"Moskwa chce utrzymać napięcie". Khyłko: manewry na Białorusi to zagrożenie także dla Polski i państw bałtyckich

2022-01-20, 23:00

"Moskwa chce utrzymać napięcie". Khyłko: manewry na Białorusi to zagrożenie także dla Polski i państw bałtyckich
Zdjęcie udostępnione przez Ministerstwo Obrony Białorusi: rosyjskie pojazdy wojskowe przybywają na lutowe manewry wojskowe . Foto: PAP/EPA/BELARUS DEFENCE MINISTRY PRESS SERVICE

- Poprzez szantaż i groźby wojny na dużą skalę, Moskwa chce uzyskać nieuprawnione ustępstwa ze strony USA i NATO, z których najważniejsze to uznanie strefy wpływów Rosji na obszarze byłego ZSRR lub nawet całego b. obozu socjalistycznego - zauważa dr Maksym Khyłko, dyrektor Programu Studiów Rosyjskich i Białoruskich w Radzie Polityki Zagranicznej "Ukraińska Pryzma".

- Manewry wojskowe na terytorium Białorusi zwiększają zagrożenia nie tylko z punktu widzenia Ukrainy, ale także Polski i krajów bałtyckich. Rosyjskie oddziały będą przecież ćwiczyć uderzenia skierowane przeciwko tym państwom. A szczególnie niepokojąca jest perspektywa pojawienia się na Białorusi dodatkowych rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400 i być może systemów balistycznych Iskander. Jeśli będą rozmieszczone w obwodach brzeskim i homelskim, będą mogły zagrozić północnej części Ukrainy - zauważa dr Maksym Khyłko, dyrektor programu studiów nad Rosją i Białorusią w Radzie Polityki Zagranicznej "Ukraińska Pryzma".

- Zachód może pomóc Ukrainie w kilku wymiarach - podkreślał także ekspert. Więcej na ten temat - w wywiadzie.

***

PolskieRadio24.pl: Czy w Pana ocenie doniesienia o działaniach Rosji w obszarze wojskowym powinny nas niepokoić bardziej niż do tej pory? Dowiadujemy się w ostatnich dniach m.in. o rosyjskich siłach sprowadzonych z Rosji na Zachód (w tym Iskanderach), operacjach Rosji na Bałtyku, usłyszeliśmy także, że na 10-20 lutego zaplanowano wspólne ćwiczenia wojskowe Rosji i Białorusi.

Maksym Khyłko, dyrektor Programu Studiów Rosyjskich i Białoruskich w Radzie Polityki Zagranicznej "Ukraińska Pryzma":

Nie sądzę, aby w perspektywie krótkoterminowej należało spodziewać się zmniejszenia zagrożeń i intensywności ich eskalacji ze strony Rosji, gdyż Moskwa uważa, że korzystne jest utrzymywanie Ukrainy i jej zachodnich partnerów w ciągłym napięciu.

Poprzez szantaż i groźby wojny na dużą skalę, Moskwa chce uzyskać nieuzasadnione ustępstwa ze strony USA i NATO, z których najważniejsze to uznanie de facto strefy wpływów Rosji na obszarze byłego ZSRR lub nawet całego b. obozu socjalistycznego.

Kolejnym celem Moskwy jest pogorszenie sytuacji gospodarczej na Ukrainie, gdyż groźba wojny odstrasza inwestorów i podnosi oczekiwania inflacyjne.

Trzeba dodać, że ćwiczenia wojskowe na terytorium Białorusi zwiększają zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale także Polski i krajów bałtyckich, przeciwko którym będą ćwiczone ataki.

A szczególnie niepokojąca jest perspektywa pojawienia się na Białorusi dodatkowych rosyjskich systemów przeciwlotniczych S-400 i być może systemów pocisków balistycznych Iskander. Jeśli będą rozmieszczone w obwodach brzeskim i homelskim, będą mogły zagrozić północnej części Ukrainy.

Jakiej pomocy potrzebuje teraz Ukraina? Jak powinien zareagować Zachód na to, co się dzieje?

Zachód może pomóc Ukrainie w kilku wymiarach. Jednym z nich jest opracowanie pakietu naprawdę silnych sankcji odstraszających, wraz z mechanizmem monitorowania ich wdrażania i kar za ich naruszenia.

Niestety, Zachód jest ciągle co najmniej kilka kroków w tyle, jeśli chodzi o presję wywieraną z pomocą sankcji. Odłączenie Rosji od systemu SWIFT byłoby dobrym rozwiązaniem wiosną 2014 roku, wówczas mogłoby zapobiec rosyjskiej okupacji Krymu i Donbasu. Ale od tamtego czasu Rosja wypracowała różne mechanizmy zmniejszania skuteczności sankcji, więc teraz pakiet restrykcji musi być znacznie silniejszy, aby rzeczywiście miały one efekt odstraszający.

Ukraina potrzebuje też większego wsparcia Zachodu, by móc wzmocnić swoje zdolności obronne, zwłaszcza w zakresie obrony powietrznej, systemu obrony wybrzeża, bezpieczeństwa cybernetycznego. Nie mając przewagi w powietrzu i na morzu, Rosja raczej nie odważy się na poważną ofensywę.

Potrzebujemy także zachodnich inwestycji w ukraińską gospodarkę. Z pewnością, i Ukraina ma tutaj swoje zadania do odrobienia, by poprawić klimat inwestycyjny w kraju.

Należy przy tym mieć na względzie, że im silniejsza będzie ukraińska gospodarka, tym więcej Kijów będzie mógł zainwestować w rozwój własnych zdolności obronnych, co zmniejszyłoby apetyt Moskwy na eskalację.

Jak ocenia Pan wizytę sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena na Ukrainie? Jakie były jej cele, jakie są wyniki?

Wizyta Antony'ego Blinkena w Kijowie miała kilka celów. Miała zademonstrować silne poparcie polityczne dla Kijowa, był to także sygnał dla partnerów europejskich, że i oni powinni aktywniej wspierać Ukrainę. Jednocześnie jest to sygnał polityczny dla Moskwy, że Waszyngton poważnie myśli o aktywnym udzielaniu pomocy Ukrainie w przypadku eskalacji militarnej.

Sekretarz stanu USA wymienił także z władzami Ukrainy opinie w kwestii przyszłych rozmów ze swoimi europejskimi odpowiednikami, a także z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych, z którym Blinken spotka się w najbliższych dniach.

To kolejna demonstracja, że brzemienne w skutki decyzje nie będą podejmowane za plecami Ukraińców.

Ponadto uważam, że Antony Blinken chce zadbać i o to, aby Kijów traktował sytuację bardzo poważnie - by wewnętrzna walka polityczna nie odwracała uwagi od konieczności przeciwstawienia się zewnętrznemu agresorowi.

Jak ocenia Pan wizytę minister spraw zagranicznych Niemiec Annaleny Baerbock w Kijowie i Moskwie? Czy postawa niemiecka nie zwiększa de facto groźby inwazji? Według dziennika "Handelsblatt" Niemcy są przeciwko nałożeniu na Rosję najpoważniejszych z planowanych sankcji - wyłączenia jej z systemu SWIFT i zatrzymania NS2.

Z jednej strony wizyta szefowej dyplomacji RFN w Kijowie przed wyjazdem do Moskwy jest sygnałem, że Berlin rozumie, jak ważne jest uwzględnienie w swej polityce stanowiska Ukrainy.

Z drugiej strony błędne jest przekonanie Berlina, że napięcia w relacjach z Rosją można złagodzić bez wzmacniania zdolności obronnych Ukrainy. Berlin chciałby odbyć kolejne spotkanie w formacie normandzkim (Ukraina, Rosja, Niemcy, Francja), mając nadzieję, że spotkanie to doprowadzi do deeskalacji kryzysu, o czym to Annalena Baerbock dyskutowała zarówno w Kijowie, jak i w Moskwie. Jednak w tej sprawie wszystkie nadzieje Berlina są próżne, bo Moskwa na razie nie jest zainteresowana deeskalacją.

Dotychczasowe decyzje polityczne uzależniały Niemcy od dostaw rosyjskiego gazu, co obecnie uniemożliwia Berlinowi zajęcie bardziej zdecydowanego stanowiska. Jednak w obliczu agresywnej polityki Moskwy niemieccy politycy będą musieli uznać fakt, że tylko jedność transatlantycka może pomóc w zahamowaniu wzrostu rewizjonizmu w Rosji i uchronieniu Europy przed nową wojną na dużą skalę. Być może pewnych powodów do optymizmu mogą dostarczać wypowiedzi kanclerza Niemiec Olafa Scholza o gotowości do rozważenia sankcji dotyczących Nord Streamu 2 w przypadku eskalacji agresji ze strony Rosji, a także wypowiedź przewodniczącej Komisji Obrony Bundestagu Marie-Agnes Strack-Zimmermann o możliwości rozważenia dostaw broni na Ukrainę. Nadszedł czas, aby Niemcy poczuły się bardziej odpowiedzialne za pokój w Europie.

Opracowała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl


Czytaj także:

Ukrainie zagraża nie tylko 100 tys. rosyjskich wojskowych, zgromadzonych przy jej granicach, lecz prawie milionowa armia Rosji - oświadczył w poniedziałek naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Wałerij Załużny. Grafika: PAP/Maciej Zieliński Ukrainie zagraża nie tylko 100 tys. rosyjskich wojskowych, zgromadzonych przy jej granicach, lecz prawie milionowa armia Rosji - oświadczył w poniedziałek naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Wałerij Załużny. Grafika: PAP/Maciej Zieliński

Polecane

Wróć do strony głównej