Miał być gangsterem, został księdzem. Ks. René-Luc mówi o swoim nawróceniu

2019-10-23, 12:38

Miał być gangsterem, został księdzem. Ks. René-Luc mówi o swoim nawróceniu
Ks. René-Luc. Foto: arch. ks. René-Luca

Swojego prawdziwego ojca poznał, gdy był już dorosły. Wychowywał się w biedzie, przy partnerze mamy, który był przestępcą. Widział śmierć i doświadczał przemocy. Ocaliła go rodzina i… gangster z Bronksu. Swoją historię opowiedział portalowi PolskieRadio24.pl.

Przemysław Goławski: Mimo trudnego dzieciństwa, pełnego bólu i przemocy, rozbitej rodziny podkreśla ksiądz, że ocaliła go właśnie siła rodzinnej wspólnoty. Czy rodzina jest dla księdza najważniejsza?

Ks. René-Luc: Na początku rodzina w moim życiu była podzielona. Było nas pięcioro: dwaj starsi bracia z jednego ojca oraz ja i moje dwie siostry z drugiego, który porzucił nas, gdy urodziła się młodsza z moich sióstr. Gdy miałem 10 lat mama spotkała mężczyznę, który był przestępcą. Spędzili ze sobą 4 lata, ale ponieważ on nie stronił od przemocy, dwaj starsi bracia opuścili nas i zaczęli mieszkać ze swoim biologicznym ojcem. Ten bardzo skomplikowany w moim życiu okres źle się skończył. Ojczym na oczach moich i mamy popełnił samobójstwo, strzelił do siebie z rewolweru. To wszystko działo się na kilka miesięcy przed moim nawróceniem. Ma pan zatem rację, gdy nawiązuje do rodziny i mówi o rodzinie podzielonej. W moim przypadku była to rodzina wielostopniowo podzielona. Gdy otworzyłem serce dla Boga, nasza rodzina po części się odrodziła. Przede wszystkim odszukał mnie ojciec, którego nigdy wcześniej nie widziałem, a który kilka lat po moim nawróceniu, postanowił mnie odnaleźć. To prawda - doświadczyłem tego w swoim życiu - rodzina opiera się na Bogu.

Przetrwał ksiądz doświadczenia agresji i przemocy, i otwarcie pisze o tym, co tak bolesne i trudne. W tym doświadczeniu zachowywał ksiądz jedność z siostrami i braćmi, z rodzeństwem przyrodnim. Co podpowiedzieć tym wszystkim, którzy są w rodzinach rozbitych, podzielonych, czy jak teraz się mówi - patchworkowych? Jak to wszystko dopełnić, gdy wzrasta się w takiej rodzinie?

Powiązany Artykuł

shutterstock_415695742 rodzina 1200.jpg
"Małżeństwo nie jest przeżytkiem, warto podjąć tę drogę"

Oczywiście nie mogę się wypowiadać za wszystkie rodziny, bo tyle ich jest i każda ma inne przeżycia. Chcę jednak powiedzieć, że w naszej rodzinie nie przyjmowaliśmy pewnych zwrotów, a przede wszystkim nie godziliśmy się na to, by mówić o nas, że jesteśmy braćmi przyrodnimi. Sprawa jest dość złożona, słuchacze najlepiej ją zrozumieją, jeśli przeczytają moją książkę "Serce pełne Boga". Było nas pięcioro, ale jeśli dobrze policzyć, to ojców było trzech. To, co cechowało nasze wzajemne stosunki to wspólna matka. To było dla nas najważniejsze. Matkę mieliśmy jedną. Dzisiaj łatwo natrafić na rodziny, w których sprawy są jeszcze bardziej złożone, bo nie tylko wielu jest ojców, ale również kilka matek. Być może to, co udało nam się dobrze przeżywać, w innych rodzinach, w których te podziały są jeszcze silniejsze, nie jest możliwe. Rzecz jasna zawsze to, co łączy, co pozwala wspólnie przeżywać życie, jest lepsze od tego, co dzieli.

Dorastanie, nieobecność ojca, pragnienie i poszukiwanie prawdy – to bardzo skomplikowane procesy. Co wtedy ksiądz czuł jako młody chłopak?

Gdy byłem młodzieńcem, nie stroniłem od przemocy. Jedynym wzorem dorosłego mężczyzny, który znałem, był ten gangster, przestępca, który związał się z moją mamą. Byłem świadkiem, jak podnosi rękę na moją matkę, zdarzało się to często. Po jego samobójstwie żyłem na ulicy. Przepadałem za dziewczynami, jeździłem motocyklem, uprawiałem sport, sam zacząłem być niebezpieczny dla swojej własnej matki. Ale właśnie wtedy doszło do ważnego spotkania między moją mamą a pewną panią, która zaprosiła ją na spotkanie z byłym gangsterem. Mama wiedziała, że moim jedynym punktem odniesienia jest ojciec gwałtownik. I chce, bym ja też udał się na to spotkanie, bym spotkał się z mężczyzną, który przemoc porzucił. Żeby mnie zachęcić do pójścia, powiedziała mi, że tam się dowiem, jak można zostać szefem bandy. Byłem trochę zdziwiony, że mama namawia mnie na taki wykład, ale może właśnie dlatego poszedłem. Gdy ten człowiek opowiadał o swoim życiu, zdałem sobie sprawę, że mówi także o moim. Na zakończenie wykładu, a było to w hali sportowej w Montpellier, gdzie zgromadziło się 2000 osób, ten mężczyzna zwrócił się do słuchaczy z prośbą, by uczynili krok w stronę Boga. Powiedział nam, że jeśli wyjdziemy na scenę, doświadczymy osobowej obecności Boga.

Zrozumiałem wtedy, że Jezus, o którym mówił, to nie jest Jezus z pradawnych czasów. Nie wiem, jak to się stało, ale czułem wyraźnie, że Jezus z jego opowieści, to Jezus dzisiejszy, który dziś może uczynić to samo, co czynił 2 tysiące lat temu. To Jezus, który potrafi skruszyć okowy grzechu, który potrafi naprawić to, co zostało zepsute, który potrafi nam dać nową szansę, pozwolić na nowy początek w naszym życiu. Wszedłem zatem na scenę i przeżyłem bardzo głębokie doświadczenie duchowe. Właściwie znienacka Bóg, Jezus, stał się dla mnie ojcem, wzorem ojca. Powoli wszystkie moje punkty odniesienia, cały układ odniesienia mojego życia się zmienił. Przestałem się wygłupiać z dziewczynami, przede wszystkim przestałem grozić własnej matce, przestałem być chłopakiem ulicy, zmieniłem przyjaciół, zacząłem ich mieć wśród młodych chrześcijan. Kilka lat później spotkałem nawet swojego ojca, który stał się człowiekiem wiary. Chcę powiedzieć, że Bóg odtworzył wzór ojca w moim sercu.

Tym gangsterem z księdza opowieści, który zmienił całe swoje życie, był Nicky Cruz. Czy to nie paradoks, że na początku pojawia się przestępca, który pokazuje zły wzór, a na końcu jest gangster, który pokazuje wzór ojca? Bóg używa paradoksów?

Powiązany Artykuł

wiara modlitwa katolicyzm shutterstock 1200.jpg
"Zabij go albo zmień"

Nie wiem, czy to paradoks, to raczej dobra zbieżność. Marciall, mój ojczym, wskazywał mi drogę przemocy, Nicky Cruz zaś pokazał mi, że przemoc można przezwyciężyć i zbliżyć się do Boga. Miałem zatem wielkie szczęście, że spotkałem człowieka, który wskazał mi drogę lepszego życia, pokazał jak uwolnić się od przemocy. Z powodu, że to wszystko przeżyłem, chętnie jeżdżę po Francji i całym świecie, żeby o tym mówić, żeby spotykać się z młodzieżą, żeby być gościem Polskiego Radia. Bo może - będąc państwa gościem, mogę przekazać coś młodemu człowiekowi, który to usłyszy, sam przeżywając bardzo trudne chwile. Moja opowieść może okazać się dla niego nadzieją i wskazówką, jak stać się świadkiem i przyjacielem Pana Boga.

Spotykam wielu świadków w swoim życiu i ich świadectwa często są niezwykle poruszające. Mogę dać dwa przykłady takich spotkań. Dwie dziewczyny, 17-latki, których ojciec na ich oczach popełnił samobójstwo, też strzelił do siebie z rewolweru. To było dla nich straszne przeżycie, ale dzięki mojemu świadectwu zdołały przezwyciężyć ból, który w nich tkwił. Inne świadectwo to pani, która porzuciła swoje dziecko i wysłuchawszy mnie, zdobyła się na odwagę, by je odszukać. Teraz znów jest jego matką. Historia Nicky'ego spotyka się z moją, krzyżuje się z nią i myślę, że również moja historia może skrzyżować się, spotkać z tym, co przeżyło wielu innych i im pomóc. Zatem, jeśli pan pozwoli, nie paradoks, a zbieżność.

Takich zbieżności nie brakuje, właśnie poprzez spotkania, zbiegi okoliczności, które sprawiają, że można dostrzec światło, impuls do zmiany życia. Takim impulsem staje się także CapMission, miejsce, które założył ksiądz, aby pomagać młodym ludziom. Co można powiedzieć tym, którzy myślą, że w życiu najważniejszy jest bunt, że konieczna jest rewolucja, także przeciwko dorosłym i rodzicom?

Szkoła, o której pan mówi, to szkoła dla młodych ludzi w wieku od 18 do 20 lat. Nasi słuchacze to ludzie, którzy silnie doświadczyli Boga. Przez rok są z nami, uczą się, żeby później być jeszcze prawdziwszymi świadkami Boga w społeczeństwie. Przez ten rok Ci młodzi ludzie starają się też być jak najbardziej obecni w społeczeństwie. Odwiedzają uczniów liceów katolickich w mojej diecezji Montpellier. Oczywiście, to ten wiek, gdy idą do szkół, spotykają jeszcze młodszych od nich ludzi, którzy przeżywają bunt, niezgodę, spory. Trochę nam o to chodzi, żeby ci młodzi ludzie nie mieli po drugiej stronie starszych nauczycieli, lecz właściwie swoich rówieśników, w których mogą się rozpoznać.

Nie możemy żądać od młodych ludzi, by nie przeżywali kryzysu wieku dojrzewania, ale możemy postarać się, żeby na swojej drodze napotkali wzory, które do nich przemówią. Patronem naszej szkoły jest Jan Paweł II i chcę przywołać jedną z jego wielkich myśli: najlepszymi apostołami młodych są młodzi. Sposobem, żeby młodzi przezwyciężyli kryzysy, które przeżyli i będą przeżywać, jest sprawić, żeby mogli spotkać młodych, którzy już sobie z tym poradzili.

Kościół poszukuje drogi dotarcia do młodego pokolenia, do tych, którzy jeszcze nie przeżyli osobistego doświadczenia związanego z wiarą, z osobą Chrystusa. W jaki sposób, oprócz świadectwa rówieśników, może do nich dotrzeć?

Pozwólmy Duchowi Świętemu, by nie przestał być twórczy. Jest wiele sposobów i wiele środowisk. Kilkoma tymi sposobami się posługuję. Na przykład jako 17-latek - a trwało to przez kilka lat - byłem w zespole muzycznym i tą muzyką, którą graliśmy, staraliśmy się również ewangelizować. Kiedy byłem trochę starszy, w wieku 26 lat, stałem na czele objazdowego cyrku, który też ewangelizował. Ostatnio korzystam z nowych środków komunikacji, na Youtube miałem 800 tysięcy wyświetleń. Czym się tam zajmuję? Także ewangelizacją. W moich najbliższych planach jest sfilmowanie sztuki, którą przygotowaliśmy. To tekst teatralny o cierpieniu młodych. Staram się stale o to, by to nie były moje pomysły, a w każdym razie by jak najmniej było z tego, co owszem moje, ale nie natchnione przez Ducha Świętego. W myśl zasady "I do my best, Jesus do the rest", "Robię, co mogę, Bóg czyni resztę".

Opowiada ksiądz w swojej książce, że prawdziwa siła płynie z nawrócenia, ale pisze także o wydarzeniach, które tę moc mogą nam podarować. Czytamy o spotkaniach wspólnot, które rodzą się we Francji, o duszpasterzach, którzy zasłynęli na całym świecie, a pochodzą z księdza ojczyzny. Dziś we Francji mówi się wprost o dużym kryzysie wiary. Jaka może być przyczyna tego, że sytuacja tak się odwróciła i co można zrobić, żeby wiara rozkwitła na nowo nie tylko we Francji, ale i innych miejscach świata?

Powiązany Artykuł

pap notre dame 1200.jpg
Pół roku po pożarze Notre Dame. Rusza najtrudniejsza część prac

Wydaje mi się, że o Francji myśli się za granicą zbyt krytycznie. Mam czasem wrażenie, że z powodu pożaru katedry Notre Dame, za granicą myśli się, że cała katolicka Francja płonie. Rzecz jasna laicyzacja we Francji to zjawisko, które liczy sobie 200 lat, ale wzajemne stosunki państwa i Kościoła nie są wcale tak jednoznaczne. Rewolucji wydawało się, że nad wszystkim zapanowała, ale wedle niektórych historyków Kościół zyskał, a nie stracił. To naprawdę złożona sprawa. Pamiętamy, że papieże długo nazywali Francję najstarszą córą Kościoła. Nie chodziło o to, by Francuzom powiedzieć "jesteście wspaniali, bądźcie dumni". Dobrze znam historię i chcę jeszcze raz powiedzieć, że historia Kościoła we Francji i stosunków państwo-Kościół jest o wiele bardziej złożona, niż to się dzisiaj za granicą wydaje.

W Paryżu odbywa się kongres misyjny. Jego założycielem jest mój przyjaciel, z zawodu architekt. Kongres odbywa się raz w roku. Chodzi nam o to, by odbywał się w weekend najbliższy świętu patronki misji, św. Teresy. Trzy lata temu uczestników tego kongresu było 700, rok temu już 2000, a w tym roku to 5000 osób. Razem z nami postanowiło się spotkać 8 biskupów, 300 księży – to jest dla tych, którzy są przekonani, że Francja to tylko laicyzacja, dość uderzające. Wiara nie jest tradycyjną, ludową, coraz więcej jest zaś chrześcijan, którzy gorąco przeżywają wiarę i czynnie uczestniczą w dziełach misyjnych. Być może moje ostatnie słowa pozwolą Państwu mieć nieco więcej nadziei, co do przyszłości biednego Kościoła we Francji.

Ta nadzieja jest i jest ona bardzo potrzebna, a mówiłem o Francji jako przykładzie w świecie, który zmierza nieuchronnie drogą sekularyzacji i o potrzebie poszukiwania sposobów, by jej przeciwdziałać. Oczywiście są takie budujące wydarzenia we Francji, jak "Manifestacja dla wszystkich", czy ostatni marsz w obronie rodziny w Paryżu, ale jest wiele takich miejsc, które pokazują, że Kościół traci na znaczeniu. Sam papież Franciszek przypomina, że dziś każdy powinien być uczniem-misjonarzem.

Powiązany Artykuł

Francja-demonstracja-invitro-pap-1200.jpg
Paryż: nawet 600 tys. uczestników demonstracji przeciw in vitro dla lesbijek

Wydaje mi się, że nie tylko w walce z ustawami, które nie zawsze nam się podobają, żeby tym zjawiskom, o których pan mówił, się przeciwstawić. Oczywiście jestem bardzo rad tym wszystkim chrześcijanom, którzy manifestują, to wspaniała rzecz, ale poziom polityczny to jedna sprawa. Jest też doświadczenie każdego dania, doświadczenie spotkań z naszymi sąsiadami, z ludźmi żyjącymi w naszym najbliższym otoczeniu. Chodzi o to, byśmy mieli odwagę, żeby mówić o Bogu, gdy spotykamy sąsiada, czy we Francji, czy w Polsce. Może być i tak, że będę chodził na msze, będę nawet nosił krzyż, będę się uśmiechał, ale żeby porozmawiać o Bogu, o wierze z drugim człowiekiem, z sąsiadem? Co to, to nie, nie wypada. Nie znam tak dobrze Polski, jak znam Francję, ale nie wydaje mi się, by tu były wielkie różnice. Z powodu wszechobecności wiary przez tyle czasu wydawało nam się, że ta wiara jest wszędzie. Do tego stopnia jest wszechobecna, że nie należy o niej mówić. Żyliśmy jak chrześcijanie, ale poza tym, czy nasze świadectwo życia zrobi wrażenie na innych, czy nie zrobi żadnego, tego pytania nawet sobie nie stawialiśmy.

Jest takie zdanie Paula Claudela, bardzo ważne dla Kościoła we Francji: nie mów o swojej wierze, jeśli nie zadajesz sobie podstawowych pytań. Staraj się natomiast żyć tak, żeby ludzie zadawali sobie podstawowe pytania. W tym zdaniu jest coś pięknego. Ale jest też coś niebezpiecznego, bo można by odnieść wrażenie, że Claudel nie namawia nas do tego, żebyśmy byli świadkami. Mówi nam: wystarczy być dobrym chrześcijaninem. Jeśli będziemy tak żyć, to ludzie będą zaciekawieni tym, skąd czerpiemy wiarę, a przecież zwłaszcza dzisiaj widzimy, że ludzie żyją w obojętności. Owszem, świadectwo naszego chrześcijańskiego życia to pierwszy etap, już Paweł VI w 1965 roku mówił, że najpierw ma być słowo, a później świadectwo. Trzeba znaleźć sposoby, aby być świadkami wrażliwymi.

Rozmawiał Przemysław Goławski. Wywiad z ks. René-Lukiem będzie można usłyszeć w Polskim Radiu 24 w niedzielę 3 listopada po godz. 23.30.

Polecane

Wróć do strony głównej