Eksperci: polityka premier May wobec imigrantów będzie twarda

2016-07-14, 10:33

Eksperci: polityka premier May wobec imigrantów będzie twarda
Theresa May z mężem Philipem. Foto: PAP/EPA/WILL OLIVER

Powołana w środę na stanowisko premiera Wielkiej Brytanii liderka Partii Konserwatywnej Theresa May będzie prowadziła zdecydowaną politykę na rzecz ograniczenia liczby imigrantów w Zjednoczonym Królestwie - uważają polskie ekspertki.

Posłuchaj

Pierwsze wystąpienie Theresy May. Podkreślała unionistyczny i prospołeczny charakter konserwatyzmu. Relacja Grzegorza Drymera z Londynu (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Kierowniczka Programu Unia Europejska Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Karolina Borońska-Hryniewiecka i dr Beata Przybylska-Maszner z Zakładu Badań nad Integracją UAM mówiły też, że May ma opinię polityk doświadczonej, skutecznej i pragmatycznej. W ocenie ekspertek zadania, jakie przed nią stoją - m.in. poprowadzenie negocjacji z UE w sprawie opuszczenia przez Wielką Brytanię struktur europejskich i przeciwdziałanie negatywnym konsekwencjom Brexitu - będą dużym wyzwaniem.

Odnosząc się do powołania May na premiera Borońska-Hryniewiecka podkreśliła, że jest ona politykiem doświadczonym, wskazując, iż była m.in. najdłużej urzędującym szefem resortu spraw wewnętrznych. - Pokazała się na tym stanowisku jako surowy szef i dobry menadżer - dodała.

"Mówiła, że imigranci zabierają pracę"

Wyróżnikiem nowego gabinetu będzie - w opinii ekspertki - twarde stanowisko w odniesieniu do imigrantów, w tym tych z krajów UE. Ekspertka przypomniała w tym kontekście wystąpienia May jeszcze z okresu sprawowania przez nią funkcji szefowej MSW.

- May nigdy nie mówiła - tak jak robili to niektórzy jej partyjni koledzy - że imigranci mają pozytywny wkład w brytyjską gospodarkę, że są potrzebni, że bez imigrantów Wielka Brytania sobie nie poradzi. Miała za to w zeszłym roku sławne przemówienie na kongresie Partii Konserwatywnej o polityce migracyjnej, w którym - odnosząc się do kryzysu uchodźczego, ale także do imigracji z Unii - powiedziała, że imigranci "zabierają pracę Anglikom", powodują, że Anglicy stają się biedniejsi jako społeczeństwo, i "osłabiają spójność społeczną - mówiła.

(May na Downing Street. RUPTLY/x-news)

"Decyzje będą rozłożone w czasie"

Według ekspertki, możliwe są m.in. deportacje imigrantów, którzy zagrażają bezpieczeństwu publicznemu albo deportacje więźniów. - Polacy są najbardziej liczną grupą obywateli UE w więzieniach brytyjskich, a proces ich deportacji nie działał do tej pory sprawnie. May się z pewnością za to zabierze, w takich kwestiach jest bezkompromisowa - zaznaczyła Borońska-Hryniewiecka.


Powiązany Artykuł

may1200.jpg
"CÓRKA PASTORA, WIELOLETNIA SZEFOWA MSW"

Przekonanie, iż nowy rząd w Londynie będzie "podejmował decyzje, które będą ograniczały prawa imigrantów i ich liczbę na Wyspach Brytyjskich" wyraziła w rozmowie z PAP również Przybylska-Maszner. Zastrzegła jednak, że decyzje te zapewne będą rozłożone w czasie, nie będą radykalne i podejmowane z dnia na dzień.

Według ekspertki antyimigrancki rys polityki kierowanego przez May rządu będzie konsekwencją "nastawienia większości Brytyjczyków do imigrantów i do uchodźców". Jak dodała, to właśnie kwestia imigrantów i uchodźców przesądziła - jej zdaniem - o wyniku referendum brytyjskiego.

Zdaniem Borońskiej-Hryniewieckiej, objęcie stanowiska premiera przez May oznacza "mniejsze zło" z perspektywy europejskich partnerów Londynu. - W przeciwieństwie do Borisa Johnsona, May jest politykiem przewidywalnym. Jest też znana brukselskim środowiskom, bo regularnie uczęszczała na spotkania sektorowe Rady UE dotyczące problematyki sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Jej koledzy z innych krajów wypowiadają się o niej pozytywnie, mówią przede wszystkim, że jest osobą kompetentną i pragmatyczną, a takich cech potrzeba będzie przy negocjowaniu Brexitu - wyliczyła.

"Ma słabą pozycję w partii"


ZOBACZ SERWIS SPECJALNY
londyn 1200 free.jpg
REFERENDUM W SPRAWIE BREXITU

Problemem dla May może być natomiast pozycja wewnątrz jej formacji politycznej - uważa ekspertka.

- Pamiętajmy, że została wybrana na liderkę torysów przez 199 parlamentarzystów z własnej partii, a nie przez jej szeregowych członków, których jest ponad 130 000, tak jak było to oryginalnie planowane. Pojawiają się głosy, że gdyby doszło do konfrontacji, mogłaby wygrać jej główna kontrkandydatka, zwolenniczka Brexitu Andrea Leadsom, ponieważ wśród szeregowych członków dominują nastroje eurosceptyczne - mówiła.

Słabe podstawy przywództwa partyjnego nowej premier przekładać się mogą - zdaniem Borońskiej-Hryniewieckiej - na jej postawę w sprawie Brexitu. - Jako przedstawicielka obozu Remain będzie musiała uwiarygodnić się przed swoim ugrupowaniem, dlatego mówi, że "Brexit, to Brexit", wykluczając powtórzenie referendum w sprawie członkostwa w UE, i dlatego mówi, że Brexit przekuje w sukces - stwierdziła.

- To oznacza, że będzie działać dosyć szybko i sprawnie: uformuje nowy gabinet, stworzy departament ds. Brexitu, na czele którego stanie zwolennik opuszczenia UE (mówi się w tym kontekście m.in. o przewodniczącym Izby Gmin i b. szefie kampanii May Chrisie Graylingu) i myślę, że przez następny miesiąc będą się zastanawiać nad formułą wejścia w te negocjacje - dodała.

Ekspertka zaznaczyła, że sytuację nowej premier dodatkowo komplikować będzie fakt, że to nie ona będzie "dyktować warunki w negocjacjach z Brukselą". - To Komisja Europejska przedstawi Londynowi - na podstawie mandatu negocjacyjnego przygotowanego przez Radę - pewne warunki. Będą konsultacje z Brytyjczykami, one są nieuniknione, ale pierwsze skrzypce będzie grała UE - powiedziała.

Także Przybylska-Maszner, pytana o szanse May na przekucie Brexitu w sukces, podkreśliła, że nowa brytyjska premier stoi przed wielkim wyzwaniem. - Kluczem będzie ustalenie w trakcie negocjacji takich warunków tego rozwodu, które nie będą satysfakcjonujące tylko dla jednej ze stron negocjacji, ale dla obu - powiedziała.

Ekspertka podkreśliła, że do tej pory May była postrzegana w polityce brytyjskiej jako osoba niezwykle skuteczna. - Brytyjczycy pokładają w niej duże nadzieje, że będzie również skuteczna na scenie europejskiej, co będzie niewątpliwie dużo trudniejsze - zaznaczyła.

Zwróciła uwagę, że Londyn będzie miał po drugiej stronie stołu negocjacyjnego grupę państw, które będą naciskać na to, aby państwo opuszczające UE odczuło konsekwencje tej decyzji. - Takie stanowisko wyrażane jest w szczególnie Paryżu i Berlinie - dodała.

Jak mówiła, państwa UE będą musiały pokazać w negocjacjach z Wielką Brytanią jedność oraz zasygnalizować, że opuszczenie Unii wiąże się z dużymi konsekwencjami gospodarczymi i politycznymi tak, by powstrzymać ewentualne podejmowanie podobnych decyzji w przyszłości przez inne kraje.

Przybylska-Maszner zwróciła również uwagę, że kolejne lata, kiedy konsekwencje związanej z Brexitem niestabilności gospodarczej zaczną być odczuwalne dla firm i obywateli brytyjskich, będą powodowały nacisk na rząd w Londynie, by pokazał pozytywne skutki wyjścia z UE i budował jedność wokół "idei Wielkie Brytanii niezależnej i silnej gospodarczo".

- Czy to się uda Theresie May stoi pod wielkim znakiem zapytania. Do tej pory siła Wielkiej Brytanii w dużej mierze wynikała z członkostwa w UE - oceniła. Podkreśliła, że przyszłość Wielkiej Brytanii będzie zależała od relacji gospodarczych z UE. - Wielka Brytania nie będzie mogła budować swego prosperity bez nowej konstrukcji tych relacji - podkreśliła.

Kiedy Londyn zacznie negocjacje?

Przybylska-Maszner spodziewa się w związku z tym, że rząd w Londynie będzie starał się opóźniać rozpoczęcie formalnych negocjacji z Brukselą. - Proces negocjacji może trwać kilka lat, nie mniej niż dwa lata - powiedziała.

Według ekspertki bardzo prawdopodobne jest, że po zakończeniu negocjacji z UE, gdy konkretna propozycja będzie już na stole, rząd Wielkiej Brytanii będzie się zastanawiać nad zaproponowaniem kolejnego referendum w sprawie członkostwa w UE.

- Wielu Brytyjczyków głosując za Brexitem nie było w pełni świadomymi konsekwencji wystąpienia ich kraju z UE. Kształt wynegocjowanego porozumienia między UE a Londynem mógłby odwrócić wynik referendum - argumentowała.

Innego zdania jest Borońska-Hryniewiecka, która oceniła, że formalnej inicjatywy rządu brytyjskiego w sprawie wystąpienia ze struktur unijnych należy się spodziewać na przełomie roku 2016 i 2017.

- Może się tak wydarzyć, że nawet przed końcem 2016 r. będziemy mieli już wszczęcie art. 50 unijnego traktatu; tym bardziej, że na to naciska UKIP (Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa - PAP) i eurosceptycy w samej Partii Konserwatywnej, którzy patrzą May na ręce - przekonywała.

Wiele lat w polityce

May urodziła się w październiku 1956 roku w Eastbourne, nadmorskim mieście na południu Anglii. Jest absolwentką geografii na Uniwersytecie Oksfordzkim. Jeden z jej kolegów ze studiów wspominał w mediach, że May nigdy nie przepadała za Thatcher - już wtedy, w wieku 17 lat, żartowała, że to ona chciała zostać pierwszą kobietą na czele brytyjskiego rządu.

Po zakończeniu studiów May rozpoczęła pracę w brytyjskim banku centralnym - Bank of England - zdobywając pierwsze doświadczenia w świecie finansów. Zaczęła się też pojawiać na zjazdach Partii Konserwatywnej, która pod wodzą Thatcher reformowała Wielką Brytanię. Tuż przed wygranymi wyborami w 1987 roku, które dały Żelaznej Damie trzecią kadencję, May sama weszła do polityki, zostając radną w południowolondyńskiej dzielnicy Merton.

Po nieudanych próbach uzyskania mandatu parlamentarnego w latach 1992 i 1994, w 1997 roku Theresa May została posłanką, wygrywając w okręgu wyborczym w położonym na zachód od Londynu mieście Maidenhead, w pobliżu uniwersyteckiego miasta Reading.

Po dwóch latach zdobyła zaufanie ówczesnego lidera torysów, Iaina Duncana Smitha, i weszła w skład gabinetu cieni, obejmując resort zatrudnieniu i edukacji. W kolejnych latach zajmowała również stanowiska odpowiedzialne za transport, kulturę i media, a także pracę i ubezpieczenia społeczne.

W 2002 roku została wybrana na stanowisko sekretarza generalnego partii, z roczną kadencją. Była pierwszą kobietą na tym stanowisku - głównie symbolicznym, które jednak pozwoliło jej dogłębnie poznać struktury partyjne. W trakcie corocznej konferencji programowej przyznała wówczas, że Partia Konserwatywna bywa nazywana "okropną partią". Określenie to odnosiło się do radykalnie konserwatywnych postaw członków tego ugrupowania, postrzeganych jako osoby bez empatii społecznej, nie dbające o mniejszości etniczne i seksualne.

Po wyborach parlamentarnych w 2010 roku May objęła stanowisko ministra spraw wewnętrznych w koalicyjnym rządzie Partii Konserwatywnej i Liberalnych Demokratów. To stanowisko było uznawane za niebywale trudne; w wyniku wyjątkowo nietrafionych nominacji w poprzednich latach, gdy rządziła Partia Pracy, zajmowało je pięć różnych osób w ciągu sześciu lat.

May sprawdziła się jako szefowa resortu spraw wewnętrznych i stała się jedną z najważniejszych postaci rządu Davida Camerona. Współpracownicy wspominają jej niechęć do podejmowania nadmiernego ryzyka i tendencje do "mikrozarządzania" swoimi pracownikami, podkreślając jednak jej niezwykłą pracowitość i zaangażowanie. Jako minister spraw wewnętrznych May rozpoczęła m.in. daleko idącą reformę policji, a także zaostrzyła walkę z terroryzmem, doprowadzając m.in. do deportacji radykalnego muzułmańskiego duchownego Abu Katady do Jordanii.

May, choć związana z prawym skrzydłem Partii Konserwatywnej, poparła m.in. legalizację małżeństw homoseksualnych, a także wielokrotnie podkreślała konieczność uwzględnienia społecznego aspektu polityki gospodarczej. Jednocześnie głosowała jednak za podniesieniem opłat za studia.

May popierała wysłanie wojsk do Iraku i Afganistanu.

W toku kampanii przed referendum ws. członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej May opowiedziała się - zdaniem komentatorów, głównie z powodu lojalności wobec premiera Camerona - za pozostaniem kraju we Wspólnocie, choć od lat krytykowała unijne instytucje. Nie była jednak aktywna w kampanii, występując publicznie zaledwie kilkukrotnie - i za każdym razem podkreślając swoje zastrzeżenia wobec pewnych aspektów członkostwa, takich jak brak możliwości obniżenia poziomu imigracji z innych państw Unii Europejskiej, w tym z Polski.

Po referendum zgłosiła swoją kandydaturę do zastąpienia Camerona na stanowisku przewodniczącego Partii Konserwatywnej i premiera Wielkiej Brytanii. W toku wewnętrznej rywalizacji pokonała m.in. wiceminister energii Andreę Leadsom i ministra sprawiedliwości Michaela Gove'a.

W ciągu ostatnich 100 lat aż 12 premierów W. Brytanii zajęło to stanowisko nie w wyniku wyborów powszechnych, a przejęcia władzy wewnątrz rządzącego ugrupowania. Kiedy w podobny sposób władzę w Partii Pracy od Tony'ego Blaira przejął Gordon Brown, Theresa May była wśród tych, którzy domagali się rozpisania przedterminowych wyborów, argumentując, że jest to nowemu premierowi potrzebne do uzyskania demokratycznego mandatu.

PAP/agkm

Polecane

Wróć do strony głównej