35 lat od tragedii na Hillsborough. Długo zrzucano winę na kibiców. "Każda z tych 97 osób miała swoją historię"

2024-04-15, 09:06

35 lat od tragedii na Hillsborough. Długo zrzucano winę na kibiców. "Każda z tych 97 osób miała swoją historię"
Tragedia na Hillsborough jest dla Liverpoolu jednym z najważniejszych wydarzeń w historii klubu. Foto: PAP/David and John Giles

15 kwietnia 2024 mija 35 lat od wydarzeń, które na zawsze zmieniły nie tylko FC Liverpool, ale całą angielską piłkę. Tragedia na Hillsborough pochłonęła życie 97 osób i do dziś wywołuje olbrzymie emocje w całej Wielkiej Brytanii. 

Tragedia na Hillsborough. 35 lat od dramatu

W niedzielę Liverpool niespodziewanie przegrał z Crystal Palace 0:1 i poważnie skomplikował swoją sytuację w wyścigu o mistrzostwo Anglii. Najważniejsze dla całej społeczności "The Reds" nie było jednak tego dnia to, co wydarzyło się na boisku, a minuta ciszy, która jeszcze przed pierwszym gwizdkiem została poświęcona 97 ofiarom tragedii, do której doszło 35 lat temu na Hillsborough. Wydarzenia z 15 kwietnia 1989 roku to coś, co odcisnęło swoje piętno na wszystkich kibicach i ludziach związanych z klubem z Anfield.

W trakcie półfinałowego meczu Pucharu Anglii między Liverpoolem FC a Nottingham Forest napierający tłum stratował 96 osób. 766 kibiców zostało rannych. Wszyscy byli fanami Liverpoolu. Najmłodszą był zaledwie 10-letni Jon-Paul Gilhooley, kuzyn klubowej legendy "The Reds" Stevena Gerrarda.

W 2021 roku, zmarł Andrew Devine - stratowany i ranny podczas tamtych wydarzeń. Choć przeżył, doznał trwałego urazu mózgu, nie mógł funkcjonować samodzielnie. Przebudził się ze śpiączki dopiero w 1997 roku. Koroner stwierdził, że jest to 97. ofiara tej tragedii. 

"To nie było tylko 97 ludzi. To byli koledzy, ojcowie, pary, rodzice, synowie, córki. To byli ludzie, kochani i uwielbiani. Każda z tych 97 osób miała swoją historię. Nigdy nie będą zapomniani" - napisano na Twitterze "The Anfield Wrap".

"Wciąż mnie to prześladuje"

Hillsborough było największą stadionową katastrofą, jaka kiedykolwiek wydarzyła się w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Jej przyczyną była fatalna organizacja meczu i złe zachowanie policji, która nie potrafiła zapanować nad wydarzeniami. Niestety, była też przykładem na to, jak świadomie unikać odpowiedzialności, tego, jak z ofiar zrobić winnych. Dopiero długie lata walki w sądach i mediach ujawniły prawdę, należącą się każdej z osób, które straciły życie.

Stadion Hillsborough od 10 lat nie miał ważnego certyfikatu bezpieczeństwa, a do katastrofy przyczyniła się także decyzja o umieszczeniu kibiców Liverpoolu na mniejszej trybunie, Leppings Lane. Większą, Spion Kop, zajęli kibice Nottingham Forest, mimo że spodziewano się, iż grupa fanów Liverpoolu będzie liczniejsza. Dodatkowo władze The Football Association nie zgodziły się na udostępnienie kibicom Liverpoolu całej trybuny, o co wnioskowały władze klubu.

W związku z utrudnieniami drogowymi wielu kibiców pojawiło się przed kasami, gdy mecz już się rozpoczynał. Jako że otwarte zostały tylko dwie bramy prowadzące na trybunę Leppings Lane, tłum po rozpoczęciu spotkania zaczął napierać na bramy. Ostatecznie, gdy otwarto trzecią bramę, wielu kibiców znalazło się w sektorach 3 i 4, co doprowadziło do ich przepełnienia. Pod wpływem napierającej masy ludzi runęła jedna z barier odgradzających trybunę od boiska. Większość ofiar została zaduszona lub zadeptana. Mecz został zatrzymany po sześciu minutach pierwszej połowy.

Wszystko rozpoczęło się kilka minut po pierwszym gwizdku arbitra.

- Kazali nam zejść z boiska. Do szatni wbiegł jeden z naszych kibiców. Znaliśmy go. Był roztrzęsiony i zapłakany. Mówił, że przy nim zginęło 10 osób. Zadeptano ich - mówił w wywiadzie dla BBC były bramkarz "The Reds" Bruce Grobbelaar. - Wciąż mnie to prześladuje. Wszystko wydarzyło się tuż za moją bramką - wspominał.

Od razu stało się jasne, że mecz nie zostanie wznowiony. Piłkarze opuścili stadion i wracali z Sheffield do Liverpoolu.

- W autokarze nikt nie odezwał się ani słowem. Włączyliśmy radio. Co kilkanaście minut bilans ofiar się zmieniał. Kiedy doszedł do 30, wyłączyliśmy odbiornik. Nie mogliśmy tego słuchać... - opowiadał Grobbelaar.

Liverpool nigdy już nie rozegrał żadnego meczu 15 kwietnia. Efektem tragedii na Hillsborough oraz Heysel był Raport Taylora, ministra sprawiedliwości Zjednoczonego Królestwa. W raporcie przedstawiono pomysły rozwiązań koniecznych do poprawy bezpieczeństwa na angielskich stadionach. Dokument ten nakazywał wprowadzenie numerowanych krzesełek w każdym sektorze, zakaz udostępniania miejsc stojących i wiele innych.

Przerzucenie odpowiedzialności na ofiary

W 1991 roku sąd uznał tragedię za "przypadkową śmierć", a winą obarczył – podobnie jak brytyjska prasa – niewłaściwie zachowujących się fanów. Do historii przeszło już wydanie "The Sun", gdzie w skandaliczny sposób nie tylko zrzucano winę na kibiców, ale pisano między innymi o tym, że część z nich okradała zabitych i nie pozwalała na pomoc rannym, atakując interweniujących sanitariuszy.

Okładka "The Sun" po tragedii na Hillsborough Okładka "The Sun" po tragedii na Hillsborough

Społeczność kibicowska uznała to za próbę przykrycia zaniedbań i uniknięcia odpowiedzialności. Kibice Liverpoolu zorganizowali wówczas kampanię "Sprawiedliwość dla 96", która domagała się ponownego procesu.

Rozpoczął się on dopiero w kwietniu 2014 roku. Ponaddwuletnie dochodzenie sądowe było najdłuższym w historii brytyjskiego sądownictwa. Przyniosło jednak efekt.

Sąd w Warrington jednogłośnie stwierdził, że kibice nie są odpowiedzialni za wydarzenia. Wskazano przy tym na "poważne" zaniedbania po stronie policji, służb ratunkowych, projektantów stadionu i zarządzających obiektem władz Sheffield Wednesday. Ławnicy uznali sytuację za nieumyślne zabójstwo 96 kibiców.

To otworzyło drogę do wszczęcia spraw przeciwko osobom odpowiedzialnym za katastrofę, m.in. koordynatorowi działań policji na stadionie w dniu katastrofy, dziś emerytowanemu policjantowi Davidowi Duckenfieldowi.

Po odczytaniu decyzji sądu rodziny ofiar odśpiewały przed budynkiem sądu hymn Liverpoolu, "You Will Never Walk Alone" ("Nigdy nie będziesz szedł sam"). Skandowano: "Sprawiedliwość dla 96".

Margaret Aspinall, szefowa stowarzyszenia rodzin ofiar, stwierdziła, że po wyroku orzekającym winę policji "wreszcie odbierze akt zgonu swojego syna podający prawdziwą przyczynę śmierci". Wkrótce po ogłoszeniu wyroku ówczesny premier David Cameron napisał na Twitterze, że chciałby "uhonorować niezwykłą odwagę rodzin domagających się prawdy". Wskazał, że wyrok jest oznaką "sprawiedliwości, na którą czekaliśmy zbyt długo".

- Rodziny zabitych spotkała podwójna niesprawiedliwość. Po pierwsze, niesprawiedliwość samej tragedii, klęski państwa, które nie uchroniło od śmierci ich ukochanych. Po drugie, niesprawiedliwość w postaci oczernienia ofiar poprzez sugerowanie, że to oni zawinili tragedii -  mówił Cameron.

W toku procesu ujawniono nieprawidłowości, których dopuścili się śledczy, pierwotnie badający przyczyny tragedii. Wyszło między innymi na jaw to, że w celu tuszowania zaniedbań policji zmieniono zeznania aż 164 funkcjonariuszy. Wyroki były dla społeczności Liverpoolu rozczarowujące. W 2019 roku niewinnym były szef policji hrabstwa South Yorkshire David Duckenfield, został uniewinniony od zarzutów o doprowadzenie do śmierci 95 kibiców Liverpoolu podczas meczu na Hillsborough. Duckenfield był kolejną kolejnym elementem w splocie okoliczności, które poskutkowały tragedią. Stanowisko szefa policji objął zaledwie 19 dni przed spotkaniem Liverpoolu i Nottingham. Nie miał żadnego doświadczenia przy dbaniu o bezpieczeństwo przy tego rodzaju wydarzeniach. 

Tragedia na Hillsborough doprowadziła do wypracowania nowych standardów dla działań w zakresie bezpieczeństwa na obiektach piłkarskich nie tylko w Wielkiej Brytanii. Jest niezwykle ważnym punktem odniesienia dla wszystkich kibiców "The Reds" i przestrogą. Czy wyciągnięto z niej wnioski? Zmiany w angielskiej piłce to jedno, a poczucie sprawiedliwości rodzin ofiar w momencie, gdy przez 35 lat nie znaleziono i nie ukarano konkretnych winnych, to coś zupełnie innego.

Nic jednak nie zwróci życia ludziom, którzy w wiosenny dzień wyszli z domu po to, by obejrzeć mecz swojej drużyny, i nigdy nie wrócili.

ps, red, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej