Trwa wojna Chin i USA o prawdę o pandemii. Tymczasem Chiny wciąż się zbroją, np. w broń hipersoniczną

2020-04-23, 19:14

Trwa wojna Chin i USA o prawdę o pandemii. Tymczasem Chiny wciąż się zbroją, np. w broń hipersoniczną
System rakietowy HQ-2 średniego zasięgu. Foto: Shutterstock / yuyangc

- Rywalizacja Chin i USA rozwija się na wielu polach. Pamiętajmy o tym, czytając gazety, bo ma to przełożenie na życie każdego z nas – gdy mocarstwa kichają, małe państwa mają katar. Podczas pandemii trwa wojna o prawdę, poniżej progu otwartego konfliktu. Jednak ta rywalizacja kontynuowana jest od wielu lat m.in. na poziomie zbrojeń – mówi portalowi PolskieRadio24.pl dr Tomasz Smura z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.


Powiązany Artykuł

pap_20191001_06N (1).jpg
CHINY ADAPTUJĄ DOKTRYNĘ ROSJI. OFICJALNIE SIĘ DO TEGO NIE PRZYZNAJĄ

CZYTAJ TAKŻE: "5G TO WYBÓR GEOPOLITYCZNY, CHODZI O BEZPIECZEŃSTWO PAŃSTWA" >>>

W czasie pandemii, jak podkreślił ekspert, ma miejsce swego rodzaju podprogowa wojna o prawdę dotyczącą pochodzenia pandemii i odpowiedzialności za nią. Chiny starają się za wszelką cenę zrzucić z siebie tę odpowiedzialność.

- Amerykanie jasno i wprost mówią to, co dla wielu jest oczywistością. Mówią o tym, że ten kryzys zaczął się w Chinach, w dużej mierze chińskie władze w dużej mierze go spowodowały – dodaje dr Tomasz Smura, analityk Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.

CZYTAJ TAKŻE: RÓŻNICA POTENCJAŁÓW CHIN I USA JEST DUŻA. W CHIŃSKIM TELEFONIE NIE MA WIELE MYŚLI TECHNICZNEJ >>>

Jednak rywalizacja Chin i USA dotyczy wielu pól, a kontynuowane są przez cały czas działania w sferze militarnej. Jak mówi ekspert, Chiny starają się rozbudować flotę, ciągle jeszcze dość przestarzałą, starają się rozbudować arsenał lotniczy, gdzie napotykają problemy technologiczne.

Powiązany Artykuł

pap_20191001_0AK (1) (1).jpg
Ekspert PISM: Chiny najszybciej modernizują arsenał nuklearny; robi to także Rosja

CZYTAJ TAKŻE: "Ścisłe kierownictwo partii Chin biznes rodzinny, układ rodzinny. Nie ma mowy o merytokracji, nagrodach za zasługi" >>>

Więcej w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: Na tle pandemii dochodzi do wielu spięć w relacjach USA i Chin. Widać też sygnały konfrontacji na polu militarnym – mowa jest o zwiększonej aktywności na Morzu Południowochińskim, nowy raport Departamentu Stanu wspomina o możliwych chińskich próbach atomowych, na nuklearnym poligonie Lob Nor.  Czy w czasie pandemii konfrontacja czy rywalizacja USA i Chin wchodzą w nową fazę?

Dr Tomasz Smura, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego:  Od dobrych kilkunastu lat, a w jeszcze większym stopniu od kryzysu 2008 roku, Stany Zjednoczone zdają sobie sprawę, że nie tylko one mają aspiracje do globalnego przywództwa. Niektórzy określają to, jako hegemonię, dominację. A niektórzy nawet twierdzą, że już straciły tę pozycję.

Tych jest chyba jednak mniejszość i mają mniej argumentów?

Stany Zjednoczone przynajmniej od II wojny światowej zapewniały to, że mieliśmy wolny handel, swobodę wymiany gospodarczej, gwarantowały istnienie międzynarodowych instytucji finansowych, takich jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Wreszcie, miały najpotężniejszą na świecie armię.  Ich pozycję próbował podważać jednak Związek Radziecki, jednak USA wyszły z konfrontacji zwycięsko, m.in. dzięki dostępowi do kredytów czy zasobów finansowych z Bliskiego Wschodu. USA zachowywały przez dziesiątki lat uprzywilejowaną pozycję.

W międzyczasie Chiny przeszły szereg reform, wzrost gospodarczy wynosił tam nawet kilkanaście procent rocznie. Chiny wzmacniają się też militarnie – być może za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat potencjały się wyrównają, oczywiście, jeśli obecne tendencje zostaną zachowane. Polityka międzynarodowa ma to do siebie, że jest dość zmienna. Na przykład: nikt nie przewidział wybuchu pandemii.


Powiązany Artykuł

Chiny partia 1200
Ekspert:statystyki dotyczące zachorowań zmieniano w Chinach na różne sposoby i wielokrotnie

Może ona wszystko zmienić.

To prawda. Jednak jeśli wrócić na razie do tendencji do czasu pandemii, Stany Zjednoczone zdały sobie sprawę, że jeśli chcą utrzymać uprzywilejowaną pozycję na arenie międzynarodowej, muszą w jakiś sposób odnieść się do sprawy chińskiej.

Delikatne sygnały pojawiły się już za prezydenta George Walkera Busha (2001-2009). Sygnalizował on zwrot ku Azji i Chin. W międzyczasie jednak doszło do ataku na World Trade Center, uwaga Waszyngtonu przeniosła się na Bliski Wschód.

Uwaga USA z powrotem zakotwiczyła się na Dalekim Wschodzie za kadencji prezydenta USA Baracka Obamy, wówczas miał miejsce słynny tzw. pivot w kierunku Azji i Pacyfiku. Powstała nowa strategia pacyficzna USA.

To, co dzieje się za Donalda Trumpa – to kontynuacja, choć może nieco bardziej zintensyfikowana w sferze werbalnej. Amerykanie obecnie mówią o problemie chińskim w sposób bardziej otwarty niż poprzednia administracja.

Tendencja jest ciągle taka sama. Amerykanie bardzo jasno zadeklarowali, co z ich punktu widzenia stanowi problem.

Na czym zatem zasadza się z ich perspektywy zagrożenie?

To stwierdza amerykańska Strategia Bezpieczeństwa Narodowego z 2017 roku, Strategia Obrony i szereg innych dokumentów. Zapisano w nich, że dla Stanów Zjednoczonych obecnie największym problemem w skali bezpieczeństwa są Chiny i wzrost chińskiej potęgi.

Z tego źródła rywalizacji biorą początek inne procesy, m.in. wojna gospodarcza. Stany Zjednoczone starały się wzmocnić swoją gospodarkę, bazę ekonomiczną, żeby była w stanie długofalowo sprostać wyzwaniu chińskiemu. Stąd amerykańska presja na zmniejszenie deficytu handlowego w relacjach z Chinami, ale też z sojusznikami. Dlatego dotyczy to także Japonii i Unii Europejskiej.

Trzeba tu zauważyć, że Chiny bynajmniej nie były nastawione partnersko w relacjach handlowych – wystarczy spojrzeć na skrajnie niekorzystny dla ich partnerów bilans handlowy.

Tak, co więcej, widzimy też rywalizację USA- Chiny w innych tzw. miękkich obszarach. To na przykład rywalizacja w kwestii m.in. pandemii. Trwa tutaj wojna hybrydowa, wojna poniżej progu otwartego konfliktu. Obie strony walczą o sferę prawdy.

Amerykanie jasno i wprost mówią to, co dla wielu jest oczywistością. Mówią o tym, że ten kryzys zaczął się w Chinach, w dużej mierze chińskie władze w dużej mierze go spowodowały. Amerykańska administracja idzie nawet dalej – niedawno sekretarz stanu USA Mike Pompeo udzielił wywiadu jednej z amerykańskich telewizji. Mowa była w nim o laboratorium, które zajmuje się mikrobiologią w pobliżu Wuhanu. Jest bowiem teza, że wirus mógł wydostać się z jednego z chińskich laboratoriów i Chińczycy po prostu próbowali to zamaskować.

O tym laboratorium pisał wcześniej dziennik „Washington Post”. Dziennikarze przekazali informacje o depeszach amerykańskich dyplomatów, którzy odwiedzili laboratorium w Wuhanie (Wuhański Instytut Wirusologii). Instytut posiada najwyższej klasy światowy atest BSL-4, zajmował się badaniem koronawirusów. Jednak dyplomaci USA, których zresztą zaproszono do zwiedzenia laboratorium, byli tak przerażeni standardami bezpieczeństwa tam panującymi, że ostrzegli, iż stanowi ono zagrożenie wybuchem pandemii typu SARS. Doradca prezydenta Donalda Trumpa Peter Navarro powiedział zaś w telewizji ”Fox News”, że ognisko znajdowało się niedaleko owego laboratorium i że Chiny powinny udowodnić, że wirus nie wydostał się z tego laboratorium.

Amerykański sekretarz stanu i obrony domagają się od Chin, by ujawniły pełną prawdę o tym, co się stało. Trwa zatem walka w sferze propagandowej.  Z drugiej strony Chińczycy nie zostają z tyłu.

Próbują odwrócić uwagę od swojej odpowiedzialności za bieg wypadków?

Chińczycy próbują przekonywać, że choć wirus wykryto w Wuhanie, to może nie pojawił się w Chinach, tylko mógł się pojawić wszędzie, może i pojawił się w USA. To klasyczna walka o sferę odpowiedzialności.

Jest to stwierdzenie trudne do obrony. Nawet gdy zostawimy na boku budzącą wiele pytań, swoją drogą, kwestię laboratorium - gdyby władze Chin nie ukrywały wirusa na początku pandemii, pewnie na całym świecie mielibyśmy obiektywnie inną rzeczywistość.

Naukowiec tak by to przedstawił, natomiast politycy, czy to w Chinach, czy wielu w USA, starają się przedstawić sytuację tak, żeby pasowała do tezy.  Mamy tu do czynienia z wojną propagandową.  

Z wojną bez użycia militariów… Ale praca nad militariami trwa. Pojawiły się jednak doniesienia o możliwych próbach atomowych o niskiej mocy na chińskim poligonie Lob Nor.

Tak, chodzi o raport Departamentu Stanu. Został on opublikowany kilka dni temu. Departament Stanu jest zobowiązany przez Kongres do przygotowania corocznych raportów w sprawie przestrzegania porozumień dotyczących zbrojeń w odniesieniu do różnych państw świata.

W raporcie są informacje na temat Rosji, Iranu, Korei Północnej, także na temat Chin. Departament Stanu dostrzega problem po stronie chińskiej. Chiny nie są oczywiście związane traktatami ani z 1963 roku (o zakazie prób broni nuklearnej w atmosferze, w przestrzeni kosmicznej i pod wodą, w skrócie ang. Limited Test Ban Treaty , LTBT), ani z 1996 roku o całkowitym zakazie prób z bronią jądrową (ang. Comprehensive Nuclear Test Ban Treaty, CTBT).

Natomiast Chiny nałożyły jednostronnie moratorium na takie próby – zadeklarowały przed społecznością międzynarodową, że choć nie są związane traktatami, nie będą podejmować takich prób.

A tymczasem Departament Stanu wskazuje, że takie próby mogą się w Chinach odbywać. Są trudne do rozpoznania – i Departament Stanu, przynajmniej w jawnej części raportu, bo nie wiemy, co wpisano w tajnej – nie wskazuje, że wie, ile i jakich prób było przeprowadzonych, w jakim zakresie.

Natomiast są uzasadnione podejrzenia, że Chińczycy prowadzą próby głęboko pod ziemią, w kapsułach redukujących ruchy sejsmiczne po ewentualnej próbie jądrowej.

To element szerszego kontekstu. W obszarze rozbrojeniowym jest bardzo gorąco. Jak wiemy, np. Stany Zjednoczone wyszły z traktatu INF (Treaty on Intermediate-range Nuclear Forces, INF Treaty) o całkowitej likwidacji pocisków balistycznych pośredniego zasięgu.

Stało się tak w związku z nieprzestrzeganiem traktatu przez Rosję.

Tak, niemniej USA deklarują powrót do negocjacji ws. ożywienia traktatu, jeśli zostanie on rozszerzony o Chiny. W dokumentach strategicznych Amerykanie określili, że priorytetem w zakresie zagrożeń są dla nich Chiny, Rosja jest na drugim miejscu. Stąd też większy nacisk na udział Chin w traktatach rozbrojeniowych.

Negocjowany jest także nowy układ START. Rosjanie domagają się, by przedłużyć go bezwarunkowo, natomiast USA chcą, by objąć nim nowe zakresy broni, w tym broń hipersoniczną. Jest ona także intensywnie rozwijana przez Chiny.

Traktat ten, z perspektywy USA, powinien więc w najlepszym wypadku objąć również Chińską Republikę Ludową. Trzeba jeszcze poczekać na oficjalne stanowisko USA w tej sprawie.

Te wszystkie kwestie są jednak elementem większej całości, wynikającej z priorytetów strategicznych USA.

Chiny rozwijają broń hipersoniczną – i inne nowe rodzaje broni?

Chiny bardzo intensywnie modernizują swoje siły zbrojne. W tym momencie jeszcze nie jest to poziom wydatków USA na obronność – obecnie to około połowy budżetu obronnego Stanów Zjednoczonych.

Jednak w Chinach wciąż są niższe koszty pracy i dość szybko skracają dystans w wielu aspektach. W pewnych kwestiach potrwa to dłużej - Amerykanie rozwijają jednak pewne technologie od II wojny światowej, a Chinom trudno nadrobić to z roku na rok.

Niemniej jednak rozwój zbrojeń w Chinach jest bardzo szybki. Kładą duży nacisk na flotę, budowane są nowe okręty. Chińska marynarka zbliża się – jeśli chodzi do ilość jednostek – do US Navy – w dużej mierze na razie dysponuje jednak okrętami starszymi generacyjnie. Jednak są obszary, gdzie okręty obu stron są na podobnym poziomie – w obszarze niszczycieli czy fregat standardy się wyrównują.

Chiny prowadzą program lotniskowcowy. Zbudowały już dwa lotniskowce na bazie starszych radzieckich konstrukcji, aczkolwiek Chińczycy pracują też nad własnym rozwiązaniem – bardziej nowoczesnym.

Trwają też zaawansowane prace w zakresie balistyki. Chiny mają przewagę nad USA, bo te objęte były limitami traktatu INF. Przez kilkadziesiąt lat nie mogły produkować pocisków z zasięgiem z 500-5500 km, czyli pomiędzy zasięgiem taktycznym a zasięgiem kontynentalnym. Chiny nie miały takich obostrzeń i stworzyły szereg takich pocisków, które mogą razić amerykańskie bazy w Japonii, na Guam, amerykańskich sojuszników, na przykład Tajwan. Tajwan pozostaje wysoko na liście priorytetowych obszarów dla chińskich sił zbrojnych. Widzimy, że Chiny bardzo szybko rozwijają potencjał.

W przypadku broni hipersonicznej chodzi o pociski mogące poruszać się z bardzo dużą prędkością, mogące manewrować w czasie lotu. Bardzo trudno je przechwycić przez obronę antybalistyczną – być może jest to nawet niemożliwe. W Departamencie Obrony trwają prace nad stworzeniem odpowiednich systemów, przechwytujących takie pociski.

Rywalizacja jest wielopoziomowa.

Musimy patrzeć na to bardzo szeroko. Wszystko, co dzieje się teraz w stosunkach amerykańsko-chińskich, ale też szerzej, bo trzeba patrzeć też na działaniach amerykańskich sojuszników, to można porównać w pewnym uproszczeniu do rywalizacji sprzed I wojny światowej.

Chodzi o rozległość obszaru zaangażowanych w ten spór.

Konfrontacja w Europie sprzed i w czasie I wojny światowej  miała wpływ na cały świat, dotyczyła też m.in. ludności w odległych koloniach europejskich. Nawet bardziej wyraźne było to w czasie zimnej wojny między USA i ZSRR.

Mamy obecnie konfrontację na poziomie globalnym między dwoma mocarstwami – gdy one kichają, cały świat ma katar.  Nas w Polsce to także dotyczy – i to w zupełnie prozaicznych obszarach życia. Warto czytając gazety, patrząc na bieżące wydarzenia, mieć to w głowie, że zapewne będą w jakimś stopniu dotyczyć polskiego kontekstu.

Możemy jeszcze wspomnieć o lotnictwie Chin.

Próbują skracać dystans do Stanów Zjednoczonych, pracują nad samolotami piątej generacji J-20. Informacje na ten temat nie do końca są jawne. Analitycy zachodni stwierdzają obecnie, że są to konstrukcje gorsze jakościowo niż amerykańskie i Chińczycy mają tutaj sporo problemów, znanych od lat, m.in. w kwestiach silników lotniczych. Lotnictwo chińskie obecnie jest przestarzałe, ale to się zmienia. Chiny starają się w tym zakresie nadrabiać dystans technologiczny, ale ilościowo mają przewagę, tak jak na wielu polach.

A potencjalne miejsca, gdzie mogłyby wywiązać się prowokacje, incydenty, na poziomie militarnym?

Miejmy nadzieję, że nic takiego się nie wydarzy w najbliższej przyszłości. Wierzę w racjonalność przywódców, którzy zdają sobie sprawę z ryzyka, jakie się z tym wiąże. Aczkolwiek nigdy nie można tego wykluczyć. Obszary szczególnie narażone na ryzyko to Morze Południowochińskie, Morze Wschodniochińskie, Tajwan. Może przez nieszczęśliwy wypadek dojść do eskalacji: wyobraźmy sobie sytuację, że okręt US Navy przepłynie przez obszar, co do którego Chiny roszczą sobie pretensje terytorialne, a takich jest sporo. Nerwowy dowódca chińskiego okrętu może wydać rozkaz, by staranować jednostkę. W taki sposób może dojść do eskalacji.

Przypomnijmy sobie, jak zaczynały się konflikty przeszłości - nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że błaha kwestia może doprowadzić do konfrontacji. Mając na uwadze te ryzyka, pozostaje wierzyć w racjonalność przywódców mocarstw.

Z dr. Tomaszem Smurą z Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

PAP. Stan datowany na maj 2019 roku PAP. Stan datowany na maj 2019 roku

Polecane

Wróć do strony głównej