"Tak funkcjonuje chińska machina". Tomasz Sajewicz o działaniach Pekinu w czasie epidemii

2021-03-16, 06:00

"Tak funkcjonuje chińska machina". Tomasz Sajewicz o działaniach Pekinu w czasie epidemii
Jak Chiny radzą sobie obecnie z koronawirusem?. Foto: PAP/EPA/ROMAN PILIPEY

- Dziennikarze obywatelscy, którzy starali się przekazywać niezależne informacje o sytuacji w Chinach, zapłacili za to najwyższą cenę - cenę wolności. Wielu z nich przebywa po dziś dzień w miejscach odosobnienia. Tak działa chińska machina. To, że skala epidemii koronawirusa musiała być na początku większa od tej oficjalnie deklarowanej przez władze, to powszechne odczucie osób profesjonalnie zajmujących się tym tematem - powiedział Tomasz Sajewicz (korespondent Polskiego Radia z Chin) w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.

Powiązany Artykuł

shutterstock wuhan free 1200.jpg
Amerykański dziennik: USA powinny szybko ujawnić informacje wywiadu o laboratorium w Wuhanie

Paweł Bączek (portal PolskieRadio24.pl): Pod koniec 2019 r. w mieście Wuhan w środkowych Chinach rozpoczęła się epidemia COVID-19. 11 marca 2020 r. została ona uznana przez WHO za pandemię. Jak obecnie wygląda sytuacja z koronawirusem w Państwie Środka?

Tomasz Sajewicz (korespondent Polskiego Radia z Chin): Można ją uznać za całkowicie opanowaną, kwestią dyskusyjną pozostaje, jakim kosztem Chinom w tak krótkim czasie udało się opanować pandemię. W ostatnich dniach Chiny odnotowują zazwyczaj po kilkanaście zakażeń dziennie i są to zakażenia stwierdzane u podróżnych przybywających do Chin z zagranicy. Na początku tego roku duże ognisko koronawirusa wykryto w okalającej Pekin prowincji Hebei. W sumie było to kilkaset przypadków zakażeń, ale w chińskich warunkach oznaczało, że 11-milionową metropolię, miasto Shijiazhuang natychmiast objęto całkowitą kwarantanną i zakazem wyjazdu. Trwało to miesiąc - aż do całkowitego wygaszenia ogniska. Opanowaniu pandemii w Chinach niezwykle pomogła aplikacja na smartfony generująca tzw. kody zdrowia. Oczywiście ma ona dostęp do naszych danych poufnych, do lokalizacji, w których się znajdujemy.

Czytaj także:

W Europie taka aplikacja zapewne wywołałaby spore kontrowersje.

Z punktu widzenia zachodniego podejścia do takich danych i dobrowolności instalacji podobnych aplikacji np. w Polsce - sytuacja dla wielu obywateli państw europejskich byłaby - jak Pan zauważył - nie do przyjęcia. Chińczycy, ale także i obcokrajowcy mieszkający w Chinach nie mieli wyjścia. To dzięki tej aplikacji można było sprawdzić, czy przebywaliśmy w miejscu, w którym były wcześniej także osoby zakażone koronawirusem. Obecnie w Pekinie, choć nie ma żadnego zagrożenia zakażeniem - bez smartfonu z kodem zdrowia praktycznie nie można wyjść z domu. Trzeba go okazać w taksówce, w restauracji, przy wejściu do centrum handlowego. To oczywiście wielki kompromis wobec prywatności, ale w obecnych realiach Chin nikt nie odważy się nawet zapytać, czy konieczny. Chiny po dziś dzień mają bezwzględną kwarantannę osób przyjeżdżających z zagranicy. Zazwyczaj to dwa tygodnie pobytu w specjalnych hotelach lub szpitalach, a w Pekinie nawet 21 dni.

Powiązany Artykuł

chiny pandemia wirus koronawirus free shut 1200 .jpg
Chińczycy byli "bardzo gościnni" dla koronawirusa. Uczestnik misji WHO w Wuhanie o źródłach pandemii

To bardzo radykalne rozwiązanie, ale skuteczne. W Chinach praktycznie nie istniał też problem sprzeciwu wobec noszenia maseczek ochronnych, bo po pierwsze ten zwyczaj był powszechny w Azji jeszcze przed pandemią, a Chińczycy mieli w dość świeżej pamięci paraliż kraju z czasów epidemii SARS w 2003 r. Oczywiście wciąż otwarte pozostaje pytanie, skąd wziął się koronawirus, ale po roku od początku pandemii nie mam wrażenia, że jesteśmy bliżej odpowiedzi na to pytanie. Nie należy też zapominać, że jednak sam początek pandemii - pierwsze przypadki w Wuhanie pod koniec 2019 r. - były ukrywane przez lokalne władze, a lekarze, którzy bili na alarm - najpierw zostali uciszeni przez policję, a dopiero po jakimś czasie przyznano im rację.

Misja pod egidą Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Wuhanie nadal nie przyniosła odpowiedzi na pytanie o genezę koronawirusa. Amerykańskie media zarzucają Chinom ukrywanie danych. Zespół naukowców przełożył publikację raportu. Jeden z członków zespołu - Dominic Dwyer - mówił o napiętej atmosferze i presji politycznej związanej z poszukiwaniem genezy pandemii. Czy raport WHO odpowie na nurtujące nas pytania?

Bardzo chciałbym, żeby tak było, bo to kluczowa kwestia. Nie tylko odpowiedzialności za pandemię, ale przede wszystkim mająca uchronić nas wszystkich przed podobnymi sytuacjami w przyszłości. Misja WHO w mojej ocenie była dość kontrowersyjna. Po pierwsze przygotowania do niej trwały zbyt długo. Do tego stopnia za długo, że nawet uznawany za człowieka sprzyjającego współpracy z Chinami szef WHO na początku tego roku stwierdził, że jest "rozczarowany" postawą Chin. Potem okazało się, że w kwestii ważnych niuansów pracy w Chinach członkowie misji nie mówili jednym głosem. Pandemia powinna być rozpatrywana wyłącznie na poziomie medycznym i naukowym. Tak się jednak nie stało, bo została ona upolityczniona i zdecydowanie ma to wpływ także na śledztwo WHO.

Przypomnę, że np. Australia, która od początku opowiadała się za niezależnym, międzynarodowym śledztwem w sprawie przyczyn pandemii zapłaciła za to wysoką cenę praktycznego zamrożenia relacji z Chinami, które uznały działania Australii za atak na siebie i odpowiedziały, np. znacznie ograniczając import australijskich towarów. Oczywiście władze w Pekinie twierdzą, że obydwie kwestie - nakładania ograniczeń importowych i apele Australii o rozpoczęcie śledztwa nie są ze sobą związane. To jest chińska narracja. Trzeba też pamiętać o jednym - zespołowi ekspertów WHO w Wuhanie pokazano to, co chińskie władze chciały im pokazać. W chińskich realiach absolutnie nie ma innej możliwości.

Jaka jest rola chińskich władz w ukrywaniu skali epidemii, zwłaszcza na początku? Francuski politolog François Heisbourg stwierdził, że "koronawirus to chiński Czarnobyl do dziesiątej potęgi".

Myślę, że tego prawdopodobnie już nigdy się nie dowiemy, bo przypomnę, że przez ponad dwa miesiące od 23 stycznia ubiegłego roku Wuhan pozostawał w całkowitym lockdownie. Dziennikarze obywatelscy, którzy starali się przekazywać niezależne informacje o sytuacji, zapłacili za to najwyższą cenę, cenę swojej wolności. Wielu z nich przebywa po dziś dzień w miejscach odosobnienia. Tak działa chińska machina. To, że skala epidemii musiała być na początku większa od tej oficjalnie deklarowanej przez władze - to powszechne odczucie osób profesjonalnie zajmujących się tym tematem. Nawet chińskie władze nie zaprzeczają przecież, że początkowo lekarze w Wuhanie, którzy alarmowali już pod koniec 2019 r. o wykryciu nowego patogenu, najpierw zostali zastraszeni i uciszeni. Dopiero znacznie później uznano ich za "bohaterów narodowych", ale to także wpisuje się w chińską narrację odwracania uwagi od sedna problemu.

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Paweł Bączek (portal PolskieRadio24.pl)

***

Koronawirus z Chin (opr. Maciej Zieliński/PAP) Koronawirus z Chin (opr. Maciej Zieliński/PAP)

Polecane

Wróć do strony głównej