Piotr i Janusz Tkaczukowie, właściciele największej pasieki w Polsce: rodzinna tradycja i życiowa pasja

2015-11-22, 17:00

Piotr i Janusz Tkaczukowie, właściciele największej pasieki w Polsce: rodzinna tradycja i życiowa pasja
Piotr i Janusz Tkaczukowie –właściciele największej pasieki w Polsce. Foto: D.Kwiatkowski

Mieli budować: domy, drogi i mosty, a zostali pszczelarzami , czyli tymi , którzy dbają o... przyszłość ludzkości na planecie Ziemia.

Posłuchaj

Ludzie gospodarki cz. 1 - Janusz i Piotr Tkaczukowie, właściciele największej w Polsce i jednej z największych w Europie byli gośćmi Polskiego Radia 24 (Dariusz Kwiatkowski (Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

Bo już Albert Einstein powiedział, "Kiedy wyginie pszczoła , rodzajowi ludzkiemu pozostaną tylko cztery lata "...

Piotr i Janusz Tkaczukowie są właścicielami największej w Polsce i jednej z największych w Europie pasieki pszczelej w Grzegórzkach w Warmińsko-Mazurskiem. Liczy ona około 3 tysięcy uli.

- Po wyginięciu pszczół ludzie żyliby jeszcze przez pewien czas, ale jakość tego życia byłaby coraz gorsza, ponieważ środowisko , ulegałoby stopniowej degradacji -podkreśla Piotr Tkaczuk. I przypomina, że pszczoły biorą udział w zapyleniu 75% roślin uprawnych oraz około 90% roślin dziko żyjących. Nietrudno sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby rośliny te nie mogły wydać owoców. W końcu ziemia stałaby się pustynią. Trzeba więc o pszczoły dbać.

Bracia zajmują się pszczelarstwem zawodowo od 20 lat, jest to ich źródło utrzymania.

Rodzina Tkaczuków przybyła pod Nidzicę po wojnie z Lubelszczyzny, ale historia pasieki sięga lat o wiele wcześniejszych. Już przed wojną ich dziadek miał kilkanaście uli pszczelich. Rozbudował pasiekę ojciec Stefan Tkaczuk, liczyła wówczas od 150 do 200 uli. Kiedy dziadek w 1961 roku wyjechał za chlebem do Kanady, przekazał ule synowi Stefanowi. Było ich wtedy około trzydziestu.

Pszczelarskie tradycje przejęli rodzice Janusza i Piotra. Byli nauczycielami z zawodu i to ułatwiało zajmowanie się pszczołami, ponieważ mieli wolne wakacje i mogli je poświęcić swojemu, wówczas jeszcze, hobby i powoli rozbudowywali pasiekę. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w pasiece było już od 150 do 200 uli.

Pszczoły były zatem w rodzinie od zawsze i wywarło duży wpływ na synów państwa Tkaczuków.

Trudno podać moment, kiedy złapali bakcyla, po prostu dorastali w codziennym kontakcie z pszczołami. Od wczesnego dzieciństwa towarzyszył im zapach miodu, nieobce były… użądlenia.

Jednak nie od razu zdecydowali się zostać pszczelarzami. Obydwaj ukończyli studia na Wydziale Budownictwa Lądowego w latach osiemdziesiątych.

- Mieliśmy być budowlańcami -przyznaje Janusz Tkaczuk. Pracowałem około ośmiu lat po studiach , budowałem dużo w Nidzicy jako kierownik budów , ale później przeważyła opcja pszczelarska i nie żałujemy tego. Przyczyniły się do tego osiągnięcia ojca Stefana , który cieszył się dużym szacunkiem i uznaniem w środowisku polskich pszczelarzy.

Ojciec pasjonat i wynalazca

Kiedy Stefan Tkaczuk rozbudowywał swoją pasiekę polskie pszczelarstwo dopiero zaczynało na dobre się rozwijać, było w dużej części amatorskie, brakowało w nim zawodowców. Rosło jednak zapotrzebowanie na rozmaite usprawnienia i modyfikacje, a niełatwo było zdobywać wiedzę na ten temat. I tak potrzeba stała się matką wynalazków. Pan Stefan zmodyfikował ul Dadanta , wprowadził efektywną organizację pracy, skonstruował wiele drobnych urządzeń ułatwiających codzienną pracę w pasiece. Dzielił się swoimi osiągnięciami pomagając w ten sposób kolegom pszczelarzom.

Nawiązał też kontakty z Uniwersytetem w Olsztynie, między innymi z profesorem Jerzym Wilde -obecnie szefem Katedry Pszczelnictwa i profesorem Rajmundem Sokołem z Wydziału Weterynarii.

Są one podtrzymywane przez synów. - Mamy dostęp do aktualnych wyników badań ,a zarazem pasieka jest polem do analiz i doświadczeń dla naukowców olsztyńskich zajmujących się gospodarką pasieczną - wyjaśnia Janusz Tkaczuk.

Pszczoły i ich dalekie, pracowite podróże

Tkaczukowie nie mają swoich upraw, jedynie działki własne lub dzierżawione , na których stoją ule z rodzinami pszczelimi .

To za mało, aby owady mogły zebrać dużo nektaru. Dlatego korzystają z pól rolników w promieniu około 40 kilometrów wokół Nidzicy. W tych okolicach sieje się dużo rzepaku, gryki, od których miód bierz swoją nazwę.

Pszczoły są też wywożone dalej na pożytki , które nie występują w pobliżu. Na przykład w tym roku owady zbierały nektar z pola obsianego facelią w odległości 130 kilometrów od bazy w Grzegórzkach. Ule znalazły się też w miejscach oddalonych o 500 kilometrów pod Tatrami, aby mógł powstać miód spadziowy i akacjowy.

30 tysięcy pszczół, czyli polowa roju z jednego ula musi odwiedzić około 4 do 5 mln kwiatów, aby by powstał kilogram miodu . Średnio owady muszą razem pokonać około osiemdziesięciu tysięcy kilometrów, czyli tak jakby musiały okrążyć dwa razy kulę ziemską . Wydajność z jednego ula w Grzegórzkach wynosi od 30 do 40 kilogramów podebranego miodu. Pamiętać trzeba jednak o tym, że pszczoły, aby należycie odżywiać się i wychowywać potomstwo muszą w ciągu sezonu zjadać około 90 kilogramów. Czyli tak naprawdę rodzina pszczela przynosi od 130 do 140 kilogramów nektaru do ula w ciągu roku. Pszczelarzowi pozostaje część tego dobra.

W jednym ulu, latem znajduje się zazwyczaj jedna rodzina pszczela złożona z 60 tysięcy owadów: matki, robotnic i trutni, wychowywanych przez pszczoły tylko po to , aby mogły zapłodnić matkę. Zimą ta liczba zmniejsza się do 10 tysięcy pszczół w stanie hibernacji. Pozostają w zwartym kłębie, przystosowując się do surowych warunków klimatycznych.

W  pasiece Piotra i Janusza Tkaczuków  jest około  3 tysięcy uli W pasiece Piotra i Janusza Tkaczuków jest około 3 tysięcy uli

Sposób na życie : połączyć przyjemne z pożytecznym

Trudno o inną profesję tak blisko związaną z naturą, co daje wiele radości i satysfakcji - przyznaje Piotr Tkaczuk. - Dla kogoś , kto lubi przyrodę to zajęcie wręcz idealne. Całe dnie spędzamy na łąkach i polach wśród kwitnących roślin, śpiewających ptaków, widujemy z bliska sarny i inną zwierzynę znajdującą w pasieczyskach swoją ostoję. Rocznie produkowanych jest kilkadziesiąt ton miodu. Bywają dobre lata, w których wydajność jest dwukrotnie większa niż w latach słabszych.

Sielance na łąkach i polach towarzyszy jednak ciężka praca.

Co roku około 120 razy pszczoły są transportowane w różne miejsca, aby jak najefektywniej wykorzystać sezon trwający od połowy marca do końca sierpnia. Pasieka zatrudnia pracowników, bo bez nich nie udałoby się wszystkiego zrobić. Jeszcze w chwili podejmowania decyzji o "przejściu na zawodowstwo" bracia Tkaczukowie zdecydowali , że własnymi siłami mogą "obsłużyć" najwyżej kilkaset uli.

Część pracowników zatrudniania jest sezonowo. W tym roku pracowało ich siedmiu.

Zimą pozostaje trzech plus właściciele. Koszty transportu udaję się minimalizować dzięki rozbudowaniu własnej bazy samochodowej.

W myśl prawa Tkaczukowie są rolnikami prowadzącymi dział specjalny produkcji rolnej. Mieli do wyboru dwie opcje: być rolnikami płacącymi podatek VAT, albo rolnikami ryczałtowymi , czyli regulującymi VAT zryczałtowany. Wybrali ten pierwszy sposób rozliczania się z fiskusem. VAT na miód wynosi 5%. Podatek dochodowy jest ustalany przez urząd skarbowy rokrocznie, na podstawie dochodu od jednego ula. Miód jest sprzedawany kilkoma kanałami: w beczkach firmom rozlewającym, w słoikach do których sami go nalewają, zaopatrują też hurtownie i sklepy. Coraz większa sprzedaż odbywa się też za pośrednictwem Internetu. Pasieka ma system jakości HACAP, co pozwala prowadzić sprzedaż miodów na terenie Unii Europejskiej, i w czym oczywiście zawiera się także możliwość prowadzenia sprzedaży bezpośredniej w Polsce. Przystąpienie do Unii dało nowy impuls do rozwoju pasieki.

Nieodłączną częścią składową  współczesnej  pasieki są nowoczesne urządzenia Nieodłączną częścią składową współczesnej pasieki są nowoczesne urządzenia

W 2005 roku Tkaczukowie podpisali umowę z Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, dotyczącą wsparcia przy budowie nowej hali, która pomieściła pracownię niezbędną przy produkcji miodu. Refinansowanie w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich wyniosło 60% poniesionych kosztów kwalifikowanych. Pszczelarze mogą tez korzystać z Krajowego Programu Wsparcia Pszczelarstwa, również dofinansowywanego z Funduszy Unijnych. Można z niego uzyskać wsparcie, między innymi przy zakupie matek pszczelich, leków na groźną chorobę warozę, a także przy badaniu miodu. Właściciele mniejszych pasiek mogą liczyć wsparcie ze strony Agencji Rynku Rolnego przy zakupie specjalistycznego sprzętu.                      

Podtrzymują kontakty z pszczelarzami europejskimi. Nie mają kompleksów, bo już wyrównały się różnice w poziomie wyposażenia i prowadzenia pasiek.

- Gdy zaczynaliśmy 20 lat temu naszą przygodę z pszczelarstwem, to będąc w Antwerpii na pierwszej Apimondii, czyli światowym zjeździe pszczelarzy, to robiliśmy duże oczy na widok nowoczesnych maszyn zastanawialiśmy się do czego one służą. Obecnie jak jedziemy na podobne spotkania , to widzimy ,że większość prezentowanych tam urządzeń mamy u siebie. Więc nie robią już na nas większego wrażenia.- zaznacza Janusz Tkaczuk. W pszczelarstwie używa się kilku charakterystycznych urządzeń , takich jak maszyny do odwirowywania miodu ,czy do odsklepiania ramek, na których odkładany jest miód. Różnice dotyczy ich jakości i rozmiarów.

To, co charakteryzuje zachodnioeuropejskie pszczelarstwo, to możliwości wynikające z klimatu. Pozwala on na maksymalne wydłużenie sezonu. Istotna jest też duża mechanizacja procesu produkcji, zmniejszająca koszty pracy w pasiekach. Szczególnie Włochom można pozazdrościć łatwości z jaką przygotowują certyfikowane miody ekologiczne, co zawdzięczają czystości środowiska. - Po prostu wywożą pszczoły na pożytki położone w okolicach podgórza alpejskiego i uzyskują ekomiód - podkreśla Piotr Tkaczuk.

Obawy i niepokoje

Od kilkunastu lat mówi się o problemie jakim jest ginięcie pszczół we wszystkich krajach świata. Zdaniem Tkaczuków najważniejsze przyczyny tkwią w nadmiernej chemizacji rolnictwa, czyli wylewaniu na pola hektolitrów pestycydów , a także w upowszechnianiu się monokultur na coraz większych areałach.

W efekcie tego, ostatniego jadłospis pszczół zrobił się bardzo jednolity, co źle wpływa na ich kondycję. Nie bez znaczenia jest także fakt, że w ramach przepisów unijnych, miód jest traktowany jako produkt zwierzęcy. Konsekwencją tego jest zakaz stosowania większości leków dla pszczół. Bez nich owady nie zawsze są w stanie sobie poradzić.

Reagując na żądania pszczelarzy i organizacji ekologicznych dotyczące środków chemicznych, Unia wprowadziła dwuletni, rzec można próbny, zakaz stosowania siedmiu pestycydów – neonikotynoidów . Podejrzewa się, że powodują one utratę orientacji u pszczół, ponieważ wpływają na wydzielanie feromonów, oddziaływają tym samym na układ węchowy, którym kierują się pszczoły, czyli nie pozwalają owadom wrócić do ula. Poza tym prawdopodobnie degradują ich układy trawienne.

Neonikotynoidów często używano do zaprawiania nasion. Chodziło o to , żeby rośliny były chronione już od momentu wysiania. Środki te wpływały na szkodniki, ale działały też na owady pożyteczne. Obecnie, po wprowadzeniu zakazu, nasilone są badania mające pokazać czy śmiertelność pszczół spada.

Obawy dotyczą też upowszechniania się roślin modyfikowanych genetycznie.

- Na naszym terenie, nie odczuliśmy tego problemu, ponieważ rośliny na plantacjach, z których nasze pszczoły zbierają nektar, z tego co wiemy, nie są modyfikowane genetycznie. Ale jak to jest w skali całej Europy, trudno powiedzieć –podkreśla Janusz Tkaczuk. Zdaniem pszczelarzy z Grzegórzek problem polega na tym ,że nie są do końca znane skutki stosowania GMO. Genetycznie zmodyfikowane pyłki mogą połączyć się z pyłkami innych roślin, mogą zapoczątkować proces zmian genetycznych w środowisku. Tego się obawiają.

Młodzi nie wrażliwi na romantyzm

Bliski kontakt z naturą sprawia, że pszczelarstwo otacza nimb romantyzmu. - Pracujemy z tą naturą na co dzień, cieszymy się słońcem, zapachami kwiatów i smakami lata… - opowiada Janusz Tkaczuk. Wieczorem , kiedy po pracy wjeżdżają do pasieki, otacza ich niepowtarzalny aromat świeżo zebranego nektaru . Dotychczas jednak nie odurzył najmłodszego pokolenia Tkaczuków. Na tyle, aby pójść w ślady: pradziadków, dziadków i ojców.

Na razie zajmuje się ono czym innym. Młodzi albo się uczą , albo pracują w wyuczonych zawodach. Czasami przyjeżdżają i nawet rozmawiają o pszczelarstwie. I … nie składają deklaracji dotyczących zajęcia się pasieką.

- Poczekamy, zobaczymy. Nie chcemy ich do tego zmuszać. Ta młodzież wychowywała się już w innych domach, innych klimatach, niż my wychowywani wśród pszczół .Jeżeli kiedyś zarażą się pszczelarstwem, to grunt będzie przygotowany, jeżeli nie , to trudno , pójdą swoją drogą … –podsumowuje   Piotr Tkaczuk .

Dariusz Kwiatkowski

Polecane

Wróć do strony głównej