Coco Jambo Warszawa jak Legia? Skradli serca kibiców. "Gramy na zero z przodu, z tyłu zawsze coś wpadnie"

2021-11-27, 09:50

Coco Jambo Warszawa jak Legia? Skradli serca kibiców. "Gramy na zero z przodu, z tyłu zawsze coś wpadnie"
Wspólne zdjęcie piłkarzy Coco Jambo i KS Turośnianka po meczu sparingowym dwóch A-klasowych drużyn.Foto: KS Turośnianka

Są drugą co do popularności drużyną w Warszawie. A wkrótce mogą zostać numerem jeden, jeśli Legia nie zacznie wreszcie wygrywać. Ekipę Coco Jambo z mistrzami Polski dzieli właściwie wszystko, łącznie z sześcioma klasami rozgrywkowymi. Łączą podobne cele na trwający sezon.

  • Coco Jambo Warszawa to drugi najpopularniejszy klub piłkarski w stolicy
  • W obecnym sezonie podobnie jak Legia Warszawa walczą o utrzymanie w lidze
  • Sparing "Kokosów" z KS Turośnianka był okazją do wymiany doświadczeń w kreatywnym prowadzeniu mediów społecznościowych

Cele takie jak Legia

Podczas gdy Legia Warszawa przegrała właśnie siódmy mecz z rzędu i jest o krok od pobicia niechlubnego klubowego rekordu, stołeczni kibice mogą potrzebować alternatywy. Najlepiej takiej, która – niezależnie od osiąganych wyników – zapewni dużą dawkę poczucia humoru i przypomni o pozytywnym wpływie futbolu na zdrowie, także to psychiczne.

Coco Jambo Warszawa to klub założony w dzielnicy Praga w 2014 r. Cele były oczywiste – za osiem lat Liga Mistrzów, wcześniej rok po roku awans z klasy B do Ekstraklasy.

Pierwsze porażki, jak choćby pechowe 1:17 z Kamionkiem Warszawa nie ostudziły zapału „Kokosów”. Do dziś udało się już zrobić pierwszy krok na drodze do upragnionej elity – w sezonie 2019/2020 awansowali do warszawskiej klasy A, czyli na siódmy poziom rozgrywkowy w Polsce. Rundę jesienną obecnych rozgrywek zakończyli na 12. miejscu – ostatnim nad strefą spadkową. W tym aspekcie są lepsi od Legii, która w tabeli Ekstraklasy wyprzedza tylko Górnika Łęczna. Cele na piłkarską wiosnę oba warszawskie kluby mają jednak takie same – utrzymanie.

Bezproblemowe porażki

To, co odróżnia Coco Jambo od aktualnych mistrzów Polski, to sposoby tłumaczenia kolejnych porażek. Nie ma opowiadania o przemęczeniu sezonem, podziałach w szatni czy gwiazdorskich kontraktach. Jest za to prawda. Sama prawda. Na oficjalnym profilu zespołu na Facebooku czytamy m.in.:

"Zgodnie z oczekiwaniami mecz Coco Jambo- Mazur Radzymin był najlepszym meczem na świecie dzisiaj bez podziału na kategorie wagowe. Straciliśmy więcej bramek niż Manchester United i strzeliliśmy więcej niż Barcelona, przegrywać to trzeba umieć!"

"Z WKS Rząśnik przegrywamy 3:0, ale to żaden wstyd bo WKS to najlepsza drużyna w Rząśniku."

"Czy ten trend to już powód do obaw?

Talent- Coco 6:0
Białe Orły - Coco 5:0"

"Bóbr Tłuszcz to banda amatorów. Napinają się, a bez problemu przegraliśmy z nimi 9:0."

To właśnie pełen polotu sposób prowadzenia mediów społecznościowych zapewnia A-klasowej drużynie coraz to nowych fanów. Obecnie są już drugą co do popularności drużyną w stolicy – ich profil na Facebooku śledzi ponad 76 tys. osób. Mniej tylko od Legii, za to o połowę więcej niż choćby Polonię Warszawa.

„Dumni po porażce, wierni po zwycięstwie”

Nie da się ukryć, że „hype” na „Kokosów” rozpoczął się od bijącego rekordy popularności magazynu „Ósma Liga Mistrzów” dostępnego na kanale „Kartofliska” w serwisie Youtube. Było to cykliczne podsumowanie rozgrywek najniższego poziomu rozgrywkowego w Polsce – klasy B.

Dla oglądających interesująca okazała się już sama nazwa drużyny. Kojarzyć się może z hitem zespołu „Mr. President” z lat 90-tych ubiegłego wieku. Wprost jest jednak nawiązaniem do kultowego filmu „Chłopaki nie płaczą” i kwestii, którą wypowiada wcielający się w rolę „Bolca” Michał Milowicz:

- Coco Jambo i do przodu to moje hasło, dobre nie?

Na filmowych gangsterach wrażenia nie zrobiło, ale trzeba przyznać, że jako hasło przewodnie młodym piłkarzom ze stolicy „siadło” idealnie.

„Gramy na zero z przodu, z tyłu zawsze coś wpadnie” – to jedno z najpopularniejszych założeń przedmeczowych. W takich okolicznościach trudno się dziwić, że i kibice Coco Jambo, nawet ci najwierniejsi, nie mają problemów z akceptacją kolejnych porażek:

- Dumni po porażce, wierni po zwycięstwie.

- Podążacie w dobrym kierunku. Jak tak dalej pójdzie to za kilka lat zagracie w derbach z Legią.

Można wyczytać w komentarzach pod meczowymi relacjami. Gorzej kibicom przychodzi godzenie się z sukcesami drużyny:

- Nawet nie jesteście w strefie spadku, panowie trochę się zawiodłem.

- Wstyd. Żenada. Kompromitacja. Hańba. Frajerstwo. Nie wracajcie do domu – opinie w takim tonie przeważały po kończącym rundę jesienną remisie z Orłami Zielonka.

Dla przytłoczonych fatalną serią kibiców Legii to przyjemna odmiana, choć piłkarze Coco Jambo sami przyznają, że poprzeczka jest przez mistrzów Polski zawieszona coraz wyżej.

Ekipa z Lewandowskim ściga rekordy Mullera

W A-klasowej ekipie nie brakuje nawet Lewandowskiego. „Adi” nie odpuściłby meczu z Węgrami, bez względu na sytuację w tabeli. Na murawie melduje się niezależnie od dnia i stanu w jakim się znajduje.

- Lewy dzisiaj (…) grał w dziurawym bucie, na rozgrzewce zasnął na płycie boiska, popełnił błąd przy pierwszym golu, a później walnął samobója, niestety chodzi o gola – czytamy w jednej z pomeczowych relacji.

Skoro jest Lewandowski, to nie zabrakło też odniesień do legendarnego niemieckiego „Bombera”, którego osiągnięcia systematycznie poprawia Robert:

- W ostatnich 3 meczach straciliśmy 11 bramek nie strzelając ani jednej, pewnie w ten sposób pobiliśmy jakiś rekord Gerda Mullera.

Mimo humorystycznej otoczki, treningi odbywają się całkiem na serio. Dwa razy w tygodniu, pod okiem trenera – Krzysztofa Imieli.

- Jaki tam trener, bardziej opiekun – rzucił przy okazji wieńczącego rundę jesienną sparingu z KS Turośnianka szkoleniowiec gospodarzy.

- Trening ma zrozumieć trener. Dla zawodników najważniejsze jest, żeby byli zdrowi i spokojnie dotrwali do pomeczowego poczęstunku – dodaje.

Od kogo ściągał Paulo Sousa?

Wspomniany sparing to również wydarzenie bez precedensu. Ledwie w czwartek Coco Jambo ogłosiło poszukiwania rywala na niedzielny poranek, a błyskawicznie ustawiła się kolejka chętnych. O wyborze KS Turośnianki zadecydowały zapewne dwa argumenty. Jeden bardzo mocny, ponoć znacznie powyżej 40%, wyrób z Podlasia. Drugi - medialna otoczka zespołu spod Białegostoku.

Turośnianka to bowiem trzeci co do popularności – tej mierzonej polubieniami na Facebooku – zespół na Podlasiu,. Ustępuje tylko Jagiellonii Białystok i Wigrom Suwałki i to mimo gry w ledwie A-klasie i krótkiej, bo trwającej nieco ponad rok historii.

Ich mecz towarzyski z Coco Jambo to – jakby nie patrzeć – okazja do porównania poziomu w dwóch ligach – warszawskiej i podlaskiej klasie A, a także swego rodzaju derby – spotkanie dwóch ekip zawdzięczających swoją popularność odpowiedniemu kreowaniu własnego wizerunku. Transmisję na żywo w serwisie Youtube komentowali „Grizli” z Coco Jambo oraz „Taras” z Turośnianki.

Można więc mówić o meczu przyjaźni, choć zaczęło się od drobnego sporu. Sporu o taktykę, obie ekipy wyszły bowiem ustawieniem z wahadłowymi, które ostatnio stosuje także selekcjoner reprezentacji Polski – Paulo Sousa. Nie było jednomyślności co do tego, od którego z A-klasowych rywali Portugalski trener czerpał inspirację, z pewnością jednak w meczu z Węgrami nie wyglądało to tak dobrze, jak w niedzielny poranek na warszawskiej Pradze.

Sztuczna murawa przeszkadza najmniej

Wahadłowym brakowało może ciągu na bramkę, ale z defensywnych obowiązków wywiązywali się bez zarzutu i machania rękami. Skutkiem tego do przerwy utrzymywał się – niespodziewany na tym poziomie – bezbramkowy remis. Była zatem okazja by „Grizliego”, który wkrótce okazał się nie tylko komentatorem, ale też tajną bronią i rezerwowym „Kokosów” zapytać, czy w skutecznej grze nie przeszkadza aby sztuczna murawa boiska przy ul. Kawęczyńskiej:

- Są rzeczy, które bardziej przeszkadzają nam w grze. Brak umiejętności, piłka, rywale, sędziowie.

Sędziowie to w ogóle czynnik ryzyka, dlatego gospodarze ograniczyli go do minimum. Sparing z Turośnianką prowadził tylko jeden arbiter, odpowiedzialny także za wyłapywanie i gwizdanie spalonych.

Trudno się zatem dziwić, że w drugiej połowie nie zabrakło sędziowskich kontrowersji. Najważniejsze jednak, że padły wreszcie bramki. Pierwszą niespodziewanie zdobyli gospodarze, choć to goście z Podlasia stwarzali wcześniej dogodniejsze okazje. To otworzyło mecz i po dosłownie dwóch minutach mieliśmy już remis. Turośnianka wyrównała z karnego, a za kilka minut otrzymała kolejnego.

Egzekutorem w obu przypadkach był…bramkarz. Najpierw zrobił to skutecznie, za drugim razem obił poprzeczkę, a jeden z jego kolegów dobił piłkę do bramki. Arbiter trafienia jednak nie uznał, twierdząc, że zawodnicy drużyny atakującej zbyt szybko wbiegli w pole karne. Wprawdzie systemu VAR „Kokosy” się jeszcze nie dorobiły, ale dzięki transmisji na żywo w internecie mogliśmy obejrzeć przy komentatorskim stanowisku powtórkę. Ta wykazała, że sędzia nie miał racji, co jednak można zrozumieć, zważywszy, że musiał radzić sobie sam. Podrażnieni goście z Podlasia szybko strzelili jednak gola z gry ustalając wynik na 2:1.

W piłkę grają wszyscy

Skoro nie zabrakło nowinek taktycznych, emocji, kontrowersji sędziowskich to jak mawia klasyk „po co przepłacać?” W siódmej lidze jest wszystko to, co kochają prawdziwi kibice, a oprócz tego autentyczne zaangażowanie i przywiązanie do klubowych barw. Zawodnicy na tym poziomie rekrutują się głównie z miejscowości, w której grają, przez co łatwiej o prawdziwe związki z klubem.

Ciepłe słowa należą się w tym miejscu także gościom z Podlasia. W dwa dni zorganizowali grupę 13 zawodników, którzy przyjechali na sparing do Warszawy.

- To drugi najdłuższy wyjazd w historii klubu. Droga z Białegostoku do Warszawy jest świetna, niewiele krócej jechaliśmy na mecz A-klasy do Łomży – powiedział polskieradio24.pl drugi trener Turośnianki – Łukasz Niścior.

Nasz rozmówca sam wkrótce wszedł na murawę, gdzie towarzyszył m.in. prezesowi klubu z Podlasia. Po drugiej stronie zagrali – poza wspomnianym komentatorem, także m.in. pełniący w pierwszej połowie rolę kamerzysty Łukasz.

W podróż do stolicy z ekipą z Turośni Kościelnej wybrali się tez dwaj kibice – ojciec i syn. Bartosz to chyba najmłodszy fan zespołu ze swojej rodzinnej miejscowości.

- Najlepszy mecz jaki widziałem? 11:0 z Kolejarzem Czeremcha – odpowiada bez zastanowienia.

Dobry przykład sześć lig niżej

Piłka nożna to pod wieloma szerokościami geograficznymi sport numer jeden, wręcz społeczny fenomen. Najlepsi piłkarze, także w Polsce, są sowicie wynagradzani, nawet jeśli jako mistrzowie kraju przegrywają siedem kolejnych spotkań. Być może dobrym sposobem na odnalezienie w sobie pokładów ambicji byłoby dla pracowników Legii Warszawa wybranie się na spotkanie A-klasy.

Polskieradio24.pl miało przyjemność przyjrzeć się z bliska ekipom Coco Jambo i KS Turośnianka. Przyjemność, bo takich pokładów ambicji, ale też pozytywnego nastawienia czy dobrego humoru próżno szukać w najwyższych ligach.

W przypadku wyżej wymienionych zespołów najlepszym sposobem na to, by mówiły o nich media, jest prowadzenie własnych. Jak pokazują ich przykłady – można to robić w sposób kreatywny i przez to przebijać się do szerszego grona odbiorców.

Czytaj także:

MK

Polecane

Wróć do strony głównej