Syn w niewoli rozminowuje pola. "Córka często pisze listy do taty i składa pod portretem"

2018-12-18, 23:59

Syn w niewoli rozminowuje pola. "Córka często pisze listy do taty i składa pod portretem"
Akcja przypominająca o uwięzionych w Donbasie ukraińskich jeńcach na Majdanie w Kijowie. Foto: PAP/EPA/STEPAN FRANKO

- O synu nie mam żadnych informacji od 2016 roku. Wiemy, jak traktowani są ukraińscy jeńcy w niewoli w Donbasie. Chcę po prostu, by moje dziecko wróciło do domu. Dzieci tęsknią. Mały synek w skarbonce gromadzi dary dla tego, kto w pewnym momencie zwróci mu tatę - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Jelena, której syn Rusłan od 2014 roku jest w niewoli.

Matki żołnierzy ukraińskich, które trafiły do więzień w Donbasie, zjednoczyły się, by walczyć o uwolnienie swoich dzieci. Często, tak jak pani Jelena, nie miały wieści o synach od lat.

Zazwyczaj pod koniec grudnia, w okresie Bożego Narodzenia, dochodzi do wymiany więźniów ukraińskich i rosyjskich. Rodziny mają nadzieję, że to ich bliscy powrócą do nich w tym roku.

Zapraszamy do lektury wywiadu.

***

PolskieRadio24.pl: Pani syn znajduje się w niewoli w Donbasie. Mogłaby pani opowiedzieć jego historię?

Jelena, matka żołnierza przebywającego w niewoli w Donbasie: Mój syn Rusłan Sugak z 40. Batalionu ”Kriwbas”, dostał się do niewoli po wyjściu z tzw. kotła iłowajskiego. Był zmobilizowany do wojska, nie był żołnierzem kontraktowym. Wolontariusze przekazali mi, że mój syn znajduje się w Doniecku, w szpitalu imienia Kalinina. Dzwoniłam tam. Nie było potwierdzenia. Jednak gdy w październiku 2014 roku wywożono rannych do Rostowa nad Donem, znalazła się karta mojego syna. Napisano na niej, że go tam przewieziono.

W 2015 roku wolontariusze, którzy pomagali jeńcom znajdującym się na terytorium tzw. republik donieckiej i ługańskiej, widzieli mojego syna na polach Ługańszczyzny, gdzie rozminowywał pola.

Mój syn miał do nich tylko jedną prośbą: przekażcie mamie, że żyję.

To były wtedy jedyne słowa mojego syna.

Teraz nie ma z nim kontaktu.  Czasem jego nazwisko pojawi się w artykułach Internecie. Wcześniej wolontariusze, którzy byli na tamtych terenach do 2016 roku, byli w stanie się tam przemieszczać do różnych miejsc, mogli zatem potencjalnie coś mi o nim opowiedzieć. Teraz nie wiem, co się z nim dzieje.

Od 2016 roku nie ma zatem informacji?

Ostatni raz miałam wiadomość od niego w lutym 2017 roku. Wyszukał mnie pewien młody chłopak. Opowiedział mi, gdzie znajduje się mój syn.

Staramy się, by zaczęła się wymiana jeńców. Przyjechaliśmy także w tym celu do Warszawy. Chcemy, by nie tylko społeczność na Ukrainie i społeczność międzynarodowa nam pomogła, by odbyły się wymiany jeńców, by nasze dzieci wróciły do domów.

Ile osób obecnie znajduje się w niewoli?

Według oficjalnych statystyk, w niewoli znajdowało się w listopadzie 116 osób, a nieoficjalnych - co najmniej 600 osób.

Było bowiem wielu ochotników walczących w Donbasie, nie ma dokładnego spisu osób, które w 2014 roku brały udział w walkach w Donbasie.

Ile lat ma pani syn?

Ma 33 lata, niedługo 34.

Może pani coś więcej o nim opowiedzieć?

Ma rodzinę, dwoje dzieci. Córka poszła do czwartej klasy, syn do pierwszej. Córka stale pisze listy, składa wszystkie pod portretem taty.

Synek Denis ma taką szkatułkę, jeżyka, gdzie gromadzi wszystkie swoje dziecięce skarby. Bo temu „wujkowi”, który odda mu tatusia, podaruje tego jeżyka.

Syn był w szpitalu. Wiadomo, co mu dolegało, jakie miał obrażenia?

Był ranny. Miał kontuzję, ranę głowy, szramę na twarzy. To mi opowiadano, a potem te opowieści potwierdziły się na fotografiach.

Widzę, że rodziny jeńców jednoczą się, starają się działać razem.

Tak, organizujemy się sami. Jeśli chodzi o 40. Batalion "Kriwbass", jesteśmy bardzo ze sobą zaprzyjaźnieni. Przyjaciółmi były nasze dzieci, potem zaprzyjaźniłyśmy się my. W naszym gronie mamy obecnie 17 jeńców wojennych.

Zorganizowałyśmy się same i zaprosiłyśmy do naszej organizacji wszystkie ukraińskie matki jeńców. Obecnie nasza organizacja nazywa się Ukraińskie Stowarzyszeniem Matek Jeńców i uczestników walk ATO, ”Bierieginia”.

Co można zrobić w tej sytuacji, jak pomóc?

Można starać się informować społeczność międzynarodową, mobilizować ją, w tym te osoby, które mogą wpłynąć na działania Rosji. Każdy gest ma swoje znaczenie. Chodzi o to, by pomóc uruchomić proces, by nasze dzieci wróciły do domu.

Zapewne matki czekają na swoich synów i w Rosji. Zdecydowałyśmy się nawet na specjalną misję, by nieco złagodzić napięcie, woziliśmy rosyjskim jeńcom malutkie podarunki – w rodzaju cukierków. Chodzi o to, by ktoś to odwzajemnił i może okazał pomoc naszym dzieciom.

Jednak to nie przyniosło rezultatów. Z tamtej strony przyszły w odpowiedzi stwierdzenia, że u tamtych jeńców wszystko jest dobrze. Nie trzeba im pomagać.

Co opowiadali ci, których uwolniono z niewoli?

Opowiadali o tym, jak ich traktowali m.in. Kozacy…

Ja po prostu chcę, by syn wrócił do domu.


***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

 

 

 

Polecane

Wróć do strony głównej