Katastrofa smoleńska i zestrzelenie malezyjskiego samolotu. Tak wyjaśniano obie tragedie

2019-04-09, 13:41

Katastrofa smoleńska i zestrzelenie malezyjskiego samolotu. Tak wyjaśniano obie tragedie
Fragment silnika samolotu malezyjskich linii lotniczych (po lewej) i wrak Tu-154M. Foto: PAP/Mikhail Pochuyev/TASS, EPA/PAP/YURI KOCHETKOV

10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem rozbił się samolot Tu-154M. Zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński. Po blisko 9 latach śledztwa wciąż nie udało się jednoznacznie ustalić, jakie były przyczyny katastrofy. W przypadku samolotu Malaysia Airlines, który 17 lipca 2014 r. został zestrzelony nad Ukrainą dochodzenie zakończyło się po 4 latach. W końcowym raporcie wskazano na odpowiedzialność Rosji.

Boeing 777-200ER linii Malaysia Airlines, lecący 17 lipca 2014 roku z Amsterdamu do Kuala Lumpur, został zestrzelony nad wschodnią Ukrainą, na obszarze kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów. Zginęło wówczas 298 osób, wszyscy pasażerowie i cała załoga; większość ofiar to obywatele Holandii.

Szczątki samolotu spadły w rejonie kontrolowanym wówczas przez ukraińskich separatystów. Ich przedstawiciele, krótko po katastrofie, przekazali w mediach społecznościowych o zestrzeleniu "ukraińskiego samolotu AN-26", ale jeszcze tego samego dnia usunęli informujący o tym wpis i wszystkiemu zaprzeczyli. Winą za tragedię obarczyli siły zbrojne Ukrainy. Przedstawiciele ukraińskiego rządu odrzucili oskarżenia, twierdząc, że zestrzelenie samolotu nastąpiło w wyniku akcji jednego z oddziałów separatystów. Na taką samą przyczynę wskazał również ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama, powołując się na ustalenia wywiadu USA.

Kilka dni po katastrofie strona holenderska przeprowadziła rozmowy z rządem ukraińskim, przedstawicielami UE, ONZ, OBWE i Czerwonego Krzyża. Postarano się też o przyjęcie rezolucji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, która ułatwiła przeprowadzenie niezależnego, międzynarodowego dochodzenia. Negocjacje z separatystami przeprowadzili członkowie OBWE, aby zapewnić międzynarodowym specjalistom bezpieczeństwo podczas pracy na miejscu katastrofy lotniczej.

22 lipca, cztery dni po katastrofie, w Doniecku przywódca separatystów oficjalnie przekazał obie czarne skrzynki samolotu delegacji Malezyjskich Linii Lotniczych.

W październiku 2015 przedstawione zostały wyniki dochodzenia prowadzonego przez holenderską  Radę Śledczą ds. Bezpieczeństwa (OVV). Według śledczych, Boeing "rozbił się na skutek dokonanej na zewnątrz detonacji głowicy, która uderzyła w samolot na lewo od kokpitu" - oświadczył szef holenderskiego urzędu ds. bezpieczeństwa (OVV) Tjibbe Joustra.

Wiadomo skąd pochodziła rakieta

Jak dodał, chodzi o taki rodzaj pocisku, który "instalowany jest w systemach ziemia-powietrze Buk". Rodzaj rakiety ustalono na podstawie fragmentów znalezionych w ciałach pilotów oraz na podstawie śladów farby.

Szef OVV wypowiadał się w bazie wojskowej Gilze-Rijen, w której zaprezentowano zrekonstruowane ze szczątków fragmenty kabiny i części kadłuba, gdzie znajdowała się klasa biznesowa. Raport holenderskich śledczych dotyczył tylko tego jak doszło do zestrzelenia samolotu, ale nie stwierdzał jednoznacznie, kto jest za nią odpowiedzialny.

Dopiero w maju 2018 roku międzynarodowa grupa śledcza przedstawiła ustalenia, z których wynikało, że Rosja jest odpowiedzialna za tragedię pasażerów rejsu MH17. W raporcie eksperci wskazali, że kompleks rakietowy "Buk", z którego wystrzelono rakietę w kierunku samolotu należał do rosyjskiej brygady stacjonującej w okolicach Kurska.

Rodziny ofiar skarżą Rosję do Strasburga

W wyniku tych ustaleń rządy Holandii i Australii formalnie oskarżyły Rosję o zestrzelenie maszyny. Holenderski rząd stwierdził, że Rosja jest odpowiedzialna za "swoją rolę" w katastrofie samolotu Malaysia Airlines z 17 lipca 2014 r. Jednocześnie przekazano, że "wykazanie odpowiedzialności jest skomplikowanym procesem prawnym". Oba kraje zwróciły się do strony rosyjskiej o podjęcie dialogu, którego celem będzie "znalezienie rozwiązania oddającego sprawiedliwość o ogromnemu cierpieniu i szkodom spowodowanym przez zestrzelenie samolotu".

W odpowiedzi wiceminister spraw zagranicznych Rosji Aleksandr Gruszko wyraził gotowość do takich rozmów. - Nasz dialog się nie zakończył, w tym dialog na szczeblu politycznym (...) jesteśmy gotowi na rozmowy - powiedział w lutym tego roku rosyjski wiceminister. Rosja jednak konsekwentnie odrzuca oskarżenia i obarcza odpowiedzialnością Ukrainę. 

W kwietniu tego roku rodziny ofiar katastrofy malezyjskiego samolotu złożyły skargę przeciwko Rosji do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Pod pozwem podpisali się obywatele 10 państw, w tym Holandii, Australii, Malezji i Niemiec. W sumie 380 osób. W skardze napisali oni, że Rosja bezpośrednio ponosi odpowiedzialność za katastrofę lotniczą. Wskazują także, iż rosyjskie władze nie prowadziły własnego śledztwa w tej sprawie i nie współpracowały z innymi krajami badającymi okoliczności zestrzelenia samolotu.

Wnioski po zestrzeleniu malezyjskiej maszyny

W lutym holenderska Rada Śledcza ds. Bezpieczeństwa opublikowała raport na temat realizacji zaleceń dotyczących rejsów pasażerskich nad terenami konfliktów zbrojnych.

Dokument zatytułowany "Latanie nad strefami konfliktów - dodatkowe zalecenia wypływające ze śledztwa 'Katastrofa MH17'" podsumowuje zmiany, jakie zaistniały w cywilnym transporcie powietrznym w efekcie opublikowanego w październiku 2015 roku podstawowego raportu OVV na temat tego wypadku, gdzie znalazło się także jedenaście zaleceń, ukierunkowanych na minimalizowanie ryzyka.

Jak zaznaczył OVV, podjęto szereg przedsięwzięć prewencyjnych, ale trudno określić, w jakim stopniu zwiększyły one bezpieczeństwo przewozów, choć "branża już nie zakłada, że otwarta przestrzeń powietrzna nad strefą konfliktu faktycznie gwarantuje bezpieczny przelot". Brak jednolitego systemu oceny ryzyka sprawia, że decyzje poszczególnych przewoźników dotyczące unikania przelotów nad określonymi obszarami bywają różne.

"Rozmaite instytucje podejmowały kroki na rzecz poprawy zarządzania ryzykiem związanym z lataniem nad strefami konfliktów. Niemniej proces dostosowania norm Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO) do aktualnych wymagań nie został jeszcze zakończony. Ponadto modyfikacje te należy wprowadzić do ustawodawstwa poszczególnych państw" - wskazuje raport.

Dziewięć lat smoleńskiego śledztwa

Zupełnie inny przebieg ma prowadzone wciąż śledztwo ws. ustalenia przyczyn tragedii pod Smoleńskiem. W katastrofie 10 kwietnia 2010 roku zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński wraz z żoną, najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego i wielu wysokich urzędników państwowych. Była to największa tragedia w historii powojennej Polski.

10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka

Na samym początku kontrowersje wywołał już tryb wyjaśniania katastrofy, na którą zdecydował się ówczesny polski rząd Donalda Tuska. Po sugestii strony rosyjskiej wybrano tzw. załącznik 13 do konwencji chicagowskiej, który jednak odnosił się tylko do lotnictwa cywilnego i gospodarzem śledztwa czynił kraj, na którego terenie doszło do katastrofy, czyli Rosję.

Krytycy decyzji Tuska wskazywali, że podstawą badania katastrofy mogłoby być polsko-rosyjskie porozumienie z 1993 roku o badaniu wypadków lotniczych z udziałem samolotów wojskowych, które dawało obu stronom równe prawa.

Tuż po katastrofie do Smoleńska udali się polscy prokuratorzy wojskowi. Własne postępowania rozpoczęła rosyjska prokuratura i Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), na którego czele stanęła Tatiana Anodina. W Polsce powołano też zespół parlamentarny do badania katastrofy, którego pracami kierował Antoni Macierewicz. 

Jednostronny raport MAK

Rosyjscy eksperci MAK jako pierwsi oficjalnie przedstawili swoją wersję wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. Uznali, że przyczyną katastrofy było m.in. złe przygotowanie lotu i załogi oraz błędne decyzje pilotów.

Polskie władze uznały ten raport za niepełny i jednostronny, przedstawiając do niego swoje uwagi. Zwrócono uwagę m.in. na błędy w organizacji ruchu powietrznego na lotnisku w Smoleńsku i nieprzekazanie przez Rosjan wielu informacji dotyczących katastrofy. MAK odrzucił jednak większość przedstawionych przez Polskę zastrzeżeń. 

29 lipca 2011 roku zaprezentowano raport Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, kierowanej przez szefa MSWiA Jerzego Millera. Raport wskazywał m.in. na liczne nieprawidłowości po polskiej stronie w związku z katastrofą oraz na odpowiedzialność rosyjskich kontrolerów i złe wyposażenie lotniska. Miller podkreślał na konferencji prasowej, że przyczyną katastrofy był splot wielu okoliczności. Komisja stwierdziła, że samolot był sprawny technicznie do momentu zderzenia z ziemią. 

Według komisji, załoga Tu-154M nie chciała lądować, a jedynie wykonywała próbne podejście do lądowania w gęstej mgle. Jednak komenda odejścia wydana przez dowódcę Tu-154 padła za późno. Maszyna znalazła się na tyle nisko, że zawadziła lewym skrzydłem o brzozę, co spowodowało ułamanie się części skrzydła, wykonanie przez tupolewa "półbeczki" i upadek. W stosunku do raportu MAK różnica w ustaleniach komisji Millera polegała na wskazaniu błędów rosyjskich kontrolerów w wydawanych przez nich komendach - przede wszystkim nieprecyzyjnych informacjach, że samolot jest na kursie i ścieżce, podczas gdy nie był.

Wrak Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem Wrak Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem

Z kolei 7 kwietnia 2012 roku zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza przedstawił materiał podsumowujący dwa lata swojej pracy. Podkreślono, że przyczyną tragedii prezydenckiego tupolewa były dwa silne wstrząsy na pokładzie samolotu - na lewym skrzydle i wewnątrz kadłuba, a nie zderzenia z brzozą.

Zespół Macierewicza obalił tezy Millera

Zespół stwierdził, że obalił główne tezy rosyjskiego raportu MAK i większość ustaleń komisji Jerzego Millera dotyczących przebiegu i przyczyn katastrofy. Zwrócono uwagę szczególnie na brak badań brzozy, z którą zderzenie miało przyczynić się do upadku samolotu.

Za nieprawdziwe uznano tezy mówiące m.in.: o naciskach wywieranych przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i dowódcę sił powietrznych gen. Andrzeja Błasika na załogę samolotu.

Od 17 września do 12 października 2012 r. grupa polskich prokuratorów i biegłych przebywała w Smoleńsku. Specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego badali wrak samolotu, miejsce katastrofy, brzozę, z którą miał zderzyć się tupolew, pobierali próbki w celu zbadania obecności materiałów wybuchowych.

Pierwsze doniesienia w sprawie materiałów wybuchowych na elementach Tu-154M opublikowała 30 października 2012 roku "Rzeczpospolita" w tekście Cezarego Gmyza pt. "Trotyl na wraku tupolewa". Prokuratura Wojskowa zaprzeczyła wtedy tym informacjom. Jednocześnie przyznała, że na wraku samolotu wykryto tzw. substancje wysokoenergetyczne, ale mogą to być np. pestycydy.

16 października 2013 zespół parlamentarny przedstawił wstępną hipotezę, według której o katastrofie miała przesądzić eksplozja niszcząca samolot w momencie jego odejścia na drugi krąg. Wersje o wybuchu pojawiały się też w kolejnych komunikatach przekazywanych przez zespół Macierewicza. M.in. w kwietniu 2017 roku podkomisja stwierdziła, że Tu-154M został rozerwany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą.

Ekshumacje ofiar katastrofy

W 2016 roku została powołana Podkomisja ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem. Już 21 października przedstawiła dotychczasowe efekty swoich prac. Eksperci z zespołu powołanego przez szefa MON Antoniego Macierewicza mówili m.in. o połączeniach telefonicznych, na których słychać "huk, warkot, trzask i krzyk ludzi" oraz o "zmanipulowaniu i okrojeniu" zapisów z czarnych skrzynek.

Na początku kwietnia 2016 r. śledztwo smoleńskie od zlikwidowanej prokuratury wojskowej przejęła Prokuratura Krajowa. Już w czerwcu 2016 r. prokuratorzy poinformowali, że konieczne jest przeprowadzenie ekshumacji 83 ofiar katastrofy (wcześniej, w latach 2011-12, przeprowadzono dziewięć ekshumacji; cztery osoby zostały skremowane). Decyzję uzasadniano zarówno błędami w rosyjskiej dokumentacji medycznej, brakiem dokumentacji fotograficznej, jak i tym, że Rosja nie zgodziła się na przesłuchanie rosyjskich biegłych, którzy na miejscu przeprowadzali sekcję zwłok.

Ekshumacje rozpoczęły się w połowie listopada 2016 r. Jako pierwszych ekshumowano Lecha i Marię Kaczyńskich. Ostatniej ekshumacjo dokonano w maju 2018 roku. Stwierdzono liczne nieprawidłowości. Śledczy zapewniają, że kompleksowe badania ciał ofiar - bez względu na upływ czasu od katastrofy - pozwalają precyzyjnie określić obrażenia i poznać dokładne przyczyny śmierci. Mogą także pomóc w rekonstrukcji przebiegu katastrofy.

>>> Zobacz szczegółowe kalendarium dotyczące katastrofy smoleńskiej

Ślady trotylu odkryte w angielskim laboratorium

Kolejnym ważnym punktem w toczącym się śledztwie było anulowanie 11 kwietnia 2018 r. raportu komisji Jerzego Millera z 2011 r. przez podkomisję smoleńską, kierowaną przez Macierewicza. Według jej ustaleń, samolot Tu-154M został zniszczony wskutek eksplozji, a wybuchy nastąpiły nad ziemią.

Spekulacje o możliwej eksplozji na nowo wywołał tygodnik "Sieci". Dziennikarze Marek Pyza i Marcin Wikło napisali pod koniec marca, że na próbkach pobranych z wraku Tu-154M, przekazanych przez Prokuraturę Krajową w maju 2017 r. laboratorium podległemu brytyjskiemu ministerstwu obrony, odkryto ślady substancji używanych do produkcji materiałów wybuchowych, w tym trotylu.

"Jakie znaczenie dla śledztwa i ustalenia przyczyn katastrofy ma informacja o odnalezieniu za granicą śladów trotylu oraz innych substancji? Kolosalne. Choć na stawianie ostatecznych hipotez wciąż jest za wcześnie. Przed laty w tej sprawie kuszono się o definitywne rozstrzygnięcia, mimo że materiał dowodowy mocno je podważał. Dlatego warto się wstrzymać z jednoznacznymi opiniami do momentu przeprowadzenia wszystkich analiz. (...) gdy spłyną wszystkie wyniki, prokuratorzy zajmą się ich interpretacją" - napisano w artykule.

Do informacji "Sieci" odniósł się m.in. wiceszef podkomisji smoleńskiej dr Kazimierz Nowaczyk. - Badania przeprowadzone przez angielskich ekspertów specjalizujących się w badaniach kryminalistycznych związanych z materiałami wybuchowymi potwierdziły nasze wcześniejsze hipotezy - powiedział "Gazecie Polskiej Codziennie". - Bardzo dokładnie prześledziliśmy protokoły badań szczątków rządowego Tupolewa przeprowadzonych przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji (CLKP) i te wyniki dowodziły nieprawdziwości wniosków, które wyciągnięto z tych badań - dodał.

Przypomniał, że "badania te zostały przeprowadzone na próbkach pobranych w 2013 r., ponieważ w trakcie pobytu w Smoleńsku w 2012 r. nie pobrano próbek do dalszych analiz". - We wnioskach pominięto istotne informacje wskazujące na obecność materiałów wybuchowych. Teraz badania wykonane przez ekspertów z Anglii na tych samych próbkach potwierdziły, że nasze wcześniejsze ustalenia, przesłane prokuraturze w czerwcu ub.r., były słuszne - ocenił wiceprzewodniczący rządowej podkomisji.

Nowaczyk został też zapytany kiedy można się spodziewać raportu końcowego na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Wyraził nadzieję, że prace nad raportem zostaną zakończone przed końcem tego roku. - Cały czas prowadzimy badania, analizujemy kolejne dowody, przeprowadzamy eksperymenty. Zależy to również od tempa pracy wspomagających nas ekspertów zagranicznych z wielu krajów, w tym szczególnie z ośrodka NIAR w USA - wyjaśnił Nowaczyk.

Śledztwo wesprą światowi eksperci

Tygodnik "Sieci" ujawnił też, że prokuratura podpisała właśnie umowę z gronem zagranicznych ekspertów, którzy pracowali przy innych znanych sprawach katastrof lotniczych, a dziś wesprą polskie śledztwo. W skład zespołu wejdą trzy grupy biegłych: związanych z Texas Agricultural and Mechanical University (TAMU) – to jedna z najlepszych amerykańskich uczelni technicznych; związanych z PHARMAFLIGHT International Science and Service Center PLC - to węgierski ośrodek naukowo-badawczy pod Debreczynem, z najlepszymi w Europie specjalistami od tupolewów; związanych z ATA Associates Inc. - to działająca od blisko pół wieku firma specjalizująca się m.in. w rekonstrukcjach wypadków, badaniach sądowych, czy animacjach 3D.
Biegli powinni wydać opinię do 31 marca 2021 r
.

W Rosji wciąż pozostaje wrak samolotu Tu-154 oraz oryginały czarnych skrzynek. Szczątki rozbitego samolotu w tygodniach po katastrofie ułożono w miejscu przylegającym do lotniska Siewiernyj w Smoleńsku. W styczniu 2012 r. nad wrakiem stanęła wiata z drewna i stalowych blach. Polski rząd wielokrotnie dopominał się od Rosji zwrotu wraku i podejmował środki prawne w tej sprawie. Władze Rosji twierdzą, że nie mogą przekazać go Polsce, dopóki nie zakończą swojego śledztwa.

Szef MSZ Jacek Czaputowicz zaapelował niedawno o wykonanie rezolucji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, która wzywa Rosję do przekazania Polsce wraku prezydenckiego samolotu Tu-154M.

PAP, IAR, wsieci.pl, wpolityce.pl, paw/

Polecane

Wróć do strony głównej