Ukraiński ekspert: Zachód musi położyć na stole ostre sankcje. "Rosja nie może blokować nam wejścia do NATO"

2021-04-14, 12:00

Ukraiński ekspert:  Zachód musi położyć na stole ostre sankcje. "Rosja nie może blokować nam wejścia do NATO"
Prorosyjskie oddziały podczas ćwiczeń w okupowanej części Donbasu. Foto: PAP/EPA/DAVE MUSTAINE

- Moskwa wykorzystuje obecnie czynnik okupacji terytoriów Ukrainy i Gruzji do blokowania ich dążenia do członkostwa w NATO. Warto wysłać Kremlowi jasny sygnał, że ta strategia nie zadziała - postuluje w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Maksym Khyłko z Rady Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat". Ekspert zaznacza, że Zachód powinien zdecydowanie zareagować na eskalację konfliktu przez Rosję, możliwe są bowiem różne scenariusze wydarzeń, łącznie z wojną na dużą skalę.


Powiązany Artykuł

mid-epa09122503 (1).jpg
Anders Aslund o Ukrainie: Putin może szykować wojnę przed wyborami, uznanie "republik" albo targi o NS2

Biorąc pod uwagę demonstracyjną zuchwałość, z jaką Rosja wysyła wojska na granicę ukraińską, widać, że jest to przede wszystkim próba zastraszenia Ukrainy i jej zachodnich partnerów, zwłaszcza Niemiec i Francji, jako uczestników normandzkiego formatu negocjacyjnego - zauważa w komentarzu dla portalu PolskieRadio24.pl dr Maksym Khyłko z Rady Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat". Dodaje, że Moskwa testuje także nową administrację USA, czy za zdecydowaniem w słowach pójdą i czyny.

Ekspert zaznacza jednocześnie, że Rosja gromadzi siły na trzech kierunkach, co grozi atakiem z trzech stron naraz, a gromadzeniu sił towarzyszy agresywna propaganda w kremlowskich mediach. Zauważa, że możliwe są bardzo groźne scenariusze, w tym lokalna operacja, ale i rozwinięcie się wojny na dużą skalę. Podkreśla, że Ukrainie potrzebna jest pomoc wojskowa, Zachód powinien zagrozić Kremlowi dotkliwymi sankcjami.

Kreml udaje, że ignoruje wypowiedzi NATO i UE, Moskwa tak naprawdę boi się ostrych sankcji, ponieważ rosyjska gospodarka jest w bardzo dużym stopniu zależna od Zachodu i szybko upadłaby bez petrodolarów płynących z Europy - zauważa.

Zaznacza, że Ukraina nie powinna teraz czuć się osamotniona. - Wizyta ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua w Kijowie była ważnym sygnałem poparcia dla Ukrainy, które w Kijowie zostało bardzo wysoko docenione - podobnie jak wyrazy wsparcia ze strony naszych sojuszników w UE i NATO - podkreśla ekspert.

Więcej o celach Rosji, możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji - w rozmowie.

***

PolskieRadio24.pl: Rosja w ostatnich tygodniach gromadzi żołnierzy i sprzęt na granicy z Ukrainą. To niepokoi państwa regionu, państwa NATO, Unii Europejskiej. Jak w Pana ocenie należy zdefiniować zagrożenie, które wiąże się z tą sytuacją? Z jakich względów wydaje się szczególnie niebezpieczna?

Dr Maksym Khylko, dyrektor programu studiów nad Rosją i Białorusią w Radzie Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat": W ostatnich tygodniach Rosja rozmieściła największą od 2014 roku liczbę oddziałów wojskowych na  granicy z Ukrainą. Gromadzenie wojsk jest kontynuowane, koncentracja sprzętu i wojsk wciąż ma miejsce.

Co istotne, koncentracja wojsk rosyjskich odbywa się na trzech kierunkach jednocześnie - na okupowanym Krymie, w pobliżu okupowanych obwodów donieckiego i ługańskiego, a także od północnego wschodu Ukrainy -  to grozi eskalacją konfliktu z trzech stron naraz.

Łamiąc swoje zobowiązania, wynikające z Dokumentu Wiedeńskiego OBWE z 2011 r. w sprawie środków budowy zaufania i bezpieczeństwa, Moskwa odmówiła udzielenia informacji o przyczynach znacznego zwiększenia obecności wojskowej wzdłuż granicy.

Wszystko to ma miejsce na tle nasilających się ostrzałów i prowokacji rosyjskich sił okupacyjnych w Donbasie, a także nasilania się antyukraińskiej propagandy i histerii w rosyjskich mediach.

Jakie cele chce osiągnąć Rosja?

Biorąc pod uwagę demonstracyjną zuchwałość, z jaką Rosja wysyła wojska na granicę ukraińską, widać, że jest to przede wszystkim próba zastraszenia Ukrainy i jej zachodnich partnerów, zwłaszcza Niemiec i Francji, jako uczestników normandzkiego formatu negocjacyjnego.

Moskwa straciła nadzieję, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski pójdzie na jednostronne ustępstwa i wdroży porozumienia mińskie wedle interpretacji Kremla. Dlatego Kreml postanowił zastraszyć Kijów siłą zbrojną, a Berlin i Paryż groźbą wojny na dużą skalę i tym samym zmusić je do wywarcia presji na Ukrainę, tak by w efekcie przymusić Kijów do zgody na żądania Moskwy.

Kolejnym celem Kremla jest przetestowanie determinacji prezydenta USA Joe Bidena i jego administracji. Widzieliśmy ostre wypowiedzi Bidena, ale Moskwa chce sprawdzić, czy Biały Dom również jest gotów poprzeć te słowa nie mniej zdecydowanymi działaniami. Władimir Putin oceni to na podstawie reakcji Stanów Zjednoczonych - działań, które USA podejmą w związku z zaostrzeniem sytuacji na linii rozgraniczenia między siłami ukraińskimi i rosyjskimi.

Nie możemy też zapominać, że jesienią tego roku w Rosji odbędą się wybory parlamentarne. Sytuacja społeczno-gospodarcza w Rosji od wielu lat się pogarsza, a poziom poparcia społecznego dla partii reżimu Putina spadł do minimum z wysokiego poziomu po okupacji Krymu. A Kreml nie ma nic do zaoferowania, poza kolejną próbą mobilizacji nacjonalistycznego elektoratu pod pretekstem fałszywego zagrożenia zewnętrznego lub poprzez "małą zwycięską wojnę".

Jakie są scenariusze wydarzeń?

Najprawdopodobniej Kreml liczy teraz bardziej na osiągnięcie swoich rezultatów poprzez zastraszanie siłą militarną niż w wyniku zakrojonej na szeroką skalę ofensywy.

Jednakże istnieje możliwość, że wojska rosyjskie mogą planować lokalną operację militarną w Donbasie - w celu przedarcia się głębiej na kontrolowane przez Ukrainę obszary obwodów donieckiego i ługańskiego i zadania stronie ukraińskiej bolesnych strat.

Nie można przy tym wykluczyć i tego, że rosyjskie prowokacje mogą doprowadzić do działań wojennych na większą skalę, niż można by się spodziewać. Wszakże przy dużej koncentracji wojsk i ciągłych prowokacjach sił rosyjskich na terytoriach okupowanych może dojść do rozwinięcia się działań wojennych na dużą skalę.

Jak Zachód powinien zareagować na tę sytuację?

Zachód powinien nie tylko mówić o abstrakcyjnych "kosztach", jakie Rosja powinna zapłacić w przypadku eskalacji, ale także mieć na stole jasny plan wprowadzenia bolesnych dla Kremla sankcji. W tym planie należałoby uwzględnić sektor naftowo-gazowy jako główne źródło dochodu dla rosyjskiego budżetu państwa – to on pozwala Kremlowi na wzmacnianie armii i finansowanie militarnych awantur.

Jasnym sygnałem dla Rosji byłoby dostarczenie Ukrainie nowoczesnej (śmiercionośnej) broni, zdolnej zrównoważyć militarną przewagę Rosji, tak by sprawić, że cena eskalacji militarnej będzie dla Kremla zbyt wysoka.

Należałoby też jasno zaznaczyć, że okupacja części terytorium Ukrainy przez Rosję nie utrudni jej drogi do członkostwa w NATO. Moskwa wykorzystuje obecnie czynnik okupacji terytoriów Ukrainy i Gruzji do blokowania ich dążenia do członkostwa w NATO. Warto wysłać Kremlowi jasny sygnał, że ta strategia nie zadziała.

Jak pan ocenia efekty spotkania szefów MSZ RP i Ukrainy, działania UE i NATO?

Wizyta ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua w Kijowie była ważnym sygnałem poparcia dla Ukrainy, które w Kijowie zostało bardzo wysoko docenione, jak i wyrazy wsparcia innych naszych zachodnich odpowiedników. To ważne, by Ukraina wiedziała, że nie jest osamotniona wobec rosyjskiego zagrożenia.

Poza tym, pomimo tego, iż Kreml udaje, że ignoruje wypowiedzi NATO i UE, Moskwa tak naprawdę boi się ostrych sankcji, ponieważ rosyjska gospodarka jest w bardzo dużym stopniu zależna od Zachodu i szybko upadłaby bez petrodolarów płynących z Europy.

***

Dr Maksym Khyłko jest ekspertem ds. bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych m.in. w regionie Rosji, Ukrainy, Białorusi. Obecnie kieruje programem studiów nad Rosją i Białorusią w Radzie Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat".

***

(Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl)


Polecane

Wróć do strony głównej