Mija pięć lat od śmierci Zbigniewa Rusina, legendarnej postaci polskiego kolarstwa

2021-03-11, 05:00

Mija pięć lat od śmierci Zbigniewa Rusina, legendarnej postaci polskiego kolarstwa
Zbigniew Rusin (pierwszy z lewej) razem z kolarzami. Foto: PAP/Stanisław Dąbrowiecki

Człowiek renesansu. Lekarz, który zakochał się w dwóch kółkach. Pięć lat temu, 11 marca, zmarł Zbigniew Rusin. Człowiek orkiestra.

• Niedługo po wojnie uznał, ze swoje życie zawodowe zwiąże ze sportem.

• Losy rzuciły go do drużyny narodowej polskich kolarzy.

• Jedenaście lat nabierał doświadczenia jako lekarz reprezentacji naszego kraju.

• Mając tak olbrzymi bagaż doświadczeń został poproszony o objęcie funkcji trenera reprezentacji. Przyniosło to zaskakująco dobre rezultaty.

• Po zakończeniu współpracy z cyklistami, kierował sztabem medycznym Polskiej Misji Olimpijskiej, na sześciu igrzyskach.

Rodzina Rusina uciekła do Wrocławia

Pan Zbigniew urodził się w polskim Lwowie. Dziewięć lat przed napaścią Niemiec na Polskę. Cała rodzina po zakończeniu drugiej wojny światowej przeniosła się do Wrocławia. Uciekli przed czystkami nacjonalistów ukraińskich. Rusin postanowił swoje życie związać ze sportem.

W związku z tym podjął studnia na dwóch kierunkach. W stolicy Dolnego Śląska uczęszczał na zajęcia Akademii Medycznej oraz Akademii Wychowania Fizycznego. Po ukończeniu wyższych uczelni, przeniósł się do Warszawy. Został lekarzem Centralnej Przychodni Sportowo Lekarskiej.

Zauroczył się kolarstwem

Specjalizował się w zakresie medycyny sportowej oraz ortopedii. Leczył urazy czynnych zawodników. Dodatkowo połączył wiedzę wyniesioną z dwóch fakultetów. To była rzadkość w tamtych czasach. Ale dzięki takiemu podejściu i dobrym efektom leczenia, szybko uzyskał opinię profesjonalisty. Zaproponowano mu funkcję lekarza narodowej kadry kolarskiej. Przyjął ja bez zastanowienia. Mógł wreszcie realizować się na pierwszej linii sportowej walki, a nie w klinice. Zaczął wprowadzać swoje innowacyjne metody.

- Był nie tylko lekarzem, ale i masażystą, a w pewnym stopniu i menedżerem, choć tego słowa wtedy jeszcze nie używaliśmy. Dbał o nas, o to co jemy, podawał witaminy. Był bardzo zaangażowany emocjonalnie w to, co robił - wspominał Mieczysław Nowicki, mistrz świata w drużynie z 1975 roku.

Był jednym z ojców historycznego sukcesu na mistrzostwach świata w 1973

Między innymi. także dzięki jego nowatorskim metodom. udało się stworzyć jeden z najlepszych zespołów kolarskich w naszej historii. Polacy udali się na szosowe mistrzostwa świata do hiszpańskiej Barcelony. Okazało się że Rusin znał się nie tylko na medycynie i sporcie.

- Zbyszek powiedział wtedy do żony: przyszyj porządnie naszym numery startowe, bo jadą po mistrzostwo świata. I rzeczywiście tak się stało. Rysiek Szurkowski zdobył złoty medal, a Stasiu Szozda, srebrny. To przyszywanie numerów przez żonę Rusina stało się w naszym gronie często wspominaną anegdotą - opowiadał Tadeusz Mytnik, który wywalczył złoto w drużynie.

To był największy sukces w dziejach polskiego kolarstwa amatorskiego. W wyścigu indywidualnym zajęliśmy dwa pierwsze miejsca. Ale to nie wszystko. Zespół w składzie Szurkowski, Szozda, Mytnik oraz Lucjan Lis wywalczyli tytuł czempionów globu w jeździe drużynowej na czas. Pokonali naszego odwiecznego rywala drużynę ZSRR. Rok później, w kanadyjskim Montrealu, numery także były dobrze przyszyte. Janusz Kowalski wywalczył złoto, wyprzedzając w wyścigu indywidualnym Szurkowskiego. Nigdy więcej takich sukcesów nie osiągnęliśmy.

Zaangażowanie pana Zbigniewa zostało nagrodzone

Władze polskiego kolarstwa postanowiły zmienić funkcję Rusinowi. W roku 1977 powierzono mu rolę selekcjonera naszej reprezentacji. Miał się nią zajmować wspólnie z trenerem szosowców Legii Warszawa, Andrzejem Trochanowskim. Był on wybitnym specjalistą w przygotowywaniu drużyn do wyścigów na 100 kilometrów.

Na efekty ich pracy nie trzeba było długo czekać. Już w pierwszym roku współpracy Polacy wywalczyli brąz mistrzostw świata w drużynówce. Później w wyścigach indywidualnych srebra zdobyli Krzysztof Sujka oraz Jan Jankiewicz W 1979 polski zespół zajął drugie miejsce na naszym globie. Sukces gonił sukces. Dość powiedzieć, że w tym samym roku, duet szkoleniowców otrzymał tytuł Trenera Roku w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Zwieńczeniem pracy pana Zbigniewa było wywalczenie przez Czesław Langa srebrnego medalu olimpijskiego na XXII igrzyskach w Moskwie.

Karierę jako trener zakończył po igrzyskach. Później przez jedenaście lat pełnił funkcję prezesa Polskiego Związku Kolarskiego. Odchodząc ze związku otrzymał tytuł Honorowego Prezesa. Kierował także ekipą medyczną Polskiej Misji Olimpijskiej przez sześć kolejnych olimpiad aż do roku 2004.

11 marca 2016 roku odszedł od nas Zbigniew Rusin

Wszyscy, z którymi miał do czynienia na swojej zawodowej i sportowej drodze, bardzo dobrze go wspominają. Był profesjonalistą w każdym calu i miał dodatkowy olbrzymi walor. Był dobrym człowiekiem.

- W wieku 85 lat zmarł wychowawca medalistów olimpijskich Zbigniew Rusin. Lekarz, trener, prezes. Człowiek obdarzony niezwykłym spokojem, ale jednocześnie emanujący dużą siłą i energią - w tych słowach wypowiedział się ówczesny prezes Polskiego Związku Kolarskiego, Wacław Skarul, na sportowefakty.pl.

- To był człowiek z charyzmą, wiedział jak rozegrać wyścig, doskonały fachowiec. Jako trener czasami pytał o zdanie nas, kolarzy i szanował je. Jako lekarz, troskliwy, zawsze towarzyszący kontuzjowanemu zawodnikowi aż do odzyskania zdrowia. Zapamiętam też Zbyszka jako wielkiego optymistę. Tym optymizmem zarażał nas, mówił: to my mamy kolarstwo, możemy rządzić - wspominał Mytnik.


Polecane

Wróć do strony głównej