Kurski musi przeprosić na billboardach b. szefa PZU

2011-10-12, 10:50

Kurski musi przeprosić na billboardach b. szefa PZU
Jacek Kurski. Foto: jacekkurski.blogspot.com

Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał ubiegłoroczny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie pozwu Stypułkowskiego wobec Kurskiego.

Europoseł PiS Jacek Kurski ma na billboardach przeprosić b. prezesa PZU Cezarego Stypułkowskiego za sugerowanie jego udziału w rzekomej aferze billboardowej z 2005 r. - orzekł prawomocnie sąd. To precedensowa forma przeprosin za naruszenie dóbr osobistych.

Zobacz galerię: Dzień na zdjęciach >>>

Oddalając apelację Kurskiego od tego wyroku, SA zmienił tylko z miesiąca na dwa tygodnie okres, w jakim jego oświadczenie ma się pojawić na billboardach.

Ponadto Kurski ma przeprosić w TVN Stypułkowskiego za zarzucenie mu, że w 2002 r. spowodował wypadek drogowy z trzema ofiarami śmiertelnymi oraz wpłacić 10 tys. zł na cel społeczny (pozew żądał 30 tys. zł).

Przeprosiny na 5 billboardach

- Wyrok jest prawomocny i pan Kurski musi go wykonać - powiedziała  mec. Barbara Kardynia-Bednarska, adwokat Stypułkowskiego. Sam Kurski powiedział PAP, że uznaje wyrok za niesprawiedliwy. Pytany, czy go wykona, odparł: "Zachowam się tak, jak mi sumienie nakazuje".

Kurski wnosił w SO o oddalenie pozwu, powołując się na "obronę społecznie uzasadnionego interesu". Po wyroku SO Kurski mówił, że w "aferze billboardowej" wszyscy jego świadkowie potwierdzili, że przekazali mu informacje, które potem upublicznił. - Alarmowałem opinię publiczną o wiedzy, którą miałem od wysokich funkcjonariuszy PZU - dodał. Wyrok SO uznał za "odwet za lata rządów PiS".

Teraz, zgodnie z prawomocnym wyrokiem, ma on wynająć pięć billboardów (po dwa w Gdańsku i w Warszawie oraz jeden w Olsztynie), na których odpowiednio dużymi literami przeprosi Stypułkowskiego. - To precedensowe rozstrzygnięcie ma na celu rzeczywiste naprawienie skutków naruszenia dóbr osobistych mego klienta przez dotarcie do jak najszerszego kręgu odbiorców zniesławiającej wypowiedzi - podkreśla mec. Kardynia-Bednarska.

Jak sprawdziła PAP na stronach internetowych firm prowadzących tzw. reklamę zewnętrzną, koszt wynajęcia jednego billboardu na dwa tygodnie waha się od ok. 800 zł do nawet kilku tysięcy zł.

Śledztwo ws. wypadku

W 2008 r. Prokuratura Okręgowa w Białymstoku umorzyła śledztwo w sprawie wypadku, uznając, że to nie Stypułkowski był jego sprawcą, ale kierowca małego fiata, który wyjechał z drogi podporządkowanej. Stypułkowski miał przez pewien czas zarzut spowodowania wypadku. Po kolejnej opinii biegłego uznano jednak, że to kierowca fiata naruszył zasady bezpieczeństwa, choć i Stypułkowski jechał za szybko (105 km/h przy ograniczeniu do 90 km/h) - ale takie wykroczenie już się przedawniło.

Kurski mówił wcześniej, że jest niepojęte, iż pozwał go człowiek, który uczestniczył w wypadku, w którym zginęło trzech młodych ludzi. Dodał, że sąd nie dopuścił przywoływanych przezeń dowodów, takich jak akta śledztwa tej sprawy, w której jeden z biegłych stwierdził, iż volvo Stypułkowskiego jechało z prędkością "od 144 do 156 km/h". Zwrócił uwagę, że powód odczekał ponad dwa lata, aż za czasów PO umorzono śledztwo i dopiero wtedy go pozwał. - Dziś trzech młodych ludzi nie żyje, pan Stypułkowski tryumfuje, a Kurski ma przepraszać - mówił w 2010 r. europoseł.

Afery billboardowej nie było

W kwietniu 2006 r. w TVN Kurski oświadczył, że w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i sprzedało przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO na kampanię prezydencką Donalda Tuska.

Te słowa wywołały poruszenie w świecie polityki i opinii publicznej. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo. W końcu stwierdzono, że nie ma śladów, by doszło do afery billboardowej i umorzono je. Także sam Tusk pozwał Jacka Kurskiego i uzyskał sądowy nakaz przeprosin. Zdaniem sądu Kurski nie sprawdził dostatecznie zarzutów, które postawił. Podczas przesłuchań w tym procesie okazało się, że świadkowie, na których powoływał się Kurski, nie potrafili przedstawić dowodów, mówili jedynie, że "o sprawie słyszeli".

to

Polecane

Wróć do strony głównej