Odwet USA na tzw. Państwie Islamskim. Ekspert PISM: tak będą odtąd wyglądały działania USA w Afganistanie i w regionie

2021-08-30, 16:30

Odwet USA na tzw. Państwie Islamskim. Ekspert PISM: tak będą odtąd wyglądały działania USA w Afganistanie i w regionie
Talibowie na straży w pobliżu pojazdu, przy którym wystrzeliwano rakiety w stronę lotniska w Kabulu. Do ataku przyznało się tzw. Państwo Islamskie w Chorasanie. Foto: PAP/ EPA/STRINGER

- Można zakładać, że taka właśnie będzie odtąd forma amerykańskich działań w Afganistanie, jeśli chodzi o eliminację zagrożeń terrorystycznych dla USA i regionu. Chodzi o naloty z powietrza i uderzenia dronów - powiedział portalowi PolskieRadio24.pl Mateusz Piotrowski (Polski Instytut Spraw Międzynarodowych), komentując reakcję Stanów Zjednoczonych na zamach tzw. Państwa Islamskiego w Chorasanie na lotnisko w Kabulu.


Powiązany Artykuł

mid-epa09434412 (1).jpg
Biden zapowiada kontynuowanie ataków odwetowych na Państwo Islamskie

Mateusz Piotrowski (Polski Instytut Spraw Międzynarodowych) zaznaczył w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, że nie jest jasne, jak długo talibowie utrzymają władzę w Afganistanie, bo w regionie rosną w siłę różnego rodzaju konkurencyjne organizacje terrorystyczne.

- Obecnie głównym zagrożeniem jest tzw. Państwo Islamskie Prowincji Chorasan. Inne grupy, takie jak Al-Kaida, dopiero będą się odbudowywać – zauważył.

Analityk PISM zaznaczył, że Amerykanie od dawna opowiadali się za wyprowadzeniem wojsk z Afganistanu. Pospieszna ewakuacja i zamach w Kabulu, w którym zginęło 13 żołnierzy amerykańskich mogą jednak stać się przedmiotem długotrwałego śledztwa w Kongresie.

Ekspert zauważył, że odpowiedź USA na atak tzw. Państwa Islamskiego w Chorasanie na lotnisko w Kabulu został przeprowadzony bardzo szybko, z powietrza, bez użycia sił lądowych i zapewne tego rodzaju strategię USA będą stosować w przypadku innych zagrożeń terrorystycznych. Jak dodał, od kilku lat jest ona praktykowana między innymi w Syrii i w Iraku.

Więcej na temat okoliczności ewakuacji, genezy decyzji o wycofaniu wojsk z Afganistanu, pospiesznej ewakuacji, a także o politycznych skutkach działań w Afganistanie dla polityki USA  - w rozmowie.

Czytaj także:

***

PolskieRadio24.pl: W czwartkowym zamachu w Afganistanie na lotnisku w Kabulu zginęło blisko dwieście osób, wiele dziesiątek zostało rannych. USA przeprowadziły następnie zamachy odwetowe. Nasuwa się pytanie, czy zagrożenie kolejnymi zamachami zaburzy plany USA w kwestii Afganistanu?

Mateusz Piotrowski (Polski Instytut Spraw Międzynarodowych): Ewakuacja amerykańskich obywateli ma zakończyć się planowo i obecnie wszystko wskazuje na to, że się to uda. Jednocześnie USA i 97 innych państw doszło do porozumienia z talibami, by kontynuować ewakuację Afgańczyków chcących opuścić państwo po 31 sierpnia. Czwartkowe zamachy tylko na krótki czas przerwały akcję ewakuacyjną nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale i innych zachodnich państw.

Wśród zabitych w czwartek w Kabulu jest 13 amerykańskich żołnierzy. Prezydent USA Joe Biden podczas swojego wystąpienia po zamachu zapowiedział kontynuację wycofania z Afganistanu i odwet.

Na początku były obawy, że odwet USA zapowiadany jest na czas nieokreślony. Jednak pierwszy atak przypuszczono bardzo szybko. Już następnego dnia wyeliminowano jednego z członków tzw. Państwa Islamskiego w Chorasanie, a w weekend przypuszczono kolejny tego rodzaju atak z użyciem drona.

Trzeba zaznaczyć, że operacje tego rodzaju są trudne do przeprowadzenia dla Amerykanów, chodzi m.in. o to, by w ich wyniku nie było strat wśród cywilów. Nie ma pewności, że udało się ich uniknąć w wyniku drugiego ataku w niedzielę, ale póki co Amerykanie nie zajęli oficjalnego stanowiska. Nie mają oni mandatu, by prowadzić w Afganistanie działania antyterrorystyczne – taka jest wykładnia talibów.

Można jednak zakładać, że taka właśnie będzie odtąd forma amerykańskich działań w Afganistanie, jeśli chodzi o eliminację zagrożeń terrorystycznych dla USA i regionu. Należy bowiem spodziewać się, że różne terrorystyczne komórki w regionie urosną w siłę.

Obecnie głównym zagrożeniem jest tzw. Państwo Islamskie Prowincji Chorasan. Inne grupy, takie jak Al-Kaida, dopiero będą się odbudowywać. Zanim ich potencjał urośnie – to potrwa.

USA będą na pewno szykować się do odpowiedzi na takie zagrożenie, będą starać się zachować kontakty na miejscu, będą utrzymywać działalność wywiadowczą w Afganistanie.

Jeśli chodzi o działania antyterrorystyczne, przede wszystkim spodziewałbym się wykorzystania dronów, nalotów, ale nie operacji, w których zagrożone jest życie amerykańskich żołnierzy.

Jeśli chodzi o perspektywę polityczną, czwartkowy zamach w Kabulu nic nie zmienia. Atak ten, przypuszczony w tym momencie, bardziej szkodził talibom niż pomagał.

Widziałem różne opinie na ten temat, ale warto zauważyć, że tzw. Państwo Islamskie w Chorasanie jest w silnym konflikcie z talibami. Zamachy te mogły dowieść USA i talibom, że mogą taktycznie współpracować, by realizować wspólne cele, jakim jest na przykład uderzenie w zamachowców tzw. Państwa Islamskiego. Nie należy tu szukać szerokich perspektyw współpracy, widzimy jednak, że USA współdziałały z talibami przy ewakuacji, przekazując im listy m.in. Amerykanów, Afgańczyków, którzy mają dotrzeć na lotnisko w Kabulu, by byli przepuszczani na punktach kontrolnych.

Wierzę, że Amerykanie mogliby współpracować z talibami w zakresie niektórych działań antyterrorystycznych. Talibom będzie zależało na tym, by częściowo uwiarygodnić się w oczach Amerykanów. Jednocześnie nie będą godzić się na prowadzenie takich operacji bez konsultacji z nimi, gdyż oznaczałoby ono brak kontroli nad terytorium własnego państwa.

Stany Zjednoczone uderzyły w tzw. Państwo Islamskie, które jest obecnie wrogiem talibów. Doraźnie interesy się splotły, to co się dzieje można postrzegać jako współpracę taktyczną. Obecnie horyzontem i odnośnikiem działań jest ewakuacja. Pytanie jednak, co będzie działo się dalej. Wszyscy zaczną układać na nowo swoje strategie.

Wskazał pan, że USA już teraz muszą zastanawiać się, jak będą sobie radzić z zagrożeniem terrorystycznym i że w kolejnych latach zapewne będą działać tak, jak w ostatnich dniach – z powietrza, bez zaangażowania sił lądowych.

Czy to początek kolejnej wojny z terroryzmem?

To raczej nie wojna. Działania Amerykanów to kontynuacja ich operacji z kilku ostatnich lat. W takim trybie działali także jeśli chodzi o Syrię, a także w Iraku, gdy tzw. Państwo Islamskie w tych państwach było bardzo silną organizacją. Wówczas USA organizowały ataki z użyciem dronów i naloty. Podobnej specyfiki działań spodziewałbym się w Afganistanie.

Należy zauważyć, że w poniedziałek rano doszło w Afganistanie do próby ataku rakietowego na lotnisko w Kabulu. Został on przechwycony przez amerykańskie baterie antyrakietowe, a do ataku przyznało się tzw. Państwo Islamskie.

Mam jednak wrażenie, że obecne nasilenie ataków wynika stąd, że Amerykanie wciąż są na miejscu. To próba ugodzenia w USA, wykazania, że nie są zdolni do obrony, sprawowania kontroli.

Być może po zakończeniu ewakuacji intensywność ataków spadnie. Nie można jednak tego brać za pewnik, bo jak wiemy, tzw. Państwo Islamskie w Chorasanie będzie chciało zaszkodzić talibom. Z biegiem czasu odbudowywać się mogą inne komórki terrorystyczne, możliwy jest wzrost potencjału Al-Kaidy, która także może wejść w konflikt z tzw. Państwem Islamskim.

Ostatecznie nie wyniknie z tego nic dobrego dla Afganistanu i bezpieczeństwa obywateli tego państwa.

Każdy dzień przynosi nowe komplikacje, a sytuacja zmienia się z godziny na godzinę. Co można jednak obecnie powiedzieć o reakcji Amerykanów na zamach w Kabulu? Jakie opinie przykuły pana uwagę?

Atak w Kabulu sprawił, że krytyka pod adresem Joe Bidena się zaostrzyła. Poparcie dla Bidena spadło do najniższego poziomu podczas jego prezydentury. Zginęli amerykańscy żołnierze – a tego można było uniknąć, gdyby ewakuację przeprowadzono w inny sposób, gdyby bardziej rozciągnięto ją w czasie. 

To duży cios dla Bidena i jego prezydentury. Zawsze mówił, że ma przy sobie informacje o liczbie żołnierzy, którzy zginęli w Iraku i Afganistanie. Teraz musi do tej listy dopisać kolejne nazwiska – pierwsze za jego kadencji.

Wygląda jednak na to, że Amerykanie z czasem wybaczą mu ten błąd. Spadek poparcia będzie zapewne krótkoterminowy. Trzeba także pamiętać o wewnętrznym kontekście politycznym – a są to ustawy pomocowe, projekty infrastrukturalne i społeczne. We wrześniu lub październiku powinny one zostać zatwierdzone przez Kongres, to z pewnością poprawi notowania Bidena.

Dodatkowo, opinia publiczna będzie koncentrować się na innych sprawach, jak na przykład uderzenie huraganu Ida. Takie wydarzenia odciągną uwagę społeczeństwa od spraw międzynarodowych.

Jeśli chodzi o polityków, to wielu republikanów po zamachu nawoływało do tego, by Biden zrezygnował z urzędu lub do wszczęcia procedury impeachmentu. W praktyce były to tylko tweety, oświadczenia biur kongresmenów. Sam impeachment nie jest obecnie realny, republikanie nie mają większości w Kongresie.

Te wezwania miały charakter deklaratywny. Nie było woli, by przeprowadzić taki plan. Trzeba dodać, że po rezygnacji Bidena prezydentem zostałaby Kamala Harris, a to z punktu widzenia republikanów wariant jeszcze gorszy niż obecnie.

Jeszcze w czwartek wieczorem przywódca republikańskiej mniejszości w Kongresie wezwał, by przestać się skupiać na kwestii rezygnacji Bidena, podkreślił, że najważniejszą kwestią jest śmierć amerykańskich żołnierzy w Kabulu. Mówił, że sytuacja wymaga powagi, po drugie należy podjąć działania długoterminowe. Chodzi o śledztwa, do których Kongres ma uprawnienia. Być może uda się stworzyć dwupartyjną komisję, która będzie badać plan wyjścia Amerykanów z Afganistanu, przygotowanie tej operacji.

Republikanie chcą prowadzić tego rodzaju śledztwa w różnych komisjach, by ustalić, co zawiodło. Co prawda, chcą skupić się na Bidenie i operacji wycofania, a nie na całym 20-letnim okresie stacjonowania wojsk USA w Afganistanie i działaniach poszczególnych administracji.

Odwrotne podejście mają demokraci. Chcieliby oni przyjrzeć się problemowi przekrojowo, zbadać, jak kolejne administracje podchodziły do kwestii wycofania z Afganistanu, dlaczego zawsze uznawano, że nie jest to dobry moment, dlaczego zwiększano obecność wojskową za prezydentury Baracka Obamy.

Republikanie poprzez to śledztwo, owszem, chcą ustalić pewne fakty, ale przede wszystkim wykazać, że wina leży po stronie Bidena.

Może to być powtórka z czasów zamachu w Bengazi w Libii. Zginęło wówczas czterech Amerykanów, łącznie z ambasadorem J. Christopherem Stevensem. Republikanie, przez cztery lata, nie pozwalali, by temat Bengazi przycichł. Mogło to wpłynąć na szanse wyborcze Hillary Clinton, która była wskazywana za główną winną zaniedbań.

W tej sprawie niewiele udało się ustalić w zakresie tego, kto odpowiada za zaniedbania i śmierć Amerykanów. Nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności.

Podobnie może być z kwestią ewakuacji, tym bardziej, że za ponad rok w USA odbędą się połówkowe wybory do Kongresu. Demokratom będzie ciążyć ta kwestia. A jeśli Biden zdecydowałby się na reelekcję, wówczas republikanie będą wykorzystywać w kampanii to, co stało się w Kabulu, śmierć amerykańskich żołnierzy.

Jeśli republikanom uda się uzyskać większość w obu bądź jednej z izb Kongresu, wówczas tym bardziej będą organizować śledztwa, wzywać do wyjaśnienia okoliczności śmierci amerykańskich żołnierzy, okoliczności ewakuacji.

Czyli otwiera się kolejny ważny wątek w polityce wewnętrznej Stanów Zjednoczonych. A Biden nie wyklucza, że może ubiegać się o reelekcję. Oczywiście, nie jest pewne, czy nie służy to na przykład umocnieniu jego pozycji.

Biden nigdy nie deklarował, że nie będzie ubiegał się o reelekcję. Obecnie mowa jest o tym, że formalnie nie ma ku temu przeciwskazań.

Wiele będzie zależało od efektów prezydentury Bidena. Obciążeniem dla niego będzie zapewne także jego wiek.

Dla równowagi można dodać, że być może Amerykanie po latach docenią fakt, że wojska USA zostały ostatecznie wycofane z Afganistanu, a błędy podczas ewakuacji zostaną Bidenowi wybaczone. Czas pokaże.

Dlaczego Stany Zjednoczone podjęły decyzję o wycofaniu się z Afganistanu? Sposób ewakuacji z Afganistanu i tempo ofensywy talibów wszystkich zaskoczyła. Wszyscy są zgodni, że wycofanie się z Afganistanu powinno wyglądać inaczej. Jak to się stało, że dotarliśmy do tego punktu?

Ofensywa talibów zaczęła się już w maju, w kolejnych miesiącach posuwali się oni coraz dalej, w sierpniu zaczął się marsz na Kabul.

Jeśli analizować politykę USA, powodem obecnego stanu rzeczy jest szereg błędnych decyzji podjętych w czasie ostatnich dwóch lat i wcześniej.

Należy tutaj sięgnąć co najmniej do 2018 roku, gdy administracja Donalda Trumpa zdecydowała się na negocjacje z talibami, dotyczące wyjścia wojsk USA z Afganistanu. To nie był jednak nowy pomysł - o opuszczeniu Afganistanu myślano już w niedalekim czasie po rozpoczęciu interwencji w 2001 roku, mówił o tym w swojej kampanii wyborczej w 2008 roku Barack Obama. Prowadził on kampanię w oparciu o ideę wycofania się z bezkresnych wojen.

Pomysł ten był stale obecny w polityce USA, zaczynał coraz bardziej ciążyć politykom, gdyż wyborcy byli przeciwni utrzymywaniu wojskowej obecności w Afganistanie. Te nastroje nasiliły się, gdy narracja zaprezentowana przez prezydenta George’a W. Busha w sprawie Iraku, dotycząca posiadania broni masowego rażenia, okazała się fałszywa i gdy zabito Osamę bin Ladena. Amerykańscy wyborcy nie widzieli sensu przedłużenia obecności wojsk USA w Afganistanie oraz w Iraku – wydawano na to ogromne pieniądze, ginęli kolejni żołnierze.

Stopniowo ograniczano obecność wojsk w Afganistanie. W 2018 roku podjęto negocjacje z talibami na temat wycofania z Afganistanu. Pojawiły się wówczas obawy, że tego rodzaju rozmowy wzmacniają politycznie talibów, co może być zagrożeniem. Negocjacje trwały dwa lata, zakończyły się podpisaniem porozumienia o wycofaniu się Amerykanów z Afganistanu, w umowie zawarte zostały konkretne warunki. Kluczowe było całkowite wycofanie wojsk do 1 maja 2021 roku. Jeśli chodzi o zobowiązania drugiej strony, USA mocno obniżyły poprzeczkę.

Kolejną błędną decyzją było utrzymanie tego porozumienia w mocy przez prezydenta USA Joe Bidena. Można zrozumieć, że Biden z różnych względów nie chciał podjąć kolejnych negocjacji z talibami. I tak zmienił jednak termin jego realizacji – w kwietniu ogłosił, że wycofanie do 1 maja nie będzie możliwe, przesunął termin wycofania na 11 września. W wyniku ofensywy talibów ustalono później, że będzie to 31 sierpnia.

Wszystko to nie wpłynęło na kształt porozumienia. W pewnym sensie zaufano talibom w tym zakresie, że wycofanie przebiegnie po myśli Amerykanów. Uzgodniono tylko, że w Afganistanie pozostanie około 600 żołnierzy piechoty morskiej, do ochrony placówki dyplomatycznej USA.

W sierpniu zobaczyliśmy jednak ofensywę talibów, marsz na Kabul. Tu pojawia się pytanie o analizy, przygotowywane przez amerykańskie służby, wojsko, wywiad.  Wydaje się, że administracja miała szerokie spektrum analiz. Zapewne spodziewano się jednak, że talibowie będą powolniejsi, ostrożniejsi, rząd utrzyma się, przynajmniej jeżeli chodzi o kontrolę nad Kabulem, a nie całym terytorium Afganistanu, a wojska afgańskie będą stawiać większy opór.

Amerykańscy wojskowi od lat przestrzegali przed szybkim wycofaniem z Afganistanu, tak czynili i tym razem, z uwagi na ich ostrzeżenia latami odwlekano tę decyzję. Biden zapewne uznał jednak, że dobry moment na ewakuację nigdy nie nadejdzie. Ostatecznie okazało się, że ofensywa talibów przyspieszyła, a USA musiały przeprowadzić pospieszną ewakuację.

Amerykanie musieli mieć jakąś wizję tego, co się stanie, gdy wycofają wojska. Czyli zakładali, że talibowie nie będą w stanie przeprowadzić szybkiej ofensywy? Tempo ewakuacji rzeczywiście wskazuje na to, że źle oceniono ich nastawienie? Spodziewano się współpracy?

Nie spodziewano się współpracy, ale tego, że talibowie nie będą dążyć od razu do przejęcia władzy, bo będą się obawiać kolejnej kontrofensywy Zachodu. Ich poprzednie rządy trwały tylko 5 lat.

Amerykanie ufali talibom w zakresie tego, że będą przestrzegać zapisów porozumienia. Talibowie zaczęli jednak rozliczanie osób, współpracujących z Zachodem, zmienia się sytuacja kobiet, jeśli chodzi o możliwości edukacji, pracy, udziału w życiu społecznym.

Do tego USA ufały armii afgańskiej, szkolonej i wspomaganej sprzętem przez wiele lat.

Dodajmy jednak, że wciąż otwarte jest pytanie, czy talibowie utrzymają władzę nad Afganistanem, czy będą w stanie kontrolować sytuację w dłuższej perspektywie.

Talibowie mają przeciwników, organizują się inne grupy im wrogie, jak komórki tzw. Państwa Islamskiego. Z tym problemem talibowie dopiero się będą mierzyć.

Niemniej jednak to co wydarzyło się w Afganistanie, szkodzi wizerunkowo Waszyngtonowi.

Wygląda zatem, że podjęto decyzję o ewakuacji na podstawie złych założeń. Stąd wniosek, że informacji nigdy nie jest za mało. To też pewnie lekcja dla sojuszników, by dbać o informowanie pozostałych państw będących w Sojuszu. To pomoże wyciągać odpowiednie wnioski.

Komunikacja między sojusznikami i partnerami jest bardzo istotna. Ważne jest komunikowanie zagrożeń, potencjalnych problemów, na przykład w ramach mechanizmów NATO. To jest bardzo istotne dla państw będących członkami w Sojuszu.

Amerykanie jednak zazwyczaj są wiodącym podmiotem jeśli chodzi o wywiad i wojskowość. Również w Afganistanie prowadzili i prowadzą trudną i ryzykowną akcję ewakuacji.

Czy Stany Zjednoczone zupełnie wycofają się z Afganistanu, nie będą się interesować tym, co się dzieje? Miałoby to swoje konsekwencje międzynarodowe.

Sytuacja jest wciąż bardzo dynamiczna. Odpowiedź przyniosą kolejne dni. Na rozmowy z talibami został wysłany szef CIA, wygląda na to, że dla USA kwestie polityczne nie mają obecnie dużego znaczenia.

Rozwój sytuacji w Afganistanie jest trudny do przewidzenia. Będzie on warunkował reakcję Stanów Zjednoczonych na to, co się dzieje. Obecna sytuacja będzie rzutować na kwestię wycofania wojsk USA z Iraku.  Ewakuacja z Iraku kiedyś nastąpi, być może jednak trzeba będzie ją w lepszy sposób zabezpieczyć, w skuteczniejszy sposób wywieźć z Iraku osoby, które chcą i są uprawnione do emigracji do Stanów Zjednoczonych.

Trzeba jednak unikać retoryki, że USA „porzucają” Afganistan czy sojuszników. Widzimy, że rząd Afganistanu nie zdołał utrzymać władzy, mimo że dysponował dużymi siłami zbrojnymi. USA nie mogą utrzymywać w nieskończoność parasola ochronnego nad tym obszarem - można zrozumieć tego rodzaju argumentację administracji Joe Bidena.

***

Z Mateuszem Piotrowskim z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska z portalu Polskieradio24.pl


Polecane

Wróć do strony głównej