Świat mocno skręca w lewo. Grzegorz Górny: toczy się bój o duszę młodzieży

2020-12-23, 10:00

Świat mocno skręca w lewo. Grzegorz Górny: toczy się bój o duszę młodzieży
Grzegorz Górny. Foto: PAP/Sebastian Borowski

- Proces sekularyzacji nasila się. Obecnie mamy do czynienia ze zrywaniem kodu kulturowego - oceniał w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Grzegorz Górny, pisarz i publicysta.


Powiązany Artykuł

Grzegorz Górny 663.jpg
"Mamy do czynienia z próbą destabilizacji państwa". Grzegorz Górny o protestach

Damian Nejman, PolskieRadio24.pl: Wielotysięczne proaborcyjne manifestacje, ataki na kościoły i Jana Pawła II, promocja modelu życia LGBT, a to tylko część obrazów, które ostatnio mogliśmy oglądać w mediach i na ulicach. Czy te zmiany cywilizacyjno-kulturowe z Zachodu już do nas dotarły, a ten nasz polski świat wyraźnie skręcił w lewo?

Grzegorz Górny: Jest w trakcie skręcania, z tym że nie jest to proces przesądzony. Po 1989 roku również mówiono, że ten trend sekularyzacji dokona się błyskawicznie, a jednak się nie dokonał. Tym niemniej ten proces się nasila. Obecnie mamy do czynienia ze zrywaniem kodu kulturowego i jest to związane m.in. z rozprzestrzenianiem się mediów społecznościowych i przemianami cywilizacyjno-kulturowymi na świecie. Widać, że toczy się dziś bój o duszę młodzieży i pewną cezurą wydaje się być śmierć Jana Pawła II.

W pierwszych latach po jego śmierci, na fali przeżyć i doświadczonych wówczas wzruszeń, te wskaźniki religijności utrzymywały się w normie, ale po 2008 roku obserwujemy np. wyraźne tąpnięcie powołań duchownych, które są pewnym barometrem żywotności religijnej. Stosunek do osoby papieża Polaka może być też pewnym kamieniem probierczym, dlatego że w dorosłość wchodzi pokolenie, który nie pamięta go z bezpośredniego doświadczenia: pokolenie JP2 jest zastępowane przez pokolenie JPG (młode pokolenie wychowane na bazie internetu, memów, k-popu – przyp. red.).

Zmienia się stosunek do Jana Pawła II, dla młodych staje się on postacią z memów, gdzie przedstawiany jest złośliwie, prześmiewczo, w złym świetle. Ci młodzi już nie kojarzą go z herosem naszego świata, który pociągał za sobą miliony młodych, wypełniał nimi stadiony. Teraz jest przedmiotem żartów i fałszywych oskarżeń o ukrywanie pedofilii. Ten stosunek jest symptomem dokonującej się zmiany pokoleniowej.

Jakie zatem widzi pan konsekwencję tych zmian, jeżeli ten trend skręcania w lewo się utrzyma?

Kilka lat temu robiono badania dotyczące polskiej młodzieży, które miały odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jest ona bardziej konserwatywna niż młodzież na Zachodzie i dlaczego jej bunt przybierał charakter bardziej prawicowy niż lewicowy. Okazało się, że są trzy filary, które sprawiają, że nasza młodzież jest bardziej konserwatywna.

Pierwszy to patriotyzm, czyli duma z własnej historii, drugi to przywiązanie do rodziny, a trzeci to przywiązanie do religii. W tych trzech punktach widzimy erozję, z tym, że ona różnie postępuje. Największe tąpnięcie dotyczy religijności i wiążę się ze spadkiem zaufania do instytucji Kościoła. Z jednej strony nakładają się na to procesy sekularyzacyjne, a z drugiej nieufność do instytucji, która wynika m.in. z afer homoseksualno-pedofilskich.

W przypadku rodziny ten spadek jest o wiele mniejszy, nadal dla większości młodych najważniejszych celem życiowym pozostaje zawarcie szczęśliwego małżeństwa i założenie szczęśliwej rodziny. Takie są ideały, choć praktyka często później bywa inna. Uczucia patriotyczne również utrzymują się na wysokim poziomie. Mimo pewnej erozji te trzy wskaźniki są wyższe w Polsce niż w krajach zachodnich, w których bunt młodzieży przybiera charakter lewicowy. Warto teraz zadać sobie pytanie, czy ta grupa, która wyszła na ulice pod koniec października, jest reprezentatywna dla całej młodzieży, czy tylko dla części elektoratu wielkomiejskiego.

Powiązany Artykuł

1200_Jan_Paweł_II_PAP.png
"Wyznaczył kierunek działań ws. ochrony dzieci i młodzieży". Abp Gądecki o Janie Pawle II

Jak na to wszystko wpłynie pandemia? Ten czas zamknięcia, zmiany dotychczasowego trybu życia może być chwilą na złapanie oddechu w tym szybkim świecie i czasem refleksji nad kierunkiem w którym podążamy, czy może przyśpieszeniem, pogłębieniem dotychczasowych procesów sekularyzacyjnych?

Z badań dostępnych w krajach zachodnich wynika, że to młodzież najciężej znosi lockdowny. Mamy do czynienia z tzw. pokoleniem śnieżynek czy też płatków śniegu, czyli pokoleniem młodzieży, która jest roszczeniowo nastawiona do rzeczywistości, a z drugiej strony mało odporna na stres i różne przeciwności oraz trudności życiowe.

Okazuje się, że dla młodzieży lockdown może być prawdziwą traumą. W Wielkiej Brytanii u części młodych osób zaobserwowano zespół stresu pourazowego, czyli syndrom, który dotyka uczestników wojen czy katastrof żywiołowych. Świadczy to o małej odporności psychicznej. Stan zamknięcia działa depresyjnie i młodzi, zamknięci w czterech ścianach i pozbawieni realnych kontaktów z innymi, w jeszcze większym stopniu zdani są na internet i impulsy sekularyzacyjne, zaś Kościół traci możliwości dotarcia do nich, ponieważ brak mu tego żywego kontaktu z nimi, brak mszy, pielgrzymek, rekolekcji etc. Moment sprawdzianu nastąpi jednak po pandemii, kiedy okaże się, jaka część młodzieży wróci do kościołów.

Sam Kościół przegrywa walkę o dusze ludzi, zwłaszcza młodych, przestaje być autorytetem i po części sam nie jest w  tym bez winy. Jak pan ocenia jego rolę w tym coraz bardziej lewicowym świecie?

Kościół nie przemyślał, jak dotrzeć do młodzieży w epoce cyfryzacji. Obecny model katechezy wyczerpał swoje możliwości, bo jeżeli okazuje się, że sakrament bierzmowania zamiast być sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej i głębszego zakorzenienia się w Kościele, jest dla wielu ludzi sakramentem pożegnania się z Kościołem, to świadczy o porażce tego modelu.

Widać także, że Kościół wycofał się z roli mecenasa kultury, przestał pełnił rolę kulturotwórczą, jaką pełnił przez wieki. Nie widać też, by dbał o swoje zaplecze intelektualne, chociażby w postaci katolickich think tanków. Generalnie widać, że Kościół ma problem z dotarciem do młodzieży, ma coraz mniej z nią styków, miejsc dostępu, kanałów komunikacji i możliwości dotarcia ze swoim przekazem. Niestety, ze strony hierarchii nie widzę pomysłów i prób i przełamania tego stanu rzeczy.

Powiązany Artykuł

Twitter abp Marek Jędraszewski 2 1200.jpg
Abp Jędraszewski: Jan Paweł II zwrócił się z wołaniem do świata o otwarcie się na Chrystusa

Spójrzmy w takim razie jeszcze szerzej – pontyfikat Franciszka trwa niespełna 8 lat i czy ta nieumiejętność zwracania się do młodych dotyka także Kościoła na całym świecie?

W większości świata widzimy ten sam trend cywilizacyjny, ale są miejsca, w których Kościół lepiej sobie radzi. Mówię tu np. o centrach ewangelizacyjnych w USA. Z kolei w Azji czy Afryce inny jest stopień sekularyzacji tamtejszych społeczeństw oraz inny poziom aspiracji związanych ze skalą konsumpcjonizmu. Są regiony, w których ateizm jest czymś niewyobrażalnym, czyli pewne propozycje naszego świata są tam nie do przyjęcia.

Wielodzietny model rodziny także ponosi porażkę we współczesnym świecie, mimo jego promocji ze strony władz i wsparcia za pomocą programów socjalnych. Z lękiem spogląda pan w przyszłość, jeżeli chodzi o rodzinę w obecnym świecie?

Odejście od modelu wielodzietnego rozpoczęło się w momencie powszechnych ubezpieczeń. Wtedy miało miejsce pierwsze duże tąpnięcie demograficzne. Wtedy dzieci przestały być bowiem zabezpieczeniem rodziców na starość. Dlatego w krajach zachodnich wszelkie akcje pronatalistyczne nie przynoszą skutku.

W krajach biednych utrzymuje się wysoka dzietność, mimo że te kraje nie prowadzą polityki zachęt finansowych. W niektórych państwach zachodnich z kolei w miarę wysoki współczynnik dzietności wynika jedynie z obecności mniejszości imigranckiej, dla której posiadanie dzieci jest sposobem na życie z zasiłków. Jeżeli panuje model kulturowy na samorealizację, na samospełnienie, to programy prorodzinne oparte na stymulacji finansowej nie pomogą. To nie zadziała.

Jak zatem katolik może radzić sobie z wyzwaniami stawianymi przez współczesny świat, który coraz wyraźniej skręca w lewo?

Chrześcijanie od tysięcy lat odnajdują się w tym świecie, niezależnie od systemów politycznych i niezależnie od tego, czy żyją  w mniejszości, czy w większości. Zdobycie i posiadanie władzy oraz narzucanie swojego systemu nie jest celem katolika. Tym celem jest zbawienie, czyli życie wieczne, a także pociągnięcie jak największej liczby osób w stronę Boga, a to da się realizować w każdych warunkach.

Kościół na podstawie dwóch tysięcy lat doświadczenia dostarcza różnych modeli postępowania, tylko trzeba odpowiednio nazwać sytuację, w jakiej się znajdujemy, zdiagnozować ją i sięgnąć po odpowiedni model postępowania, ewangelizacji.

Jak mówić we współczesnym świecie o wierze, Bogu, w momencie gdy kościół traci autorytetu młodych, a nietrudno dziś otrzymać łatkę oszołoma, fundamentalisty?

Kościół już bywał w gorszych kryzysach, kiedy wydawało się, że jego autorytet na skutek zepsucia moralnego sięgnął dna, jednak zawsze się odradzał, zawsze znajdowały się siły ozdrowieńcze. Wszystko zaczynało się do tego, by dawać osobiste świadectwo w życiu rodzinnym, zawodowym i społecznym, by nie popadać w defetyzm, rozpacz, brak nadziei. Ważne, aby praktykować chrześcijaństwo w swoim życiu, promieniować na otoczenie i tworzyć własne instytucje, także religijne, ale nie tylko.

Tak powstali benedyktyni, którzy zapobiegli jednemu kryzysowi, potem dominikanie i franciszkanie, później jezuici itd. Przed nami stoją nieograniczone możliwości, aby tworzyć nowe dzieła w Kościele. Wszystko zależy od danych okoliczności, w jakich się znajdujemy, i tego, czy mamy w sobie nadprzyrodzoną nadzieję.

Dostrzega Pan jakieś remedium na obecne zmiany cywilizacyjne, coś, co pozwoli obronić tę chrześcijańską cywilizację?

Dostrzegam wielką dynamikę chrześcijaństwa w Afryce, a zwłaszcza w Azji, która jest najmniej chrześcijańskim kontynentem, ale najbardziej perspektywicznym. Tam chrześcijaństwo ma walor dobrej nowiny, czegoś świeżego, wyzwalającego, a nawet wywracającego tamtejszy świat do góry nogami. To można porównać z triumfem chrześcijaństwa w pierwszych wiekach w basenie Morza Śródziemnego, gdzie ta nadprzyrodzona chrześcijańska nadzieja niweczyła fatalizm kultury greckiej, gdzie fatum musiało ustąpić miejsca Opatrzności.

To samo dzieje się teraz w wielu miejscach Azji, gdzie prawo karmy ustępuje miejsca Opatrzności. W kulturach i religiach dalekiej Azji – w odróżnieniu od nas, od świata zachodniego – nie istnieje pojęcie osoby jako integralnego bytu cielesno-duchowego, tam związek duszy i ciała ma charakter incydentalny, przygodny, bo jeżeli dusza wciela się dziś w człowieka, a jutro być może w karalucha, to godność człowieka jest taka sama jak godność karalucha.

Natomiast w chrześcijaństwie dusza jest nierozerwalnie związana z człowiekiem, która został stworzony na obraz i podobieństwo samego Boga, i to stworzony jedynie z czystej, bezinteresownej miłości. To zupełnie zmienia optykę świata, ponieważ człowiek, który jest ontologicznie na poziomie karalucha, staje się kimś, kto jest ukochanym dzieckiem Boga. Przecież na tym zbudowana jest cała koncepcja praw człowieka. Prawa człowieka mają sens, gdy istnieje podmiot tych praw, a więc gdy istnieje koncepcja osoby. Dlatego np. w Chinach te prawa nie funkcjonują, ponieważ nie ma tam tego fundamentu kulturowego.

Czytaj także:

Dla ludzi ze Wschodu chrześcijaństwo jest więc rewolucją, np. ktoś z kasty pariasów, kto dla otoczenia jest gorszym gatunkiem człowieka, kimś nietykalnym, stojącym na najniższym szczeblu drabiny społecznej, nagle dowiaduje się, że to wszystko nieprawda, to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem, a jego godność jest nieskończona, ponieważ pochodzi od samego Boga, a on sam jest ukochanym dzieckiem Boga.

Świadomość tego może zmienić życie człowieka, może też zmienić dzieje narodów. W historii bywało już tak, że w jednych miejscach chrześcijaństwo obumierało, aby narodzić się w innych. Kolebką chrześcijaństwa był Bliski Wschód, Azja Mniejsza i Afryka Północna, a dziś widzimy, że chrześcijaństwo jest tam zaledwie wysepką w morzu islamu. W tamtych czasach Rzymianie patrzyli na ludy północne, mieszkające na północ od Dunaju, jak na barbarzyńców, a jednak to tam powstały później ważne ośrodki cywilizacji chrześcijańskiej. Być może teraz tak jest z Azją. My mamy europocentryczny punkt widzenia, ale Europa Zachodnia, która się sekularyzuje, jest wyjątkiem na duchowej mapie globu, ponieważ w innych regionach świata panuje odrodzenie religijne i być może punkt ciężkości chrześcijaństwa przenosi się teraz gdzie indziej.

Rozmawiał Damian Nejman

Polecane

Wróć do strony głównej