Premier League: De Gea jak Tomaszewski na Wembley. Piękny sen Solskjaera będzie trwał dalej?

2019-01-14, 21:10

Premier League: De Gea jak Tomaszewski na Wembley. Piękny sen Solskjaera będzie trwał dalej?
David De Gea był w kapitalnej dyspozycji w starciu Manchesteru United z Tottenhamem. Foto: PAP/EPA/NEIL HALL

6 meczów i 6 wygranych spotkań, w tym jedno dużej wagi. W niedzielny wieczór Manchester United z Ole Gunnarem Solskjaerem za sterami pokonał 1:0 Tottenham, głównie dzięki genialnej postawie Davida De Gei i Paula Pogby - czy "Czerwone Diabły" mają już właściwego człowieka na właściwym miejscu?

Manchester United wciąż wygrywa pod wodzą zatrudnionego niespełna miesiąc temu Norwega Ole Gunnara Solskjaera. Pierwsze pięć spotkań rozbudziły apetyty, ale trudno było jednoznacznie oceniać progres, jaki zrobił zespół - przynajmniej patrząc na rywali, z którymi się mierzył. Cardiff, Huddersfield, Bournemouth, Newcastle i Reading to drużyny z niższej półki. Fani czekali na mecz, który pozwoli zweryfikować aspiracje na koniec sezonu. Starcie z Tottenhamem, który zajmuje trzecie miejsce w tabeli, było właśnie tego rodzaju testem.

"Czerwone Diabły" odetchnęły z ulgą

Pewne jest jedno - wszyscy na Old Trafford odetchnęli po odejściu Jose Mourinho. Po ostatnich miesiącach pracy Portugalczyka kibice nie mogli oczekiwać wiele w tym sezonie. Wydaje się, że wielu z nich już zdążyło pogodzić się z tym, że ta kampania jest po prostu stracona.

Ole Gunnar Solskjaer został zapamiętany na Old Trafford jako rewelacyjny dżoker, który wiele razy ratował swoją drużynę. Człowiek od zadań specjalnych, do których należało przechylanie szali zwycięstwa na korzyść "Czerwonych Diabłów" - jeśli o to chodzi, pozostaje nie do pobicia, aż 28 razy zdobywał gole po wejściu z ławki rezerwowych. Póki co w roli trenera dał piłkarzom to, na co nie mogli liczyć pod wodzą Mourinho - w grze widać więcej luzu, Manchester United nie gra tak zachowawczej piłki, jak miało to miejsce jeszcze niedawno. Norweg nie ukrywa, że oprócz wyników ważny jest dla niego styl. Zespół tej klasy nie może pozwolić sobie na grę minimalistyczną.

W poprzednim meczu tych drużyn Tottenham zdemolował "Czerwone Diabły", wygrywając na Old Trafford 3:0. Piłkarze Pochettino nie zagrali olśniewająco, a wynik był lepszy niż ich postawa na boisku. Tym razem ekipa z Manchesteru zdołała się zrewanżować, zwyciężyła 1:0, chociaż nie da się powiedzieć, że dominowała na Wembley. Prowadzenie przyszło pod koniec bardzo dobrej pierwszej połowy, po katastrofalnym błędzie Kierana Trippiera, błyskawicznym uruchomieniu akcji przez Paula Pogbę i wykończeniu Marcusa Rashforda.

De Gea jak Tomaszewski

Tottenham na drugą połowę wyszedł zmotywowany, wykreował sobie przynajmniej kilka dogodnych sytuacji do wyrównania. Nie bez powodu argentyński trener mówił o tym, że był to jeden z najlepszych występów jego drużyny odkąd ją prowadzi. Problem w tym, że w bramce rywali stał David De Gea. Choć w jego stronę sunął atak za atakiem, Hiszpan bronił jak w transie. Powstrzymywał Allego, Kane'a, obronił uderzenie Alderweirelda - w sumie w drugiej części gry jedenaście razy popisał się udanymi interwencjami, a kilka z nich bezdyskusyjnie uratowało jego drużynę przed stratą bramki. To był jeden z najlepszych indywidualnych występów golkipera w ostatnich sezonach na Wyspach. Tony Cascarino z "The Times" porównał postawę Hiszpana do Jana Tomaszewskiego, który zatrzymał Anglię w 1973 roku na tym samym stadionie.

Była to pierwsza ligowa wygrana Manchesteru United nad Tottenhamem na wyjeździe od 2012 roku. Oczywiście, można mówić, że remis byłby bardziej zasłużonym wynikiem, ale jak na razie Solskjaerowi i jego drużynie nie można niczego ujmować. I trzeba powiedzieć jasno - Norweg po prostu nie mógł mieć lepszego wejścia do klubu.

Kibice potrzebowali otuchy po sposobie gry Mourinho, a on daje im właśnie to - "Czerwone Diabły" robią użytek ze swojej ofensywy, do wielkiej formy wrócił Pogba, który poza De Geą był najlepszym zawodnikiem niedzielnego widowiska. Nie tylko ze względu na wypracowanego gola.

Francuz, który pozostawał w konflikcie z portugalskim menedżerem, wyglądał przez długie miesiące jak cień samego siebie. Wiele było opinii, że jest zawodnikiem przepłaconym i przecenianym, nie potrafi odnaleźć się w nowym środowisku, gra od niechcenia, nie daje z siebie wszystkiego. Zmiana na stanowisku trenera pokazała, że ma wszystko, by wymieniać go w gronie najlepszych pomocników świata. Trzeba tylko stworzyć mu do tego odpowiednie warunki - tylko tyle i aż tyle.

Za sprawą wygranej Manchester United ma w tym momencie 41 punktów w tabeli i zrównał się z Arsenalem, który dzień wcześniej przegrał w derbowym spotkaniu z West Ham United. Pozostaje na 6. miejscu w tabeli, ale wydaje się, że może jeszcze włączyć się do boju o Ligę Mistrzów. Czy jeśli plan się powiedzie, Ole Gunnar Solskjaer może liczyć na to, że zostanie na Old Trafford na dłużej?

Pochettino wybierze drogę na skróty?

Klubowi właściciele zaoferowali mu zaledwie półroczną umowę, szukając ratownika, który będzie w stanie uspokoić sytuację. Wydaje się jednak, że oni także byli pogodzeni z tym, że nie ma co liczyć na cuda, a latem trzeba będzie zatrudnić kogoś, kto przeprowadzi w klubie rewolucję i przywróci mu wielkość, która zakończyła się wraz z odejściem sir Alexa Fergusona. Nie ma w tym żadnej tajemnicy, że tym kimś miał być Pochettino, od długich miesięcy kuszony perspektywą pracy w Manchesterze.

Argentyńczyk wydawał się wymarzoną opcją - choć cały czas brakuje mu trofeów, to jeden z najlepszych menedżerów swojego pokolenia. W Tottenhamie wykonał niesamowitą pracę, nie dysponując nawet zbliżonymi pieniędzmi do tych, które mógłby przeznaczyć na odrestaurowanie "Czerwonych Diabłów". Z klubu, któremu było bliżej do ligowych przeciętniaków niż do czołówki, stworzył drużynę, która regularnie gra w Lidze Mistrzów, walczy o czołowe pozycje w Premier League, a wkrótce przeniesie się na nowy, imponujący stadion.

To wszystko jest długofalowym projektem, o czym szkoleniowiec wielokrotnie mówił w wywiadach. Sęk w tym, że projektem, który przyniesie pełnię satysfakcji dopiero za kilka lat, kiedy Spurs będą mogli unieść ciężar finansowej rywalizacji i do walki o mistrzostwo Anglii przystąpią w roli faworyta. Teraz nie ma o tym mowy - ta drużyna właściwie od początku kadencji Pochettino robi wyniki ponad stan, kreując gwiazdy, a nie płacąc za nie gigantyczne pieniądze. Zamykając krytykom usta. I jednocześnie narażając się na ataki.

Nie ma nic szczególnego w tym, że miejsce w elicie jest wąskie i mało kto chciał tego, by trwający latami porządek, w którym karty rozdawało wąskie grono klubów, ulegał zmianie. Tottenham wydarł sobie miejsce w czołówce, ale w kluczowych momentach wciąż nie wytrzymuje presji, do trofeów wciąż czegoś brakuje. Wydaje się, że droga do sukcesów i wielkości byłaby znacznie krótsza w Manchesterze United. Wystarczy popatrzeć, jakimi nakładami dysponowali David Moyes, Luis van Gaal czy Jose Mourinho. Stwierdzenie, że Pochettino zrobiłby z tych pieniędzy lepszy użytek, nie jest przesadnie ryzykowne. Ale pozostaje tylko gdybaniem - nie dowiemy się tego, dopóki sam zainteresowany nie stwierdzi, że czas spróbować czegoś nowego.

Dla fanów Tottenhamu wizja, w której ich menedżer opuszcza północny Londyn, jest prawdziwym koszmarem. Zwłaszcza, że jego odejście prawdopodobnie pociągnęłoby za sobą prawdziwy exodus największych gwiazd, które wielokrotnie deklarowały przywiązanie do tego szkoleniowca. To on jest powodem, dla których przynajmniej kilku czołowych graczy wciąż jest w klubie, który nie wygrał niczego od dekady, płaci zdecydowanie mniej niż najwięksi rywale, nie jest aż tak medialny i rozpoznawalny. Ale cały czas się rozwija i czeka na swój moment - pytanie tylko, czy ciąg dalszy będzie możliwy, kiedy zmieni się osoba za sterami.

- Kolejny krok będzie jeszcze większy. Myślę, że Tottenham przygotowuje się do tego, by być jednym z najbardziej ekscytujących klubów na świecie. I mam nadzieję, że dojdzie do tego ze mną - mówił niedawno, dodając do tego, że jest szczęśliwy w klubie i chciałby zakończyć w nim karierę. Kibice jednak słyszeli podobne deklaracje zbyt często, by traktować je bez doszukiwania się drugiego dna.

Dalsza część sezonu odpowie na pytanie, czy latem wróci temat kuszenia Mauricio Pochettino. Tottenham w niedzielę wypisał się z walki o mistrzostwo Anglii (skazanej zresztą na porażkę), to moment, w którym warto rzucić okiem za siebie i martwić się grupą pościgową.

A "Czerwone Diabły"? W ciągu kilku najbliższych miesięcy Solskjaer może zdołać przekonać do siebie wszystkich - do tego stopnia, by cała saga z próbami sprowadzenia do Manchesteru Pochettino zakończyła się fiaskiem. Być może już teraz właściwy człowiek zasiada na właściwym miejscu.

ps, PolskieRadio.pl

Polecane

Wróć do strony głównej