więc stwierdzić, że wzrost gospodarczy nie będzie przeszkadzał – wyjaśnia Marcin Czaplicki.

Deficyt to też symbol inwestowania

Na pewno lepiej nie przekraczać dopuszczalnych poziomów deficytu. Co trzeba zrobić, by tak było, a może nawet by pojawiła się nadwyżka?

– Podstawowe pytanie brzmi, czy ten deficyt jest potrzebny? Porównując nas z Niemcami, które mają dużą nadwyżkę w sektorze finansów publicznych, to ta różnica wynika przede wszystkim z tego, że my bardzo dużo inwestujemy. Jesteśmy na innym poziomie rozwoju gospodarczego. Niemcy nie budują już autostrad, mają raczej problemy z ich remontami. My natomiast budujemy, mamy dużo wydatków z sektora publicznego. Cała różnica pomiędzy Polską a Niemcami to jest różnica pomiędzy 4 proc. PKB i 2 proc. PKB, jeżeli chodzi o inwestycje publiczne. Z tego tytułu, jeżeli porównamy także dynamikę wzrostu gospodarczego – poniżej 2 proc. i 4 – 5 proc. w Polsce, to taki deficyt, jak 2 – 3 proc. nie jest czymś niepokojącym, czy niebezpiecznym, ale przekroczenie tych 3 proc. może budzić jakieś ryzyka. Tym bardziej, im większa część tego byłaby sztywnymi wydatkami, czyli nie mogącymi być zmienionymi w ramach cykli – tłumaczy gość radiowej Jedynki.

Inwestorzy zagraniczni obserwują

Z zagranicy płyną ostrzeżenia dotyczącymi tego, aby nie zwiększać poziomu deficytu i zadłużenia. Jakie znaczenie mają te wskaźniki dla naszej gospodarki w wymiarze globalnym?

– Wskaźniki deficytu i zadłużenia mają duże znaczenie, w kontekście tego, ile tego długu jest finansowane z zagranicy. Ponieważ to najbardziej interesuje inwestorów. Na to zwracają uwagę agencje ratingowe, ale biorą pod uwagę również to, że przez ostatnie 20 lat charakter wzrostu w Polsce czyli to, że byliśmy na niskim poziomie rozwoju i musieliśmy finansować się z zagranicy – ten poziom zadłużenia zagranicznego bardzo silnie wzrósł. Natomiast od trzech, czterech lat ten wzrost zadłużenia zagranicznego najpierw się kurczył, a teraz maleje. Inwestorzy zagraniczni patrzą na nas coraz bardziej przychylnym okiem – podkreśla gość Jedynki Marcin Czaplicki z PKO BP.

Unia pilnuje deficytu i długu

Granice deficytu i długu wyznacza m.in. Unia Europejska, która pilnuje, aby kraje członkowskie miały zdrową politykę fiskalną i zdrową gospodarkę. To 3 proc. PKB, jeśli chodzi o deficyt budżetowy i 60 proc. maksymalnie dla długu publicznego.

– To są te poziomy, które zaleca Unia Europejska, ale też zapisy co do długu mamy w Konstytucji RP. Są to takie poziomy, które i w ocenie międzynarodowej i wewnętrznej zapewniają stabilizację gospodarczą i równowagę makroekonomiczną. Deficyty są naturalne, ale zbyt duże są szkodliwe dla gospodarki, ponieważ oznacza to, iż dana gospodarka, dany kraj finansuje swój rozwój kredytem. To nie jest dobra sytuacja, gdyż jeśli wymknie się to spod kontroli, do doprowadzi do niekontrolowanego narastania długu. W związku z tym, żeby temu przeciwdziałać ustalane są te reguły kontrolno-nadzorcze, aby utrzymać sytuację pod kontrolą. To jakie mogą być negatywne konsekwencje niekontrolowanego narastania długu i finansowania wzrostu gospodarczego przez duże deficyty, można było zobaczyć na przykładzie Grecji kilka lat temu. Kiedy ten kraj otarł się nieomal o bankructwo – przypomina gość PR 24 Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium

Małgorzata Byrska, Sylwia Zadrożna, Błażej Prośniewski, Tomasz Matusiak, ak, NRG

.

Polecane

Wróć do strony głównej