Jak obronić państwa bałtyckie i Polskę? Ekspert: NATO musi ćwiczyć przerzut wojsk, obronę zbiorową

2020-08-06, 18:03

Jak obronić państwa bałtyckie i Polskę? Ekspert: NATO musi ćwiczyć przerzut wojsk, obronę zbiorową
Bombowce B-52 podczas ćwiczeń na Morzu Bałtyckim. Foto: DVIDS/A1C Duncan Bevan

- Państwa bałtyckie stawiają przede wszystkim na mechanizację wojsk lądowych, czyli zwiększenie ich mobilności, ochrony i siły ognia. Dla ich wojsk terytorialnych ważne są obrona przeciwpancerna i działania nieregularne. Wielką luką jest wciąż obrona powietrzna średniego zasięgu – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Piotr Szymański, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, pytany jak wzmocnić bezpieczeństwo regionu.

- Ważne są ćwiczenia wojskowe. NATO zaczęło znowu ćwiczyć operacje obrony zbiorowej na podstawie Artykułu 5. Miało to miejsce podczas ćwiczeń Trident Juncture w 2015 i 2018 roku. Trident Juncture 2018 były największymi ćwiczeniami NATO od, tak naprawdę, 20 lat i zademonstrowały zdolność do przerzucenia znacznych sił na północny teatr działań – podkreślił analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Piotr Szymański.

Powiązany Artykuł

pap_20190804_1QL (1).jpg
Ekspert OSW Andrzej Wilk: Rosja ćwiczy wycofanie spod ognia sił z Kaliningradu i floty. Boi się, że będą celem w razie konfliktu

Bezpieczeństwo państw bałtyckich i Polski leży w centrum uwagi Sojuszu Północnoatlantyckiego. Latem tego roku zatwierdzono plany obronne dla tego regionu.

W polskich mediach niedawno przypomniany został zaś scenariusz przedstawiony przez Fundację Jamestown, dotyczący potencjalnego ataku Rosji na państwa bałtyckie i Polskę.

Według scenariusza prezentowanego m.in. przez ośrodek NEW Generation Warfare na potrzeby Szwedzkiej Akademii Obrony, a przypomnianego ostatnio przez jeden z polskich tygodników, 6 Armia ze sztabem w Petersburgu może zaatakować Tallin, 1 Gwardyjska Armia Pancerna może uderzyć na państwa bałtyckie, na Łotwę, albo na kierunek polski. 20 Armia może uderzyć na kierunek ukraiński lub białoruski. Z 20 Armią współdziała 98 Brygada Rozpoznawcza. Dodatkowo na kierunku zachodnim rozlokowane są dwie duże jednostki powietrzno-desantowe76 Gwardyjska Dywizja Desantowo-Szturmowa w okolicy Pskowa i 106 Gwardyjska Dywizja Powietrznodesantowa w okolicy Tuły. Do tego w Gusiewie w obwodzie kaliningradzkim znajduje się 11 Korpus Armijny. Na podstawie przebiegu ćwiczeń Zachód 2017 NEW Generation Warfare ocenia, że 1 Gwardyjska Armia Pancerna może uderzyć nie na kierunek bałtycki, ale polski.

Jednostki 1 GAP mogą też uderzyć na łotewską Łatgalię. Stratedzy uznają, że rosyjskie czołgi mogą znaleźć się w okolicach Rygi i Tallina w ciągu 24 do 72 godzin. Możliwy też jest manewr przez Białoruś – wówczas, wraz z wojskami z Kaliningradu, oddziałami Floty Bałtyckiej, wojska Rosji w ciągu kilkunastu dni mogą wykonać manewr pozwalający zagrozić Warszawie z okolic Modlina. Do tego dochodzi okoliczność, że według m.in. raportu Jamestown Foundation, i nie tylko, państwa bałtyckie nie obronią się same, bo przewaga Rosji na tym kierunku jest zbyt duża, muszą bronić ich Polska i Stany Zjednoczone.

Jednak co będzie, gdy siły Polski będą skoncentrowane na przesmyku suwalskim, a siły Rosji uderzą poprzez terytorium Białorusi? Jeden z raportów NEW Generation Warfare ocenia, na podstawie prowadzonych ćwiczeń, iż to możliwe, że wojska Rosji mogą uderzyć najpierw na Polskę, potem na państwa bałtyckie, dodając, że 1 Gwardyjska Armia Pancerna może w kierunku na Brześć przerzucić 6 grup brygadowych dziennie, a w kierunku na państwa bałtyckie - jedną, ze względu na warunki topograficzne. To jeden z najpoważniejszych problemów. Innym problemem jest też sytuacja Łotwy – regionu Łatgalii, wystawionego na znaczne siły Rosji zgrupowane w tym regionie. Eksperci zwracają też uwagę, że wojska Rosji ćwiczyły w ostatnim czasie szybkie przemieszczanie wojsk pancernych.

Czy ten scenariusz jest realny? Co należy zrobić, by wzmocnić bezpieczeństwo wschodniej flanki? O tym w rozmowie.

Powiązany Artykuł

pap_20200423_08V (1).jpg
Ekspert OSW: w tym roku ćwiczenia Kaukaz, wszyscy patrzą na nie pod kątem scenariuszy ew. ataku na Ukrainę

***

PolskieRadio24.pl: Niedawno w mediach przypomniany został scenariusz Jamestown Foundation, dotyczący ataku na państwa bałtyckie i Polskę, który może być w scenariuszach rosyjskich ze sobą powiązany. Wedle tego scenariusza cała operacja miałaby zająć kilkanaście dni. Obecnie taki scenariusz nie wydaje się możliwy z przyczyn i politycznych, i wojskowych: w regionie aktywne są Stany Zjednoczone, jesteśmy w Sojuszu Północnoatlantyckim. Podkreśla się, że by taki scenariusz w ogóle mógł zaistnieć, musiałaby się zmienić sytuacja geopolityczna. Niemniej jednak zagrożenie istnieje, siły nagromadzone na zachodniej granicy Rosji są nieustannie ćwiczone, jakby w oczekiwaniu na okazję do ataku. Na zagrożenie trzeba jakoś odpowiedzieć, ale przede wszystkim zacznijmy od tego, jak je oceniać?

Piotr Szymański (Ośrodek Studiów Wschodnich): Zagrożenia nie można wykluczyć. Swego czasu drobiazgowo analizowałem raport Fundacji Jamestown, przedstawiający wyżej zarysowany scenariusz. Ten raport czyta się momentami jak powieść wojenną, wielowątkową. Wyżej wspomniany zarys jest tylko wycinkiem większej całości.

Rysuje on jedną z możliwych opcji konfliktu w regionie, który oczywiście nie musi przybierać formy konfliktu w postaci ruchów wojsk i bitew w filmowym stylu.

Państwa regionu postrzegają zagrożenie ze strony Rosji w sposób szeroki, nie tylko stricte militarnie. Trzeba mieć w pamięci różne zagrożenia hybrydowe, różnego typu operacje dywersyjne, działania służb. Mamy też presję energetyczną ze strony Rosji, dezinformację. Obraz zagrożeń ze strony Rosji jest zbyt złożony, żeby sprowadzać go tylko do kwestii militarnych.

Zgadzam się z tezami raportu, że NATO, Stany Zjednoczone i same państwa regionu mogłyby być przygotowane lepiej do obrony przed zagrożeniami ze strony Rosji. Jednak bieg zdarzeń rysowany w scenariuszu jest dość pesymistyczny.

Należy jednak go uwzględniać i przygotować rozwiązania – to ważne zadanie dla NATO?

Tak, oczywiście. Warto jednak zauważyć, że w raporcie pominięto kilka spraw. Może nie są to kwestie pierwszoplanowe, jednak warto zaznaczyć, że w razie konfliktu w państwach bałtyckich walczyć będzie znacznie więcej żołnierzy niż 22 tysiące.

W państwach tych funkcjonują bowiem ochotnicze formacje obrony terytorialnej. Tak jak u nas Wojska Obrony Terytorialnej. Raport wspomina też, że w państwach bałtyckich nie ma żołnierzy amerykańskich, na przykład na Łotwie. Znaczącej obecności amerykańskiej nie ma, natomiast warto pamiętać o tym, że na Łotwie w bazie sił powietrznych w Lielvārde stacjonuje amerykański oddział śmigłowcowy, i także amerykańskie siły specjalne są obecne w państwach bałtyckich.

Do tego Amerykanie mają też rotacyjną obecność wojskową na terytorium państw bałtyckich. A na stałe stacjonują tam siły NATO -  wielonarodowe batalionowe grupy bojowe. Niedawno miało miejsce pożegnanie amerykańskiego kontyngentu, który w sile batalionu stacjonował przez dziewięć miesięcy na Litwie.

Zatem o ile rzeczywiście stała sojusznicza obecność wojskowa w państwach bałtyckich nie jest w żaden sposób porównywalna do tego, co było w czasie zimnej wojny w Berlinie Zachodnim i w Niemczech, to jednak ma ona miejsce. I wydaje mi się, że będzie okresowo wzmacniana, w zależności od okoliczności.

W raporcie rozpatrywany jest scenariusz, w którym Rosjanie przeprowadzają ćwiczenia i te ćwiczenia przechodzą w agresję przeciwko któremuś z państw regionu. Tu z kolei trzeba zauważyć, że gdy w 2017 roku Rosjanie organizowali duże ćwiczenia Zapad, Amerykanie wysłali dodatkowe myśliwce i batalion wojsk lądowych do państw bałtyckich, żeby zasygnalizować, iż są obecni, są gotowi stanąć w obronie państw bałtyckich.

Amerykanie zatem starają się zaznaczyć swoją obecność.

Jest jeszcze kwestia NATO i sił odpowiedzi NATO.  Oczywiście trzeba pamiętać, że NATO to instytucja, która musi przejść cały proces decyzyjny, Rada Północnoatlantycka musi zaakceptować użycie tych sił.

W ostatnich latach NATO poczyniło jednak pewne kroki do tego, żeby zwiększyć swoją zdolność do reagowania na różnego typu zagrożenia, w tym klasyczne militarne. Powstały siły szybkiego reagowania, tak zwanej szpicy NATO, poszczególne oddziały tej szpicy mogą być gotowe do wejścia do akcji kilka dni po takiej decyzji.

Na razie poszczególne oddziały.

To prawda, ale nie jest też tak, że państwa bałtyckie, ten narażony na rosyjski atak wysunięty „półwysep” sojuszniczego terytorium na północno-wschodniej flance, pozbawione są obrony.

Raport Jamestown Foundation jest oczywiście bardzo ciekawy. W raporcie tym mowa jest i o tym, jak będą się zachowywali Rosjanie pod kątem zastraszania nuklearnego i jak powinni reagować na to USA i sojusznicy. Warto się z nim zapoznać i pod tym kątem, można go poddać szerszej analizie z pożytkiem dla wszystkich.

Jeżeli chodzi ogólnie o inne scenariusze tego, co może się dziać na Bałtyku w przypadku rosyjskiej agresji, jaki przebieg wydarzeń jest przedstawiany?

Jest tu kilka wątków. Mowa jest o tym, że Rosjanie mogą próbować destabilizować państwa bałtyckie, na przykład przez działania dywersyjne, poprzez dezinformację, różne operacje ukierunkowane na mniejszość rosyjskojęzyczną w tych krajach.

Trzeba pamiętać o tym, że w samym centrum regionu Morza Bałtyckiego mamy silnie zmilitaryzowany obwód kaliningradzki.

W ostatnich latach można było można było czytać o scenariuszach polegających na tym, że któreś rosyjskie wojskowe ćwiczenia mogą być tak naprawdę przygotowaniem do wrogich działań. Mówiło się o możliwości zajęcia Gotlandii, czy Wysp Alandzkich, które są autonomicznym i zdemilitaryzowanym fińskim terytorium.

W  związku z tym, że Rosja zwiększyła aktywność swoich sił zbrojnych w regionie Morza Bałtyckiego, co spotyka się z odpowiedzią NATO, coraz częściej dochodzi tutaj do różnych incydentów, czy to w powietrzu czy na morzu.

To może prowadzić nawet do takiego nieintencjonalnego zaognienia sytuacji, kolizji na przykład statków powietrznych czy morskich. Region Morza Bałtyckiego charakteryzuje się tym, że jest bardzo kompaktowy. Wszystko jest blisko, odległości są niewielkie, wszystko dzieje się na małej przestrzeni.

A w regionie są kraje z różnymi politykami bezpieczeństwa i położeniem, a zatem co najmniej od 2014 roku rozpatrywany i analizowany był cały szereg scenariuszy. Należy jednak pamiętać, że jeśli Rosjanie chcą szukać pretekstu do wrogich działań, to go znajdą, niezależnie w jakim państwie.

W jaki sposób Polska, państwa bałtyckie chciałyby wzmacniać swoje zdolności obronne? Jakie wyzwania przed nimi stoją? Jak to wygląda w zakresie marynarki wojennej?

Tu można oczywiście rozpatrywać każdy kraj z osobna. Każdy kraj ma inny potencjał. W przypadku Polski, jak wiadomo, będzie to spojrzenie bardziej kompleksowe: przez pryzmat potrzeby rozwoju wszystkich rodzajów sił zbrojnych. A państwa bałtyckie, które jednak mają mniejsze możliwości, będą przede wszystkim koncentrowały się na rozwoju wojsk lądowych i to określonych zdolności.

Państwa bałtyckie stawiają głównie na mechanizację wojsk lądowych, zwiększając ich mobilność, ochronę i siłę ognia  poprzez zakupy transporterów opancerzonych czy bojowych wozów piechoty. W ten sposób chcą przekształcić lekką piechotę w cięższe oddziały zmechanizowane. Do tego istotne są różnego typu zdolności ukierunkowane na działania opóźniające, dywersyjne, na przykład poprzez aktywność wojsk obrony terytorialnej. Państwa bałtyckie mają swoje formacje ochotnicze – jak wspomnieliśmy. W przypadku Estonii to Kaitseliit (Liga Obrony), na Łotwie to Zemessardze (Łotewska Gwardia Narodowa, na Litwie KASP (Ochotnicze Siły Obrony Narodowej).

Formacje te koncentrują się między innymi na działaniach przeciwpancernych. Inwestują w wyrzutnie pocisków przeciwpancernych – gdyby rzeczywiście przyszło im się mierzyć z ciężkim sprzętem.

To, co państwa regionu mogłyby robić wspólnie - to myślenie o obronie powietrznej.

Obrona powietrzna to rzeczywiście większa luka w bezpieczeństwie wschodniej flanki i na Bałtyku. Dobre  wiadomości nadeszły niedawno z Litwy – bo otrzymała zamówione z Norwegii naziemne systemy obrony powietrznej, najnowszą wersję NASAMS – wedle terminologii litewskiej średniego zasięgu (w Polsce byłyby zaklasyfikowane jako krótki zasięg).

To krok w dobrym kierunku, ale potrzeba też systemów dalszego, średniego zasięgu – jakimi są na przykład amerykańskie systemy Patriot, które Polska będzie kupowała w Stanach Zjednoczonych. Finowie, Estończycy, Łotysze, Litwini nie mają systemów średniego zasięgu.

Obecnie wygląda to tak, że w państwach bałtyckich jest misja nadzoru przestrzeni powietrznej, która nazywa się Baltic Air Policing. W Szawlach na Litwie i w Ämari w Estonii stacjonuje około 12 myśliwców, które sprawują nadzór nad przestrzenią powietrzną państw bałtyckich. Te nie mają własnego lotnictwa bojowego - nie stać ich na to. Właśnie obrona powietrzna wymaga największych inwestycji.

Jak wygląda sytuacja z dostosowaniem marynarki wojennej, okrętami podwodnymi?

W okres przebudowy i modernizacji marynarki wojennej wkraczają teraz na przykład Finowie, którzy zbudują cztery nowe okręty – wielozadaniowe korwety – za około 1,2 mld euro. Z koli Norwegia planuje zakup nowych okrętów podwodnych we współpracy z Niemcami. Te jednak będą służyć na kierunku północnym, arktycznym.

Wiadomo, że nie wszystkie kraje nordycko-bałtyckie będą   inwestować w marynarkę wojenną w tym samym stopniu. Litwa Łotwa i Estonia mają zbyt ograniczony budżet obronny i stąd koncentrują się na wybranych zdolnościach, na przykład do działań przeciwminowych. Ich marynarki wojenne mają odgrywać rolę  pomocniczą wobec sił morskich NATO, co do których państwa bałtyckie mają nadzieję, że w razie konfliktu wpłyną na Bałtyk.

Jaka jest reakcja na szczeblu sojuszniczym na zagrożenia w regionie?

Mimo braków, opisywanych w raportach takich jak ten Jamestown Foundation, należy odnotować, że po 2014 roku w NATO podjęto działania na rzecz wzmocnienia obrony zbiorowej.

Warto zauważyć, że w NATO zmieniło się postrzeganie Rosji i myślenie o wschodniej flance, o naszym regionie.

Rozmieszczone zostały chociażby siły pod wspólną flagą NATO w Polsce i w państwach bałtyckich w postaci batalionowych grup bojowych. U nas jest batalion pod przywództwem amerykańskim, na Litwie niemieckim, na Łotwie kanadyjskim i w Estonii brytyjskim w sile około 1000 żołnierzy każdy.

Na te siły można patrzeć na dwa sposoby. Z jednej strony pojawią się argumenty, że są to niewielkie oddziały, mniejsze niż amerykańska obecność wojskowa na wschodniej flance. Tysiąc żołnierzy nie zmieni sytuacji militarnej kraju takiego jak Polska, o relatywnie dużych siłach zbrojnych.

Natomiast dla małej Estonii, posiadającej jeden w pełni sprofesjonalizowany batalion wojsk lądowych, ten tysiąc żołnierzy NATO podwaja zdolność do szybkiego reagowania na zagrożenia i stanowi znaczne wzmocnienie potencjału obronnego.

Ważne są działania na poziomie ćwiczeń wojskowych. NATO zaczęło znowu testować zdolność do prowadzenia operacji obrony zbiorowej na podstawie Artykułu 5. Miało to miejsce podczas ćwiczeń Trident Juncture w latach 2015 i 2018. To były największe ćwiczenia NATO od - tak naprawdę - 20 lat i zademonstrowały zdolność do przerzucenia znacznych sił na południowy i północny teatr działań.

Poza ćwiczeniami warto zwrócić uwagę na strukturę dowodzenia i sił NATO.

Na szczeblu dowództw NATO sygnalizuje, że będzie odbudowywać zdolność do prowadzenia poważnych wojennych operacji na wschodniej flance. Na podstawie decyzji szczytu NATO z 2018 roku miało miejsce odtworzenie dowództwa atlantyckiego, zlokalizowanego w Stanach Zjednoczonych. To połączone dowództwo morskie ma zabezpieczać przerzut sił z Ameryki Północnej do Europy w razie konfliktu. Dodatkowo w Niemczech powstało połączone dowództwo logistyczne, które ma odpowiadać za sprawne przemieszczanie sił w Europie.

Do tego dochodzą dowództwa związane stricte z regionem Morza Bałtyckiego. W ostatnich latach powstały dwa Wielonarodowe Dowództwa Dywizji – Północ-Wschód w Elblągu i Północ, którego elementy zlokalizowane są w Danii i na Łotwie, w Ādaži, gdzie stacjonują też polscy żołnierze.

Podsumowując, z jednej strony jest jeszcze wiele do zrobienia w zakresie budowy nowych zdolności i przełożenia rozwiązań strukturalnych na praktykę wojskową. Z drugiej jednak sytuacja jest nieporównywalna z tym, co było przed 2014 rokiem.

 

***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

Polecane

Wróć do strony głównej