Szokujące ustalenia: Nawalnego próbowano otruć nowiczokiem od kilku lat. Prof. Legucka: to nie ujdzie Rosji płazem

2020-12-23, 13:00

Szokujące ustalenia: Nawalnego próbowano otruć nowiczokiem od kilku lat. Prof. Legucka: to nie ujdzie Rosji płazem
Aleksiej Nawalny. Foto: Shutterstock.com/Gregory Stein

- Użycie nowiczoka w Salisbury pokazało, że Rosja jest zdolna do ataków chemicznych na terytorium państw NATO. Zastosowanie go po raz kolejny – w przypadku Aleksieja Nawalnego – jest sygnałem, że Rosja posiada broń chemiczną i we wszystkich strategicznych dokumentach w ramach NATO powinno być to brane pod uwagę – mówi portalowi PolskieRadio24.pl dr hab. Agnieszka Legucka (PISM). Portal Bellingcat i Aleksiej Nawalny opublikowali wyniki śledztwa i rozmowę z chemikiem, członkiem grupy FSB, która od czterech lat próbowała otruć opozycjonistę na zlecenie najwyższych władz na Kremlu, najpewniej samego Władimira Putina. Zadaniem rozmówcy Nawalnego było usunięcie śladów zastosowania trującej substancji. 


Powiązany Artykuł

08813308 (1).jpg
Wnioski po Górskim Karabachu. Ekspert: Putin może wykorzystać okres przejściowy w USA, czas zwiększyć sankcje dla Mińska

- Śledztwo portalu Bellingcat, jasno dowodzi, że Rosja nadal jest państwem, w którym dokonuje się mordów na zlecenie polityczne. Sprawa Nawalnego, szokujące wyniki śledztwa w tej sprawie, powodują, że zwolennicy resetu relacji z Kremlem mają związane ręce - mówi portalowi PolskieRadio24.pl dr hab. Agnieszka Legucka (PISM).

Prof. Legucka dodaje, że ta sprawa nie pomoże Nord Streamowi 2.

To kolejna próba użycia zakazanej broni chemicznej przez służby specjalne Rosji, po próbie zabójstwa Siergieja Skripala w 2018 roku na terenie Wielkiej Brytanii.

Szokujące szczegóły dochodzenia

W sierpniu br. doszło do próby otrucia opozycjonisty i krytyka Kremla Aleksieja Nawalnego. Nawalny  cudem przeżył. Zasłabł na pokładzie samolotu z Tomska do Moskwy – eksperci oceniają, że uratowało go międzylądowanie w Omsku i szybka reakcja miejscowych lekarzy pogotowia ratunkowego, którzy zaaplikowali Nawalnemu atropinę. Według laboratoriów kilku państw zachodnich, Niemiec, Francji i Szwajcarii, i Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej rosyjskiego opozycjonistę próbowano otruć substancją z grupy nowiczoków.

Dochodzenie portalu śledczego Bellingcat pokazuje szokujące informacje na temat operacji, której celem było otrucie Aleksieja Nawalnego. W pracach nad ustaleniem szczegółów tego zabójstwa uczestniczyły też międzynarodowe media: CNN, Der Spiegel i El Pais.  Aleksiej Nawalny i jego zespół opublikowali film pokazujący ustalenia śledztwa oraz dodatkowo 45-minutowej rozmowy z chemikiem FSB Konstantinem Kudriawcowem, który podróżował do Omska, by pobrać od miejscowej policji dowody w sprawie Nawalnego – jego odzież i bieliznę, i oczyścić ją ze śladów substancji chemicznej.

Śledztwo Bellingcat ustaliło, że w operacji, która zaczęła się w 2017 roku, uczestniczyła grupa najwyższych urzędników FSB  i specjalna ekipa funkcjonariuszy, którzy mieli otruć Nawalnego, w tym chemików i lekarzy wojskowych. Grupa agentów podróżowała tymi samymi trasami co Nawalny, gdy udawał się w podróż zakładającą nocleg w innym miejscu. Osoby te zostały odnalezione w spisie pasażerów samolotów i pociągów w przypadku około 30 podróży opozycjonisty. Billingi telefoniczne uzyskane przez Bellingcat pokazują zaś, że operację cały czas koordynowali najwyżsi urzędnicy FSB: dyrektor Instytutu Kryminalistyki FSB i dyrektor Centrum Specjalnej Techniki FSB, któremu IK podlega. Operacja z użyciem nowiczoka, broni masowego rażenia, której Rosja nie powinna posiadać, nie mogła mieć miejsca bez zgody nie tylko szefa FSB, ale i samego Władimira Putina, a najpewniej była przez niego zlecona.

Nasuwa się uwaga, że Kreml po międzynarodowym skandalu związanym z atakiem bronią chemiczną na Siergieja Skripala uznał poniesione koszty za zbyt niskie, skoro zdecydowano się na użycie nowiczoka po raz kolejny.

Kreml rozwija bowiem broń chemiczną mimo tego, że jest stroną konwencji o zakazie broni chemicznej. Do tego okazuje się, że morderstwo polityczne w Rosji okazuje się być operacją pierwszorzędnej wagi państwowej – z udziałem najwyższych osób w państwie i broni masowego rażenia. Władimir Putin, decydując się na taki ruch, uznał być może, że nie należy spodziewać się bolesnych skutków ze strony społeczności międzynarodowej.

Kmpromitacja służb

Prof. Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych powiedziała w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, że ta sprawa będzie miała jednak bardzo złe konsekwencje dla Kremla.

Jak zaznaczyła, nie do pomyślenia obecnie jest wszelkiego rodzaju reset w relacjach z Zachodu z Kremlem, szokujące szczegóły śledztwa w sprawie Aleksieja Nawalnego. Długoterminowo ta sprawa osłabia Kreml – podkreśliła.

Do tego, jak zaznaczyła prof. Agnieszka  Legucka, fakt, że szczegóły operacji wyszły na jaw jest kompromitacją służb rosyjskich – pokazuje, jak bardzo są skorumpowane. W ręce śledczych wpadły bowiem bilingi, listy pasażerów i inne dane, które można kupić w Rosji na czarnym rynku – podkreśliła.

Więcej o wynikach śledztwa w wprawie Aleksieja Nawalnego w rozmowie z dr. hab. Agnieszką Legucką z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Powiązany Artykuł

5583347 (1).jpg
B. attaché USA w Polsce o wschodniej flance NATO: wieści o śmierci mózgowej Sojuszu są przesadzone, jak to ujął Mark Twain

PolskieRadio24.pl: Poznaliśmy kolejne szokujące szczegóły, dotyczące operacji, której celem było zabicie rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Już wcześniej dowiedzieliśmy się, że próbowano go otruć nowiczokiem – teraz, dzięki śledztwu portalu Bellingcat widzimy, że od kilku lat śledziła go grupa wydelegowana przez FSB, ustalano dozy nowiczoka z instytutami chemicznymi, przeprowadzano „testy” w kwestii wysokości dawki… A wszystko usiłowano zatrzeć po fakcie.

Szokuje rozmach całej operacji – machina państwowa zaangażowana w otrucie blogera, opozycjonisty, krytyka Władimira Putina. Nie obawiano się nawet ponownego użycia nowiczoka.

Prof. Agnieszka Legucka, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: Historia ta przypomina film szpiegowski – i najpewniej taki powstanie. Spodziewać się należy ujawnienia kolejnych szczegółów.

Już teraz wyciągnąć można kilka wniosków. Po pierwsze widzimy, że Rosja nadal jest państwem, w którym dokonuje się mordów na zlecenie polityczne. Po drugie wyniki śledztwa wpłyną na to, w jaki sposób Rosja jest postrzegana przez państwa europejskie.

Głosy o tym, że warto by z Rosją porozmawiać, współpracować i zacząć nowy dialog, ze względu na pandemię – teraz mocno ucichły. Resetu nie będzie.

Nawalny był niewygodnym politykiem. Publikował liczne śledztwa o korupcji władz. Putinowi nie podobała się m.in. jego akcja zachęcania na głosowania na jakichkolwiek innych kandydatów niż z partii władzy – Jednej Rosji. W tym względzie stanowił wyzwanie dla władz.

Cena próby otrucia Nawalnego będzie jednak wysoka.

Gdy dowiedzieliśmy się o użyciu nowiczoka, już wtedy było jasne, że operacja zabicia Aleksieja Nawalnego była zatwierdzona na najwyższym szczeblu. Nikt nie użyłby groźnej broni masowego rażenia, i to takiej, której Rosja oficjalnie nie posiada, bez zezwolenia Putina. A Kreml używa jej po raz drugi: czyli sankcje po Skripalu nie generowały kosztów, które powstrzymałyby Kreml?

Bellingcat ustalił, także, w osobnym śledztwie, że Kreml nadal kontynuuje pracę nad nowiczokiem, wskazał na ośrodki, które się tym zajmują. I to mimo, że Rosja jest stroną konwencji o zakazie broni chemicznej.

Jeśli chodzi o wymiar międzynarodowy, użycie nowiczoka po raz drugi ma duży rezonans na świecie. Próba otrucia Skripalów to pierwszy dowód na to, że Rosja posiada taką broń. To broń masowego rażenia, zakazana przez Organizacje do spraw Zakazu Broni Chemicznej, której Rosja jest członkiem. Do zniszczenia broni chemicznej nie tylko się zobowiązała, ale twierdzi, że już jej nie posiada.

Użycie takiej broni pokazuje, że Rosja jest zdolna do ataków chemicznych na terytorium państw NATO.

Użycie jej po raz drugi – w przypadku Nawalnego – jest kolejnym sygnałem, że Rosja posiada broń chemiczną i we wszystkich strategicznych dokumentach w ramach NATO powinno być to brane pod uwagę.

Sprawa Nawalnego i ujawnienie szczegółów śledztwa obrazuje upadający mit służb specjalnych – teraz FSB, wcześniej GRU. Już dochodzenie z 2018 roku pokazało, że rosyjskie służby nie działają w sposób idealny i można dość prostymi sposobami weryfikować ich działalność za granicą.

Nowe śledztwo pokazuje w bardzo złym świetle FSB. Zdobycie materiałów obciążających tzw. szwadron śmierci, czyli osiem osób zaangażowanych w śledzenie Aleksieja Nawalnego, nie okazało się trudne z powodu korupcji w tym państwie. Osoby te podróżowały od czterech lat, od 2017 roku, na tych samych trasach, co Aleksiej Nawalny. Opozycjonista przywołuje przy tym dwa przypadki, w których prawdopodobnie doszło do próby jego otrucia, ale w jego ocenie nie zastosowano wówczas odpowiedniej dawki trucizny. Były sytuacje, w których on, potem żona, czuli się bardzo źle.

Dziennikarze Bellingcata i innych mediów zdołali kupić na czarnym rynku billingi i rejestry pasażerów – stąd po nitce do kłębka odtworzono strukturę grupy i trasy przemieszczania się grupy zabójców.

To oczywista kompromitacja służb specjalnych – po czterech lata starań poniosły porażkę, a do tego ujawniono mechanizmy ich działania.

Wisienką na torcie jest rozmowa Nawalnego z chemikiem, który brał udział w operacji. Konstantin Kudriawcow odebrał telefon Nawalnego, myśląc, że dzwoni ktoś z Federalnej Służby Bezpieczeństwa – Nawalny użył technologii, która pozwala na ukrycie numeru telefonu i przedstawienie go jako innego na ekranie odbiorcy. Odbiorca widział przyjazny dla siebie numer telefonu.

Dzwoniono do innych członków szwadronu śmierci, ale większość z nich rzuciła słuchawkę. Odebrał tylko chemik wojskowy. Rozmawiał z Nawalnym prawie godzinę.

Nawalny podał się za asystenta Nikołaja Patruszewa, sekretarza Rady Bezpieczęństwa, który musi przedstawić przełożonemu przyczyny niepowodzenia akcji przed posiedzeniem tejże rady. Opozycjoniście udaje się uzyskać od chemika wiele informacji.

Rozmowa pokazuje, jak bardzo chemik boi się przełożonych. Kudriawcew na początku stara się nie zrzucić winy na nikogo, jest bardzo przestraszony. Potem mówi, by dzwonić do innych osób, m.in. Stanisława Makszakowa (b. pracownika tajnego ośrodka w Szychanach).

Chemik ostatecznie wyznał, że musiał jeździć do Omska dwukrotnie, by oczyścić ze śladów ubranie Nawalnego.

Ubranie przechowywała miejscowa policja, ale Kudriawcow mógł sobie zabrać ten dowód w sprawie i wyczyścić.

Chemik przyznaje ostatecznie, że chodzi o bieliznę Nawalnego.

Po kilku pytaniach doprecyzował, że chodzi o dolną część bielizny - slipy lub bokserki.

Konstantin Kudriawcew ocenia też, że - jego zdaniem - operacja nie powiodła się, bo samolot lądował nadprogramowo w Omsku, gdzie Aleksiej Nawalny dostał antidotum.

Sprawa zakończyła się fiaskiem. To także totalna porażka Putina bo kilka dni wcześniej na dorocznej konferencji prasowej stwierdził, że owszem służby nadzorowały ruchy Nawalnego, ale w związku z tym, gdyby go chciały zabić, to by to zrobiły.

Sprawa ma olbrzymi rezonans i w Rosji, i na Zachodzie.


W grupie zajmującej się Nawalnym było kilka osób, które za nim jeździły, kilka osób zajmujących się sprawami dozowania trucizny, chemicznym wymiarem zbrodni, ale kilka osób to postaci z najwyższych kręgów FSB – dyrektor Instytutu Kryminalistyki K. Wasiliew i nadrzędnej jednostki Centrum Specjalnej Techniki Wołodymyr Bogdanow. Sprawa tego rodzaju musiała być zlecona z góry – przez szefa FSB Aleksandra Bortnikowa, przede wszystkim przez Władimira Putina. Machina państwa i urzędnicy najwyższych szczebli zostali oddelegowani do sprawy zabójstwa Nawalnego, zdecydowano o użyciu broni chemicznej. Wszystkie tropy prowadzą do Putina jako głównego zleceniodawcy. Pojawia się zatem pytanie o sankcje – czy sankcje zastosowane po ataku na Skripala nie były zbyt słabe? Koszty były za niskie?

Wówczas oddelegowano ok. 150 rosyjskich pracowników dyplomatycznych, z różnych państw świata. Miał miejsce kryzys dyplomatyczny. Następnie nałożono sankcje na Rosję za użycie broni chemicznej.

Obecnie, po sprawie Nawalnego, sankcjami zostało objętych 6 osób, w tym dyrektor FSB Aleksander Bortnikow i instytut, który odegrał dużą rolę w pracach nad nowiczokiem.

To jednak dopiero początek. Kluczem jest to, że sprawa Aleksieja Nawalnego dokłada kolejny kamyczek na szalę – na której waży się stosunek opinii międzynarodowej do Kremla i jego przyszłych relacji zewnętrznych.

W USA, Kanadzie – będzie o wiele trudniej rozpocząć dialog z Rosją. Z polskiego punktu widzenia ważne jest, by nie podejmować z Kremlem dialogu, dopóki stosuje obecne metody w polityce wewnętrznej i zewnętrznej.

Długoterminowo Rosja musi się liczyć z bolesnymi skutkami. Kreml sam ustawia się w kontrze do państw zachodnich – a teraz jego marginalizacja będzie się pogłębiać. Rywalizacja Chin i USA może nie spełnić oczekiwań Kremla – który zakłada, że w miarę narastania napięć Rosja ma się stać języczkiem u wagi. Te kalkulacje Moskwy na razie wydają się trudne do realizacji.

Postawa Kremla szkodzi nawet tym, którzy z nim współpracują  - choćby Niemcom. Berlin choć buduje z Kremlem NS2, to pada ofiarą ataków hakerskich i dezinformacji ze strony Rosji, teraz do tego doszła sprawa Aleksieja Nawalnego. Trafił do berlińskiego szpitala – to postawiło w niekomfortowej sytuacji Angelę Merkel. Sprawa Nawalnego na pewno nie pomoże finalizacji Nord Streamu 2 po myśli Rosjan i Niemców.

Ta szokująca próba mordu politycznego pozwala wyobrazić sobie, że podobne środki są stosowane wobec innych opozycjonistów. Mamy zresztą w pamięci inne morderstwa polityczne – które niestety nie mogły liczyć wówczas na śledztwa Bellingcata  - Borysa Niemcowa, Anny Politkowskiej i wielu innych.

Takie operacje mają zniechęcić wszystkich, którzy chcieliby podjąć jakąkolwiek aktywność polityczną czy społeczną w Rosji. To szerszy problem umocnienia systemu autorytarnego, w którym jakakolwiek aktywność społeczna jest postrzegana jako zagrożenie.

Stąd też organizacje pozarządowe, organizacje społeczne, które angażują się w życie Rosjan – pozostają pod lupą władz, by nie stały się zarzewiem jakiegokolwiek protestu politycznego. Coraz bardziej przykręca się śrubę społeczeństwu obywatelskiemu.

Coraz więcej organizacji działa częściowo w podziemiu, by nie zarejestrowano ich jako zagranicznych agentów – a taka rejestracja jest wymagana, gdy choćby jeden przelew na rzecz tej organizacji przyjdzie z zagranicy. Z czasów Związku Radzieckiego pamiętamy, że  zagraniczny agent to było piętno, za które można było trafić do gułagu. Obecnie szykuje się poszerzenie pojęcia tzw. zagranicznego agenta i wsparcia (nie tylko finansowego) spoza Rosji. Margines społecznej aktywności staje się w Rosji minimalny. Można trafić do więzienia nawet za udostępnienie posta na rosyjskim Facebooku czyli portalu VKontakte.

Z drugiej strony Rosjanie starają się być elastyczni, nie cały Internet podlega kontroli. Władze nie są w stanie wszystkiego kontrolować.

Zaproponowano też karanie 5 latami łagrów tzw. zagranicznych agentów. A sprawa Nawalnego z pewnością będzie miała ciąg dalszy.

Z pewnością tak. On sam zapowiada, że zamierza wrócić do Rosji. Zobaczymy, czy mu się to uda, czy zostanie wpuszczony.


***

***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl


Polecane

Wróć do strony głównej