Chrześcijaństwo za burtą?

2008-12-25, 07:49

Chrześcijaństwo za burtą?
Ryszard Legutko. Foto: fot. J. Szymczuk

Obecny sekularyzm opanowany jest duchem chrystofobii, czyli nienawiści do chrześcijaństwa - mówi prof. Ryszard Legutko.

Niedawno Rada Miejska Oksfordu uchwaliła, że Boże Narodzenie od tego roku stanie się... "Zimowym Świętem Światła". Termin „Boże Narodzenie” pomału wycofuje się z obiegu medialnego, na rzecz bardziej „neutralnych” określeń, jak choćby „zimowe wakacje”. Jest to tylko jeden z licznych przykładów tego, jak daleko współczesna Europa odchodzi od swoich chrześcijańskich korzeni. Przypomnijmy, że w preambule do traktatu konstytucyjnego z 2004 roku wśród 70 tysięcy słów wyraz „chrześcijaństwo” nie pojawił się ani razu.

Co powiedzieliby ojcowie założyciele zjednoczonej Europy, tacy jak choćby Konrad Adenauer czy Robert Schuman, będący zadeklarowanymi chrześcijanami, na dzisiejsze podejście głównych organów UE do kwestii związanych z chrześcijaństwem, z religią jako taką? O ocenę procesów sekularyzacyjnych we współczesnej Europie poprosiliśmy profesora Ryszarda Legutkę.

Ryszard Legutko: Myślę, że ojcowie założyciele byliby przerażeni, oni nie wyobrażali sobie, że Europa może pójść w takim kierunku! Właściwie mało kto to sobie wyobrażał. Kiedy mówiono o sekularyzacji, to miano na myśli zobojętnienie na chrześcijaństwo,

"
Obecny sekularyzm opanowany jest duchem chrystofobii, czyli nienawiści do chrześcijaństwa.

a nie to, że będzie to ideologia w sposób jawny antychrześcijańska. Obecny sekularyzm opanowany jest przez ducha chrystofobii, czyli nienawiści do chrześcijaństwa. Wbrew temu, co się mówi, nie jest to obojętność, nie jest to indyferentyzm, nie jest to wytracenie energii duchowej, czy wypłukiwanie fundamentów metafizycznych. Mamy do czynienia z bardzo wyraźnie zdeklarowaną walką z chrześcijaństwem.

Przedstawiciele oświecenia chcieli stworzyć koncepcję, uzasadniającą moralność bez konieczności odwoływania się do Boga. Gdzie szukają swoich odwołań współcześni przedstawiciele postępu?

Siłą napędzającą chrystofobię jest egalitaryzm. Obecnie dochodzi do manipulowania ideą równości, która towarzyszyła nam od wielu stuleci i była obecna w chrześcijaństwie. W ciągu ostatnich dwustu lat idea równości nabrała siły i jest obecnie uznawana za bezdyskusyjną. A przecież równości nigdy nie można zaspokoić! Dlatego też nienawidzi się Kościoła, bo jest hierarchiczny, nienawidzi się religii chrześcijańskiej, bo mówi się w niej o tym, że jedni będą zbawieni, a inni zostaną potępieni, że jest grzech, co powoduje, że jedni są lepsi inni gorsi. Oprócz tego są nauczyciele i uczniowie, duszpasterze i owieczki… To wszystko wywołuje wściekłość. Za podobne wartościowanie krytykuje się też klasyczną filozofię. Środowiska postępowe twierdzą, że skoro wszyscy jesteśmy sobie równi należy usunąć wszystkie siły, nurty, tradycje, konstytuujące europejską tradycję, które w jakiś sposób się z tym nie zgadzają. To, co nazywamy polityczną poprawnością, jest właśnie przejawem rozszalałego egalitaryzmu. Bardzo popularne jest też stanowisko utylitarystyczne, czyli uznające, że dobre jest to, co jest użyteczne, co sprawia przyjemność, a złe jest to, co sprawia przykrość. Dlatego

"
Możemy usłyszeć, że chrześcijaństwo jest takie nieprzyjemne, bo każe nam myśleć o grzechu, zbawieniu, każe bać się piekła, nakazuje chodzić do spowiedzi. To dla wielu ludzi jest nie do zaakceptowania.

nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie zaprzeczał, że lepiej doznawać przyjemności niż przykrości. Cała cywilizacja jest nastawiona na niekończącą się zabawę. Wszystko musi zawierać elementy rozrywkowe, inaczej nie jest akceptowane.

Pojęciem mającym charakter quazi religijny jest w dzisiejszym świecie demokracja. Wszystko, co jej służy, jest święte, wszystko co jej nie służy jest diabelskie. To słowo jest obecnie używane w tak luźnym znaczeniu, że właściwie nie wiadomo o co w nim chodzi. Kilka tygodni temu na zjeździe filozoficznym jedna z pań filozof użyła takiego wyrażenia - „postęp demokracji”. Przez „postęp demokratyczny” rozstrzygnięta jest kara śmierci, przez „postęp demokratyczny” małżeństwo nie jest już związkiem kobiety i mężczyzny… Dokonała się straszliwa destrukcja języka a ideałami moralnymi stają się rzeczy wynikające wyłącznie z kaprysu.

Czy jest to też spowodowane modą na relatywizm? Nie ma prawdy, nie ma fałszu, dobro i zło to pojęcia względne…

"
Atmosfera w czasach rządów relatywistów nie ma za wiele wspólnego z tolerancją i wzajemną życzliwości…

Tak, to się z tym wiąże. Jeżeli wszyscy jesteśmy równi i wszędzie rządzi zasada równości, to każdy ma swoją rację, a dzięki temu nie ma lepszych i gorszych. Relatywizm ma jednak swoje konsekwencje. Relatywistów w przeciwieństwie do absolutystów wyobrażamy sobie, jako ludzi łagodnych, kompromisowych, bezkonfliktowych. Absolutysta posługuje się kategorią dobra i zła, piękna i brzydoty i jawi się nam, jako „zamordystyczny” typ, nie bojący się apodyktycznych ocen. Ale nie jest to prawdą, gdyż istnieje u relatywistów stała tendencja do szukania wroga i podejrzliwość o to, czy przypadkiem ktoś się nie wychyli zbyt mocnym, jednoznacznym stwierdzeniem. Atmosfera w czasach rządów relatywistów nie ma zbyt wiele wspólnego z tolerancją i wzajemną życzliwością…

Wolność i tolerancja to dwa słowa, które cieszą się w medialnym przekazie szczególną popularnością. Wydaje się, że ich rozumienie, stosowanie i znaczenie jest inne dla kultury chrześcijańskiej i świeckiej.

Wolność to skomplikowane, wieloznaczne słowo. W chrześcijaństwie wolność była rozumiana mniej więcej tak, jak w myśli klasycznej. Był tam jeszcze wątek „wolność a zbawienie” – motyw bardzo dla chrześcijan ważny, polegający na zadaniu sobie pytania, do jakiego stopnia jesteśmy odpowiedzialni za swoje zbawienie, a w jakim stopniu potrzebujemy pomocy Boga. Spory dotyczące tej kwestii były jednym z powodów rozpadu zachodniego chrześcijaństwa w okresie reformacji. Katolicy bronili elementu wolności, natomiast protestanci uważali, że zbawienie człowieka zależy wyłącznie od decyzji Boga. Wolność można zrozumieć na trzy sposoby. Po pierwsze: jestem wolny, gdy nikt mi nie przeszkadza robić tego, co chcę. Po drugie, wolny człowiek, w przeciwieństwie do niewolnika, może postawić sobie godne cele i dobierać do ich realizacji godne środki. Po trzecie: jestem wolny o tyle o ile ja, a nie kto inny, jestem panem własnych decyzji, czyli nie jestem uwarunkowany przez innych.

W dzisiejszym świecie najbardziej zagrożony jest ten trzeci element, dlatego musimy zadać sobie pytanie, na ile jesteśmy autorami swoich własnych decyzji, a na ile jesteśmy uwarunkowani przez propagandę, reklamę, kulturę masową. Rozmawiając z niektórymi młodymi ludźmi, odnoszę czasami wrażenie, że nie mają oni nic własnego, wszystko jest wzięte skądś. Tolerancja nabrała znaczenia w okresie reformacji, kiedy mieliśmy mnogość religii protestanckich. Protestanci stawiali sobie wtedy pytanie, na ile można tolerować innowierców. Słowo to obecnie odnosi się do wszystkiego. Jeżeli przyjrzymy się samemu pojęciu, to jest ono moralnie kompletnie neutralne, tak jak chodzenie czy siedzenie.

"
W imię tolerancji można wprowadzić każdy absurdalny postulat, a następnie żądać jego realizacji.

„Tolerować, czy nie tolerować” - na tak sformułowane pytanie odpowiedzieć się nie da, trzeba wiedzieć co tolerować i w jakim zakresie i dlaczego. Samo stwierdzenie, że tolerować jest dobrze, jest absurdem. Tolerowanie oznacza najczęściej nasze zaniedbanie. Pamiętam taki przypadek, gdy w telewizji pokazano jak grupa jedenastoletnich wyrostków szarpała się po jednym z meczów z policją. Zapytano wtedy ojca jednego z młokosów o to, czemu zgadza się na to, by jego syn chodził wieczorami po ulicach i wdawał się w bójki. On odpowiedział, że robi tak, ponieważ jest dla syna tolerancyjny... Pozwala na to, bo jest głupi, gdyż czyni krzywdę swojemu dziecku. Kiedy ktoś stawia postulat wprowadzenia małżeństw homoseksualnych, często nawet bez jakichkolwiek uzasadnień, to każdemu, kto się na to nie zgadza, przypina łatkę osoby nietolerancyjnej. W ten sposób w imię tolerancji można wprowadzić każdy absurdalny postulat, a następnie żądać jego realizacji.

Jaki jest stan kultury chrześcijańskiej w Europie, czy staje się ona kulturą niszową, o ograniczonym kręgu oddziaływania?

Rzeczywiście mamy do czynienia z marginalizacją chrześcijaństwa w Europie Zachodniej. Jest ono słabo słyszalne w przestrzeni publicznej. Obecność twórczości chrześcijańskiej, muzyki, literatury, jest w głównym obiegu ledwie odczuwalna. Są jednak niewielkie, lecz prężne i ważne grupy, które starają się ten stan rzeczy zmieniać. Istnieje wciąż teologia i twórczość z nią związana, jest ciągłość pokoleniowa. Jest to jednak margines oblężony przez rzeszę obojętnych i wrogich wobec chrześcijaństwa. W tym sensie Polska jawi się, jako społeczeństwo bardzo mocno religijne i społeczeństwo, które ma w Europie dużą rolę do odegrania.

Polska określana jest przez środowiska liberalno–lewicowa, jako kraj mało „europejski”. Czy w przyszłości możemy liczyć się z tym, że liberalne rozwiązania obyczajowe będą nam przez UE narzucone, że będzie na nas wywierany przymus?

"
Jak się u nas powie, że stajemy się pośmiewiskiem Europy, że ona na nas patrzy, że nam grozi palcem, to robi to na nas duże wrażenie.

Są już tego bardo widoczne próby. Niebezpieczne są nie tylko grupy lobbystyczne, które wpływają na instytucje europejskie. Mamy do czynienia z ogólną atmosferą polegającą na piętnowaniu rozmaitych „zaścianków europejskich”. Będzie nam bardzo trudno się temu oprzeć. Możliwe, że dojdzie do takich zmian, że decyzje co do tych kwestii będą w UE zapadać w trybie większościowym. Bardziej prawdopodobne, że ta presja będzie mieć charakter psychologiczny, a Polacy nie są na to zbytnio odporni. Jak się u nas powie, że stajemy się pośmiewiskiem Europy, że ona na nas patrzy, że nam grozi palcem, to robi to na nas duże wrażenie.

Rozmawiał Petar Petrović

Polecane

Wróć do strony głównej