Analityk: przypomina mi się Krym. Zachód nie ma polityki wobec Rosji, Białorusi, przestrzeni posowieckiej. Na tym Moskwa wygrywa

2020-11-26, 11:17

Analityk: przypomina mi się Krym. Zachód nie ma polityki wobec Rosji, Białorusi, przestrzeni posowieckiej. Na tym Moskwa wygrywa

- Nie ma wypracowanej polityki i strategii  Zachodu wobec Moskwy – także w kwestii Białorusi, ale i całej przestrzeni posowieckiej. Pewne jest to, że Rosja plany ma od dawna i będzie za wszelką cenę realizować swoje interesy na Białorusi  - mówi portalowi PolskieRadio24.pl politolog dr Paweł Usow. Jak podkreśla, oprócz takiej strategii, obecnie bardzo potrzebny byłby trybunał, który zajmie się zbrodniami i represjami reżimu na Białorusi.


Powiązany Artykuł

epa08822501 (1).jpg
Dziennikarz Biełsatu: zaczął się terror, reżimowi Łukaszenki puściły nerwy: zabicie Bandarenki to zezwierzęcenie

- Obserwujemy, że władze nie rezygnują z represji – a poszerzają je - faktycznie represje stają się jedynym narzędziem kontroli i panowania nad sytuacją – mówi portalowi PolskieRadio24pl dr Paweł Usow, białoruski politolog, komentując obecne protesty na Białorusi.

Rosja, jak mówi, ma tu jasny cel - chce realizować na Białorusi swe interesy – zdusić demokratyczny protest, potem znów przymusić Łukaszenkę do integracji. Jak dodaje politolog – Moskwa próbuje omamić Zachód iluzją proponowanych "zmian w konstytucji Białorusi” – ale to gra na czas.

- Na tle obecnej sytuacji w UE i USA, Rosja wygrywa – zauważa analityk. Powód, jak mówi, to brak odpowiedniej strategii UE wobec wschodnich sąsiadów, wobec Rosji. - Nie ma wypracowanej polityki Zachodu wobec Moskwy – także w kwestii Białorusi, ale i całej przestrzeni posowieckiej – dodaje.

Cel numer jeden reżimu: zdusić te protesty

Politolog zaznacza, że czas jest po stronie reżimu. - Z jednej strony, władze nie mogą zdusić tych protestów, ale z drugiej strony nie dopuszczają do potężnych zgromadzeń. A to wielkie masowe protesty tak naprawdę robią wrażenie na całej Białorusi. Najważniejsze dla opozycji jest obecnie trwanie protestu. Na tym polega przewaga społeczeństwa – ponieważ gdy tylko protesty się skończą, od razu pozwoli to władzom rozszerzyć przestrzeń represji i zupełnie zdławić ów społeczny opór, który trwa od sierpnia tego roku – mówi politolog.

Analityk dodaje jednak, że czas gra przeciwko rewolucji, na korzyść reżimu. - Rewolucja trwa – pytanie jednak, jak doprowadzić do sukcesu. To była żywiołowa reakcja społeczna. Nie było strategii. Żywiołowa reakcja społeczna rzadko prowadzi do skutecznych wyników, gdy żywiołowemu ruchowi przeciwstawia się mocno zorganizowany, scentralizowany system – mówi.

Politolog zaznacza, że już dziś trzeba myśleć i nad tym, jaka będzie Białoruś po Łukaszence – potem może być za późno.

Jak na Krymie

Analityk ostrzegł, że Putin może mówić zachodnim przywódcom, iż stara się uspokoić sytuację na Białorusi, ale jego cele są takie jak zawsze - neoimperialne. - To gra Moskwy – stara się wpłynąć na Zachód, by robić wrażenie, że ma dobry plan dla Białorusi. (...) To mi mocno przypomina politykę Moskwy na Krymie. Pamiętam reakcje polityków zachodnich, którzy mówili, że trzeba czekać na tzw. referendum, zrezygnować z radykalnych działań. Nie rozumieli tej sytuacji, kto kontroluje proces, jakie są warunki referendum. I to samo teraz widzimy na Białorusi - mówi podkreślił nasz rozmówca.

Dr Paweł Usow zaznaczył, że trzeba z powagą traktować działania dezinformacyjne Rosji, bo to często wstęp do dalszej agresji. - W przypadku Ukrainy dezinformacja była ważnym podłożem dla dalszej agresji przeciwko Ukrainie  - aneksji Krymu i tak dalej - zauważył. Sankcje powinny też objąć osoby odpowiedzialne za dezinformację - podkreślił.

Więcej w rozmowie.

Powiązany Artykuł

08813308 (1).jpg
Wnioski po Górskim Karabachu. Ekspert: Putin może wykorzystać okres przejściowy w USA, czas zwiększyć sankcje dla Mińska

***

PolskieRadio24.pl: Białorusini protestują już ponad sto dni. Co zmieniło się od początku protestów, w jakim punkcie jest protest, w jakim reżim?

Dr Paweł Usow, białoruski politolog: Widzimy, że kryzys trwa i wciąż się pogłębia w różnych aspektach dziedzinach społecznych. Widoczne jest, że społeczeństwo, a przede wszystkim mieszkańcy Mińska nie odpuszczają, nie zważając na terror i represje.

Najważniejsze jest obecnie trwanie protestu. Na tym polega przewaga społeczeństwa – ponieważ gdy tylko protesty się skończą, od razu pozwoli to władzom rozszerzyć przestrzeń represji i zupełnie zdławić ów społeczny opór, który trwa od sierpnia tego roku.

Obserwujemy już, że władze nie rezygnują z represji – a poszerzają je - faktycznie represje stają się jedynym narzędziem kontroli i panowania nad sytuacją.

Władze nie dopuszczają przez to do rozszerzenia przestrzeni protestu. To jedyny jak dotąd konkretny skutek działań władz:  protest udało się zepchnąć z centrum Mińska, do osiedli. Oczywiście nawet tam władza stara się zapobiec protestom.

Tam jednak ludzie są wobec siebie solidarni, działają aktywnie, organizują miniprotesty.

Przede wszystkim władze dbają o to, by kolumny idące z różnych dzielnic Mińska nie zdołały się połączyć. I obecnie to kluczowe działanie z punktu widzenia władz. A taki rezultat, że marsze się nie łączą, to postęp z punktu widzenia władz. Bo z jednej strony, władze nie mogą zdusić tych protestów, ale z drugiej strony nie dopuszczają do potężnych zgromadzeń,

A to właśnie wielkie masowe protesty tak naprawdę robią wrażenie na całej Białorusi - nawet na przedstawicielach władz. Zatem co nieco udało się władzom osiągnąć.

Jednocześnie, coraz częściej widzimy, jak protestujący starają się stawiać opór władzom, bojówkom reżimowym, milicjantom, KGB, wojskom wewnętrznym. To na razie pojedyncze przypadki.

Dopóki nie ma systemowego sprzeciwu – trudno będzie zachować energię protestu. Ciężko teraz oszacować, ile osób brało udział w lokalnych manifestacjach. Niestety jednak moim zdaniem rozdrobnienie to wskaźnik zanikającej energii protestów. Może być, że sytuacja się zmieni. Jednak zabójstwo Ramana Bandarenki, publiczne represje, nie wywołały bardzo masowych protestów na całej Białorusi.

Obecnie niebezpiecznym dzwonkiem jeśli chodzi o dalszy rozwój protestów jest skupienie się ich przede wszystkim w Mińsku.

Zmiana taktyki protestujących, przeniesienie się na peryferie, nie daje możliwości systemowego nacisku na władzę.

Protesty odbywają się też poza Mińskiem, ale tam rzeczywiście ostatnio na mniejszą skalę. Z drugiej strony, jak wskazuje część ekspertów, ten nowy rodzaj protestów oprócz wad ma też zalety. Bo OMON też rozprasza siły, nie wszędzie może dotrzeć. Wszyscy wskazują, że cementuje się ludzka solidarność – na osiedlach mińskich, na Białorusi.

Warto zadać pytanie, jaki ma być cel danego zgromadzenia. Jeśli ma to być wywarcie politycznego nacisku, to ten cel niestety nie będzie osiągnięty. Zgromadzenia na peryferiach tu nic nie pomogą, bo rewolucje dokonują się w centrum miast.

Nie ma żadnego scenariusza oporu czy Majdanu, żeby przymusić władzę do odejścia. Wciąż zachowuje się koncepcję rewolucji pokojowej. A to znaczy, że owa rewolucja pokojowa może trwać bardzo długo, bez jakiegokolwiek efektu,

Obecnie rewolucja nie przyniosła politycznych zmian w kraju oprócz powstania podmiotów polityki, jak Rada Koordynacyjna czy grupa Swiatłany Cichanouskiej, czy grupa antykryzysowa.

Oczywiście, są inne efekty rewolucji pokojowej, na świecie i w kraju, mowa jednak o konkretnym wypełnieniu postulatów politycznych.

Dobrą rzeczą jest to, że protesty uległy unarodowieniu. Widzimy narodową symbolikę – flagę, godło. To niepodważalny sukces tej rewolucji.

Jednak jeśli chodzi o rezultaty polityczne, to w najbliższej perspektywie nie uda się ich osiągnąć, lokalizując protesty na peryferiach. Odwrotnie, to oddala możliwość osiągnięcia  efektu politycznego.

Rozumiem, że celem na dzisiaj jest, tak rozumiem, przynajmniej zachowanie atmosfery protestu. W mojej ocenie niestety po rozpędzonych marszach do Kuropat, po ultimatum atmosfera protestów zaczęła wygasać. Czuło się rozczarowanie. Było wiele marszów, może dla wielu już bez celów, bez strategii.

By nie zapanowała atmosfera pesymizmu, zaproponowano inną taktykę. Jest ona ukierunkowana na to, aby zachować atmosferę protestu. Pytanie jednak, jak długo to będzie skuteczne, na pewno nie doprowadzi to do skutków makropolitycznych, czyli przymuszenia Łukaszenki do dialogu, do ustępstw, odejścia, wypuszczenia więźniów politycznych.

Warto zaznaczyć, że mniej jest obecnie zatrzymywanych, ale więcej osób ma wytoczone zarzuty w sprawach karnych. Aparat represji nie jest przeładowany, one trwają. Sytuacja jest patowa. Ruch opozycyjny tylko się broni.

Bardzo ciężko stawiać opór siłom milicyjnym. Im dłużej będziemy się bronić, tym mniej szans, że sytuację na Białorusi uda się zmienić, że uda się przejąć inicjatywę. Reżim będzie próbował powoli, krok po kroku zdusić protesty także w osiedlach mińskich.

Widać już, że jest plan strategiczny i taktyka działania reżimu -  to izolacja poszczególnych dzielnic, wprowadzenie gett. Przykładem była Nowa Borowaja.

Tam na trzy dni odcięto wodę, potem też ogrzewanie.

Miały tam miejsce zatrzymania, było tak też w innych dzielnicach. Pytanie, czy władzom się uda sterroryzować lokalnych działaczy.

Dziś jednak głównym zadaniem władz jest zmniejszenie aktywności protestów. Dla władz sukcesem będzie już, gdy liczebność nie będzie wynosić pół miliona, ale np. 30-50 tysięcy osób.

Władza chce zyskać czas i czas działa przeciwko ruchowi protestu, bo rewolucja to kwestia jednego, dwóch dni. Protest przedłużony w czasie powoli zanika.

Łukaszenka chce uporządkować przestrzeń polityczną, by dowieść, że nic mu nie zagraża, by osoby w aparacie reżimu porzuciły wątpliwości, jeśli je mają i zrozumiały, że innej drogi już nie ma, muszą wspierać system.

Ważna rzecz dla reżimu to także całkowicie zdławić opór w przedsiębiorstwach, czyli zablokować możliwości strajków, solidaryzacji pracowników w zakładach pracy czy w urzędach. Chodzi o to, by ludzie uznawali, że protest jest w odwrocie, by myśleli, że nie ma sensu ryzykować.

Taktycznie władze mogą uzyskać przewagę.

Reżim uderza tam, gdzie do tej pory przegrywał – w administratorów kanałów internetowych dziennikarzy, znowu są blokady Internetu. Naliczono kilkaset przypadków zatrzymań dziennikarz. Chodzi o ograniczenie dostępu do informacji. Podczas ostatnich protestów wiele redakcji nie posłało dziennikarzy, by je relacjonowali.

W 2017 relacje dziennikarzy, jak się okazało, stały się zarzewiem mobilizacji społecznej. Wówczas miały miejsce protesty przeciwko dekretowi o tzw. darmozjadach – wówczas dziennikarze stali się najbardziej represjonowaną grupą. Represjonowano też blogerów.

Reżim bardzo boi się blogerów.

Zauważmy, że podczas protestów reżimowi udało się aresztować prawie wszystkich kluczowych, znanych blogerów – oprócz tych, którzy mogli zbiec za granicę. Były liczne aresztowania dziennikarzy, rewizje i naloty na redakcje, np. gazety "Narodnaja Wola". To nie koniec, władze uderzają we wszystkie ważne redakcje niezależne. Blokowane są strony internetowe.

Chodzi o izolację informacyjną. Dziennikarze są pozbawieni akredytacji, a każdy dziennikarz czy po prostu osoba z kamerą, jest narażona na zatrzymanie, pobicie, wszczęcie sprawy karnej, jak w przypadku dziennikarki Biełsatu Kaciaryny Andriejeuej.

Która relacjonowała przebieg wydarzeń na proteście z 14 piętra budynku.

Teraz dziennikarze relacjonują wyłącznie telefonicznie. Do tego protest jest rozproszony po całym mieście – czasem trudno znaleźć od razu miejsce, w którym dzieją się najważniejsze rzeczy.  

Dziennikarze czują się mniej bezpiecznie. Na dużym marszu wiele osób chroniło prasę, media, innych uczestników protestu,

Niszczenie przestrzeni informacyjnej będzie się rozszerzać. Następne będzie uderzenie w duże redakcje internetowe. Na terytorium Białorusi działa wciąż duży portal tut.by, możliwe jednak niestety, że jedynym środkiem komunikacji będą niedługo kanały w komunikatorze Telegram. Wielu już teraz czerpie stąd informacje – przykładem kanał blogera NEXTA.

Praca dziennikarzy jest jednak bardzo ważna. Media były ochroną dla protestów, bo reżim do ostatniego momentu bał się działać otwarcie, na oczach wszystkich, bał się ostrych działań wobec dziennikarzy. Reżimowi chodzi jednak o to, by siać atmosferę terroru, strachu. To jest główny cel.

Białoruś może stać się wkrótce pustynią informacyjną. Chodzi o funkcjonowanie profesjonalnych dziennikarzy, którzy nie tylko przekazują informacje, ale również je analizują.. Zwykła praca dziennikarska jest teraz bardzo potrzebna.

Unia Europejska zdecydowała o nałożeniu dodatkowych sankcji po zabójstwie 31-letniego działacza Ramana Bandarenki. Pojawia się pytanie, jak na to wszystko, co się dzieje powinien reagować Zachód. Państwa bałtyckie jednak już do tej pory mają na liście sankcyjnej 150 osób, nie 60, jak UE do tej pory. I są takie głosy, jak eksperta Andersa Aslunda, który mówi że sankcje powinny mieć masowy wymiar wobec tych osób które stosują przemoc, odpowiadają za ograniczenie wolności, ograniczenia informacyjne, tłumienie wolności słowa, fałszerstwa wyborcze. MSZ Polski powtarza, że trzeba przypominać o tym, co dzieje się na Białorusi. To jednak wydaje się zbyt mało.

Długie podejmowanie decyzji, charakterystyczne dla UE, nie jest skuteczne. Nie wiadomo, na jakie sankcje zdecyduje się Zachód. Warto byłoby stworzyć trybunał międzynarodowy, który zająłby się represjami na Białorusi.

Na liście sankcji zaś należy uwzględnić nie tylko kluczowe osoby decyzyjne, ale także te, które w inny sposób biorą udział w represjach. Trzeba upublicznić osoby, które represjonują innych czy propagują przemoc, także te osoby, które dezinformują społeczeństwo, propagandziści reżimu. Musi być odpowiedzialność karna za przemoc, ale też za fałszerstwa, za propagandę.

W przypadku Ukrainy dezinformacja była ważnym podłożem dla dalszej agresji przeciwko Ukrainie  - aneksji Krymu i tak dalej. W stosunku do Białorusi powinna mieć miejsce strategia systemowa – ale z tą po stronie UE jest poważny problem.

Głos Polski w sprawie Białorusi w UE jest obecnie mniej widzialny, Polska obecnie rozstrzyga pewne spory w relacjach z Brukselą.

Być może to uda się zmienić.

Tę rolę obecnie stara się przejąć Litwa.

Jaki ma plan Rosja wobec Białorusi? Szczególne niepokojące jest w tym kontekście to, co się stało w Górskim Karabachu, gdzie Rosja wprowadziła swoje rozwiązania w ogóle nie zważając na Zachód.

Rosja chce realizować swoje interesy. Na tle obecnej sytuacji w UE i USA, Rosja wygrywa.

Nie ma wypracowanej polityki Zachodu wobec Moskwy – także w kwestii Białorusi, ale i całej przestrzeni posowieckiej. A Rosja będzie za wszelką cenę realizować swoje interesy na Białorusi.

Co do proponowanych przez Rosję zmian konstyucji na Białorusi: trudno oczekiwać, że nagle Moskwa zacznie wspierać zmiany demokratyczne, wystarczy spojrzeć, co robi u siebie,

To gra Moskwy – stara się wpłynąć na Zachód, by robić wrażenie, że ma dobry plan dla Białorusi.

A bynajmniej tak nie jest.

To mi mocno przypomina politykę Moskwy na Krymie. Pamiętam reakcje polityków zachodnich, którzy mówili, że trzeba czekać na tzw. referendum, zrezygnować z radykalnych działań. Nie rozumieli tej sytuacji, kto kontroluje proces, jakie są warunki referendum. I to samo teraz widzimy na Białorusi.

Niektórzy udają, że nie wiedzą, o co chodzi.

Takie samo podejście widzimy ze strony Zachodu i w stosunku do sytuacji na Białorusi. Wyraża się w takiej formule: ”No poczekamy, zobaczmy co to za zmiany w Konstytucji, a później będziemy działać”.

Zmiany konstytucji – nie wiadomo, czy nastąpią. Nie będą to żadne zmiany znaczące, ani demokratyzujące. Jeśli zaś zostaną wprowadzone, to nie wcześniej niż za kilka miesięcy. Przez ten czas władze mogą zdusić pokojowy protest. Wtedy UE znowu stwierdzi: „Nic nie możemy z tym zrobić”.

UE przegrywa w wojnie informacyjnej, w zakresie wpływów, bo inicjatywa jest w pełni po stronie Rosji i przegrywa strategicznie: nie może wypracować należytego planu działania tak w stosunku do reżimu, jak i obywateli Białorusi

Rosja jest zaś zainteresowana tym, żeby zachować system autorytarny na Białorusi aby całkowicie kontrolować procesy polityczne na Białorusi i by zmusić w końcu Łukaszenkę do podpisania projektu integracyjnego, by całkowicie panować nad sytuacją na Białorusi.

Widać, że pasywność i brak pomocy dla polskiego społeczeństwa – jest jedną z przyczyn niepowodzenia tych dążeń. Rosja chce zdusić je bez skrupułów – tak zakłada.

Krążą opinie, że bezpośrednie działanie naraża na konflikt z Rosją, a tego nie chcą.

Tyle że państwa europejskie, w tym Białoruś, mają prawo do samostanowienia. Kreml myśli zaś nadal w kategoriach stref wpływów.

Trudna jest także sytuacja na Ukrainie. Rosja stara się, by siły reakcyjne odzyskały dawną pozycję – starano się m.in. o anulowanie wyroku wydanego na b. prezydenta Wiktora Janukowycza.

Na Białorusi UE ma ograniczone wpływy. Może udzielić azylu, może pomóc finansowo represjonowanym. UE osłabiona przez pandemię, walcząca z wewnętrznymi problemami, nie jest w stanie przyjąć strategii wobec Białorusi, Rosji i działać zjednoczona.

Trudno oczekiwać teraz dużej aktywności UE.

Należałoby jednak nareszcie się obudzić, wypracować strategię

UE miała wiele lat na przebudzenie. Na Białorusi protesty wybuchają od 2006 roku. Były i w 2010 roku, i w 2017. Powracające zbliżenie do Łukaszenki świadczy o braku rzeczywistej strategii, głębszego namysłu polityków zachodu. Iluzja dialogu, rozmów, zastępuje im rzeczywistość, fakty. Dialog sam w sobie, bez treści, jest więcej warty niż fakty – to że ludzie są bici, media zamykane etc.

W efekcie nie ma żadnej strategii działań UE.

Z drugiej strony obecnie jest nowość – Łukaszenka nie został uznany przez państwa zachodnie. Wizyty w państwach UE odbywa Swiatłana Cichanouska, uznawana za liderkę Białorusinów. Może ten proces jeszcze ruszy.

Cichanouska jest przyjmowana przez państwa zachodnie. Jednak nuncjusz rzymski, przedstawiciele państw Zachodu składają listy uwierzytelniające.

Można byłoby zamrozić relacje z reżimem, ułatwić jeszcze bardziej wjazd osób represjonowanych do UE.

A jest wrażenie, że UE nie wie, co robić, boi się przyszłości, efektów działań. Te obawy, przy braku planu, paraliżują wolę.

Co musi się stać, by Białorusini zwyciężyli? Wszyscy już uznali, że Łukaszenka sam władzy nie odda.

Można go zmusić do tego wyłącznie poprzez radykalną rewolucję. Sankcje nie zmuszą go do odejścia. W takiej sytuacji kryzysowej system może przetrwać kilka dobrych lat. Niestety, czas nie działa na korzyść rewolucji.

Rewolucja to działanie doraźne, a presja i represje są systemowe, w skali całego kraju, represje dotyczą wszystkich instytucji i dotykają wszystkich.

Były przykłady protestów nawet w ZSRR – po protestach miały miejsce represje. Ten system, bezprawny, ”cwaniacki”, trwa przez przemoc. Wyciekły rozmowy, które pokazują degradację elit, które jadą bić protestujących – tu nie ma już żadnych wartości. Reżim broni się wszelkimi sposobami.

Protestujący chcą się trzymać paradygmatu pokojowego – ale niestety reżim wykorzystuje to przeciwko nim. To nie wstrzymuje represji. Będą się szerzyć, póki reżim nie zdławi protestów. Będzie to nacisk pod względem psychicznym jak w ZSRR – zdławić, złamać psychicznie pojedyncze osoby i społeczeństwo.

Jeśli jednak patrzeć na historię tego regionu, to walka o wolność zwycięża. Kolejne narody wywalczają wolność, demokrację. Inny styl życia. Co musi się stać?

Wydawało się, że stało się to, co musi się stać. Ludzie wyszli na ulice. Rewolucja trwa – pytanie jak doprowadzić do sukcesu. To była żywiołowa reakcja społeczna. Nie było strategii. Żywiołowa reakcja społeczna rzadko prowadzi do skutecznych wyników, gdy żywiołowemu ruchowi przeciwstawia się mocno zorganizowany, scentralizowany system.

Który ma jasny cel...

Protesty miały być pokojowe. Nie było przywódców. Jest potężny kryzys społeczny, gospodarczy, ale jeszcze nie jest widoczny dla większości. Załamanie gospodarcze może nastąpić – jednak nie jest to przesądzone.

Protest ma jeden cel – pozbawić władzę Łukaszenkę.

Jednak mało się mówi o tym, w jakim formacie będzie się rozwijać Białoruś przyszłości. A to ważny problem.

Głównym celem jest bowiem nie tylko obalenie Łukaszenki, ale transformacja systemu. Chodzi o ukształtowanie prawdziwego, stabilnego systemu demokratycznego. I mam nadzieję że społeczeństwo już dojrzało do tego, żeby na Białorusi powstał system demokratyczny.

Jeśli społeczeństwo będzie nastawione na walkę, bez rozumienia perspektyw transformacji systemu demokratycznego to obalenie Łukaszenki nie musi od razu oznaczać, że na Białorusi powstanie system demokratyczny, trwały, a nie nowy system hybrydowy, który nie będzie mógł doprowadzić do stabilności instytucjonalnej i społecznej.

Jest więcej zadań przed Białorusinami.

Nad tymi zadaniami trzeba myśleć już dzisiaj, a nie wtedy, kiedy już odejdzie Łukaszenka.

*** 

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej