Ostrożność Cezarego Kuleszy popłaca. Krytycy prezesa PZPN zostali pozbawieni amunicji

2021-12-24, 14:14

Ostrożność Cezarego Kuleszy popłaca. Krytycy prezesa PZPN zostali pozbawieni amunicji
Cezary Kulesza i Zbigniew Boniek podczas walnego zgromadzenia PZPN. Foto: Mateusz Wlodarczyk / Forum

Cezary Kulesza, wbrew początkowym prognozom, zastąpił Zbigniewa Bońka na czele PZPN-u. Pierwsze miesiące jego prezesury pokazują, że były sternik Jagiellonii Białystok zamierza zarządzać związkiem w zupełnie inny sposób niż popularny "Zibi". Czy ta strategia przyniesie mu sukces? Na razie krytycy Kuleszy zamilkli. 

Zbigniew Boniek oddał władzę w PZPN po prawie 9 latach. Najdłuższe w historii związku "rządy" dodatkowo prolongowała pandemia koronawirusa, która uniemożliwiła przeprowadzenie wyborów w planowanym terminie. O ile pierwsza kadencja "Zibiego" przy ul. Bitwy Warszawskiej 1920 r. była niemal jednogłośnie chwalona, o tyle podczas drugiej na wizerunku prezesa pojawiły się pewne rysy. 

Piłka znów połączyła

Niewątpliwym plusem okresu Bońka w PZPN z pewnością była zmiana wizerunku związku, który z kostycznego i budzącego powszechną niechęć tworu stał się sprawnie funkcjonującą korporacją. Piłkarska centrala otworzyła się na kibiców, a reprezentacja Polski stała się ucieleśnieniem hasła przewodniego "Łączy nas Piłka". Na meczach kadry stadiony zapełniły się fanami, którzy właściwie zapomnieli o wulgarnych przyśpiewkach z PZPN-em w roli głównej.

Na ocenę prezesury Bońka z pewnością wpływa również fakt, że za jego kadencji Polska była obecna na wszystkich wielkich turniejach z wyjątkiem mundialu w 2014 roku. Kibice zapamiętają wybór Adama Nawałki, który na Euro 2016 poprowadził kadrę do ćwierćfinału i historycznej wygranej z Niemcami na Stadionie Narodowym. "Zibi" pozostawił również związkową kasę w stanie, o jakim jeszcze dekadę temu zatrudnieni w PZPN-ie księgowi mogli jedynie pomarzyć.

"Bez połamanych nóg", ale z siniakami

Pod koniec swoich rządów w PZPN-ie Boniek nie miał jednak najlepszej passy. Opinia publiczna przede wszystkim wyrzucała mu zatrudnienie Jerzego Brzęczka, za kadencji którego reprezentacja prezentowała futbol kunktatorski i "ciężkostrawny". Kiedy Boniek postanowił wymienić wyszydzanego trenera, część opinii publicznej zarzuciła mu ryzykanckie podejście i niesprawiedliwość wobec Brzęczka, który doprowadził kadrę do Euro, ale nie dostał możliwości poprowadzenia jej na turnieju.

Pewną niechęć do Bońka wykazywali nie tylko "niedzielni" kibice, ale również środowisko piłkarskie. Spore kontrowersje wśród trenerów (zwłaszcza niższych lig i grup juniorskich) wzbudziła reforma nakładająca na nich odpłatnego odnowienia licencji, a także program certyfikacji szkółek. Pierwszy projekt wielu uznało za "skok na kasę", natomiast drugi za działanie pozorowane, które podobnie jak Narodowy Model Gry nie wprowadziło realnych zmian w szkoleniu młodych adeptów futbolu.

Na finiszu prezes wdał się również w kilka niepotrzebnych wojenek na Twitterze, w których ewidentnie zabrakło mu wyczucia. Niesmak budzi również sprawa z redaktorem Piotrem Nisztorem, w której Boniek został oskarżony o opłacanie swoich prawników z pieniędzy związku. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że przez całą kadencję nie pobierał wynagrodzenia należnemu prezesowi PZPN, polska piłka na całym interesie i tak wyszła "na plus".

- Odchodzę z PZPN-u bez połamanych nóg - oświadczył na zakończenie kadencji Boniek. Rzeczywiście, "Zibi" opuścił związek z nieporównywalnie mniej nadszarpniętą reputacją niż Michał Listkiewicz czy Grzegorz Lato, ale przez 9 lat również on dostał kilka bolesnych "kopniaków".

Gorzka "wódeczka" Koźmińskiego

Ostatnie rozczarowanie spotkało "Zibiego" tuż po mowie pożegnalnej. Jego następcą nie został bowiem wywodzący się z "probońkowego" obozu Marek Koźmiński, ale początkowo niedoceniany Cezary Kulesza. Były prezes wprawdzie współpracował z obydwoma kandydatami i żadnego z nich otwarcie nie namaścił na swojego sukcesora, ale jego sympatie były jasne.

Początkowo zdecydowanym faworytem był dawny reprezentant Polski. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Koźmiński przespał kampanię, a znacznie skuteczniej do "baronów" potrafił przemówić jego rywal. Już w lipcu bukmacherzy jako przyszłego prezesa PZPN wskazywali Kuleszę, ale Koźmiński do końca robił dobrą minę do złej gry, na łamach "Piłki Nożnej" dementując jakoby miał zrezygnować z udziału w wyborach i deklarując wiarę w końcowy sukces.

Nie trwało to jednak długo. Podczas sierpniowego walnego zgromadzenia PZPN Koźmiński zdawał sobie sprawę, że "szable zostały policzone" i żadne słowa nie przekonają elektorów. Były gracz Brescii postanowił więc sobie ulżyć i wygłosić pełne żalu oraz pretensji przemówienie, w którym m.in. oskarżył rywala, że głosy załatwiał sobie "przy wódeczce" i w cyniczny sposób torpedował jego kampanię. Niezależnie od tego, czy miał rację, "wynik poszedł w świat" - aż 92 do 23 dla Kuleszy.

Kulesza zasiadł do pokera

Od razu było widać, że nowy prezes PZPN nie będzie równie medialny co poprzedni - zresztą to chyba niewykonalne. Po lakonicznym przemówieniu podczas walnego zgromadzenia Kulesza raczej stronił od konfrontacji z dziennikarzami i obszernych wpisów w mediach społecznościowych. 

Trzeba jednak przyznać, że to całkiem rozsądna taktyka byłego prezesa Jagiellonii Białystok, zwłaszcza biorąc pod uwagę raczej nieprzychylne komentarze po jego zwycięstwie. Dziennikarze z rozkoszą przywoływali "biesiadne" anegdoty z Kuleszą w roli głównej i wieszczyli powrót "folkloru" z czasów prezesury Grzegorza Laty.

Nowy prezes PZPN-u na początku swojego urzędowania przypominał pokerzystę, który zdecydowanie częściej mówi "czekam" niż "podbijam". Kulesza potrafił jednak zdjąć ze stołu pulę, gdy nadarzała się okazja, jak wtedy, gdy stanął w obronie oskarżanego przez Anglików o rasizm Kamila Glika. Za pomocą drobnych gestów potrafił zaskarbić sobie sympatię kibiców i odkleić od siebie etykietkę "króla disco polo". Na korzyść Kuleszy zadziałała też "afera podsłuchowa" w PZPN-ie, która wzbudziła pewne współczucie wobec rozpoczynającego nową pracę działacza.

Mityczne szkolenie oczkiem w głowie

Kulesza dobrze wie, że zarówno kibice jak i ludzie na co dzień związani z futbolem narzekają na jakość rodzimego szkolenia. Mimo prognozowanych strat z powodu pandemii nowy prezes zapewnia, że przeznaczona na rozwój młodych piłkarzy część budżetu PZPN nie zostanie zmniejszona. - Środki na szkolenie to jeden z najważniejszych obszarów budżetu - podkreśla.

Nieoczekiwanie (i niezamierzenie) "pomocną dłoń" w kwestii treningu młodzieży podał Boniek. - Jeśli da pan dzieciakom piłkę i będzie im pan kazał grać, kiwać się, strzelać bramki i bronić i będzie pan mało ingerował, to już jest szkolenie. I na takim szkoleniu my się wychowaliśmy i zdobywaliśmy srebrne medale na mistrzostwach świata, medale olimpijskie itd. - powiedział na antenie RMF FM, dając do zrozumienia, że w tym aspekcie jest w Polsce jeszcze sporo do zrobienia.

W parze z deklaracjami przyszły również zmiany personalne. Kulesza zdecydował się zakończyć współpracę z dyrektorem sportowym federacji Stefanem Majewskim i szefem szkoły trenerów w Białej Podlaskiej Dariuszem Pasieką. Powołani przez niego następcy – odpowiednio Marcin Dorna i dr Paweł Grycmann. Do roszad doszło także na stanowiskach selekcjonerów młodzieżowych reprezentacji - pracę stracił m.in. Mariusz Rumak.

Komfortowe baraże

To jednak zmiany, które szarego kibica mało interesują. Najważniejsza jest kadra, a na tym polu Kulesza ma "spokój" przynajmniej do końca marca, kiedy reprezentacja Polski wystartuje w barażach do MŚ 2022. Sukces lub klęska zostanie scedowana na konto byłego prezesa Zbigniewa Bońka, który mianował selekcjonerem Paulo Sousę

Odpadnięcie z baraży wydaje się jednoznaczne ze zwolnieniem Portugalczyka. Jeśli do tego dojdzie, na ławce Biało-Czerwonych zasiądzie trener, od którego będzie zależało dalsze postrzeganie prezesa Kuleszy. Wtedy wspomniana wyżej "pokerowa rozgrywka" rozpocznie się na dobre, a my przekonamy się, jakimi kartami tak naprawdę dysponuje nowy prezes PZPN.

Bartosz Goluch, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej