"W pełni profesjonalne, sterowane z zewnątrz". Miłosz Lodowski o protestach ws. decyzji TK
Paweł Bączek (portal PolskieRadio24.pl): 22 października Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Jak Pan ocenia tę decyzję?
Prof. Wojciech Roszkowski (nauczyciel akademicki, historyk, autor książki "Bunt barbarzyńców"): Trybunał Konstytucyjny nie mógł inaczej zdecydować. Badając zgodność ustawy z konstytucją, musiał tak orzec. Problemem jest precyzja ustawy. Próba prezydenta, aby doprecyzować kwestię aborcji eugenicznej, wydaje mi się ze wszech miar słuszna. Chodzi o kwestie moralne. Jest również kwestia polityczna - czy był to najlepszy moment na takie orzeczenie TK? Zważywszy na pandemię koronawirusa i możliwe reakcje...
Czytaj także:
Myślę, że władze (bądź Trybunał) nie do końca wyczuły nastroje społeczeństwa. Nałożyło się na to zniecierpliwienie związane z nakładanymi ograniczeniami - szczególnie w młodym pokoleniu.
Fakt, w szczytowym momencie na ulicach Warszawy protestowało ok. 100 tys. osób.
Stało się, wyległy ogromne tłumy. Myślę jednak, że zrzucanie winy na Trybunał czy rząd za to, że doszło do takich protestów, jest błędne - nieproporcjonalne do tego, co się stało. Zwłaszcza patrząc na sposób, w jaki zareagowali przywódcy tego buntu. Chwycili okazję, aby spróbować obalić rząd. Jest to oczywiste, jeśli popatrzymy na deklaracje niektórych liderów.
To jest bunt barbarzyńców. Barbarzyńcą jest człowiek, który nie tylko używa wulgarnych słów publicznie, ale przede wszystkim prowokuje ogromne zagrożenie dla życia i zdrowia społeczeństwa. Dzisiaj widzimy dokładnie, jak te masowe demonstracje zwiększyły ilość zachorowań na koronawirusa. Myślę, że te panie, które nawoływały i organizowały protesty, ponoszą moralną odpowiedzialność za to, co się w tej chwili dzieje.
Blokada ulic, agresywne hasła, marsz na Sejm. Kolejna odsłona Strajku Kobiet
Uważa Pan, że protesty były sterowane, że nie były oddolnym ruchem społecznym?
Tak, te demonstracje były organizowane, widać to po całym osprzęcie, z którego korzystano. To się nie dzieje z minuty na minutę. Wiele elementów, z których korzystano, musiało być wcześniej przygotowanych.
To jest barbarzyństwo - protestowanie w takiej formie przeciwko orzeczeniu, które w gruncie rzeczy jest słuszne. Można się zastanawiać nad czasem, w którym orzeczenie TK zostało ogłoszone i brakiem precyzji.
Moim zdaniem, aborcja eugeniczna na dzieciach z zespołem Downa jest niedopuszczalna. W przypadku dzieci, które są w stanie letalnym, może to być zagrożenie dla życia i zdrowia matki. Odczucia matek mogą być w takim wypadku bardzo drastyczne - trzeba dbać o ich zdrowie. Trzeba jednak zawsze pamiętać, że życie jest życiem od chwili poczęcia.
Jednak protesty w czasie pandemii, w takiej postaci i w takim celu, są ze wszech miar naganne.
Jak wiemy, decyzja Trybunału Konstytucyjnego opierała się na art. 38 Konstytucji, który chroni prawnie każde życie - od poczęcia do naturalnej śmierci. Jak Pan ocenia jednak osoby, które niejako dowodzą tym strajkiem? Marta Lempart, Klementyna Suchanow… Czy mogą one być przez kogoś podstawione i realizować misję obalenia rządu, a nie tak jak na początku, tylko ochrony praw kobiet?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie ma dowodów na to, o czym Pan mówi. Niezależnie od tego, czy są to samozwańcze przywódczynie, czy "wypchnięte" przez kogoś, nie zwalnia ich to z odpowiedzialności za to, co się stało, czyli wzrostu zachorowań. Widać bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy między tymi zjawiskami. Te panie powinny za to ponieść odpowiedzialność prawną.
Protesty Strajku Kobiet przyciągnęły bardzo wiele młodych osób - uczniów, studentów. W jaki sposób dotrzeć do tego pokolenia z innym przekazem? Szacunku do życia, do wartości, do wiary katolickiej… Szkoły promują w pewnym sensie liberalno-lewicową ideologię, wykorzystują to również media i celebryci.
Obraz tych demonstracji jest rzeczywiście ponury. Myślę jednak, że pewna część młodzieży przyłączyła się do tego protestu, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi. Pocieszam się tą myślą, bo widać było sceny wspólnych zabaw, wygłupiania się… Natomiast ci bardziej świadomi, którzy nieśli te hasła, wiedzieli, co robią.
To prawda, że stan umysłów młodego pokolenia okazał się bardzo niedobry. To efekt tego, że wychowanie domowe stało się dosyć problematyczne. Rodzice bardzo dużo pracują, nie mają czasu na poważne rozmowy z dziećmi, a czasem sami nie potrafią się określić, w sprawie tak delikatnej, jak aborcja.
Szkoły, jak Pan słusznie zauważył, są stopniowo opanowywane przez lewicową ideologię. To dotyczy również w dużej mierze - co jest zaskakujące - szkół, które mienią się katolickimi. Tam też do drzwi stuka ta ideologia i czasami jest wpuszczana. Może nie w takiej formie i nasileniu jak w szkołach publicznych, ale też się to zdarza. Wydaje mi się, że pod tym względem, stan polskiego szkolnictwa jest fatalny.
Młodzież pobiera informacje i wzory postępowań z mediów społecznościowych, nie z domu czy ze szkoły. To zjawisko tylko narasta. Myślę, że w ten sposób jest przekazywany ten "zarazek" lewicowości. Poza tym, młode pokolenie z natury nastawione jest buntowniczo. Buntuje się przeciwko rodzicom, przeciwko nauczycielom.
Protesty Strajku Kobiet wyraźnie osłabły. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie został jeszcze opublikowany. Co będzie dalej?
Myślę, że rządzący wychodzą z założenia poważnej odpowiedzialności za Polskę. To było widoczne jeszcze wiosną, kiedy nastąpiły bardzo drastyczne ograniczenia i zapobieżono wybuchowi pandemii. Rząd robi, co może. Jednocześnie nie dotyka wrażliwej kwestii aborcji, aby uspokoić sytuację i zapobiec dalszemu gwałtownemu wzrostowi epidemii. Trzeba jak najszybciej zahamować rosnącą liczbę zakażeń.
Książka Klementyny Suchanow "To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze" została wydana w lutym 2020 r., czyli przed Strajkiem Kobiet. Czy można ją rozpatrywać jako zapowiedź rewolucji, która dzieje się na naszych oczach?
To potwierdza tylko moją tezę. To nie jest jednak wojna kultur, tylko bunt barbarzyńców. Ze strony tych wojujących niewiast nie zauważyłem żadnego pozytywnego przekazu, widoczna jest tylko i wyłącznie destrukcja. Nie ma myśli pozytywnej, nie ma pomysłu na nowe społeczeństwo, nowego człowieka... Widać natomiast wiele wspólnego z rewolucjami z poprzednich epok - najpierw destrukcja starego porządku, dopiero potem myślenie, co dalej.
Widzi Pan pewnie podobieństwa między rewolucją seksualną 1968 r. w Stanach Zjednoczonych a tą obecną w Polsce?
Związek jest oczywisty. Tamta rewolucja, z lat 60., przygotowała zmiany cywilizacyjne, mentalnościowe, zmiany w komunikacji... Tamte wydarzenia stały się wehikułem tej zmiany.
Rozmawiał Paweł Bączek (portal PolskieRadio24.pl)