Krótka pamięć Marii Teresy Kiszczak
2019-01-04, 06:00
Wdowa po generale Kiszczaku żali się publicznie, że listy, które trafiły do archiwum w Stanford, zostały jej skradzione. Ktoś miał podszywać się pod Marię Teresę Kiszczak i sprzedać prywatne materiały Amerykanom. Prawda jednak - według ustaleń dziennikarzy Polskiego Radia i "Rzeczpospolitej" - jest inna, a dowodem są słowa samej pani Marii Teresy.
Nieznane materiały z archiwum Hoovera - raport specjalny >>>
W ciągu ostatnich kilku tygodni publikowaliśmy obszerne fragmenty korespondencji Czesława Kiszczaka z Lechem Wałęsą i innymi osobami. Do listów znajdujących się w amerykańskim archiwum dotarł pod koniec października 2018 roku zespół dziennikarzy Polskiego Radia i "Rzeczpospolitej". Wdowa po generale Czesławie Kiszczaku dziś twierdzi, że dokumenty te zostały jej ukradzione. – Mój mąż miał karton z wycinkami z prasy, pocztówkami i listami. Ktoś to ukradł z naszego domu. Niektórzy twierdzą teraz, że je sprzedałam, ale to nieprawda. Wiem, że ktoś podszywał się pode mnie próbując to sprzedać – stwierdziła w rozmowie z portalem Wp.pl. Jak wygląda prawda? Zgoła inaczej, a Maria Teresa Kiszczak co innego mówiła kilka tygodni temu w rozmowie telefonicznej ze współpracownikiem Polskiego Radia.
Jak wynika z naszych informacji, pierwszą rzecz należącą do generała sprzedała sama Maria Teresa Kiszczak. Stało się to już w 1991 r. podczas aukcji charytatywnej zorganizowanej w warszawskim Hotelu Europejskim. Za ocean trafił wówczas generalski mundur Czesława Kiszczaka. Jednak nie o to przede wszystkim chodziło instytucji z USA. Jak przytomnie pisał po latach kurator zbiorów w Stanford, dr Maciej Siekierski, dla Amerykanów zawsze "najbardziej liczył się papier". I to zresztą widać po "Kiszczak Papers". To łącznie 23 pudła przechowywane obecnie za oceanem.
Są tam m.in. oryginalne materiały dotyczące początków kariery Kiszczaka z lat 40. ubiegłego wieku, jego nominacja generalska z 1979 r., mnóstwo zdjęć oraz oryginał słynnego listu kaprala Wałęsy do generała Jaruzelskiego z listopada 1982 r. Oprócz wspomnianych dokumentów są także materiały filmowe dotyczące m.in. rozmów przedstawicieli władz PRL z opozycją w 1988 r. oraz obrad Okrągłego Stołu w roku 1989.
Lwia część "Kiszczak Papers" trafiła za ocean po tak zwanym "przeszukaniu", czyli faktycznej prośbie prokuratora IPN o wydanie materiałów z willi Kiszczaków. A więc po 16 lutego 2016 r. Archiwum Hoovera opisując znajdujący się w zasobie "list kaprala do generała" na stronie internetowej w lipcu 2016 roku podało, że trafił on do USA w maju 2016 r. "List został odnaleziony w różnych pismach ostatniego komunistycznego ministra spraw wewnętrznych, generała Czesława Kiszczaka, które Hoover odebrał w maju tego roku [2016] od rodziny ministra, zmarłego w listopadzie 2015 roku" – pisał dr Siekierski.
Potem – już w 2017 r. – za oceanem zaczęły pojawiać się inne materiały z prywatnego archiwum generała. Maria Teresa Kiszczak w rozmowie telefonicznej z nami (w grudniu 2018 r., przed pierwszymi publikacjami) przyznała, że jeszcze w czerwcu 2018 r. reszta archiwum po jej zmarłym mężu trafiła do USA. W aktach związanych z wizytą prokuratora IPN w mokotowskiej willi Kiszczaków nie ma informacji, by jakiekolwiek materiały zostały wdowie po generale skradzione.
Według naszych informacji do archiwum w Instytucie Hoovera w Stanford nie są przyjmowane dokumenty, których status prawny jest niejasny lub też gdy zachodzi podejrzenie, że mogą one pochodzić z przestępstwa. "Zazwyczaj – przyznaje jeden z pracowników amerykańskiego archiwum – zbiory te kupowane są od najbliższych, od rodziny, żony lub spadkobierców. Nie przypominam sobie, by materiały jakiejś znanej osoby sprzedawał nam ktoś anonimowo. To jest po prostu niemożliwe".