Ludzie gospodarki: Paweł i Ernest Malinowscy z firmy Malwood. Pasja zaklęta w drewnie

2018-05-06, 16:14

Ludzie gospodarki: Paweł i Ernest Malinowscy z firmy Malwood. Pasja zaklęta w drewnie
Paweł i Ernest Malinowscy. Foto: Malwood

Uważają się za entuzjastów muzyki zaklętej w drewnianych formach, a używając mniej górnolotnych sformułowań, po prostu lubią budować instrumenty muzyczne. Chociaż może ta "górnolotność" jest jednak na miejscu, skoro przyznają, że to czym się zajmują, to życiowa pasja. Właściciele firmy Malwood, Paweł i Ernest Malinowscy przyznają, że oddanie się owej pasji stało się też sposobem na życie, a więc źródłem dochodu. Obydwaj byli goścmi audycji "Ludzie gospodarki" w Polskim Radiu 24.

Posłuchaj

Ludzie gospodarki: Paweł i Ernest Malinowscy z firmy Malwood, prowadzi Dariusz Kwiatkowski
+
Dodaj do playlisty

Wszystko zaczęło się 20 lat  temu w rodzinnym Podgrodziu, w województwie podkarpackim, gdzie założyli rodzinną pracownię.

- Rodzina już w trzecim pokoleniu pracuje w drewnie - wyjaśnia Ernest Malinowski.

Tradycje są zatem mocno ugruntowane, choć wspólnym mianownikiem kolejnych roczników Malinowskich było właśnie użycie drewna jako budulca, a nie  wytwarzanie instrumentów muzycznych. Dziadek był stolarzem, w tym fachu pracuje  też ojciec Pawła i Ernesta. Mimo tych niuansów, wspólny mianownik pozostawał niezmienny.

-  Dla nas naturalną "drogą" też było  drewno. A więc połączenie dwóch pasji: miłości do drewna i do muzyki. Spotkały się dwie rzeczy w jednym miejscu -podkreśla drugi z braci, Paweł Malinowski.

Atutem przy rozpoczynaniu działalności gospodarczej było także zdobyte wykształcenie. Obydwaj ukończyli Technikum Technologii Drewna w Tarnowie. Wkrótce po tym jak Paweł zdał maturę, Ernest w nowym roku szkolnym zaczynał naukę w pierwszej klasie. Paweł Malinowski został też absolwentem Wydziału Technologii Drewna w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

- Dzięki temu w wielu sytuacjach nie musimy wymyślać prochu na nowo, po prostu wiemy jak rozwiązywać pewne problemy - zaznacza.

W technikum dla obydwu autorytetem i mentorem był inżynier Jerzy Kornaus, uczący przedmiotów zawodowych.

- W przystępny sposób przekazywał wiedzę, potrafił zaciekawić  tematem -wspominają.

Z kolei w czasie studiów ulubionym pedagogiem Pawła był dr  hab. Marcin Zbieć, który sprawował wówczas funkcję opiekuna roku. Okazał się fascynatem gitary, więc spotkały się dwie bratnie dusze. Potrafił przekonać do wytrwałości w realizacji własnych marzeń. Bracia Malinowscy utrzymują z nim kontakty do dziś i zawsze mogą liczyć na pomoc przy rozstrzyganiu ważnych problemów z pogranicza nauki i praktycznych rozwiązań.

Amerykański epizod

Szukając swojego sposobu na życie pojechali do Stanów Zjednoczonych. Pracowali na kontrakcie w stolarni pod Nowym Jorkiem. Firma przygotowywała drewniane elementy wyposażenia wnętrz dla kontrahentów z okolic Manhattanu, gdzie rozpoczął się czas remontów po ataku na World Trade Center. Mając wykształcenie związane z technologią drewna dobrze dawali sobie radę. To, co spodobało im się u Amerykanów, to swoboda działania.

- Pracuj jak uważasz i rozwijaj się bez ograniczeń. Dopiero wtedy, gdy coś się wydarzy, na przykład jakiś wypadek, zaczynają się kłopoty. Ale póki wszystko działa, to jest OK-wspomina Paweł Malinowski, który szukał też jeszcze swojej szansy w różnych częściach Europy: w Norwegii i Londynie, ale nie nigdzie nie zagrzał dłużej miejsca. Po powrocie do Podgrodzia, wspólnie z bratem zaczął pracę na swoim. Uważają, że ich rodzinna miejscowość jest najlepszym miejscem do życia. A mają już pewną skalę porównawczą, bo bywali w różnych zakątkach świata, choćby tam, gdzie odbywają się wielkie targi związane z branżą muzyczną, a ściślej z prezentacją instrumentów w niej używanych. Jednym z takich miejsce jest włoska Cremona , określana mianem mekki światowego lutnictwa (targi Mondomusika, następnym-  Frankfurt nad Menem, gdzie odbywają się największe targi przemysłu muzycznego Musik Messe.

- Jednak najlepiej jest wrócić do domu , do własnego warsztatu i pracy nad instrumentem - przyznaje Ernest Malinowski.

W Cremonie byli już dwukrotnie , chcieliby być po raz trzeci. Na razie przywiezione stamtąd wrażenia okazały się bardzo budujące. Co więcej, pokazując swoje instrumenty, nie odczuwali żadnych kompleksów. Przekonali się, że obrana droga jest słuszna i warto było poświęcić lata żmudnej pracy związanej z lutniczą profesją. Ich marzeniem jest wystawienie instrumentów na targach Musik Messe we Frankfurcie. Na razie ze względów kosztowych pomysł spalił na panewce. Niestety nikomu nie przyszło do głowy, żeby wesprzeć tę gałąź gospodarki, która w ciągu ostatnich dziesięciu lat bardzo szybko się rozwinęła. Tymczasem kiedyś taką abstrakcją wydawała się możliwość  liderowania Polski w dziedzinie budowy jachtów. Dziś nasi producenci są czołowymi eksporterami jachtów w Europie. Tak może być z instrumentami. W dodatku są one także ważną częścią składową naszego dziedzictwa kulturalnego.

- Chcielibyśmy zobaczyć nasze stoiska na targach opatrzone pieczątką oznaczającą, że są wspierane przez państwo. Bardzo nam było żal, że nie widzieliśmy tak oznaczonych polskich stoisk na Targach we Frankfurcie już kilka lat temu. Były natomiast tak oznakowane czeskie ekspozycje, nie mówiąc o hiszpańskich, właśnie wspierane przez rządy. A przecież mamy już w Polsce co najmniej kilka marek, które doskonale sobie radzą na rynkach światowych, jeśli chodzi o produkcję gitar elektrycznych. Jeszcze do nich nie należymy, ale stale dążymy do celu - mówią.

Bracia czasami pracują jako podwykonawcy. 3 lata temu realizowali  kontrakt dla amerykańskiej firmy Washburn. Budowali dla niej krótką serię gitar elektrycznych.

Pierwszy instrument ciągle poszukiwany

Nie wiedzą, gdzie jest pierwszy instrument, wyprodukowany ćwierć wieku temu, ciągle go poszukują. Była to kopia gitary Stratocaster. Dziś ich oferta obejmuje między innymi klasyczne gitary dla uczniów II stopnia szkół muzycznych i studentów akademii muzycznych. Poza tym robią jeszcze gitary akustyczne i elektryczne.

- Przed nami jeszcze tylko gitara jazzowa - zaznacza Ernest Malinowski. Obaj bracia żartują, że przeszli drogę odwrotną niż ta wyznaczająca ewolucję  gitary, ponieważ zaczęli od końca, czyli od elektrycznej.

Kiedy się spotykamy, są właśnie po wizycie w studiu Sonos w Łomiankach, które prowadzi ich przyjaciel Andrzej Karp. Mówią z dumą, że na wyposażeniu studia jest kilka ich gitar basowych w bardzo różnych wersjach: dziewięciostrunowa i czterostrunowa z ciekawym rozwiązaniem, mianowicie przesuwanym przetwornikiem, zainspirowanym pomysłem  szefa studia, który chciał mieć instrument inny niż wszystkie. To, że ich instrumenty są tam wykorzystywane -nobilituje. Bo w studiu w Łomiankach nagrywała cała plejada naszych gwiazd, a wśród nich: Perfect, Kasia Kowalska czy Maryla Rodowicz. W tym studiu  nagrywali także wspólną płytę Anna Maria Jopek i Pat Matheny.   

Symbolem owianych mgłą tajemnicy wynalazków lutnictwa i osiągnięć tego rzemiosła są skrzypce Stradivariusa - słynnego lutnika z przełomu XVII i XVIII wieku. Bracia Malinowscy też mają swoje tajniki rzemiosła i nie dają się namówić na zbyt szerokie uchylenie rąbka tajemnicy.

- Każdy lutnik im dłużej buduje instrumenty, tym mniej chce opowiadać o samych detalach swojej pracy. Jedno co mogę powiedzieć, że istota sprawy dotyczy drewna stosowanego do budowy instrumentów i wiedzy  lutnika - podkreśla Paweł Malinowski. W przypadku gitar elektrycznych wygląda to nieco inaczej, ponieważ do ich budowy niezbędne jest nie tylko drewno, ale też osprzęt.

Drewno do zbudowania instrumentu musi być dobierane do konkretnego modelu i stosownie do rodzaju muzyki, która ma być na nim wykonywana. Szerzej rzecz ujmując, to zależność między drewnem, konstrukcją a pasmem przenoszenia przetworników. Trzeba być mistrzem, aby to dobrze połączyć. Proces twórczy zaczyna się od pomysłu jaki ten instrument ma być. Drewno dobiera się w zależności od tego na jaką część instrumentu jest przeznaczone. Bierze się pod uwagę estetykę danego gatunku drewna jak i jego właściwości akustyczne. W przypadku gitary elektrycznej do budowy korpusu może być użyty mahoń i inne  gatunki egzotyczne, a z polskich gatunków: olcha, jawor falisty, klon, jesion. W pozyskiwaniu surowca pomaga trzeci, najstarszy z braci, Krzysztof, który zapoczątkował w rodzinie  budowę instrumentów, a teraz zapewnia dostawy drewna potrzebnego do ich budowy.

Doceniani nie pod swoją marką

Wśród ich klientów jest między innymi zespół Hunter, a także muzycy, którzy nagrywali ścieżkę dźwiękową do filmu Jerzego Skolimowskiego pt. "Essential  Killing".

- Jest kilku sławnych wykonawców, którzy używają naszych instrumentów. Są wielcy artyści, którzy nam dopingują, ale nigdy z naszymi instrumentami się nie pokażą, ponieważ mają kontrakty z  dystrybutorami największych producentów i muszą używać ich instrumentów. Wielu nagrywa korzystając z naszego sprzętu, ale oficjalnie się do tego nie przyznają - mówi Paweł Malinowski.

Na razie pracownia nie przynosi "kokosów", a przychody  są inwestowane w rozwój. W przypadku Malwood, to działalność  gospodarcza rozliczana na zasadzie ryczałtu. Dla fiskusa są numerem NIP-u, dla muzyków artystami lub rzemieślnikami. Dla wielu są lutnikami, ale nie dla wszystkich. Związek Artystów Lutników ma wątpliwości co do przyznania im takiego miana. Nie są członkami tego szacownego stowarzyszenia, zrzeszającego lutników klasycznych, czyli wykonujących skrzypce, wiolonczele, kontrabasy. Mało jest w nim producentów gitar klasycznych. Co gorsza gitary elektryczne dla owych tradycyjnych lutników w ogóle nie są instrumentami.

- To marnowanie drewna. Tak to kiedyś, chociaż w żartach, określił  jeden z szacownych lutników -wspominają Paweł i Ernest Malinowscy. I wyrażają nadzieję, że kiedyś jako producenci gitar elektrycznych zostaną przyjęci do grona klasycznych lutników.

Gdy praca jest przyjemnością, a przyjemność pracą

Obydwaj są bardzo zajęci, ale pracują na innych "odcinkach" procesu produkcji i na innych zasadach. Ernest zajmuje się wykańczaniem instrumentów, między innymi dba o ich polakierowanie. Dom jest jego miejscem pracy, bo w nim mieści się pracownia.

- Moje dzieci są w tej komfortowej sytuacji, że mają zawsze ojca na miejscu - dodaje.

Paweł  odpowiada natomiast za dobór drewna i wszystko to, co dotyczy tak zwanego surowego instrumentu. Dojeżdża do pracowni i zdarza się, że zaangażowanie w to co robi nie pozwala mu poświęcić wystarczająco dużo czasu rodzinie. Jest wdzięczny żonie za wyrozumiałość, ale ma świadomość tego, że nieraz mimo woli nadużywa jej cierpliwości. Czy w tej sytuacji mają jakieś wolne chwile dla siebie, na zajęcie się jakimś hobby? Kiedy bywa ciężko z czasem, nieraz wszystko obracają w żart twierdząc, że właściwie nie pracują, bo to co robią to jest właśnie hobby.

Niestety jego granice wyznaczają przepisy dotyczące prowadzenia działalności gospodarczej. Te ostatnie, ich zdaniem, wymagają udoskonalenia. Małym i średnim firmom trzeba umożliwić nabranie drugiego oddechu - uważają bracia Malinowscy. Ten pierwszy oddech w postaci ulg na początku, na przykład dotyczących składek ZUS, to ich zdaniem za mało. Uważają, że potrzebna jest większa pomoc państwa  dotycząca choćby wyjazdów na targi, w postaci dofinansowania kosztów transportu, czy  przygotowania ekspozycji. To z pewnością pomogłoby w zdobywaniu nowych zamówień. A tych płynących zarówno z kraju jak i z zagranicy, na przykład z Niemiec i Włoch nie jest jeszcze tak dużo, aby był to powód do zmartwienia. Toteż najbliższe plany dotyczą rozwijania działalności i sprzedaży - ma być rozwijana produkcja gitar klasycznych, a w dalszej perspektywie akustycznych.

- Po ostatnim wyjeździe na targi muzyczne we Frankfurcie mamy szanse na pewien ciekawy kontrakt, ale na razie może lepiej za dużo o tym nie mówić, żeby nie zapeszyć - zaznacza Paweł Malinowski. Obydwaj bracia chcieliby, aby realizacji ich planów nie towarzyszyła presja czasu. Tak, aby ze stuprocentową pewnością móc powiedzieć, że praca jest dla nich przyjemnością, a przyjemność pracą.

Naczelna Redakcja Gospodarcza, Polskie Radio 24, Dariusz Kwiatkowski, md

Polecane

Wróć do strony głównej