Zapomniane ofiary

2008-08-22, 12:02

Zapomniane ofiary

Środowiska kresowian wciąż przechodzą przez pasmo upokorzeń, a polskie władze pozostają bierne na apele o uczczenie pamięci pomordowanych.

Zamiast pamięci i hołdu złożonego ofiarom gehenny polskiego narodu na Kresach, mającej miejsce w czasie II wojny światowej, rząd polski i duża część elit odsuwają te wydarzenia na margines historii i pamięci. Pamięci, która boli jak niezasklepiona rana.

Jeszcze przed obchodami 65 rocznicy mordów na Wołyniu, w konkursie na najważniejszą postać historyczną Ukrainy wybrano Jarosława Mądrego, drugie miejsce zajął Stepan Bandera. Po ogłoszeniu wyborów, część komentatorów twierdziła, że najwięcej głosów zdobył jednak przywódca UPA, jeden z głównych odpowiedzialnych za wołyńskie zbrodnie lecz z przyczyn politycznych nie obwieszczono go zwycięzcą. Nie zmienia to jednak faktu, że jego popularność, a wraz z nim i innych nacjonalistów ukraińskich, jest niczym innym jak wymierzeniem policzka prawdzie i brakiem szacunku dla ofiar ukraińskich zbrodni. Dla księdza Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego, obie postacie historyczne zapisały się negatywnie w historii Polski, nie należy bowiem zapominać o tym, że Jarosław Mądry w 1031 najechał Polskę, zdobył Grody Czerwieńskie i popierał księcia Bezpryma, doprowadzając tym samym do destabilizacji Piastów, a Bandera był odpowiedzialny za ludobójstwo dokonane na Polakach i faszyzację Ukrainy. Ewa Siemaszko, autorka książki „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945" twierdzi, że na zachodniej Ukrainie duża część społeczeństwa posiada wiedzę o tych wydarzeniach, ale są środowiska, które świadomie chcą ją wymazać. „Popularność UPA i Bandery jest wysoce niepokojącym zjawiskiem, bo korzenie tej organizacji tkwią w faszystowskich ruchach. Ukraińcy wolą widzieć w swoich ojcach bohaterów, a nie morderców. Mniejszy zasięg ma to na wschodniej Ukrainie, ale i tam zaczyna przenikać ten najgorszy nacjonalizm” – dodaje Siemaszko.

Ojcowie ukraińskiego nacjonalizmu

Kim był współczesny „bohater” Ukrainy, o którego biografię trwają zażarte spory po obu stronach polsko – ukraińskiej granicy, jak i granicy rozdzielającej zachodnią Ukrainę od wschodniej? Był synem greckokatolickiego księdza, urodzonym w województwie stanisławowskim. Kształcił się w Polsce i szybko zachłysnął się nacjonalistycznymi ideami Dmytro Dońcowa, wykształconego na Uniwersytecie Lwowskim doktora praw. Dońcow po raz pierwszy w historii Europy środkowo – wschodniej, dopuścił możliwość budowania samoistnej Ukrainy poprzez dokonywanie masowych mordów na „wrogach narodu ukraińskiego”. On to sformułował na przełomie XIX i XX wieku, jeszcze zanim do podobnych rzeczy doszli Adolf Hitler czy Józef Stalin – mówi ksiądz Zaleski – była to tzw. „twórcza przemoc”, czyli zgoda na stosowanie siły wobec tych Ukraińców, którzy nie chcieli popierać samoistnej Ukrainy. Te metody Dmytro Dońcowa znalazły swoich realizatorów w postaci organizacji ukraińskich nacjonalistów, która to równo sto lat temu rozpoczęła terror, strzelając do namiestnika Galicji hrabiego Adama Potockiego. Później z polecenia m.in. Stepana Bandery, który stał się czołową postacią OUN, terror ten dotyczył także tych Ukraińców, którzy szukali porozumienia z Polakami. W ten sposób w latach trzydziestych zamordowano ministra spraw wewnętrznych Bronisława Bierackiego i posła Tadeusza Czołówkę, który był zwolennikiem porozumienia z Ukraińcami. Ksiądz Zaleski

''Stepan Bandera fot. Wikipedia

podkreśla, że początkowy terror polegający na strzelaniu do polskich urzędników wykorzystał wywiad niemiecki, który zaczęła wspierać nacjonalistów szkoląc ich w obrębie państwa hitlerowskiego, a także wspierając funduszami i bronią. We wrześniu 1939 roku, Stepan Bandera został wypuszczony z więzienia i zaczął pod szyldem Abwery organizować dwa bataliony niemieckie: „Słowiki” i „Roland”, całkowicie złożone z Ukraińców. „Bataliony te w 1941 roku wraz z Niemcami wkroczyły do Lwowa i dokonały straszliwego ludobójstwa, między innymi mordując profesorów lwowskich, których listę nacjonaliści stworzyli, posługując się książką telefoniczną.” – podkreśla ksiądz Zaleski – „Należy pamiętać, że ofiarami tych mordów stawali się także Żydzi i ci Ukraińcy, którzy nacjonalistów nie popierali.” A kto popierał w tym czasie UPA i „bohaterskiego” Banderę? W gruncie rzeczy obszary sympatii dla tych poglądów w czasie działalności nacjonalistów i we współczesnej Ukrainie praktycznie się nie zmieniły. Zarówno wtedy jak i dziś popiera je głównie ta część ludności, która mieszkała na terenie państwa austriackiego, czyli ówczesnej Galicji Wschodniej. Ukraińcy, którzy mieszkali w zaborze rosyjskim, a przede wszystkim na ziemi kijowskiej, żytomierskiej i po drugiej stronie rzeki Dniepr, nie brali udziału w mordach, co więcej, znane są świadectwa Polaków, którzy uciekali przed prześladowaniami z terenów dawnej Polski, za Zbrucz, czyli na ziemie Związku Radzieckiego. „Moja ciocia mieszka w Charkowie, ktoś inny z rodziny w Żytomierzu i tam banderowcy są traktowani jako zbrodniarze wojenni. Dopiero dojście Wiktora Juszczenki do władzy w 2004 roku spowodowało, że rozpoczęto gloryfikację morderców, nadają im tytuły pośmiertne bohaterów Ukrainy. Wyróżniono nimi m.in. Stepana Banderę i Romana Szuchewicza” - dodaje ksiądz Zaleski.

Dwie twarze Pomarańczowej rewolucji

Jeszcze kilka lat temu Pomarańczowa rewolucja uważana była w Polsce za ważny etap emancypowania się proeuropejsko nastawionego narodu ukraińskiego od wpływów byłego imperium sowieckiego. To, że nie wszystko, co się działo na Majdanie i przede wszystkim w gabinetach przywódców rewolucji, było takie demokratyczne, jak chciała to widzieć Europa, miało się okazać zaraz po objęciu przez Juszczenkę urządu prezydenta. „W Polsce jednak nie przewidziano, że oprze się on na nacjonalistach, którzy zaczną ten kult UPA szerzyć po całej Ukrainie” – komentuje ksiądz Zaleski – „Na wschodniej Ukrainie mamy sprzeciw wobec takiej wizji historii.” Podobnie twierdzi Siemaszko, która przypomina, że chociaż Juszczenko urodził się na wschodniej Ukrainie, to jednak swoją młodość, podczas których kształtował poglądy, spędził w

''Dmytro Dońcow fot. Wikipedia

środowisku nacjonalistycznym na tarnopolszczyźnie. Obecna sytuacja na zachodniej Ukrainie nie przedstawia się dobrze, jeśli chodzi o pojednanie między obydwoma narodami. Z jednej strony działają na nie silne oddolne ruchy m.in kombatanci UPA i ich rodziny, z drugiej zaś cieszą się one poparcie polityków powiązanych z przywódcą Pomarańczowej Rewolucji. „U nas o tym się nie mówiło, kamery telewizyjne unikały czarno-czerwonych flag UPA na kijowskim Majdanie. Do tradycji historycznej państwo ukraińskie wprowadziło apologetykę OUN-UPA, najgorsze jest to, że wkroczyła ona do szkół i młodzież jest wychowywana w skrajnie nacjonalistycznej, faszystowskiej, anty – ludzkiej i anty -  chrześcijańskiej ideologii. – przypomina Siemaszko - Ukraina brunatnieje a miała być demokratyczna. To, że Juszczenko deklaruje proeuropejskie tendencje, to jest to tylko deklaracja chęci związania kraju z Europą, sojuszu wymierzonego w polityczną dominację Rosji w tym regionie, ale nie ma to żadnego duchowego podłoża, bo przecież w Europie jeśli pojawiają się faszystowskie lub terrorystyczne ruchy to są one marginalizowane.” Zdaniem księdza Zaleskiego obecna ekipa Juszczenki jest niezdolna do refleksji zarówno nad niechlubną przeszłością części Ukraińców, jak i rezultatami promowania skrajnie nacjonalistycznych wartości. „Obawiam się, że po nieuchronnym zniknięciu Juszczenki ze sceny politycznej, może go zastąpić kolejny nacjonalista – mówi ks. Zaleski - i dlatego już teraz potrzebna jest żelazna polityka, polegająca na tym, że staramy się o porozumienie z Ukrainą, o nawiązanie sojuszu, ale nie godzimy się na miłość boską, na gloryfikację zbrodniarzy wojennych, bo to jest ślepa uliczka! Ksiądz Zaleski zwraca także uwagę, że Lwów, miasto gospodarz Euro 2012, aż „kipi nacjonalizmem”. Europa, jego zdaniem, zaczęła jednak zauważać, że na Ukrainie nie istnieje tylko podział na demokratycznie i proeuropejsko zorientowaną zachodnią Ukrainę i prorosyjski Wschód. „Zadzwonił do mnie niedawno dziennikarz z Francji, który powiedział, że tam i we Włoszech zaczęto mówić, że przeszkodą w rozegraniu w Polsce i na Ukrainie mistrzostw może być ukraiński nacjonalizm i oni chcą wykorzystać ten argument, a nie tylko mówić o braku autostrad i bałaganie organizacyjnym. Nawet jeśli europejskie elity nie interesują się mordowaniem Polaków, to jednak mordowaniem Żydów się zainteresują”. – dodaje ks. Zaleski – „To jest też wielka szansa, by zmusić w końcu Ukrainę do refleksji, nawet jeśli nie stać na to jej prezydenta.”

Ciężki dialog i bierność władz

''Wetarani UPA w Przemyślu fot. Wikipedia

Postawy i poglądy, wraz z kolejnymi pomnikami, publikacjami i upamiętnieniami UPA powodują, że dialog środowisk kresowian z politykami ukraińskimi jest bardzo utrudniony. Każde upamiętnienia ofiar kresowych spotykały się z oporem władz, a nawet z atakami, jest to pasmo długich starań i upokorzeń. Kresowianie mają o to żal nie tylko do Ukraińców, ale przede wszystkim do polskich władz, które w niewielkim stopniu dbają o oddanie czci polskim ofiarom. W lipcu, podczas uroczystości 65 rocznicy mordów na Wołyniu, nie pojawił się ani prezydent, ani premier, ani marszałek sejmu. „Honoru władz państwowych bronił tylko wicemarszałek Kalinowski, który okazał się jedynym politykiem upominających się o to ludobójstwo” - mówi ze wzburzeniem Siemaszko – „Kontakty z Ukraińcami dopiero wtedy będą normalne, kiedy nasi polscy politycy na swoim własnym podwórku pokażą, że nie ukrywają prawdy, że są rzecznikami polskich ofiar a nie rzecznikami ukraińskich nacjonalistów, którzy są oczywiście bardzo zainteresowani tym by ukryć prawdę i tym samym poprawić swój wizerunek.”

Pełna czara goryczy

Kolejne rządy nie mają pomysłu na Ukrainę. Wszystkie siły polityczne zgadzają się, że polityka Rosji jest dla nas wielkim zagrożeniem ale wydaje się, że polskim władzom nie przeszkadza bierne popieranie mniejszego zła, jakim jest nacjonalizm ukraiński. O zbrodniach sowieckim możemy mówić, dyskutować, czytać i oglądać filmy, chcemy by świat o nich usłyszał, a wielki sąsiad przyznał się do win i przeprosił. I bardzo dobrze. Czemu jednak mordy na Wołyniu to temat tabu? Lech Kaczyński wstępował na urząd prezydenta z hasłami prawdy historycznej i zrobił w tej kwestii bardzo dużo, ale w sprawie Kresów milczy i nie chce zabrać jednoznacznego i konsekwentnego stanowiska. Prezydent, mimo swoich wcześniejszych deklaracji, wycofał się z patronatu nad uroczystościami ku czci ofiar, przyjmując równocześnie patronat nad Festiwalem Kultury Ukraińskiej w Sopocie. Ksiądz Zaleski twierdzi, że taka postawa świadczy o całkowitym porzuceniu przez władze polskie inicjatywy odkrywania i mówienia o prawdzie. Przypomniał przy tym, że zeszłoroczne przyjęcie przez niego orderu Jarosława Mądrego, świadczy o tym, że jest on na bakier z historią. Czy przyjąłby też order Katarzyny II, czy Otto von Bismarcka? – pyta ksiądz Zaleski.

Jako kolejne upokorzenie dla środowisk kresowych należy uznać list, w którym w przeciwieństwie do listów byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, obecny prezydent nie użył słowa ludobójstwo, a sam tekst pełen był nic niemówiących ogólników. Oceniono go jednoznacznie: Sprawę kresowian cofnięto nim o kilka kroków w stosunku do tego, co robił Kwaśniewski. Nie udało się też przegłosować ustawę przygotowaną przez PSL, w sprawie uczczenia martyrologii kresowian, poprzez oddanie głębokiego hołdu okrutnie pomordowanym na Wołyniu w latach 1942 – 1944, przez UPA, obywatelom polskim oraz członkom Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich i Samoobrony Kresowej. Czarę goryczy przelał jednak marszałek sejmu Bronisław Komorowski, który stwierdził, że za mordy odpowiedzialni są sowieci i że oskarżanie o to nacjonalistów ukraińskich to wyświadczanie przysługi Rosji. Słowa te mogą szczególnie dziwić, gdyż wypowiada je człowiek, który pochodzi z środowiska ziemiańskiego i sam siebie uważa za potomka kresowian. „On dokonuje fałszu historycznego!” – komentuje tę wypowiedź ks. Isakowicz – „Nikt nie zmniejsza zbrodni sowieckich, ale nie można w ten sposób zakłamywać prawdy.” Wypowiedź marszałka nie spowodowała gremialnych głosów dezaprobaty wśród posłów jego partii, a opozycja nie wykorzystała tego jako doskonałego argumentu podważającego jego kompetencje do orzekania w tej sprawie. „Mam kontakty z posłami z jednego i drugiego klubu i oni mi mówią, że nie wiedzą co w tej chwili zrobić. Wydaje mi się, że konsekwencją tego będzie odwrócenie się środowisk kombatanckich w jednakowy sposób od obu partii.” – dodaje ks. Zaleski. Podobnie twierdzi Ewa Siemaszko, która uważa, że wypowiedzi marszałka należy uznać za skandaliczne i jej zdaniem jest to wyjątkowe poniżenie narodu polskiego. „Trzeba nie mieć kompletnie sumienia by tak stawiać sprawę! Z wypowiedzi marszałka wynika, że środowiska dopominające się pamięci o pomordowanych stają się sowieckimi agentami, takie zachowanie marszałka jest niczym innym jak ustawianiem się po stronie katów.” – nie ukrywa swojego rozgoryczenie Siemaszko.

„Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”

W jaki sposób powinna się zmienić polska polityka zagraniczna w stosunku do Ukrainy, by nasz rząd nie musiał milczeć w momentach kiedy należy głośno mówić, a przy tym byśmy nie stracili partnera na Wschodzie, którego wejścia do Europy jesteśmy orędownikiem? Wydaje się, że dla polskich władz kwestie historyczne są tylko i wyłącznie przeszkodą, której wcale nie mają ochoty pokonywać. Taktyka przemilczania niewygodnych faktów powoduje jednak rozczarowanie i wzburzenie nie tylko środowisk kresowych. Myśląc o Ukrainie można się tylko zastanawiać nad tym, w jakim stopniu rozwój tamtejszego nacjonalizmu i gloryfikowanie faszystowskiej ideologii, wpłyną w najbliższej przyszłości na kontakty z Polską. Czy nad tyloma dziesiątkami tysięcy brutalnie mordowanych ofiar naprawdę można przejść obojętnie? Zdaniem ks. Zaleskiego Polska powinna zbudować relacje z Ukraińcami w podobny sposób, w jaki miało to miejsce z Niemcami.

Przywołał przy tym słynny list biskupów polskich „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. „W tych relacjach nie ma jednak manipulowania historią, Niemcy nie zaprzeczają, że były komory gazowe w Auschwitz”  mówi ks. Zaleski – „To, że mówimy o zbrodniach niemieckich na ludności polskiej, to wcale nie zmienia faktu, że chcemy porozumienia polsko – niemieckiego.” Warto w tym miejscu dodać, że Niemcy po 1945 roku potrafiły zmierzyć się z nazizmem, a gdy padł mur berliński wprowadziły pełną lustrację. W pierwszym przypadku były do tego zmuszone, w drugim zaś była to ich samodzielna decyzja. Obie zaś przyniosły dobre efekty i pozwoliły rozliczyć się narodowi ze swoją historią.

Ksiądz Zaleski podaje przy tym przykład wsi w której mieszka - Radwanowic pod Krakowem, w której 65 lat temu Niemcy zamordowali 30 mieszkańców. Postawiono im pomnik, była uroczysta kompania, na ceremonii obecne były władze kościelne, jest szkoła pod imieniem ofiar pacyfikacji, ale pół wioski jeździ do Niemiec do pracy i nikt nie widzi w tym niczego zdrożnego. „Natomiast po stronie ukraińskiej, we wsi, z której pochodzi mój ojciec, wymordowano 176 mieszkańców. W ciągu tych wszystkich lat strona Polska nie była w stanie postawić choćby jednego zwyczajnego krzyża na zbiorowej mogile. A przecież tam są setki takich mogił, które ciągle czekają na upamiętnienie.” – dodaje ksiądz Zaleski.

„Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary”.

„W sumie zaczynaliśmy od zera, gromadząc informacje, materiały, identyfikując miejsca, opracowując mapę miejsc, które zostały zniszczone a ludność została wyrżnięta. Dziś dysponujemy liczbą około 3,5 tysiąca miejsc gdzie są pojedyncze lub zbiorowe mogiły Polaków. Co do 500 mamy bardzo precyzyjne informacje, mamy zrobioną dokumentację. Chcielibyśmy móc wspierać większą ilość ludzi, którzy chcieliby pojechać i pomodlić się na grobach swoich bliskich – mówi Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Uważa on, że obecne działania polegają na odrabianiu zaległości kilkudziesięciu lat komunizmu, kiedy cenzura uniemożliwiała podejmowani takiej tematyki. Niedawno zostały odsłonięte cztery upamiętnienia na tarnopolszczyźnie w Ihrowicy (90 zamordowanych) w Berezowicy Małej (ok. 130) w Łozowej (120) i w Płotyczy (43), zbudowano tam mogiły i odprawiono uroczystości. Żaden z przedstawicieli władz polskich nie znalazł czasu by w nich uczestniczyć. Obecnie oczekiwana jest zgoda władz ukraińskich na prace związane z czynnościami ekshumacyjnymi na Wołyniu, i m.in. w miejscowościach Gaj Nowy, Gaj Stary, Sucha Łoza i Orzeszyna.  „Chcemy przenieść szczątki ofiar na cmentarz katolicki i właściwie upamiętnić. To są działania bardzo trudne i długotrwałe, ale są już widoczne efekty tych prac” – mówi Przewoźnik. Jego zdaniem głównym powodem opóźniania się ekshumacji jest niechęć, brak zrozumienia i wrażliwości Ukraińców na oczekiwania strony polskiej. Problem związany jest z inną oceną wydarzeń i faktów. „To jest pewien proces, pewne zjawisko, które trwa od wielu lat i myślę, że będzie trwało dłużej, dopóki Ukraińcy sami z sobą nie poprowadzą dialogu”. – ocenia sytuację Przewoźnik.

Petar Petrović

Polecane

Wróć do strony głównej