Konflikt na Morzu Południowochińskim. Ekspert: Pekin wykorzystuje pandemię do wzmocnienia pozycji w regionie

2020-12-23, 08:44

Konflikt na Morzu Południowochińskim. Ekspert: Pekin wykorzystuje pandemię do wzmocnienia pozycji w regionie
Lotniskowiec USS Theodore Roosevelt na wodach Morza Południowochińskiego. Foto: Sipa USA/Sipa USA/East News

- Chiny intensyfikują działania w regionie Morza Południowochińskiego, kiedy koniunktura międzynarodowa jest sprzyjająca - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Paweł Behrendt, ekspert z Instytutu Boyma.

Od wielu lat Morze Południowochińskie jest głównym zapalnikiem konfliktów w Azji Wschodniej, ale także osią sporu na linii Pekin-Waszyngton.

Akwen ma bowiem kluczowe znaczenie strategiczne. Przebiegają tam główne szlaki handlowe łączące Chiny, Japonię, Tajwan oraz Koreę Południową z resztą świata. Leżą nad nim porty o globalnym znaczeniu, takie jak Manilla, Singapur czy Ho Chi Min. Jest to także bogate źródło ryb i, co ważniejsze, miejsce, które pozwala na wydobywanie gazu ziemnego i ropy naftowej.

Atrakcyjność geopolityczna Morza Południowochińskiego powoduje, że Chiny uznają prawie cały akwen za własne terytorium, a przejęcie nad nim kontroli jest obecnie jednym z głównych celów polityki zagranicznej Pekinu. Chińskie roszczenia budzą z kolei zdecydowany sprzeciw Brunei, Malezji, Filipin, Wietnamu i Tajwanu.

Konflikt w dobie pandemii

Chociaż incydenty związane np. z Wyspami Parcelskimi czy Wyspami Spratly trwają od lat, szczególną intensyfikację działań Pekinu w tym regionie można zauważyć wraz z rozpoczęciem trwającej do dziś globalnej pandemii COVID-19.

Powiązany Artykuł

chiny partia komunistyczna free 1200
Tak działa wywiad Chin. Kradzież technologii, danych polskich VIP-ów, blokowanie tematów mediom to czubek góry lodowej

Objawia się to budową sztucznych wysp, ich militaryzacją oraz regularnym przekraczaniem granic stref ekonomicznych sąsiadów. - Widzimy np. częstsze i dłuższe patrole chińskiej straży wybrzeża i milicji morskiej, a także agresywne zachowania wobec rybaków innych państw. Generalnie Chiny zawsze intensyfikują swoje działania, wtedy kiedy czują, że mogą, bo koniunktura międzynarodowa jest sprzyjająca - stwierdził w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Paweł Behrendt.

Warto przypomnieć, że w lipcu chińskie siły zbrojne przeprowadziły dodatkowo ćwiczenia na Morzu Południowochińskim, w których uczestniczyły m.in. bombowce H-6G i H-6J. Wspomniane działania wzbudziły nie tylko reakcję państw regionu, ale przede wszystkim stanowczy sprzeciw ze strony Stanów Zjednoczonych w postaci sankcji gospodarczych.


Maciej Zieliński; Adam Ziemienowicz/PAP

USA odpowiada sankcjami gospodarczymi

Pod koniec sierpnia ministerstwo handlu USA poinformowało w specjalnym oświadczeniu, że nakłada ograniczenia na 24 chińskie firmy, które odegrały rolę w "budowie konstrukcji wojskowych i w militaryzacji potępianych na arenie międzynarodowej sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim". - W ostatnich tygodniach Amerykanie nałożyli też dodatkowe sankcje na chińskie państwowe koncerny naftowe. Było to mocne uderzenie, zwłaszcza że Chiny w poprzednich latach nie bały się grozić bliźniaczym europejskim koncernom, które ws. wykorzystania zasobów Morza Południowochińskiego próbowały się dogadać z Wietnamem i Filipinami - dodał Paweł Behrendt.

Ekspert przyznał, że ostatecznie "ciężko powiedzieć, czy w dłuższej perspektywie sankcje odniosą zamierzony skutek". - Cele Pekinu i Waszyngtonu są zupełnie rozbieżne. Amerykanie chcą swobody żeglugi na Morzu Południowochińskim. Z kolei to, co interesuje Chiny, to przejęcie kontroli nad całym akwenem, by wspomniane bezpieczeństwo zapewniała nie marynarka USA, tylko flota Państwa Środka. Warto dodać, że większość państw regionu zdecydowanie woli, by to właśnie Amerykanie zapewniali swobodę żeglugi, gdyż są mocarstwem z zewnątrz. Oznacza to, że mają inne interesy i w przeciwieństwie do Chin nie chcą tak otwarcie dążyć do hegemonii - stwierdził Paweł Behrendt.

Czytaj także:

Jak na zarzuty dot. próby dominacji na Morzu Południowochińskim reaguje strona chińska? Już w maju minister spraw zagranicznych Wang Yi przedstawił stanowisko chińskiego rządu wobec oskarżeń, stwierdzając, że są "czystą bzdurą". Wskazał USA jako kraj, który jest odpowiedzialny za destabilizację w regionie. Oświadczył też, że to Stany Zjednoczone oraz przedstawiciele ich państw sojuszniczych zakłócają porządek, organizując patrole morskie i lotnicze.

Chiny i USA nie zmienią strategii?

Na spadek napięcia na linii Pekin-Waszyngton nie zanosi się także po wygranej Joe Bidena w wyborach prezydenckich w USA. Ekspert Instytutu Boyma twierdzi, że powrót przedstawiciela Partii Demokratycznej do Białego Domu nie wpłynie znacząco na politykę USA względem Chin. - Możemy spodziewać się jedynie zmiany stylu i trochę więcej finezji we współpracy z partnerami regionu. W Waszyngtonie mamy bowiem ponadpartyjną zgodę ws. polityki zagranicznej względem Państwa Środka. Polityka antychińska jest mile widziana zarówno przez Demokratów, jak i Republikanów - powiedział Paweł Behrendt.

Dodał, że strona chińska również będzie raczej kontynuować "podbój" Morza Południowochińskiego. - Przez ostatnich kilka lat polityka ta była bardzo skuteczna, więc z perspektywy Pekinu nie ma sensu jej zmieniać. Chyba że sojusznicy USA wymyślą nową strategię. Wtedy będzie trzeba dostosować się do sytuacji, co Chińczycy z pewnością zrobią - podsumował ekspert.

Rozmawiał Karol Kozłowicz, PolskieRadio24.pl

gazetaprawna.pl/o2.pl/koz

Polecane

Wróć do strony głównej