Dziękuję to za mało. Felieton Miłosza Manasterskiego

2022-01-03, 14:46

Dziękuję to za mało. Felieton Miłosza Manasterskiego
Ochrona polskiej granicy z Białorusią. Foto: Irek Dorozanski / DWOT/ Flickr

W 2021 granicę polsko-białoruską próbowano nielegalnie przekroczyć blisko 40 tysięcy razy. To wymiar naszego szacunku i wdzięczności dla wszystkich, którzy bronią nas przed hybrydową agresją ze wschodu.

Od kilku lat trwa nasilenie nielegalnej migracji do Unii Europejskiej, przede wszystkim Niemiec, ale także Holandii, Belgii, Francji czy znajdującej się już poza wspólnotą Wielkiej Brytanii. W 2015 roku Węgry doświadczyły prawdziwego przemarszu tysięcy nielegalnych migrantów, którzy poczuli się zaproszeni przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel. Nasi bratankowie zareagowali wtedy stanowczo stawiając wzdłuż granicy południowej solidny płot. Już wtedy było pewne, że tak będzie wyglądać przyszłość zewnętrznych granic strefy Schengen. Pytaniem było tylko, kto i kiedy kolejne zapory będzie musiał budować.

Polska nie była dotąd atrakcyjnym celem dla migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. I to nie tylko z powodu braku takiego wsparcia socjalnego, na jakie można liczyć w RFN czy UK. Migranci wędrują przede wszystkim tam, gdzie istnieją już bliskowschodnie i afrykańskie społeczności muzułmańskie, prowadzące swoje biznesy, meczety. To logiczne - zmierzają tam, gdzie łatwo o kontakty a także jedzenie spełniające normy religijne. Migranci - w większości młodzi mężczyźni, pokonują uciążliwą i często niebezpieczną drogę, aby na miejscu otrzymać pomoc europejskiego państwa i swojej diaspory. Kiedy nowi migranci już zalegalizują swój pobyt i "urządzą" w nowym kraju, na koszt jego gospodarzy na mocy prawa "łączenia rodzin" ściągają do Europy kolejne osoby, które mogą już podróżować w komfortowych warunkach.

Dzisiaj można więc śmiało powiedzieć, że pierwszym krokiem w sprawie obrony polskiej granicy były decyzja podjęta przez rząd Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku. Chodzi o odmowę przyjmowania nielegalnych migrantów z innych krajów Unii według tzw. kwot. Choć rząd Platformy Obywatelskiej twierdził, że chodzi „tylko” o 7 tysięcy migrantów, w istocie mechanizm relokacji miał charakter proporcjonalny. Rząd PO zgodził się wówczas na przyjmowanie przez Polskę proporcjonalnej liczby migrantów ekonomicznych i sam w sobie przyczyniłby się tylko do zwiększenia presji migracyjnej. Gdyby rzeczywiście mechanizm działał, po przyjęciu rocznie tyko 10 tys. relokowanych migrantów, w roku 2022 r. mielibyśmy ich w Polsce co najmniej 60 tys. Każdy z nich miałby prawo do sprowadzenia członków swojej rodziny, co dałoby liczbę rzędu 240-300 tys. osób. Tak duża społeczność migrantów stanowiłaby już poważny magnes zarówno dla kolejnych osób, które chciałby osiedlać się w Polsce, jak i samo w sobie wyzwanie dla porządku i bezpieczeństwa publicznego.

Pamiętamy jeszcze jak wiele odwagi i determinacji potrzeba było wówczas, żeby przeciwstawić się niemal całej Unii Europejskiej, oczekującej, że podzieli się z Polską nielegalną migracją. To się jednak udało i do połowy roku 2021 ten problem był w Polsce kwestią marginalną. Dopiero celowe działania reżimu białoruskiego skierowały strumień cudzoziemców na nasze granice zgodnie ze strategią agresji określaną jako wojna hybrydowa.

Alaksander Łukaszenka realizując zlecenie Kremla – celowo i świadomie zaprzągł państwo białoruskie do współpracy z przemytnikami ludzi. W początkowej fazie osiągnął sukces – oferta przemytu do Unii Europejskiej via Białoruś okazała się bardzo atrakcyjna i spotkała się z dużym zainteresowaniem. Łukaszenka nie przewidział jednak, że na drodze migrantów staną Polacy, przywiązani jak mało który europejski naród do idei obrony terytorium państwowego i swojej kultury. Prawdopodobnie zakładał, że rząd polski ulegnie presji wewnętrznej i międzynarodowej by dostarczonych na polsko-białoruską granicę migrantów będzie przyjmować szerokim strumieniem. Tego zresztą oczekuje nadal wielu artystów, celebrytów, aktywistów, polityków opozycji a nawet księży. Z pewnością taka postawa spotkałaby się także z aprobatą licznych mediów i polityków europejskich, którzy od wielu lat nie chcą postawić tamy nielegalnej migracji, pomimo zagrożeń jakie ona niesie, także dla samych migrujących.

Gdyby Polska nie broniła swojej granicy niebywale wzmocniłaby nielegalne władze Białorusi. Łukaszenka czerpałby profity z transferu migrantów idące w miliony dolarów miesięcznie. W Polsce zaś w obliczu realnego zagrożenia, jakie stanowiłaby wielotysięczna armia migrantów poruszających się po całym kraju, mielibyśmy poważny kryzys polityczny. Pojawiłoby się także poważne zagrożenie terrorystyczne. Zadbałyby o to same służby Łukaszenki, rekrutujące do grup forsujących nasze granice bojowników islamskich. Tylko "wyrywkowa" kontrola 200 osób pragnących azylu w Polsce ujawniła, że 50 osób wśród to ludzie stanowiący zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Wśród nich byli potencjalni terroryści po przeszkoleniu wojskowym w Rosji lub na Bliskim Wschodzie oraz potencjalni przestępcy seksualni. Nasze najgorsze obawy potwierdza także udostępniony w mediach społecznościowych film na którym Białorusini szkolą migrantów jak atakować nożami polską Straż Graniczną.

Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że celem tych ludzi nie jest wcale Polska, więc większość z nich pojechałaby dalej na zachód. Nie jest wielką pociechą, że teoretycznie w Polsce zostałoby na stałe tylko kilkaset osób realnie niebezpiecznych, a pozostali woleliby działać u naszych zachodnich sąsiadów. Zwłaszcza, że niekoniecznie jest to słuszne założenie. Trzeba zauważyć brak entuzjazmu Niemiec do przyjmowania migrantów z rąk Łukaszenki, a nawet pretensje, że w ostatnich miesiącach przez polsko-niemiecką granicę jacyś imigranci w ogóle się przedarli. Można założyć, że gdyby polska granica pozostała faktycznie otwarta dla przemytników ludzi, RFN samo uszczelniłoby granicę polsko-niemiecką. W efekcie spadłby na nas obowiązek zajmowania się sfrustrowanymi migrantami, którzy swoją agresję już raz zaprezentowali dewastując ośrodek straży granicznej w którym przebywali. Do tego doszedłby chaos polityczny i społeczny oraz inspirowane z Kremla akty terroryzmu. Polska pogrążona w wewnętrznych problemach, niestabilna politycznie zdecydowanie ułatwiłaby Rosji decyzję o prowadzeniu działań wojennych na Ukrainie. Na to, że Kreml wciąż się zastanawia waha nad eskalacją konfliktu z Ukrainą, ma duży wpływ fakt, że nie udało się zrealizować scenariusza destabilizacji Polski odgrywającej kluczową rolę w naszej części Europy.

Postawa polskiego państwa odgrywa dzisiaj ważną rolę dla funkcjonowania całego regionu, a nawet całej Unii Europejskiej. Trwające od sierpnia zmagania na frontach wojny hybdrydowej wygrywamy, choć nie bez kosztów. Ofensywa dyplomatyczna, komunikacja z NATO i KE, wsparcie dla państw bałtyckich zaowocowały przyjęciem naszej optyki i co najmniej deklaratywnym wsparciu wspólnotowe i międzynarodowe instytucje. W przypadku Wielkiej Brytanii i Estonii to wsparcie ma także postać żołnierzy wspierających nasze działania obronne.

To duże osiągnięcia rządu, na które jednak w znacznej mierze zapracowała polska Straż Graniczna, Wojsko Polskie i Policja Państwowa. Każdy wykonał swoje zadania, najlepiej jak mógł. Państwo polskie, wbrew obawom, działa sprawnie i jest dzisiaj stabilizatorem całego regionu.

Nie ma takich słów, które wystarczą za podziękowania dla naszych mundurowych. To oni opierali się prowokacjom, wytrzymali presję działających przeciwko nim białoruskim pogranicznikom stosującym całe spektrum narzędzi od oślepiających laserów, po granaty hukowe, przez płacz dzieci z głośników. Przetrzymali lawiny lecących w ich stronie kamieni, wycelowaną w ich stronę broń, groźby i obelgi zza drugiej strony granicy. Gdyby nie spokój i opanowanie naszych służb, działania hybrydowe mogłyby przekształcić się już w gorący konflikt graniczny, który byłby przyjęty z satysfakcją tak w Mińsku jak i w Moskwie. Obrońcom granic przyszło również mierzyć się z zagrożeniem wewnętrznym – hejtem w internecie, dezinformacjom, wulgarnym atakom polityków i artystów, obrażaniu ich przez aktywistów i prowokacjom mediów. Profesjonalizm i oddanie ojczyźnie polskich obrońców granicy okazało się godne podziwu. Z jednym wyjątkiem – niejakiego Emila Cz., czarnej owcy polskiego wojska, nieprzyjemnego i godnego potępienia przypadku zdrady własnego narodu.

Sukcesu jeszcze nie świętujemy, mimo odwrotu znacznej części migrantów i ograniczenia działań hybdrydowych. Reżimy rosyjski i białoruski nie upadły. Kreml dostosowuje środki do swoich celów. Musimy być gotowi na nowe scenariusze pisane cyrylicą. Po dramatycznym roku 2021 powinniśmy jednak przede wszystkim powiedzieć dziękuję wszystkim służbom, które zadbały o nasze bezpieczeństwo. Bez ich poświęcenia i determinacji rok 2022 witalibyśmy dużo w gorszych nastrojach i z ogromną niepewnością czekając kolejnych dni.

Miłosz Manasterski

Polecane

Wróć do strony głównej