"To tortury". Polscy studenci opowiedzieli, co dzieje się w białoruskich więzieniach

2020-08-14, 17:10

"To tortury". Polscy studenci opowiedzieli, co dzieje się w białoruskich więzieniach
Witold Dobrowolski i Kacper Siennicki - dwaj obywatele Polski, którzy wrócili do kraju po tym jak zostali zatrzymani podczas protestów w Mińsku. Foto: PAP/Marcin Obara

- Przez kilkanaście godzin byliśmy poddawani torturom: ciągle nas bito i dręczono psychicznie. Okazywano nam też narodowe antypatie - powiedzieli w rozmowie z mediami na warszawskim lotnisku im. Chopina polscy studenci, którzy zostali zatrzymani przez białoruski OMON.

Mężczyźni wrócili w piątek do Polski po tym, jak wypuszczono ich z mińskiego aresztu dzięki interwencji polskiego MSZ oraz ambasady polskiej w Białorusi. Jak powiedzieli, są "poobijani", ale cieszą się że "wrócili bezpiecznie do domu".

Powiązany Artykuł

mid-epa08602684 (1).jpg
Działacz: tylko powtórne wybory ochronią Białoruś i region przed duetem Łukaszenka-Łubianka

- Zostaliśmy porwani z ulicy w centrum Mińska przez OMON. Zostałem pobity wtedy niemal do nieprzytomności. Kolega też był bity - mówi Witold Dobrowolski.

- Zamknięto nas w jakiejś piwnicy, to wyglądało jak sala gimnastyczna, były tam setki ludzi. Tam zaczęło się katowanie, tortury kilkunastogodzinne - dodaje Kacper Sienicki. Jak stwierdzili, przez salę mogło przejść nawet do tysiąca osób.

"Cały czas byliśmy skuci"

Obaj zwracali uwagę, że ich polskie pochodzenie było przedmiotem dodatkowych represji. - Często z funkcjonariuszy wychodziły ich osobiste antypatie związane z naszym pochodzeniem. Nasze wszelkie prośby były wyśmiewane. Chęć uzyskania pomocy konsula nie miała racji bytu, była wyśmiewana - opowiadali.

Posłuchaj

Polscy studenci opowiadają o znęcaniu się nad zatrzymanymi podczas protestów na Białorusi (IAR) 0:25
+
Dodaj do playlisty

- Na komisariacie położono nas na ziemię, grożono, że jak tylko ruszymy głową, to wybiją nam wszystkie zęby. Następna zmiana kazała nam stać głową przy ścianie kilka godzin. Trzecia zmiana kazała nam klęczeć, mając czoło przy podłodze. Cały czas byliśmy skuci. Ktokolwiek się poruszył, prosił o wodę czy wyjście do toalety, był bity pałkami - relacjonował Sienicki, dodając, że bito ich także przy przesłuchaniu.

Posłuchaj

Relacja Polaków, którzy przebywali w białoruskim więzieniu (IAR) 0:18
+
Dodaj do playlisty

- Mnie zapytano, czy jestem Polakiem. Podniesiono mnie, podcięto mi nogi i upadłem na twarz, zaczęto bić pałkami. Jeśli jakiś strażnik przechodził, mógł uderzyć bez pytania - mówił Dobrowolski.

Propagandowa indoktrynacja

Następnie po ponad dobie zostali przewiezieni do więzienia. Opowiadali, że do tego momentu nie spali i poddawano ich psychicznym torturom. Nie wiedzieli, jakie mają prawa a ich prośby o cokolwiek wyśmiewano.

Powiązany Artykuł

EN_01441138_0015-bicie1200.jpg
"Proces tortur i znęcania się psychicznego". Relacja Polaka zwolnionego z białoruskiego aresztu

- W więzieniu były już lepsze warunki. Dostawaliśmy trzy posiłki dziennie, była toaleta, była woda. W areszcie można było o tym tylko pomarzyć. Cele były jednak całkowicie przepełnione. Tam, gdzie było sześć łóżek, spały dwadzieścia cztery osoby. Ale okres w więzieniu był i tak najlepszy, panowała chociaż solidarność, wszyscy siedzieli z tym samym problemem - wspominali.

Studenci zapytani o to, czy poddawano ich propagandowej indoktrynacji, odpowiedzieli twierdząco. - Udzielano nam lekcji na sali gimnastycznej i komisariacie. Pytano nas, kto jest prawdziwym prezydentem Białorusi i największym prezydentem świata, na oba pytania należało jednogłośnie odpowiedzieć, że Aleksandr Łukaszenka - dodali.

Czytaj także:

"Jesteśmy wdzięczni za pomoc"

Przez cały ten czas nie mieli żadnych informacji na temat tego, kiedy i czy będą się widzieli z polskim konsulem, chociaż docierały do niech plotki, że wyjdą wcześniej. W końcu zostali wypuszczeni po 72 godz., ponieważ wtedy kończył im się okres aresztu i policja nie mogła ich dłużej przetrzymywać.

- Strażnicy więzienia sami nie wiedzieli, co się tam dzieje. W końcu powiedziano nam, że wychodzimy, wyczytano konkretne osoby. Jednym, podobnie jak nam, kończyły się 72-godzinne areszty, zaś innym wyroki 5-dobowe. Ciągle się coś nie zgadzało, odbywało się losowo, mylono nazwiska i osoby. W mojej celi była osoba niepełnosprawna umysłowo, która nie potrafiła przed sądem nic powiedzieć, więc zasądzili mu dziesięć dób - opowiedział jeden z nich.

Na koniec mężczyźni podziękowali polskiej dyplomacji za pomoc oraz ich rodzinom i innym osobom zaangażowanym w ich uwolnienie. - Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem i wdzięczni za tę pomoc. Było ciężko - sama ambasada miała problem z dowiedzeniem się, co się z nami dzieje i co się stało. Jak opuściliśmy więzienie, dobrze się nami zajęli - zaznaczyli.

Po niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi, w których, według oficjalnych wyników, po raz kolejny wygrał rządzący od 26 lat Alaksandr Łukaszenka, w wielu miastach tego kraju wciąż trwają protesty przeciw domniemanym fałszerstwom wyborczym. Od ich rozpoczęcia władze zatrzymały, często w brutalny sposób, kilka tys. osób. 

jp

Polecane

Wróć do strony głównej