Afera Marszałkowa. Wojciech Sumliński uznany za niewinnego

2017-05-10, 14:18

Afera Marszałkowa. Wojciech Sumliński uznany za niewinnego
Wojciech Sumliński . Foto: PAP ARCHIWUM / Jacek Turczyk

Sąd Najwyższy, zgodnie z wnioskiem mecenas Konstancji Puławskiej, obrońcy Wojciecha Sumlińskiego, pozostawił cofniętą przez prokuraturę kasację bez rozpoznawania i stwierdził, że nie zachodzą przyczyny, by rozpoznawał ją z urzędu mimo cofnięcia.

- Cofniecie kasacji pozostawiało ją bez rozpoznania i to dla mojego klienta Wojciecha Sumlińskiego jest już definitywnym, pozytywnym zakończeniem tego wieloletniego procesu – powiedziała Konstancja Puławska. Oznacza to, że Wojciech Sumliński uznany został już definitywnie za niewinnego.

Mecenas przypomniała, że dla sądu pierwszej instancji tzw. afera marszałkowa była prowokacją, na czele której stał Aleksander L. – Wojciech Sumliński był jedynie ofiarą tej prowokacji – tłumaczyła Konstancja Puławska. – Można domniemywać, że jej celem było skompromitowanie ministra Antoniego Macierewicza i komisji weryfikacyjnej. Takie ustalenia znalazły się w uzasadnieniu sądu rejonowego – dodała.

Afera Marszałkowa

W grudniu 2009 r. Sumliński i Aleksnander L. zostali oskarżeni przez warszawską prokuraturę apelacyjną o powoływanie się od grudnia 2006 r. do stycznia 2007 r. na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI i podjęcie się - w zamian za 200 tys. zł - załatwienia pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Ten oficer tajnych służb wojska jeszcze z PRL ostatecznie został negatywnie zweryfikowany. Oskarżonym groziło do ośmiu lat więzienia.

L. od początku przyznawał się do zarzucanego mu czynu i sam wnosił o wymierzenie mu takiej kary, jaką otrzymał. - Od oskarżonego, który pobiera wysokie świadczenia od Skarbu Państwa, należy oczekiwać zachowania odpowiedniego dla oficera Wojska Polskiego. Czyn oskarżonego jest haniebny, zagrażający bezpieczeństwu kraju. Mógł zdestabilizować, czy wręcz zdestabilizował działanie ważnej instytucji państwowej, jaką była komisja weryfikacyjna - wskazał SR w swym wyroku.

Za okoliczności łagodzące SR uznał, że L. stał się ofiarą prowokacji Leszka T. (zmarł w 2012 r.), któremu w rzeczywistości na tej weryfikacji nawet nie zależało. Sąd ustalił też, że L. dramatycznie potrzebował pieniędzy, by pomóc ciężko chorej żonie.

Płatna protekcja

SR podkreślił, że przestępstwo płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy w instytucji w zamian za korzyści dla siebie, ma charakter formalny. - Wystarczy się powołać na wpływy. Nie trzeba ich mieć. Wystarczy obietnica łapówki. Nie trzeba nawet jej przyjąć - wyjaśniał. - Gdyby istniała możliwość załatwienia pozytywnej weryfikacji za łapówkę, groziłoby to bezpieczeństwu państwa. Nawet pozorne wpływy mogłyby dezawuować tę instytucję - mówił sędzia Stanisław Zdun.
Śledztwo zainicjował Leszek T., który nagrywał rozmowy z płk. L. i Sumlińskim. W listopadzie 2007 r., po przegranych przez PiS wyborach, zawiadomił o sprawie ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, który poinformował o niej ABW. Sprawa nabrała rozgłosu w mediach w 2008 r., gdy sąd - po uwzględnieniu zażalenia prokuratury - zdecydował o aresztowaniu Sumlińskiego. Dzień później dziennikarz próbował popełnić samobójstwo w warszawskim kościele. Po tym zdarzeniu odstąpiono od jego aresztowania. Przez pewien czas aresztowany był natomiast L.

Obrona Sumlińskiego

Sumliński od początku nie przyznawał się do winy. Mówił, że była to prowokacja T. wymierzona m.in. w Komisję Weryfikacyjną kierowaną przez Antoniego Macierewicza. W mediach zwracał uwagę na prowadzone przez siebie dziennikarskie śledztwa i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Media ponownie nawiązywały do tej sprawy w 2012 r., kiedy zmarł Leszek T., mający zeznawać w procesie. Prokuratura podała, że przyczyną śmierci była niewydolność krążenia. Śledztwo w sprawie jego śmierci umorzono.

Zeznania Komorowskiego

W 2014 r. przez prawie 4 godziny prezydent Komorowski zeznawał jako świadek w tym procesie - rozprawa odbyła się w Pałacu Prezydenckim. - Sugeruje się moje dziwne kontakty z WSI - oświadczył wtedy Komorowski. Dodał, że wszystkie jego kontakty z WSI "zawsze miały charakter formalny, wynikający z przełożeństwa nad nimi w roli wiceszefa czy też szefa MON".

pp

Polecane

Wróć do strony głównej