"Wojna pokazuje nam, że można wszystko przetrwać". Sylwia Winnik o Bożym Narodzeniu w czasie wojny

2020-12-06, 11:15

"Wojna pokazuje nam, że można wszystko przetrwać". Sylwia Winnik o Bożym Narodzeniu w czasie wojny
ksiazkowe_mysli/instagram. Foto: ksiazkowe_mysli/instagram

"Moc truchleje" to zbiór wspomnień o Bożym Narodzeniu spędzonym w obozach koncentracyjnych, więzieniach Gestapo, na Syberii i wszędzie tam, gdzie wojenna zawierucha zaprowadziła bohaterów. Autorka książki opowiedziała w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl o nadziei nawet w najtrudniejszych czasach oraz o sile, jaką niesie "magia Świąt".

Izabela Tomaszewska (portal PolskieRadio24.pl): Świetny tytuł. Czy faktycznie jest tak, że każda zła moc drży ze strachu przed dobrem, jakie niesie Boże Narodzenie?


Czuję w głębi serca, że tak właśnie jest. Przekonanie o tym wyniosłam z domu. Każde święta spędzaliśmy wspólnie z moimi dziadkami. Od nich zbierałam wszystkie niesamowite wartości związane z Bożym Narodzeniem. O truchlejącej mocy często mówiła babcia. To właśnie jej słowa utkwiły mi w pamięci, podkreślając to, że Boże Narodzenie ma nieść ze sobą przesłanie, że powinniśmy być zawsze i każdego dnia lepsi. W książce, nie bez powodu, przywołuję cytat ze znanej pastorałki, stawiając pytanie, czy rzeczywiście jest tak, że w ten jeden dzień w roku gasną wszystkie spory. Czy w ten dzień zła moc sama truchleje, czy dzięki temu, że sobie to powtarzamy, to naszymi dłońmi może rzeczywiście dziać się dobro? Zastanawiałam się podczas pisania tej książki nad tym, czy przypominamy sobie o tym przesłaniu tylko w święta, czy też pamiętamy o tym na co dzień. To jest najważniejsze. Ta książka też taki przekaz ma nieść, że powinniśmy dbać o siebie nawzajem nie tylko w czasie Świąt.

Powiązany Artykuł

1200_choinka_shutterstock.png
Pomóż potrzebującym. Rusza kolejna edycja akcji "Razem na Święta"



W opowieściach z czasów wojny skupiamy się raczej na dramatycznych przeżyciach. A tu kolędy, opłatek. Rzeczywistość nieprzystająca do tego, co dzieje się na froncie, czy w polityce. Trudno było znaleźć bohaterów, którzy o tym opowiedzą i otworzyć ich na opowieści?

W tym temacie było mi o tyle łatwiej, że nie było klucza, że mają to być na przykład tylko osoby, które przebywały w Auschwitz Birkenau, czy na Pawiaku, jak w mojej ostatniej książce, czy jeszcze w innym miejscu odosobnienia. Jedynym kluczem, który łączył bohaterów, było Boże Narodzenie. Tak naprawdę każda osoba, która pamięta wojnę, mogłaby mi opowiedzieć swoją historię. Nie musiałam też bardzo namawiać bohaterów do wspominania. Oni sami czuli taką potrzebę.

Jakby nie patrzeć, rzeczywiście, kiedy mówimy o wojnie, przychodzi nam na myśl to, co traumatyczne, co niesie za sobą smutek, rozłąkę, czy śmierć. W książce "Moc truchleje" czytelnicy znajdą oczywiście dramat wypływający z wojny, bo są to historie, które rozgrywają się zarówno w obozie koncentracyjnym, jak i w więzieniu Gestapo, czy też na Syberii. Boże Narodzenie ma stać się pewnym przełamaniem tego tematu. Ma nieść nadzieję.

Opowieści z czasów wojny są zestawione ze wspomnieniami z czasów sprzed II wojny światowej. Muszę przyznać, że dzięki temu kontrastowi, historie wojenne nabierają jeszcze większego dramatyzmu, ale i pokazują wolę przetrwania. To było celowe działanie?

Dramatyczne historie zestawione są z bajecznymi świętami gdzieś w małej wiosce na Kresach, w kamienicy w Warszawie przed 1939 rokiem. To zderzenie ma jeszcze bardziej podkreślić, że powinniśmy doceniać to, co mamy. Każdego dnia, każdego roku borykamy się z różnymi problemami. Każdy w sercu nosi jakieś swoje smutki. Ta książka ma stać się taką gwiazdką z nieba, która niesie nadzieję. Ma pokazać, że owszem, jest trudno, ale byli ludzie którzy mieli jeszcze trudniej, a mimo to przetrwali, nie ugięli się. Ta książka ma się stać dla nas siłą.

Może okazać się na swój sposób terapeutyczna? Stać się "odganiaczem" złych myśli?

Ze względów osobistych ta książka jest dla mnie pewnym elementem terapii, ponieważ cała ta opowieść wigilijna rozpoczyna się od historii mojej rodziny, mojej babci i prababci. Później następuje moja krótka refleksja o pustym miejscu przy stole. To dlatego, że byłam bardzo związana ze swoimi dziadkami, a nadchodzące Święta będą już bez nich. Mam wrażenie, że potrzebowałam tej książki po prostu jako człowiek, żeby spróbować pogodzić się z ich odejściem. Za wzorem babci, dotarło do mnie, że nie mogę przez cały czas tylko płakać. Powinnam też cieszyć się życiem, bo na pewno nasi bliscy zmarli by tego chcieli. Pisanie tej książki było w pewnym sensie procesem terapeutycznym. Siłą rzeczy czytanie jej dla każdego z nas może stać się nutą pocieszenia.

W książce znalazła się także opowieść twojej rodziny. Czy to znaczy, że każdy może poszukać podobnych w swojej rodzinie i na przykład zapytać babcię o wspomnienia prababci?

Myślę, że tak i to jest bardzo ważne. Kiedy rozmawiam z osobami dojrzałymi, które opowiadają swoje rodzinne historie albo wręcz przeciwnie, z młodymi ludźmi, którzy mówią, że jeszcze żyje ich prababcia, to zawsze zachęcam do spisania historii sprzed lat. Jeśli nie po to, aby je wydać, to po to, aby ten spadek tożsamości rodzinnej pozostał dla kolejnych pokoleń. Warto pamiętać o tym, że te osoby odchodzą. To są ostatni świadkowie II wojny światowej, a także ostatnie osoby, które zostały zmuszone przez życie do tego, aby byli twardzi i żeby radzili sobie z problemami. Sądzę, że my, mając dzisiaj różną technologię, dzięki której wydaje nam się, że jesteśmy bardziej nowocześni i zaradni, nie umielibyśmy sobie tak poradzić jak oni. Oni mieli doświadczenie, wiedzę życiową, a my często zdajemy się właśnie na technologię i to jest zdradliwe.

Z tych wspomnień można bardzo wiele mądrości czerpać dla siebie, dlatego takie książki, nie myślę tylko o swojej, ale o wszystkich wspomnieniach, biografiach, są niezwykle ważne. Powinniśmy z tego wyciągnąć lekcję dla siebie. Tym bardziej jeśli mieliśmy przykłady w rodzinie.

Dostajesz informacje zwrotne od czytelników, że ta książka coś w nich poruszyła, coś zmieniła?

Bardzo dużo dostaję opinii. Sporo osób do mnie pisze. Każdy, kto podzieli się refleksjami, może liczyć na odpowiedź, bo ja naprawdę lubię rozmawiać. Dostaję informacje, że ta książka pozwoliła komuś pogodzić się ze stratą, komuś innemu znaleźć nadzieję, komuś odkryć w sobie siłę. Dla mnie to jest ogromny zaszczyt, że w ogóle czytelnicy wybierają moją książkę, a jeśli jeszcze ona wzrusza albo ktoś będzie mógł z niej coś wynieść dla siebie, to jest dla mnie to największy komplement.

Te nadchodzące Święta też będą na swój sposób wyjątkowe. Na pewno część z nas spędzi je inaczej niż zwykle. Nie chcę wprowadzać nadużycia, ale czy widzisz podobieństwa między świętami opisanymi w książce a tymi nadchodzącymi?

Myślę, że to nie jest żadne nadużycie. Sama o tym myślałam. W pewien sposób nie da się tych sytuacji porównać, bo wiadomo, że wtedy panował głód, ciągły strach i ryzyko utraty życia, rozbicia rodzin. Teraz mamy zupełnie inną sytuację, co nie zmienia faktu, że są to równie trudne i smutne chwile. Nie wszyscy mogą się spotkać, wiele osób straciło pracę, dla wielu te Święta będą znacznie uboższe niż w poprzednich latach. Jest to równie trudna sytuacja, jeśli nie materialnie, czy fizycznie, to psychicznie znosimy ją podobnie. Nie są to tylko moje słowa, ale również bohaterów książki "Moc truchleje".

Jeśli szukamy pocieszenia i nadziei, to ta książka pomiędzy smutnymi wspomnieniami, tę nadzieję niesie. Wojna pokazuje nam, że można znieść wszystko, że można wszystko przetrwać. Myślę, że poradzimy sobie z pandemią i sytuacją covidową, nawet z tymi Świętami, które pewnie będą nieco inne tym razem. Trzeba wierzyć, że kolejne lata będą łaskawsze.

Rozmawiała Izabela Tomaszewska (portal PolskieRadio24.pl)

Polecane

Wróć do strony głównej