Jarosław Sellin, "Polska XXI"

  • Facebook
  • Twitter
  • Wykop
  • Mail

"Twórcy tej ustawy mówili, że ich głównym celem jest odpolitycznienie mediów publicznych, a drugim celem miało być odkomercjalizowanie mediów publicznych. Natomiast efektem tej ustawy będzie proces dokładnie odwrotny."

Posłuchaj

+
Dodaj do playlisty
+

Z przewodniczącym koła poselskiego "Polska XXI" Jarosławem Sellinem rozmawia Damian Kwiek.

Dlaczego ruch „Polska XXI” nie bierze udziału w wyścigu wyborczym do Strasburga?

 

Przyznaję, że jeszcze kilka miesięcy temu było to przedmiotem wewnętrznego sporu w Ruchu „Polska XXI”. Ja byłem zwolennikiem startowania w tych wyborach. Przeważył jednak pogląd, że kiedy ruch się tworzył roku temu – i właściwie tworzy się do dziś – umawialiśmy się już na samym wstępie, że pierwsze wyzwanie wyborcze, jakie podejmiemy to będzie wyzwanie roku 2010 czyli wybory samorządowe wszystkich szczebli i wybory prezydenckie – zaproponowanie jakiejś alternatywy w wyborach prezydenckich. Większość uznała, że należy się tego pierwotnego planu trzymać. Tak się umawialiśmy i tego się trzymajmy.

A jeśli teraz obserwuje pan kampanię wyborczą, ma pan poczucie, że miał pan rację, namawiając kolegów do startu?

 

Uważam, że trzeba podejmować wyzwania polityczne, jeśli się na politykę człowiek decyduje. Ale rozumiem kolegów, którzy mieli odmienne zdanie w tej sprawie. Myślę, że myśmy dosyć czytelnie też zachowali się w sprawie tych wyborów, to znaczy, wskazaliśmy cztery osoby, które są warte poparcia, oficjalnie je poparliśmy jako ruch „Polska XXI” – jest to: Jerzy Buzek, Jacek Saryusz-Wolski, Ryszard Legutko i Marek Jurek – pokazując tym samym, że myślimy o tych wyborach bardzo państwowo, chcemy, żeby Polskę w Brukseli, w Strasburgu reprezentowali politycy z bardzo dużym doświadczeniem państwowym, którzy na pewno mogą być interesującymi rozmówcami dla naszych partnerów w Zachodniej Europie, i którzy na pewno myślą o interesach Polski w kategoriach interesu narodowego, nie rezygnując oczywiście z myślenia o interesie całego kontynentu. Więc to był takie czytelny ruch, pokazujący też, że na wielu listach wyborczych można znaleźć interesujące osoby, które będą godnie Polskę reprezentowały, bo osoby, które wyznaczyliśmy idą do tych wyborów z trzech list.

 

Ruch „Polska XXI”, jak rozumiem, przekształci się w partię przed wyborami samorządowymi i prezydenckimi, w których wystartuje. A w którym momencie?

 

Nie, nie mamy takich planów.

W ogóle nie?

 

Do wyborów i prezydenckich, i samorządowych, i nawet parlamentarnych krajowych można iść w formule komitetów wyborczych i taki jest nasz zamiar. Nie chcemy przekształcać ruchu w partię.

 

Dlaczego?

 

Również dlatego, że widzimy, że mechanizmy dzisiaj funkcjonujące w polskim życiu partyjnym powodują szereg patologii. Chcemy ich uniknąć. Dzisiaj partie troszkę się prywatyzują na rzecz wąskiej grupy osób albo nawet konkretnego lidera i przekształcają się w takie przedsiębiorstwa polityczne czy wyborcze, a nie ma tam wewnętrznego życia, nie ma tam tak naprawdę wolności, ludzie w tych największych partiach nawet się boją wychodzić z jakimiś oddolnymi inicjatywami.

 

Co w praktyce różni ruch od partii? Na ile jest inna praktyka działania, jeśli mamy do czynienia z partią i ruchem?

 

Na przykład to, że na poziomie regionalnym – bo Ruch „Polska XXI” to jest właściwie federacja stowarzyszeń regionalnych – jest zupełna swoboda w podejmowaniu różnego rodzaju inicjatyw, nie trzeba tego z żadną centralą konsultować. Również, jak sądzę, jak już będziemy konstruować listy w wyborach samorządowych, na różne szczeble, i do sejmików wojewódzkich, i do rad miejskich, rad powiatowych czy gminnych, głos decydujący będą miały te stowarzyszenia regionalne i ich oddziały powiatowe, a nie jakiś lider czy wąska grupa skupiona wokół lidera, która będzie komuś narzucać, kto jest na „jedynce”, kto z jakiego regionu, gdzie się przerzuca, żeby tam walczyć – tak jak dzisiaj się dzieje. U nas będzie szacunek dla naturalnego wyłaniania elity lokalnej czy regionalnej.

 

Może takim ruchem będzie trudniej zarządzać?

 

Polityka w ogóle nie jest łatwym rzemiosłem, więc i zarządzanie pewnie też nie jest łatwe.

 

Ale może bezie nieskuteczne?

 

Ale ja uważam, że jest dzisiaj za dużo centralizacji w polskiej polityce, jeśli chodzi o analizę życia wewnątrzpartyjnego. I to jest złe moim zdaniem, bo to trochę zabija oddolną inicjatywę.

 

Twórcy, filmowcy i dziennikarze spotkają się dzisiaj z prezydentem Lechem Kaczyńskim w sprawie ustawy medialnej. Jakiej decyzji prezydenta pan poseł się spodziewa w tej sprawie?

 

Ta ustawa jeszcze nie jest do końca „wyprodukowana”, bo jeszcze przed nami Senat, który rozpocznie nad nią pracę w czerwcu. Ale można się spodziewać, że wyjdzie w takim kształcie, jak wyszła z Sejmu. Jeśli wyjdzie w takim kształcie, to spodziewam się negatywnej reakcji prezydenta w sprawie tej ustawy?

 

Negatywnej to znaczy weta czy wniosku do Trybunału?

 

Raczej wniosku do Trybunału, bo to przedłuża też prace nad tą ustawą. Myślę, że prezydent będzie kalkulował w taki sposób, że to da czas również jemu, ale również adwersarzom w tej sprawie do tego, aby być może się porozumieć. A dobrze by było, żeby akurat w sprawie ustawy medialnej było bardzo szerokie porozumie wszystkich sił politycznych, i żeby nikt nie był z tego porozumienia wyłączany, bo jak ktoś jest wyłączany, to tak naprawdę w tego rodzaju pracach wszyscy się koncentrują na tym, jak te wyłączonego całkowicie wyeliminować z możliwości przedstawiania własnych pomysłów.

Ta ustawa ma wielu krytyków, ale większym problemem rozwiązań prawnych przyjętych przez Sejm jest to, że te rozwiązania są nieudolne, nieskuteczne czy dlatego, że są niekonstytucyjne?

 

Największym problemem jest to, że one są niebezpieczne – niebezpieczne dla mediów publicznych. Twórcy tej ustawy mówili, że ich głównym celem jest odpolitycznienie mediów publicznych – i oczywiście warto by było w tym kierunku iść, bo to jest problem od wielu lat, a drugim celem miało być odkomercjalizowanie mediów publicznych – i też jest problem od wielu lat. Natomiast efektem tej ustawy będzie proces dokładnie odwrotny, będzie jeszcze silniejsze upolitycznienie mediów publicznych i będzie jeszcze silniejsze skomercjalizowanie ich programu. Mogę to oczywiście uzasadnić: likwidowanie abonamentu, który rzeczywiście jest już podatkiem umierającym, ale poprzez wprowadzenie mechanizmu finansowania mediów publicznych z budżetu państwa o wiele silniej niż dotąd uzależnia media publiczne od polityków. Bo jak to będzie robione? Krajowa Rada zaproponuje jakieś założenia – że pieniędzy na media publiczne powinno być tyle, a tyle w danym oku budżetowym, ale minister finansów i rząd, i koalicja rządowa, która w ostateczności nad budżetem państwa będzie głosować w Sejmie, zrobi z tą propozycją, co chce. Krótko mówiąc, rząd co rok będzie miał potężnego bata na media publiczne: jak będziecie grzeczni wobec rządu, jak będziemy zadowoleni z waszej pracy, to wam pieniędzy dosypiemy, a jak będziecie dociekliwi, krytyczni, będziecie – nie daj Bóg! – wykrywać jakieś afery, będziecie intensywnie władzy patrzeć na ręce – co jest jednym z ważniejszych zadań mediów, również publicznych – to będziemy was utrzymywać na minimalnym poziomie finansowania… Przecież to jest straszliwy bat, który się daje do ręki politykom!

 

Zarzuty o upolitycznienie pojawiały się także wcześniej. A da się w ogóle stworzyć taką konstrukcję, która wykluczyłaby z całą pewnością wpływ polityków na media?

 

Do końca moim zdaniem nie. Ale można się w takim kierunku przesuwać, zbliżać się do takiego modelu, również poprzez mechanizmy prawne. Ale w ostateczności najwięcej zależy od poziomu kultury politycznej. Moim zdaniem nadal wśród polskich polityków. Polskich elit politycznych dominuje pokusa wpływania wprost na media publiczne – bo to są jedyne media, na które można mieć jakiś wpływ, w przeciwieństwie do mediów prywatnych i brak zrozumienia, że media bardziej niezależne od polityków są również dla nich bardziej wiarygodne, bo występ polityka w medium, o którym wszyscy wiedzą, że ono jest naprawdę niezależne od polityków, jest bardziej wiarygodny niż występ tego samego polityka w medium, o którym wszyscy wiedzą, że kieruje nim na przykład jakieś jego przyjaciel, albo ktoś z jego środowiska. Politycy cały czas tego nie rozumieją w Polsce. I to jest raczej kwestia kultury politycznej, a nie mechanizmów.

Dostrzega pan jakiekolwiek zalety tej ustawy?

 

Tak…

 

Likwidacja abonamentu, nieudolnego dotychczas podatku, jednoosobowe zarządy na poziomie regionalnym – to są zalety czy niekoniecznie?

 

Jednoosobowe zarządy jak najbardziej. Szkoda tylko, ze w ostatniej chwili wycofano się z tej propozycji jednoosobowych zarządów w dużych mediach publicznych, czyli w Polskim Radiu i w telewizji publicznej. Czyli również w zarządzie, który rządzi Trójką. Zdecydowano się jednak na trzyosobowe zarządy i to od razu budzi takie podejrzenie… dlaczego trzyosobowe zarządy? Być może dlatego, że tę ustawę popierają trzy partie: PO, SLD i PSL. Obserwujmy to uważnie i prawdopodobnie będziemy mieli dowody w tej sprawie.

 

Donald Tusk w wywiadzie dla „Irish Times” powiedział, ze Libertas pożałuje wsparcia Lecha Wałęsy. Chodzi o to, że premier wierzy, że Lech Wałęsa zaapeluje o przyjęcie przez Irlandię traktatu lizbońskiego. Podziela pan te nadzieje premiera?

 

Tutaj się dzieje rzecz dziwna. Nikogo tak naprawdę w szczegółach nie interesują poglądy Lecha Wałęsy w sprawie traktatu lizbońskiego, istotne jest tylko to – i to jest rzecz, która sprytnie wygrała partia Libertas, choć nie wiem, czy przyniesie im to sukces – że Lech Wałęsa stał się jedną z twarzy ich kampanii. Jeszcze dwa miesiące temu niewiele osób mówiło o Libertasie, dzisiaj mówi bardzo wiele osób – choćby z powodu Lecha Wałęsy. Donald Tusk próbuje jakoś ratować sytuację niezręczną również dla niego, bo przecież poparcie Lecha Wałęsy miało być od początku do końca dla Platformy Obywatelskiej. Ale nie można tak tego prosto skwitować, jak to premier zrobił.

 

Ta kampania wyborcza ma bardzo silną perspektywę prezydencką. Kilka dni temu gazety napisały, że ruch „Polska XXI”, który reprezentuje pan poseł, chciałby, aby Jerzy Buzek był kandydatem na prezydenta. To prawda?

 

To jest czysta spekulacja. Myśmy ją dementowali. To, że poparliśmy Jerzego Buzka w tych wyborach, nie znaczy nic więcej ponad to, co znaczy.

To jest tylko spekulacja dziennikarzy czy państwo też tak spekulują?

 

Z tego, co wiem Jerzy Buzek jest bardzo zadowolony z pracy, którą obecnie wykonuje – parlamentarzysty europejskiego. Wiadomo też, że ma duże szanse na objęcie poważnego stanowiska w tym parlamencie i nie słyszałem o planach, żeby miał być kandydatem na prezydenta. Z pewnością będzie popierał premiera Donalda Tuska w tych aspiracjach. Jeśli premier Tusk się zdecyduje. Bo ciągle nie mamy oficjalnego komunikatu – ani ze strony PO, ani PiS – kto będzie oficjalnym kandydatem tych partii w tych wyborach.

Polecane