Polacy w Serie A - Zalewski pójdzie w ślady Bońka czy Matusiaka?

2021-05-11, 14:31

Polacy w Serie A - Zalewski pójdzie w ślady Bońka czy Matusiaka?
Nicola Zalewski (L). Foto: PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Udany debiut Nicoli Zalewskiego w barwach AS Roma wzbudził duże zainteresowanie dotyczące wyboru dorosłej reprezentacji przez polskiego młodzieżowca. Tym bardziej, że Serie A przez lata była dla Polaków ligą, w której radzili sobie tylko najlepsi.

Dominacja Serie A

Mówiąc o najmocniejszych piłkarskich ligach Europy najczęściej wyróżniamy tzw. „Top 5” – francuską Ligue 1, hiszpańską Primera Division, angielską Premier League, włoską Serie A i niemiecką Bundesligę.

Wśród tej elity od kilku przynajmniej sezonów łatwo wskazać dwójkę liderów, którymi są rozgrywki w Anglii i Hiszpanii. Przez lata hegemon był jednak tylko jeden – włoska Serie A. Aż do zmiany tego stanu rzeczy Polakom ciężko było przebić się do kadr grających tam zespołów. Gdy zaś już któryś debiutował, spotykało się to z dużym zainteresowaniem nad Wisłą.

Pionier czy „farbowany lis”?

Na początek trochę historii w stylu futbolowego science-fiction. W powszechnym mniemaniu kibiców oraz zgodnie z dostępną na popularnych piłkarskich portalach wiedzą, pierwszymi Polakami w Serie A byli Zbigniew Boniek oraz Władysław Żmuda, którzy trafili tam po bardzo udanym dla reprezentacji Polski Mundialu w 1982 roku. I rzeczywiście można ich, a zwłaszcza obecnego prezesa PZPN, uznać za naszych pionierów w Italii, ale szkoda byłoby pominąć dwie ciekawe historie z cyklu „co by było gdyby”.

Powiązany Artykuł

Zalewski 1200.jpg

Już bowiem w latach dwudziestych XX-go wieku dwóch piłkarzy Pogoni Lwów – Emil Goerlitz i Józef Słonecki wyjechało grać do zespołu Edera z włoskiego Triestu, stając się w ten sposób, przynajmniej według oficjalnych źródeł – pierwszymi polskimi piłkarzami zawodowymi.

Goerlitz to szczególnie ciekawy przypadek. Występował na pozycji napastnika lub...bramkarza. W Reprezentacji Polski zagrał 8 razy i był nawet rezerwowym na igrzyskach w Paryżu. A do tego zawsze czuł się... Niemcem. Oficjalnie został nim po podpisaniu tzw. „Volkslisty” w 1940 r. Podobnie zrobiło wówczas ponad 80 procent ludności Katowic, gdzie Goerlitz mieszkał. Tego zawodnika nie do końca można więc nazywać pierwszym Polakiem we włoskiej lidze, ale już jednym z pierwszych „farbowanych lisów” w naszej kadrze – jak najbardziej.

Wolał Śląsk od Lazio

Emil Goerlitz II Wojnę Światową zakończył w rosyjskiej niewoli, po niej na stałe zamieszkał w Niemczech. Równie nietypowa jest historia Ewalda Cebuli. W latach 30-tych ubiegłego wieku grał w zespole Śląska z rodzinnych Świętochłowic. Gdy wybuchła wojna został wcielony, jak wielu mieszkańców Śląska, do Wermachtu. Na szczęście dla niego trafił na front włoski, gdzie uciekł do swoich – stacjonującej niedaleko armii Andersa. Tam w drużynie złożonej z wojskowych wystąpił w meczu ze słynnym Napoli, który nasi żołnierze przegrali tylko 3:4. Cebula zaś tak wpadł w oko działaczom Lazio Rzym, że jak głosi legenda z miejsca zaproponowali mu kontrakt. Legenda, bo nie ma na to pisemnych dowodów. Tak czy inaczej Ewald wolał wrócić do bliskich na Śląsk, który po wojnie znów był Polski. Dzięki temu ten weteran wielu frontów w 1952 roku, jako grający trener, doprowadził jeszcze Ruch Chorzów do mistrzostwa Polski i to jest do dziś jedyna taka sytuacja w historii naszego futbolu.

„Piękność nocy” zapomniana w Turynie

Pierwszym na pewno grającym w Serie A Polakiem jest zatem oczywiście Zbigniew Boniek. Do Włoch trafił równocześnie z kolegą z reprezentacji i Widzewa Łódź – Władysławem Żmudą, ale obrońcy w Hellas Werona wiodło się fatalnie. Przez cały sezon zagrał tylko dwa „ogony”, po raz pierwszy na boisku pojawiając się dopiero w 12. kolejce.

Powiązany Artykuł

Zalewski 1200.jpg

Za to przychodzący do Turynu w glorii sławy jednego z najlepszych zawodników dopiero co zakończonych Mistrzostw Świata w Hiszpanii Boniek, od razu wdarł się do pierwszej jedenastki Juventusu – 12 września 1982 rozegrał 63. minuty z Sampdorią Genua i jest to oficjalnie debiutancki występ Polaka w Serie A. Pierwsze trafienia uzyskał w czwartej kolejce przeciw Napoli. „Zibi” w Turynie, wspierany przez liczną grupę reprezentantów Włoch, stworzył niezapomniany duet ze swoim przyjacielem Michelem Platinim. Razem zdobyli Puchar Zdobywców Pucharów, Puchar Mistrzów, Superpuchar Europy. Polaka nazywano „Bello di notte” – piękność nocy, co nawiązywało do sytuacji, gdy najlepiej spisywał się w najważniejszych meczach rozgrywanych przy świetle reflektorów.

Mimo to Boniek nie jest ulubieńcem turyńskich kibiców, którzy zablokowali nawet umieszczenie go w galerii sław klubu. Zadecydował o tym transfer w 1985 roku i trzy sezony w znienawidzonej Romie. W niej „Zibi” zakończył karierę w wieku ledwie 32 lat. Nigdy nie ukrywał, że do Rzymu bliżej mu mentalnie niż do Turynu, a Romę przedkłada na Juventus. To Rzymianie mieli zresztą być jego pierwszymi pracodawcami w Italii, ale na przeszkodzie stanęła między innymi operatywność szefów zarządzającego Juventusem koncernu Fiata, który obiecał większe inwestycje w Polsce.

Cavani przeszkodził?

Przełom wieków to czas największej bodaj dominacji włoskiego futbolu klubowego w dziejach. Jeśli dodać do tego długo obowiązujący limit trzech obcokrajowców w kadrze, to już wiadomo czemu dla Polaków w tamtym okresie brakowało miejsca w najmocniejszej lidze świata. Niemniej w 1992 roku dwóch biało-czerwonych trafiło do Udinese. Piotr Czachowski po zaledwie 12 występach wrócił do polskiej ligi. Dużo lepiej poradził sobie świeżo upieczony wicemistrz olimpijski - Marek Koźmiński, który w Serie A zagrał grubo ponad 100 razy, na lata obsadzając też pozycję bocznego obrońcy w reprezentacji Polski.

Powiązany Artykuł

zalewski roma 1200.jpg

W 2007 roku do Palermo trafił Radosław Matusiak. Równocześnie sycylijski klub sprowadził innego napastnika – Edinsona Cavaniego. Mieli bić się o pierwszy skład, ale to nie była równa walka. Polak zaliczył tylko trzy gry, a jego kariera wkrótce znalazła się na równi pochyłej aż do jej końca, gdy miał zaledwie 30 lat. Trzeba mu jednak oddać, że gdy w maju 2007 roku otrzymał jedyną szansę wyjścia w podstawowej jedenastce Palermo zdobył pierwszego „polskiego gola” w Serie A od dziewięciu lat.

Jego urugwajski rywal do dziś z powodzeniem gra na najwyższym poziomie – kilka dni temu wbił dwa gole Romie w półfinale Ligi Europy.

Przełom

Bez powodzenia swój pobyt w Chievo Verona zakończył też w podobnym okresie Kamil Kosowski. Wkrótce jednak nastąpił przełom i udane kariery na Półwyspie Apenińskim zrobili Kamil Glik w Torino i Artur Boruc, który ze składu Fiorentiny wyrzucił nietykalnego, jak się zdawało, Sebastiana Freya. Polski futbol we Włoszech zaczął być wkrótce kojarzony nie tylko z Robertem Lewandowskim, ale też z solidnością i pracowitością.

I tak do Serie A trafiało coraz więcej biało- czerwonych, aż przed sezonem 2019/2020 mieliśmy ich rekordową liczbę – 18. Coraz częściej przechodziła ona w jakość, bo w lidze włoskiej grali lub nadal grają podpory reprezentacji – Piotr Zieliński, Wojciech Szczęsny, Arkadiusz Milik...

"
Wyświetl ten post na Instagramie.

Post udostępniony przez AS Roma (@officialasroma)


Ten ostatni mógł w Napoli zrobić dużo większą karierę, niż było to jego udziałem. Już w drugim meczu po transferze popisał się dubletem w meczu z Milanem, a wkrótce wyczyn ten powtórzył w spotkaniu z Bolonią. Niestety przyplątało się to, co Arkowi komplikuje sprawy od początku kariery  - kontuzja.

Prawdziwe wejście smoka miał za to Krzysztof Piątek. Gdy przed sezonem 2018/2019 trafił do Genoi straszył już w rozgrywanych przed startem Serie A meczach Pucharu Włoch. W lidze również odpalił w debiucie, w którym strzelił gola. Wyczyn ten powtarzał przynajmniej raz w kolejnych siedmiu spotkaniach, zdobywając w nich łącznie dziewięć goli. Genua oszalała na punkcie „II Pistolero”, a ten już po jednej rundzie przeniósł się do potentata – AC Milan.

Tam na debiutanckiego gola czekał „aż” do drugiego występu. Po nim w kolejnych trzech dołożył cztery trafienia. Kibice czekali na powtórkę z Genoi, ale wkrótce maszynka się zacięła, a do klubu przyszedł Zlatan Ibrahimović, co ostatecznie przypieczętowało los Piątka.

Powiązany Artykuł

górski serwis grafika 1200 .jpg

W nowym sezonie będzie nas więcej?

Z obecnie grających na Półwyspie Apenińskim Polaków najlepiej radzą sobie wspomniani Zieliński i Szczęsny, którzy mają pewne miejsca w składach czołowych drużyn ligi. Pewnymi punktami swoich zespołów są też Bartłomiej Drągowski, Łukasz Skorupski, Bartosz Bereszyński i Kamil Glik. Arkadiusz Reca i Paweł Dawidowicz są na etapie walki o ugruntowanie pozycji, za to Sebastian Walukiewicz po bardzo obiecującym początku stracił miejsce w składzie Cagliari.

Polska kolonia w Serie A prawdopodobnie powiększy się jeszcze od przyszłego sezonu. Salernitana z Tomaszem Kupiszem, Pawłem Jaroszyńskim i Patrykiem Dziczkiem wywalczyła właśnie awans do włoskiej ekstraklasy z Serie B. Cała trójka naszych jest tam jednak w tej chwili jedynie wypożyczona. Podobnie jak Szymon Żurkowski, który triumfował na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej z Empoli. On po sezonie dołączy do Drągowskiego we Florencji. W barażach do Serie A zagrają jeszcze Jakub Łabojko oraz Filip Jagiełło z Brescii. Ten drugi jest do niej wypożyczony z Genoi.

La Liga nie dla Polaków?

Niezależnie od ostatecznych rozstrzygnięć na zapleczu oraz od tego ilu Polaków ostatecznie pozostanie w kadrach swoich zespołów, w przyszłym sezonie nadal będziemy licznie reprezentowani w jednej z najsilniejszych lig Europy. Jej blask z przełomu wieków nieco wyblakł, ale może to i lepiej dla naszych, bo częściej dostają szansę pokazania się na jednym boisku np z Cristiano Ronaldo czy Zlatanem Ibrahimoviciem.

Bardziej niepokoi fakt, że podobnie jak nie było miejsca dla biało-czerwonych w Serie A w czasach jej świetności, tak obecnie na palcach jednej ręki możemy policzyć Polaków z ugruntowaną pozycją w Premiership, zaś w drugiej z topowych lig – hiszpańskiej Primera Division - nie ma nas wcale.


MK

Czytaj także:

Polecane

Wróć do strony głównej