Reforma Ligi Mistrzów zmiażdżona przez kibiców. Czy UEFA zabije kurę znoszącą złote jaja?

2022-05-11, 12:18

Reforma Ligi Mistrzów zmiażdżona przez kibiców. Czy UEFA zabije kurę znoszącą złote jaja?
Karim Benzema i Rodri podczas półfinału Ligi Mistrzów. Foto: PAP/DPA/Juan Carlos Rojas

Liga Mistrzów przez trzy dekady wypracowała sobie pozycję absolutnego hegemona wśród piłkarskich rozgrywek. Champions League jest marzeniem i punktem odniesienia każdego klubu w Europie. UEFA postanowiła jednak "podkręcić" swój flagowy produkt jeszcze bardziej za pomocą reformy, która wejdzie w życie od początku sezonu 2024/2025. Czy według znanego porzekadła także tym razem "lepsze" okaże się wrogiem dobrego?

Zatwierdzona we wtorek reforma Ligi Mistrzów będzie czwartą w historii rozgrywek. Od sezonu 1992/93, kiedy Puchar Mistrzów przekształcił się w Champions League ewoluowała formuła turnieju (pojawiały się warianty z jedną i, na kilka lat, z dwiema fazami grupowymi), a także sukcesywnie rosła liczba uczestników (początkowo 8, od 1994 roku - 16, i od 1999 - 32). Żadna nie wprowadzała jednak tak daleko idących zmian jak ta najnowsza. 

Skomplikowanie i niesprawiedliwie

Zasadniczą różnicą między obecnym formatem rozgrywek, a tym, który wejdzie w życie za dwa lata, jest kwestia podziału na grupy. Od roku 2024 o awansie będzie decydowała pozycja w złożonej z 36 drużyn tabeli - nie znaczy to jednak, że każdy uczestnik, jak w systemie ligowym, zmierzy się z pozostałymi 35 uczestnikami. Wszystkie zespoły rozegrają po 8 meczów - każdy z innym przeciwnikiem. Na koniec 8 uczestników 1/8 finału wyłoni tabela, a ich stawkę uzupełnią zwycięzcy baraży z miejsc 9-24. Brzmi skomplikowanie?

Oczywiście, że tak. Futbol globalną popularność zawdzięcza m.in. swojej prostocie i możliwości intuicyjnej interpretacji zasad. Dotyczy to także turniejów - zarówno mistrzostwa świata, jak i turnieje kontynentalne łączy podobna "mechanika" rywalizacji - uczestników fazy pucharowej wyłania rywalizacja w grupach. Nowy system jest zaś zawiły i przez dłuższy czas z pewnością pozostanie niezrozumiały dla sporej części kibiców.

Przeforsowana przez UEFA reforma jest także z gruntu niesprawiedliwa. W 8 meczach grupowych nie będzie bowiem istniała zasada meczu u siebie i rewanżu. Część zespołów będzie zatem musiała wybrać się na "trudny teren" (ze względu na kibiców rywala bądź warunki atmosferyczne), natomiast inne unikną takich wyzwań. Z pewnością pojawią się także argumenty o niesprawiedliwym podziale w kwestii klasy sportowej rywali. Owszem, obecny system również potrafi generować "grupy śmierci", ale jak można uczciwie porównać w jednej tabeli wyniki uzyskiwane z różnymi przeciwnikami?

Zabetonowana czołówka

Ostatnie lata w kluczowych etapach Ligi Mistrzów to nieustanna rywalizacja Anglików z Hiszpanami, do której od czasu do czasu udaje się wmieszać Niemcom i Włochom, a od niedawna także francuskiemu PSG. Reprezentanci innych nacji pełnią na szczycie europejskiego futbolu jedynie rolę statystów, którzy przypadkiem zabłąkali się na wielkiej scenie.

Po reformie Champions League ten stan rzeczy nie tylko nie ulegnie zmianie, ale prawdopodobnie ugruntuje się jeszcze bardziej. Dodatkowe 2 z 4 miejsc, o które LM zostanie poszerzona, przypadną bowiem w udziale reprezentantom krajów z największą liczbą punktów w rankingu UEFA z poprzedniego sezonu. Przez ostatnie cztery lata były nimi... Anglia i Hiszpania.

Co z pozostałymi dwoma? Jedno otrzyma 5. kraj z rankingu UEFA (obecnie Francja), a kolejne trafi do zwycięzcy eliminacyjnej ścieżki mistrzowskiej. Podsumowując: trzy dla "futbolowych arystokratów", jedno dla europejskiej "tłuszczy".

Futbolowa "kura" w kolejce na rzeź?

Ubiegłoroczny finał Ligi Mistrzów pomiędzy ChelseaManchesterem City oglądało ok. 380 mln osób na całym świecie. Biorąc pod uwagę niesamowitą historię jaką w tym sezonie napisał Real Madryt i porywający styl gry Liverpoolu 28 maja możemy spodziewać się jeszcze wyższego wyniku. Jak na reformę zareagują słupki oglądalności i, co najważniejsze dla UEFA, sponsorzy?

Tęgie głowy światowej i europejskiej piłki głowią się, co zrobić, by zainteresować futbolem młodych widzów, którzy coraz chętniej sięgają po inne rozgrywki. Pojawiły się rozmaite pomysły - mierzenie jedynie efektywnego czasu gry, zmiana sposobu prezentacji meczów (np. pierwsze próby transmisji na TikToku), a nawet "kopane" auty czy likwidacja zasady spalonego. 

Zmiany przeforsowane przez UEFA wydają się nerwowym ruchem, mającym pozwolić na upieczenie także dwóch innych pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze - maksymalizacji zysków dzięki znacznie wyższej liczbie spotkań i większemu zróżnicowaniu rywalizacji na przestrzeni jednej edycji LM i po drugie - utworzeniu nowej formuły, która chociaż częściowo zaspokoi apetyty klubów, próbujących przed rokiem powołać do życia niezależną od europejskiej centrali Superligę.

Reakcja kibiców na reformę Ligi Mistrzów, podobnie jak w przypadku Superligi, jest "alergiczna". Życie kury, która przez trzy dekady znosiła dla UEFA złote jaja, znalazło się w poważnym zagrożeniu.

Bartosz Goluch/PolskieRadio24.pl

Czytaj także:

Polecane

Wróć do strony głównej