15 lat od otrucia Litwinienki. Kuczyński: tego typu operacji możemy się spodziewać także w przyszłości

2021-11-23, 12:38

15 lat od otrucia Litwinienki. Kuczyński: tego typu operacji możemy się spodziewać także w przyszłości
Mija 15 lat od otrucia Aleksandra Litwinienki. - Tego typu skrytobójstw możemy spodziewać się więcej - mówi Grzegorz Kuczyński. Foto: PAP/EPA/SERGEI CHIRIKOV

- Rosja, wbrew podpisanym dokumentom międzynarodowym, nie zrezygnowała z prowadzenia prac nad bronią chemiczną i biologiczną. Skrytobójstw, również z użyciem trucizn, możemy spodziewać się więcej, także w najbliższych latach - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Grzegorz Kuczyński, ekspert ds. Wschodu z Warsaw Institute, autor książki "Jak zabijają Rosjanie". 

23 listopada 2006 roku w Londynie zmarł napromieniowany radioaktywnym polonem-210 były podpułkownik FSB Aleksander Litwinienko. Sam Litwinienko na łożu śmierci oskarżył o zamach na swoje życie prezydenta Władimira Putina. Na odpowiedzialność Rosji wskazała strona brytyjska i Europejski Trybunał Praw Człowieka. O zamachu sprzed 15 lat, a także późniejszych, głośnych atakach rosyjskich służb na krytyków Kremla, rozmawiamy z ekspertem ds. Wschodu z Warsaw Institute Grzegorzem Kuczyńskim, autorem książki "Jak zabijają Rosjanie. Ofiary rosyjskich służb od Trockiego do Litwinienki". 

PolskieRadio24.pl: Na jego agonię patrzył cały świat, zabójstwo okazało się wręcz ostentacyjne. Dlaczego zamordowano Litwinienkę?

Grzegorz Kuczyński: Pojawia się kilka teorii na temat przyczyn przeprowadzenia tego zamachu. Jedna z nich to oczywiście zemsta Władimira Putina i jego otoczenia na człowieku, który był bliskim współpracownikiem znienawidzonego Borisa Bieriezowskiego i miał bardzo dużą wiedzę na temat powiązań Putina i jego ludzi z oligarchami, a także na temat różnych działań kryminalnych. I to jeszcze zanim Putin został prezydentem, bo przypomnę, że Litwinienko należał do elitarnej jednostki FSB, która zajmowała się m.in. przestępczością gospodarczą. Do tego dochodzi jego aktywność medialna, krytyka Kremla - to mogło wywołać chęć zemsty.

Ponadto, i to być może główna przyczyna, Litwinienko był ważnym świadkiem w co najmniej jednym dużym śledztwie prowadzonym na zachodzie Europy, które dotyczyło prania pieniędzy i wyprowadzania ich poza granice Rosji przez wysokich przedstawicieli putinowskiego reżimu. Należy przypomnieć, że tuż po wyjeździe w celu złożenia kolejnych zeznań w tej sprawie, Litwinienko został otruty przez Rosjan.

Otrucie Litwinienki to jedna z nielicznych spraw, w której jednoznacznie stwierdzono odpowiedzialność Kremla. We wrześniu tego roku przyznał to Europejski Trybunał Praw Człowieka. Jak Pan ocenia rozstrzygnięcie tej sprawy po latach?

Orzeczenie trybunału jest spóźnione i nie ma większego znaczenia. Rosja nie będzie się nim przejmować. Lata temu jeden z zamachowców, Andriej Ługowoj, w nagrodę za udział w tej operacji, został wystawiony w wyborach do Dumy Państwowej. Nie ma więc mowy o tym, żeby Rosja w jakikolwiek sposób miała honorować to orzeczenie. Tak naprawdę tylko przypomniano tę sprawę. Potwierdzono, że państwo rosyjskie stoi za zamachem, co już wcześniej stwierdziły władze Wielkiej Brytanii. Orzeczenie trybunału ma znaczenie wyłącznie symboliczne.

To ani nie pierwsze, ani nie ostatnie otrucie, jakiego dokonały rosyjskie służby. W 2018 r. otruto Siergieja Skripala. Rosjanie wyspecjalizowali się w używaniu trucizny?

Trzeba pamiętać o tym, że trucizna była używana już w latach 20., 30. przez sowieckie służby. Trucizny użyto chociażby przy zabójstwie Stepana Bandery w Monachium w latach 50., była też próba zabójstwa przy użyciu talu Nikołaja Chochłowa, uciekiniera z sowieckich służb, którego próbowano otruć podczas jednej z konferencji naukowych w zachodnich Niemczech. O sprawie Chochołowa warto pamiętać, bo właśnie to był pierwszy znany przypadek użycia promieniotwórczej trucizny przez Rosjan. Chochołow przeżył, bo wypił za mało zatrutej kawy i został natychmiast odwieziony do szpitala, co uratowało mu życie. W przypadku Litwinienki stracono kilka dni, zanim ustalono, co jest przyczyną jego stanu i rozpoznano, że jest to tak poważna sprawa. To oznaczało dla niego wyrok śmierci. Rosjanom jednak nie zawsze udają się zamachy przy użyciu trucizn, to pokazuje przypadek Skripala. Kilka lat wcześniej, również przy użyciu nowiczoka, chciano wyeliminować bułgarskiego biznesmena z branży zbrojeniowej Emiliana Gebrewa. Wtedy też zamach się nie udał.

Myślę, że niestety możemy się spodziewać kolejnych tego typu operacji, skrytobójstw również z użyciem trucizn, także w najbliższych latach. Tym bardziej, że Rosja ma jeden z najbardziej rozbudowanych programów broni biologicznej i chemicznej. Mają w posiadaniu różnego rodzaju trucizny i obawiam się, że w przyszłości może dochodzić do kolejnych sytuacji, gdy użyją tego typu środków. Być może wtedy trudno będzie w ogóle zidentyfikować truciznę. Rosja, wbrew podpisanym dokumentom międzynarodowym, nie zrezygnowała z prowadzenia prac nad bronią chemiczną i biologiczną, a także nie pozbyła się zapasów tej broni, które miała z czasów sowieckich. I mam tu na myśli nie tylko substancje używane jako amunicja w wojnie, ale też bardziej wyspecjalizowane trucizny, jak np. nowiczok, którego użyto już co najmniej trzy razy.

Czy Zachód jest skazany patrzeć bezradnie na zamachy przeprowadzane przez rosyjskie służby? 

Przypadek Skripala pokazuje, że to nie jest tak, by nie dało się ustalić użytej broni i sprawców. Ale jedna rzecz to wykrycie sprawców zamachu, a druga – ukaranie ich. Jeśli sprawcom udaje się wrócić na terytorium Rosji, to nie ma absolutnie żadnych szans na to, żeby ponieśli odpowiedzialność, bo Rosja swoich zabójców nikomu wydawać nie będzie. Nawet jeśli dojdzie do kolejnych tego typu operacji, to odpowiedzialni kary nie poniosą. Co najwyżej można przeprowadzać tego rodzaju akcje, jak po zamachu na Skripala, kiedy duża grupa państw na całym świecie wydaliła ze swojego terytorium wielu rosyjskich dyplomatów, w rzeczywistości oficerów wywiadu. Tego typu kara może ewentualnie spotkać państwo rosyjskie. Ale jeżeli mówimy o bezpośredniej odpowiedzialności ludzi, którzy dokonali zamachu i byli zaangażowani w całą operację – żadnemu z nich do tej pory włos z głowy nie spadł.

Poza serią otruć na Zachodzie, mamy też brutalne rozprawianie się z opozycją w kraju. W 2015 r. zamordowano Borysa Niemcowa. Jak Kreml tłumaczy te śmierci Rosjanom?

Jeśli mówimy o zamachach zagranicznych, to na ogół jest to twierdzenie, że doszło do prowokacji, że tak naprawdę ataku dokonały służby zachodnie, żeby zrzucić winę na Rosjan. Natomiast w przypadku tak oczywistym, jak zastrzelenie Borysa Niemcowa czy wcześniej Anny Politkowskiej, to tutaj na ogół jest jeden scenariusz: winni okazują się jacyś Czeczeni, którzy mieli coś za złe ofierze i krwawo się zemścili. To jest wystawianie kozła ofiarnego - zarówno w przypadku Niemcowa, jak i Politkowskiej, ale też co najmniej kilku innych głośnych sprawach zabójstw politycznych w Rosji. Ci bezpośredni wykonawcy oczywiście idą do więzienia na jakiś czas, natomiast ich zleceniodawcy pozostają bezkarni.

Poza tym należy pamiętać, że zdecydowana większość mediów w Rosji jest pod ścisłą kontrolą reżimu, niezależnie od tego, czy są to media państwowe czy prywatne. Pojawia się więc pytanie, do jakiego odsetka Rosjan dociera prawda o tych wydarzeniach i wydaje się, że ten odsetek wcale nie jest duży. Telewizja kontrolowana przez Kreml pozostaje tam cały czas głównym źródłem informacji. W związku z tym tłumaczenie zamachów to nie jest z punktu widzenia Kremla żaden problem. Nawet jeżeli Rosjanie wiedzą, że tak naprawdę stoją za tym ich służby, to z tego powodu nie wyjdą na ulice i nie przestaną popierać Putina. To nie ten element przesądzi o poparciu obywateli dla władzy, a tylko to Kreml interesuje.

Mija ponad rok od otrucia Aleksieja Nawalnego. Czy ta sprawa wciąż interesuje świat?

Wsadzając Nawalnego za kraty, Putin liczył, że minie miesiąc, minie pół roku, rok i świat zacznie o tym Nawalnym zapominać. I tak się właśnie dzieje. Żeby osiągnąć ten cel, Putin musiał też wyeliminować głosy poparcia dla Nawalnego w samej Rosji. Stąd potężne uderzenie reżimu we wszelkie organizacje, fundacje związane z opozycjonistą. Masowa eliminacja - przy okazji ostatnich wyborów do Dumy Państwowej i wyborów lokalnych - kandydatów podejrzewanych o sympatyzowanie z Nawalnym, zmuszenie wielu z nich do emigracji, uderzenie w adwokatów gotowych bronić tych ludzi – to wszystko reżim już przeprowadził i ma tak naprawę na krajowym podwórku oczyszczone pole, jeśli chodzi o problem Nawalnego.

Natomiast w przypadku opinii międzynarodowej - sami widzimy, że ta sprawa jest coraz rzadziej poruszana na forum. Tym bardziej, że są inne, dużo bardziej palące problemy związane z bezpieczeństwem, w których trzeba - w przekonaniu Zachodu - rozmawiać z Rosją czy nawet liczyć na jej pomoc. Mam na myśli chociażby kryzys wywołany przez Białoruś czy kwestię napięcia wojennego na granicy Rosji z Ukrainą. W tej sytuacji nikt nie będzie kruszył kopii o Nawalnego. Myślę, że czeka go los podobny trochę do Michaiła Chodorkowskiego, który też wiele lat przesiedział w kolonii karanej. Być może kiedyś Nawalny wyjdzie na wolność. 

Rozmawiała Katarzyna Pyssa

Polecane

Wróć do strony głównej