Nowy rząd Niemiec. Michał Kędzierski: Berlin widzi w transformacji energetycznej nowy model rozwojowy państwa

2021-12-08, 20:30

Nowy rząd Niemiec. Michał Kędzierski: Berlin widzi w transformacji energetycznej nowy model rozwojowy państwa
Walter Borjans, Saskia Esken, Olaf Scholz, Christian Lindner, Robert Habeck, Annalena Baerbock podczas prezentacji umowy koalicyjnej. Foto: PAP/EPA/CLEMENS BILAN

- Plany dotyczące przyspieszenia transformacji energetycznej, dekarbonizacji i zielonej modernizacji należy traktować poważnie - odpowiadają za nie Zieloni, ale jest to priorytet całej koalicji. To także nowy model rozwojowy Niemiec – powiedział portalowi PolskieRadio24.pl Michał Kędzierski z Ośrodka Studiów Wschodnich. Ekspert zaznaczył, że Niemcy chcą dążyć do zbudowania międzynarodowego klubu klimatycznego, by ich gospodarka pozostała konkurencyjna. Podejmą też szereg działań w Unii Europejskiej.

- Spodziewać się należy przyspieszenia transformacji energetycznej - środowiska polityczno-biznesowe w Niemczech postrzegają ją jako nowy model rozwojowy dla niemieckiej gospodarki – podkreślił w rozmowie z portalem PolskieRadio 24.pl Michał Kędzierski z Ośrodka Studiów Wschodnich, pytany o plany nowej koalicji w Niemczech i ich wpływ na politykę UE i państwa regionu.

Michał Kędzierski podkreślił, że takie nastawienie Niemiec pociąga za sobą określone działania na arenie międzynarodowej. - Powodzenie transformacji energetycznej i dekarbonizacji w Niemczech jest ściśle związane z tym, że nie mogą one być ograniczone do granic niemieckiego państwa. Niemcy będą musiały dążyć do tego, aby transformacja energetyczna objęła jak najszersze grono państw, przynajmniej Unię Europejską. Chodzi o to, by jednolite obciążenia i regulacje dotyczące procesu dekarbonizacji obowiązywały zarówno w Niemczech, jak i w Polsce, Francji, Hiszpanii. Najlepiej, żeby te rozwiązania obejmowały te wszystkie kraje uprzemysłowione na świecie, które stanowią konkurencję wobec firm niemieckich – zaznaczył analityk OSW.

- Dlatego ważnym aspektem działalności przyszłego niemieckiego rządu w polityce gospodarczej zewnętrznej, będzie próba stworzenia międzynarodowego globalnego frontu walki o klimat – dodał. Michał Kędzierski zaznaczył, że w Niemczech bardzo popularny jest obecnie pomysł kanclerza Olafa Scholza, który proponuje utworzenie klubu klimatycznego, zrzeszającego ważne gospodarki świata.

Analityk zaznaczył, że koalicja utrzymała plan wygaszenia energetyki jądrowej do końca 2022 roku, rezygnacja z węgla ma nastąpić "w najlepszym razie” do 2030 roku. To oznacza, jak mówił, zwiększenie mocy elektrowni gazowych, które będą wspomagać OZE, jednocześnie siłownie te będą musiały być dostosowywane do technologii wodorowych.

Analityk mówił także, że Niemcy w dużym stopniu stawiają na elektromobilność -  zakładają, że za 9 lat 1/3 samochodów osobowych będzie elektrycznych. Intensywnie modernizują też koleje. 

Czytaj także:

Polityka Niemiec w Unii Europejskiej a transformacja klimatyczna

Analityk podkreślał, że ważną rolę w powodzeniu niemieckich planów odgrywa Unia Europejska. - Z perspektywy Niemiec Unia Europejska jest niezbędnym, bardzo istotnym wehikułem przenoszenia własnych interesów na szczebel globalny. To swego rodzaju lewar. Dzięki Unii Europejskiej Niemcy mogą lepiej forsować swoje interesy w zderzeniu z mocarstwami światowymi, Chinami Stanami Zjednoczonymi, Rosją – przypominał.

Jak zaznaczył, Niemcy zauważają problem zbyt wolnego podejmowania UE i dążą do jego rozwiązania, stąd wracają postulaty zmiany traktatów, federalizacji, Europy wielu prędkości, czyli instrumentu zrzeszania grup państw UE w celu realizacji pewnych interesów. - Niemcy będą dążyć do budowania instrumentów, które nie wymagają uczestnictwa wszystkich krajów unijnych. Takie już w UE funkcjonują, ale skala ich stosowania wkrótce może być inna – mówił ekspert.

Więcej w rozmowie.


Olaf Scholz (C), Christian Lindner (L), Robert Habeck. Fot. PAP/EPA/CLEMENS BILAN Olaf Scholz (C), Christian Lindner (L), Robert Habeck. Fot. PAP/EPA/CLEMENS BILAN

PolskieRadio24.pl: Uformował się nowy niemiecki rząd. Podpisano umowę koalicyjną. Gdy chodzi o obsadę stanowisk, wiele komentarzy, nadziei, obaw wzbudza między innymi stanowisko ministra spraw zagranicznych dla współprzewodniczącej partii Zielonych, Annaleny Baerbock. Co z pana punktu widzenia warto podkreślić, jeśli chodzi o nowy niemiecki gabinet?

Michał Kędzierski, Ośrodek Studiów Wschodnich: Teka ministra spraw zagranicznych dla partii Zielonych była spodziewana. W Niemczech istnieje tradycja, że urząd ten trafia do mniejszego koalicjanta. Lider liberałów, Wolnej Partii Demokratycznej (FDP) Christian Lindner zapowiadał, że wejdzie tylko do takiej koalicji, w której dostanie tekę ministra finansów. Liberałowie, czyli najmniejszy koalicjant, nie walczyli o resort dyplomacji.

Z dwójki współprzewodniczących Zielonych Annalena Baerbock była od dawna wskazywana jako kandydatka na urząd ministra spraw zagranicznych. Drugi współprzewodniczący Robert Habeck, który wcześniej był ministrem ds. transformacji energetycznej w Szlezwiku-Holsztynie, z którego to landu się wywodzi, był z kolei przymierzany do objęcia kluczowego dla Zielonych resortu odpowiedzialnego za kwestie klimatyczno-energetyczne w nowym rządzie.

Jeśli chodzi o ważniejsze stanowiska i o to, co podział stanowisk mówi o kierunkach nowego rządu, zwróciłbym na te właśnie nominacje szczególną uwagę.

Jakie wnioski możemy wyciągnąć na podstawie tych nominacji?

Robert Habeck, współprzewodniczący Zielonych, to bardzo wyrazista, popularna postać, polityk, któremu Zieloni w dużej mierze zawdzięczają swój sukces w ostatnich latach. Będzie nadzorował przyspieszenie transformacji energetycznej w nowym rządzie jako minister gospodarki i ochrony klimatu. Jego pozycję wzmacnia dodatkowo funkcja wicekanclerza.

Zielonym tradycyjnie przypisuje się w Niemczech największe kompetencje w obszarze polityki klimatycznej i ta partia dostaje superministerstwo, które będzie odpowiedzialne za przemysł, gospodarkę, energetykę i za ochronę klimatu.

Zieloni dostają narzędzia, aby faktycznie przyspieszyć proces dekarbonizacji. Będzie im zależeć na tym, żeby za cztery lata, przed następnymi wyborami, pochwalić się konkretnymi sukcesami i potwierdzić przypisywane im kompetencje. Od tego zależy ich wiarygodność.

Dlatego zapowiedzi dotyczące przyspieszenia transformacji energetycznej, zielonej modernizacji gospodarki należy traktować poważnie, Zieloni będą zdeterminowani, aby osiągnąć tu sukcesy.

Do tego trzeba dodać, że polityka klimatyczna jest wśród priorytetów całej koalicji i wszyscy będą za nią po części odpowiedzialni. Olaf Scholz podkreśla, że chce być "kanclerzem klimatycznym” - w nawiązaniu do określenia, którego używano niekiedy w odniesieniu do Angeli Merkel.


PAP PAP

Co istotnego należy dostrzec w zapisach umowy koalicyjnej?

W Niemczech bardzo dużą wagę przywiązuje się do kwestii ustalonych przez ugrupowania w umowie koalicyjnej. To niemalże świętość. Bardzo wiele czasu poświęca się na jej formułowanie, zapisuje się w niej często bardzo szczegółowe punkty, które potem przez cztery lata są wdrażane.

Dokument ten liczy sobie w tym roku 177 stron, jest opublikowany, by potem opinia publiczna mogła rozliczać rząd z podjętych zobowiązań.

Z umowy koalicyjnej wyłania się kompleksowy plan modernizacji Niemiec w wielu obszarach.

Zanosi się na próbę zerwania ze status quo i spore zmiany. Nowa koalicja planuje daleko idące zmiany w polityce społecznej, gospodarczej, migracyjnej. Planuje także podjęcie wyzwania transformacji w dwóch bardzo ważnych dla Niemiec obszarach, a mianowicie cyfryzacji gospodarki, z którą Niemcy wciąż mają problem, a także dekarbonizacji,  gdzie rząd Scholza chce przyspieszyć wdrażanie polityki klimatycznej we wszystkich sektorach gospodarki. Kwestie dotyczące klimatu przewijają się tak naprawdę przez wszystkie rozdziały umowy koalicyjnej.

Nowa koalicja wybrała sobie jako hasło i motto tej nowej kadencji "odważyć się na więcej postępu”. To wiele mówi o jej planach.

Na czym dekarbonizacja ma polegać, jakie cele niemiecki rząd będzie chciał zrealizować? Czy to będzie się przekładało na politykę unijną i przez to na naszą sytuację?

Zacznijmy od energetyki. W tym obszarze nowa koalicja pozostaje przy dotychczasowym planie, dotyczącym wygaszenia ostatnich elektrowni jądrowych do końca 2022 roku. Jednocześnie planuje przyspieszenie odejścia od węgla, w umowie koalicyjnej pojawia się sformułowanie "w najlepszym przypadku” do 2030 roku. Zatem chociaż w wielu mediach odebrano to jako zobowiązanie do wygaszenia wszystkich elektrowni węglowych do 2030 roku, to sami koalicjanci świadomie wybrali sformułowanie, które bynajmniej nie jest zobowiązujące. Jest ono pewną deklaracją intencji, z wyraźnym zastrzeżeniem, że jest tyle czynników, które będą musiały być wzięte pod uwagę w dość krótkim okresie 9 lat, że nawet ta koalicja nie jest w stanie zobowiązać się do tego, iż faktycznie ostatnia elektrownia węglowa zostanie wycofana z rynku do 2030 roku.

Z politycznej perspektywy data 2030 roku była niezwykle ważna dla Zielonych, którzy obiecali w kampanii wyborczej odejście od węgla do końca dekady. Na jasne zobowiązanie, nie mówiąc już o ustawowym uregulowaniu tej kwestii, nie chciały się jednak zgodzić ani SPD ani FDP.

Docelowo Niemcy chcą oprzeć swój miks energetyczny w 100% na odnawialnych źródłach energii. W odniesieniu do OZE nowa koalicja przyjęła o wiele bardziej ambitny cel w porównaniu z poprzednim rządem. Chce, żeby 80% zużywanej w Niemczech energii elektrycznej w 2030 roku pochodziło z OZE.

Przyspieszenie procesu odejścia od węgla będzie musiało oznaczać zwiększenie mocy rezerwowych i zwiększenie mocy elektrowni gazowych, które będą pełniły rolę wspomagającą dla OZE.

Jednocześnie jednak, ponieważ cały system elektroenergetyczny ma zostać zdekarbonizowany do 2045 roku, to te nowe elektrownie gazowe będą musiały być przystosowane do tego, aby w niedalekiej przyszłości mogły być przestawione na stosowanie wodoru.

Równolegle w sektorze energetycznym planowane są też daleko idące zmiany, jeśli chodzi o przyspieszenie rozbudowy sieci elektroenergetycznych. Niemcy mają z tym w ostatnich latach bardzo duży problem – kluczowe projekty są opóźnione o wiele lat.

Ponadto elektryfikacja gospodarki będzie wymagać tego, żeby rozwiązania oparte o energię elektryczną były korzystniejsze w porównaniu z paliwami kopalnymi. Nowy rząd planuje gruntowną reformę podatków i opłat w energetyce tak, żeby przechodzenie na rozwiązania oparte o energię elektryczną były bardziej opłacalne. Chodzi np. o elektromobilność, czyli przesiadanie się do samochodów elektrycznych, czy o stosowanie pomp ciepła zamiast gazu ziemnego w ogrzewaniu budynków.

Nowy rząd zapowiedział w tym kontekście likwidację kontrowersyjnej w Niemczech opłaty OZE, z wpływów z której finansuje się subwencje dla rozwoju nowych źródeł energii. Te subwencje nowy rząd chce oprzeć na wpływach z budżetu i środkach pozyskiwanych z handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla.

Dekarbonizacja, polityka klimatyczna to jednak nie tylko energetyka, to także m.in. przemysł. Nowy rząd zamierza wprowadzać instrumenty, służące stymulacji  przechodzenia na niskoemisyjne technologie w przemyśle.

W tym kontekście bardzo ważne są zapowiedzi dotyczące przyspieszenia budowy gospodarki wodorowej i zachęcanie firm do tego, żeby stawiać na technologie wodorowe, stworzenie odpowiedniej infrastruktury, żeby zapewnić przemysłowi dostawy wodoru, który będzie mu niezbędny w procesie dekarbonizacji

W umowie koalicyjnej wiele miejsca poświęca się także planom redukcji emisji w transporcie.

Nowy rząd planuje daleko idące przyspieszenie w stawianiu na elektromobilność. Plan zakłada, że w 2030 roku po niemieckich drogach miałoby jeździć 15 milionów samochodów elektrycznych. W tym roku Niemcy przekroczyli barierę 1 miliona, a wszystkich samochodów osobowych w Niemczech jest 48 milionów. A zatem rząd Scholza chce dążyć do tego, żeby za 9 lat nawet 1/3 samochodów osobowych miała napęd elektryczny.


PAP PAP

Przekłada się to także na produkcję?

Ten trend został zaadaptowany w strategiach poszczególnych koncernów motoryzacyjnych. O ile przez lata bardzo istotne dla niemieckiej gospodarki koncerny motoryzacyjne próbowały hamować transformację w kierunku elektromobilności i zaniedbywały inwestycje w te technologie, to teraz należą do tych grup interesu, które wręcz prą do tego, by ta transformacja przebiegała szybciej.  Obecnie takie koncerny jak Volkswagen widzą w strategii electric first swoją szansę.

Do tego w sektorze transportu bardzo ważną rolę ma odgrywać reforma kolei, przyspieszenie jej modernizacji i rozbudowy. Kolej ma być jednym z filarów niskoemisyjnego transportu. Ma stać się atrakcyjniejszym sposobem podróżowania zarówno wobec ruchu lotniczego, na przykład na trasach między dużymi miastami w Niemczech, jak i być atrakcyjnym rozwiązaniem dla osób dojeżdżających do pracy na przykład z obszarów podmiejskich.

W przypadku lotnictwa czy żeglugi nowy rząd zamierza więcej inwestować w rozwój niskoemisyjnych napędów i paliw alternatywnych, głównie syntetycznych, powstających na bazie wodoru.

Z tego obrazu wyłania się perspektywa modernizacji i przyspieszenia transformacji energetycznej, bo środowiska polityczno-biznesowe w Niemczech postrzegają ją jako nowy model rozwojowy dla niemieckiej gospodarki.

Jak cele Niemiec w polityce klimatycznej będą się przekładały na politykę UE?

Powodzenie transformacji energetycznej w Niemczech przy zachowaniu miejsc pracy i produkcji będzie zależeć od tego, czy inne państwa zdecydują się także podążać podobną drogą i przyjąć na swoje gospodarki podobne obciążenia związane z dekarbonizacją.

Niemcy będą musiały dążyć do tego, aby transformacja energetyczna objęła jak najszersze grono państw, począwszy od Unii Europejskiej. Chodzi o to, by jednolite obciążenia i regulacje dotyczące procesu dekarbonizacji obowiązywały zarówno w Niemczech, jak i w Polsce, Francji czy Hiszpanii. Z perspektywy Berlina najlepiej jednak, żeby te rozwiązania obejmowały te wszystkie kraje uprzemysłowione na świecie, które stanowią konkurencję wobec firm niemieckich.

Dlatego ważnym aspektem działalności przyszłego niemieckiego rządu w zewnętrznej polityce gospodarczej oraz w polityce zagranicznej, będzie próba stworzenia międzynarodowego globalnego frontu walki o klimat. Tu istotny będzie resort dyplomacji, który obejmie współprzewodnicząca Zielonych Annalena Baerbock. Można się spodziewać, że będzie ona chętnie akcentować kwestie klimatyczne przy wykonywaniu swoich obowiązków.

Promowanym przez kanclerza Olafa Scholza, a popieranym szeroko w Niemczech pomysłem, jest zainicjowanie tzw. globalnego klubu klimatycznego, obejmującego co najmniej UE, Stany Zjednoczone i Chiny, a także inne zainteresowane gospodarki. W tym klubie najbardziej uprzemysłowione gospodarki świata miałyby porozumieć się między sobą co do minimalnej ceny emisji.

W koncepcji Berlina, gdyby udało się założyć taki klub, porozumieć się w nim co do instrumentów polityki klimatycznej, odchodzenia od paliw kopalnych na rzecz rozwiązań niskoemisyjnych, to do tej grupy siłą rzeczy musiałyby dołączać pozostałe państwa na świecie.

W ten sposób niemiecka gospodarka, na której mają spoczywać dodatkowe wymagania dotyczące dekarbonizacji, zachowałaby konkurencyjność. Niemieckie firmy, które musiałyby stawiać na niskoemisyjne technologie, które obecnie nie są jeszcze rynkowo opłacalne, nie byłyby na straconej pozycji w stosunku do firm produkujących za granicą, na przykład w Chinach czy Afryce, na które nie są nakładane obowiązki i regulacje związane z polityką klimatyczną.

Pytanie, czy taki klub uda się stworzyć?

Pytanie pozostaje oczywiście otwarte, czy ze względu na sprzeczne interesy to się w ogóle może udać i jeśli tak, to na jakich zasadach. Niemcom będzie jednak zależeć na tym, by zawiązać taką formę współpracy na forum globalnym. Po pierwsze dlatego, żeby promować niskoemisyjne technologie, na których może zarabiać niemieckie firmy, a po drugie dlatego, aby chronić rodzimą gospodarkę i przemysł przed utratą konkurencyjności.

Dyskutuje się wiele na temat podejścia nowej koalicji do UE. Zapowiada się federalizację, czy podążanie w stronę państwa federalnego, nie wyklucza się Europy wielu prędkości, zmiany traktatów. Skąd taki postulat w niemieckiej agendzie i czy te dążenia to cele traktowane przez Berlin jako realistyczne? Czy to rzeczywiście Niemcy będą traktować jako priorytet?

Z perspektywy Niemiec Unia Europejska jest niezbędnym, bardzo istotnym wehikułem przenoszenia własnych interesów na szczebel globalny. To swego rodzaju lewar.

Dzięki potencjałowi Unii Europejskiej Niemcy mogą lepiej forsować swoje interesy w zderzeniu z mocarstwami światowymi, Chinami, Stanami Zjednoczonymi, Rosją.

Z perspektywy Berlina UE w ostatnich latach stała się zbyt statyczna, sposób podejmowania decyzji jest zbyt długi i nieefektywny z perspektywy Niemiec. Zanim Unia Europejska przestawi się na nowe tory, zajmuje to wiele lat. A to kosztowny czas w zestawieniu z mocarstwami, które zarządzane są często w sposób autorytarny i są w stanie o wiele szybciej dostosowywać się do zmieniających się okoliczności.

Stąd w Niemczech od dawna dyskutuje się o próbach przyspieszenia procesu decyzyjnego Unii Europejskiej, na przykład przez zniesienie obowiązku jednomyślności przy podejmowaniu niektórych decyzji.

Należy się spodziewać, że Niemcy będą próbowali podejmować pewne inicjatywy w tym kierunku, żeby skonsolidować wokół siebie, jeśli nie całą UE, to poszczególne grupy państw, na takiej zasadzie, jak mówiło się o UE dwóch czy wielu prędkości, czyli w formie grupy państw, zdolnych i chętnych do podążania w danym kierunku.

Sukces tego planu będzie zależał od tego, czy Niemcy znajdą sojuszników… A to może być trudne?

Przykładowo zniesienie zasady jednomyślności wymaga zmiany traktatów, a podjęcie takiej decyzji wymaga z kolei… jednomyślności. Musiałaby się na nie zgodzić wszystkie państwa.

Dlatego bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym Berlin rezygnuje ze zmiany traktatów na rzecz budowania mniejszych koalicji i Europy wielu prędkości, licząc na to, że logika procesu skłoni resztę do podążania

Niemcy mogą dążyć do budowania instrumentów, które nie wymagają uczestnictwa wszystkich krajów unijnych. Takie już w UE funkcjonują, ale skala ich stosowania wkrótce może być inna.

Czego jeszcze już dziś możemy oczekiwać po nowej koalicji?

To będzie pierwsza koalicja od lat 50., która będzie składać się z trzech różnych sił politycznych. Ostatnią koalicję tworzyli chadecy (w koalicji CDU i CSU) wraz z socjaldemokratami. W poprzednich dekadach naprzemiennie rządzili chadecy lub socjaldemokraci z mniejszym koalicjantem. Teraz powstaje koalicja trzech zupełnie różnych ugrupowań. Pewną niewiadomą jest, jak taki model będzie funkcjonować na szczeblu federalnym. Ze względu na różne podejścia w wielu kwestiach, szczególnie między Zielonymi i liberałami, w tej koalicji często będzie zapewne dochodzić do napięć.

Już na etapie powstawania umowy koalicyjnej, dobierania instrumentów w różnych obszarach polityki, można było zaobserwować bardzo daleko idące różnice zdań i tarcia między różnymi skrzydłami w poszczególnych partiach. Co warto mieć w pamięci, w większości niemieckich partii skrzydła partyjne są bardzo silne i wyraziste.

Szczególnie warto zwrócić uwagę na partie Zielonych i SPD, gdzie bardzo wielu młodych posłów, bardziej lewicowych i idealistycznie nastawionych do polityki weszło do Bundestagu i te grupy będą bardzo silnie wpływać na swoje partie.  Mogą oni utrudniać zawieranie często trudnych, koalicyjnych kompromisów.

Można się spodziewać, że spójność tej koalicji będzie często wystawiana na próbę.

Niemniej spodziewałbym się, że ta koalicja dotrwa do końca kadencji. Współpraca może po prostu nie być tak harmonijna jak w przypadku poprzednich sojuszy.

Czy polityka wobec Rosji, Chin, Nord Streamu 2, stosunek do Europy Środkowej mogą być polem spięć w koalicji? Może w ich wyniku nastawienie Berlina może z naszego punktu widzenia zmienić się na lepsze? Czy widać nowe zagrożenia?

Już dziś można powiedzieć, że w polityce zagranicznej nowa koalicja będzie chciała rozłożyć nowe akcenty, tym bardziej, że za politykę zagraniczną będą odpowiadali Zieloni. Swoje postulaty w tym obszarze formułowali w dosyć klarowny sposób, na przykład są bardziej niż ich poprzednicy pryncypialni w kwestii Rosji czy Chin.

Niemiecka polityka zagraniczna generalnie charakteryzuje się kontynuacją, nawet w przypadku zmian rządów. Można spodziewać się pewnych przesunięć akcentów, ale raczej nie daleko idących zmian.

Jeśli chodzi o NS2, wygląda na to, że nowa koalicja na czele z SPD, która jest głównym orędownikiem tego projektu i z Zielonymi, którzy są mu przeciwni, nie będzie dążyć do zablokowania budowy gazociągu. Kompromis, jak się wydaje, zakłada, że NS2 powstanie, ale ma zostać w pełni poddany przepisom prawa unijnego. Na tę ostatnią kwestię pewien wpływ będzie miał resort objęty przez Roberta Habecka.

***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl


 

 


Polecane

Wróć do strony głównej