Wehikuł czasu. Podsumowanie 2018 roku piłkarskiej reprezentacji. Skąd wracamy i dokąd zmierzamy?

2018-11-23, 07:57

Wehikuł czasu. Podsumowanie 2018 roku piłkarskiej reprezentacji. Skąd wracamy i dokąd zmierzamy?
Reprezentacja Polski. Foto: Shutterstock

Równo rok temu nasza piłkarska reprezentacja była na ustach wszystkich. W dobrym stylu awansowała do finałów MŚ i miała doskonały bilans bramkowy dzięki skuteczności Roberta Lewandowskiego. Wysokie miejsce w rankingu FIFA dopełniało obrazu drużyny, której występ na rosyjskim czempionacie był jednym z bardziej oczekiwanych wydarzeń 2018 roku. 

Fatalny występ kadry na mistrzostwach świata w Rosji cofnął nas w czasie do początku XXI wieku, kiedy drużynę reprezentacyjną przejął w podobnych (do obecnych) okolicznościach Jerzy Engel.

Powtórka z historii

Trudne były początki "futbolu na tak", zanim powstała książka selekcjonera o tym samym tytule, powoli rozkręcaliśmy się do zwycięskich eliminacji koreańsko - japońskiego mundialu. Wygranie trudnej grupy eliminacyjnej uznano wówczas za niespodziankę i ogromny sukces, gdyż w tyle pozostawiliśmy wtedy m.in zespoły Ukrainy, Białorusi, Norwegii i Walii, które miały nieco wyższe notowania. 

Niestety eksplozywność drużyny (z eliminacji) nie objawiła się na turnieju finałowym. Zawiedliśmy głównie w meczu otwarcia, w którym ulegliśmy wyraźnie - i niespodziewanie - Koreańczykom. W kolejnym meczu Portugalia skarciła nas słynnym (choćby z piosenki Pudelsów) 4:0, ale w "meczu o honor" pokazaliśmy klasę: Jerzy Engel wprowadził kilka zmian do składu, a te zaowocowały grą ładną i skuteczną. Pokonaliśmy USA 3:1.

Podobnie było 4 lata później, na MŚ w Niemczech. Selekcjonerem był wówczas Paweł Janas, który dysponował potencjałem m.in Jacka Krzynówka, Euzebiusza Smolarka, Macieja Żurawskiego czy Ireneusza Jelenia. Ten ostatni - w meczu z Niemcami - kilka razy ośmieszył biegowo Davida Odonkora, który uchodził za najszybszego zawodnika turnieju, ale reszta zespołu zagrała bojaźliwie i gdyby nie fenomenalny tego dnia Artur Boruc, to Polska przegrałaby z Niemcami w hokejowym wymiarze.

Skończyło się 1:0 po golu Olivera Neuville w ostatniej minucie gry. Spotkanie było klasyczną "obroną Częstochowy" z naszym bramkarzem w roli głównej. Mecz ten był znowu tym "o wszystko", bo w inauguracji turnieju Polacy ulegli - niespodziewanie - Ekwadorczykom, których pokonali w meczu towarzyskim kilka miesięcy wcześniej. Honor uratowaliśmy pokonując 2:1 Kostarykę, którą pogrążył obrońca Lecha Bartosz Bosacki - zdobywca dwóch goli. Czy nie jest to pewnego rodzaju analogia z mundialowym dorobkiem Adama Nawałki?

Miłe złego początki

Selekcjoner rozpoczął 2018 rok od marcowych meczów towarzyskich z Nigerią i Koreą Płd. Miało to być idealne przetarcie przed mundialowymi potyczkami z Senegalem i Japonią. Po meczu Robert Lewandowski mówił: "wszyscy widzieli, że rywale nie stworzyli sobie praktycznie żadnej sytuacji". Afrykański przeciwnik wygrał jednak 1:0 po błędzie Marcina Kamińskiego i rzucie karnym. Mecz z Azjatami wygraliśmy 3:2 po golach Lewandowskiego, Grosickiego oraz pięknym trafieniu Piotra Zielińskiego. Pojedynki towarzyskie pozostawiły wrażenie świadomości etapu, na którym znajdowała się kadra, jasności co do zakresu elementów wymagających poprawienia, ale i przekonania, że dobry wynik na turnieju w Rosji jest raczej pewny. Nikt nie przypuszczał, że te dwa towarzyskie mecze będą aż tak prorocze...

Stan zadowolenia i wiary w kadrę trwał również na wiosnę, kiedy remis z Chile (2:2 po golach Lewandowskiego oraz Zielińskiego) oraz wysokie pokonanie Litwy (4:0) wprawiło wszystkich w samozadowolenie i euforię. Dalszą eksplozję radości mocno przyhamowała kontuzja Kamila Glika. Zawodnik odniósł niefortunny uraz barku podczas gry w siatko-nogę. Naród podzielił się na obozy: czy zasadne było ryzykowne zagranie (przewrotka podczas wspomnianej gierki) tuż przed turniejem? Jedni uważali, że wszystko było w porządku, bo takie zagrania są częścią treningu. Inni dopatrywali się wielkiej lekkomyślności i braku profesjonalizmu.

Tym drugim sprzyjał fakt, że dzień wcześniej Łukasz Teodorczyk miał urodziny, które piłkarze mieli (rzekomo) dość hucznie świętować. Wtedy też dały się zauważyć pierwsze objawy ewidentnego defetyzmu - zarówno wśród kibiców jak i zawodników. Brak Kamila Glika (ostoi defensywy, zawodnika nie mniej ważnego od "RL9") zaczął stawać się naszą "bestia negra"- kłopotem nie do rozwiązania, który miał nas skazać na pewną przegraną w Rosji.

Szybki powrót z mistrzostw świata: mecz otwarcia, o wszystko i ten o honor

Niestety, pierwszy mecz na mundialu - z Senegalem - dał rację tym, którzy przewidywali klęskę. Drużyna była zestawiona eksperymentalnie, zagubiona, bez siły i koncepcji. Rywale nie stworzyli sobie żadnej sytuacji, ale wygrali 2:1 po samobójczym trafieniu Cionka i golu Nianga, który wykorzystał nieporozumienie Krychowiaka, Bednarka i Szczęsnego. Rozbita psychicznie kadra stanęła przed wizją "meczu o wszystko" przeciwko "Los Cafeteros", co było zadaniem arcytrudnym - zwłaszcza po porażce w pierwszym meczu.

Kolumbijczycy boleśnie zweryfikowali mundialowe ambicje Polaków i zaaplikowali nam gładkie 3:0, które było najmniejszym wymiarem kary, gdyż Polacy zniknęli z placu gry po pół godzinie meczu. Adam Nawałka znowu zestawił naszych w eksperymentalnym ustawieniu (tym razem 3-4-3),  które zaowocowało chaosem i rywalem, który bawił się z nami w drugiej części spotkania. Do przerwy straciliśmy jednego gola - po błędzie Bednarka i Szczęsnego skutecznie główkował Mina. Dalej było już tylko gorzej: gole Radamela Falcao i Juana Cuadrado dopełniły obrazu zniszczenia, a Maciej Rybus - po meczu - powiedział, że nie rozumiał założeń taktycznych trenera i był osamotniony na swojej pozycji grając przeciwko kilku rywalom. Kibice zostali zmuszeni wrócić do narracji, o której chcieli zapomnieć: czekał nas już tylko "mecz o honor".

Tego w spotkaniu z Japonią było jednak niewiele. Zawodnicy z "kraju kwitnącej wiśni" mogli mecz przegrać w minimalnym rozmiarze, byle bez kartek. Takie rozstrzygnięcie gwarantowało im awans do 1/8 finału - był to absolutny precedens w historii MŚ. Po trzech meczach grupy H Japonia i Senegal miały po cztery punkty oraz identyczny bilans bramek (4-4). Ich bezpośredni mecz zakończył się remisem 2:2, ale  Japonia miała cztery żółte kartki, a Senegal sześć... Japończycy, mimo że przegrywali z Polską 0:1, w końcowych minutach grali na czas - wyraźnie chcieli (przede wszystkim) uniknąć straty drugiego gola, który wyeliminowałby ich z turnieju.

Publiczność w Wołgogradzie przeraźliwie gwizdała, a w Samarze utrzymywał się korzystny rezultat w meczu Senegal - Kolumbia (0:1), który premiował Japonię. Jedynego gola meczu zdobył Jan Bednarek, ale radość ze zwycięstwa została przyćmiona również przez kuriozalne zachowanie selekcjonera. Pod koniec spotkania, Adam Nawałka, stojąc przy bocznej linii - dawał dziwne znaki Kamilowi Grosickiemu, czemu przyglądał się Jakub Błaszczykowski, który miał wejść na boisko by rozegrać 101. mecz w kadrze....

Źródło: TVP Sport

Polacy przestali lubić drużynę reprezentacyjną, a Adam Nawałka zrezygnował z posady

Okoliczności przegranego mundialu zaowocowały ogólnonarodowym larum. Krytykowano wszystkich: PZPN, Zbigniewa Bońka, Adama Nawałkę i Roberta Lewandowskiego. Według raportu agencji Havas Sports & Entertainmenet każda z czołowych postaci reprezentacji zaliczyła potężne straty wizerunkowe. Kapitana drużyny narodowej lubi obecnie już mniej niż 1/3 rodaków (przed MŚ było ich ponad 50%) pozostałych zawodników i prezesa związku - jeszcze mniej.

Dyskusja o losie selekcjonera trwała kilka tygodni, aż ten ogłosił rezygnację z posady. Okolicznościową konferencję zorganizowano trzeciego lipca, a dwa miesiące później PZPN udostępnił raport szkoleniowca, z którego - poza zaniedbaniami w selekcji - nie wynikały żadne przyczyny klęski reprezentacji na imprezie, która była zwieńczeniem pięcioletniego cyklu szkoleniowego.

Selekcjoner wielokrotnie podkreślał (zwłaszcza po Euro2016), że "celem tego kolektywu jest dobry występ na MŚ w Rosji". Praca selekcjonera poszła na marne, a wynik sportowy oraz doniesienia o kłótniach i podziałach w drużynie dopełniły obrazu klęski. Oliwy do ognia dolał Remigiusz Rzepka, który odpowiadał za przygotowanie fizyczne reprezentacji. W wywiadzie - pytany o kulisy przygotowania zespołu do turnieju - powiedział, że niczego by nie zmienił. 

Zbigniew Boniek mówił o grupkach i niechęci do gry z Lewandowskim, co było zaprzeczeniem obrazu kadry, którą polubili Polacy. Adam Nawałka zaczął bowiem swoją kadencję od "team - buildingu": scalił wyselekcjonowany kolektyw, następnie przekazał opaskę kapitana Lewandowskiemu, potem pokonał Niemców na Stadionie Narodowym w el. ME2016, na których Polacy rozbudzili apetyty kibiców na coś więcej w Rosji. Skończyło się dramatycznie - powrotem do czasów, kiedy awans na wielki turniej jawił się wszystkim - jak najtrudniejsze z wyzwań, prawdziwe "mission impossible".

Boniek drybluje kandydatów i wybiera nowego selekcjonera

Tak trudne zadanie - zupełnie nieoczekiwanie - postawiono przed Jerzym Brzęczkiem, którego Zbigniew Boniek wyznaczył nowym selekcjonerem 12 lipca. Wcześniej "na giełdzie" pojawiały się nazwiska z Włoch: Cesare Prandelli, Roberto Donadoni i Gianni de Biasi - ten ostatni (autor m.in dużego postępu reprezentacji Albanii) był już z prezesem podobno "po słowie" i nominację Brzęczka przyjął z wyraźnym rozgoryczeniem - o czym donosiły włoskie media i sam szkoleniowiec. 

Nowego selekcjonera przyjęto względnie pozytywnie, chociaż zauważano jego miałkie doświadczenie trenerskie. Wytykano okoliczności w jakich odchodził z GKS Katowice czy Lechii Gdańsk, a wyniki osiągane z Wisłą Płock były dla opinii publicznej słabą rekomendacją. Kadra wymagała wstrząsu, odbudowy i nowych pomysłów, które Jerzy Brzęczek miał wnieść w ramach tzw. "znajomości szatni", krajowego futbolu oraz własnych doświadczeń reprezentacyjnych. Przed srebrnym medalistą IO 1992 w Barcelonie i "żelaznym" kapitanie drużyn reprezentacyjnych Janusza Wójcika stanęło bardzo trudne zadanie: odbudowa kadry w meczach towarzyskich i Ligi Narodów oraz awans do ME 2020.

La Gazzetta dello Sport pisała o "wykpionym De Biasim"
La Gazzetta dello Sport pisała o "wykpionym De Biasim"

Jesienne mecze kadry nie przywróciły wiary kibiców w polską reprezentację, ani nie dały pewności zakwalifikowania się do przyszłego Euro. Dwa remisy i dwie porażki w nowych rozgrywkach UEFA oraz remis z Irlandią i przegrana z Czechami (w meczach towarzyskich) obnażyły kłopoty polskiej piłki: m.in brak zmienników i kłopoty z selekcją na newralgiczną pozycję lewego obrońcy. Ostatnim zawodnikiem, który dawał pewność po tej stronie defensywy był Marek Koźmiński - filar kadry Jerzego Engela i obecny v-ce prezes PZPN. Było to 16 lat temu...

Słaba jesień reprezentacji, ale cel osiągnięty. Co dalej?

Ostatni mecz reprezentacji Polski w 2018 roku dopełnia obrazu jej historii w mundialowym sezonie. Przeciwko rywalowi, który miał już zapewniony awans do Final Four rozgrywek, Polacy zagrali ofiarnie i dość skutecznie w obronie, ale kompletnie nieporadnie w fazie konstruowania akcji ofensywnych. Przeciwnik zdominował nas fizycznie, taktycznie i kulturą gry, ale nie zdołał wygrać.

Twarz reprezentacji uratowali Bartosz Bereszyński, Przemysław Frankowski, Kamil Grosicki, Piotr Zieliński i Wojciech Szczęsny oraz Arkadiusz Milik, który wykorzystał błąd rywali, dał się sfaulować w polu karnym i skutecznie wykorzystał "jedenastkę" - mimo, że sędzia nakazał jej powtórzenie. Faulujący Milika Danilo dostał czerwoną kartkę i dopiero gra w przewadze liczebnej pozwoliła Polakom nawiązać walkę i dowieźć korzystny wynik do końca. Pozostali zawodnicy zawiedli, a najbardziej Mateusz Klich i Grzegorz Krychowiak, którego dyspozycja jest dramatycznie słaba od prawie dwóch lat.

Cel został jednak osiągnięty i Polska będzie losowana z pierwszego koszyka w eliminacjach do Euro2020. Sęk w tym, że kalendarz ich gier będzie bezprecedensowy. Losowanie grup już drugiego grudnia w Dublinie, a mecze eliminacyjne rozpoczniemy w marcu 2019 roku. Eliminacyjne rozgrywki grupowe będą  trwać do listopada 2019. Trzeba będzie grać i zdobywać punkty w krótkich odstępach czasu. Jerzy Brzęczek nie ma go zatem zbyt wiele by dopracować koncepcję kadry: personaliów, taktyki, ustawienia - zwłaszcza w kontekście marnej jesieni oraz sytuacji klubowej reprezentantów.

"Grają w najlepszych klubach" było mottem poprzedniego selekcjonera, ale rzeczywistość zweryfikowała jego skuteczność i prawdziwość. Błaszczykowski nie gra w Wolfsburgu, Piszczek zakończył karierę reprezentacyjną, Glik ma kłopoty zdrowotne, a Monaco jest "czerwoną latarnią" Ligue 1. Krychowiaka z czasów Sevilli próżno wyglądać, Maciej Rybus ma kontuzję, a potencjalni zmiennicy nie grają w klubach (Reca/Atalanta) lub nie sprawdzają się w kadrze.

Czasu na kolejne próby zostało już bardzo mało, presja wzrasta i kibice się mocno niecierpliwią, ale trzeba im też uzmysłowić, że wymiana połowy składu i natychmiastowe efektowne wygrane, to zagadnienia rozbieżne nawet w najbogatszych klubach. Plan, ludzie (wykonawcy), konsekwencja i czas - to elementy determinujące sukces. Każdy lubi wygrywać, ale nie każdy ma ku temu sposobność. Szczęście też jest lepiej mieć, ale trzeba mu też potrafić pomóc.

Należy mieć nadzieję, że karta się wreszcie odwróci: może pomocny okaże się "zaciąg" z reprezentacji U-21, może doświadczenia z minionego roku zaprocentują i wszyscy odetchną z ulgą, kiedy kadrowicze zaczną regularnie grać w klubach. Na razie czekamy na losowanie Euro2020 - poznanie rywali to kolejny krok ku odpowiedzi na pytanie: co dalej z Jerzym Brzęczkiem i reprezentacją Polski?

Hubert Borucki, PolskieRadio24.pl


Polecane

Wróć do strony głównej