O co chodzi z "zabójstwem Kaczyńskiego" w "Klątwie"?

2019-01-23, 05:27

O co chodzi z "zabójstwem Kaczyńskiego" w "Klątwie"?
"Klątwa". Foto: PAP/Jacek Turczyk

O sztuce "Klątwa" w reżyserii Olivera Frlijcia, znów zrobiło się głośno. Tym razem za sprawą monologu o "zbiórce pieniędzy na zabójstwo Kaczyńskiego". Po śmierci prezydenta Pawła Adamowicza sądzono, że ze scenariusza spektaklu zniknie kontrowersyjna scena. Tak się jednak nie stało.

22 stycznia, na deskach Teatru Powszechnego, ponownie została wystawiona "Klątwa". Poszedłem na to przedstawienie, aby zobaczyć, czy – jak pisze w przesłanym do mediów oświadczeniu dyrekcja Teatru Powszechnego - spektakl jest: "wnikliwą analizą problemów narastających w polskim społeczeństwie"? Czy sztuka: "w sposób artystyczny antycypuje główne tematy debaty publicznej ostatnich dwóch lat, jak walka o prawa kobiet, ustawa dotycząca aborcji, problem pedofilii wśród księży i odpowiedzialności Kościoła katolickiego"? Czy to: "zaskakująco trafna analiza"?

Jednak przede wszystkim zdecydowałem się obejrzeć "Klątwę", by w odniesieniu do całego przedstawienia, zobaczyć scenę, w której padają słowa o "zbiórce pieniędzy na zabójstwo Jarosława Kaczyńskiego", bowiem o tej scenie, w kontekście śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, mówili w ostatnich dniach politycy i dziennikarze.

Mowa nienawiści?

Jak czytamy w cytowanym wcześniej oświadczeniu, dyrekcja teatru zarzuca krytykom, że: "zaskakująco trafna i bolesna analiza artystyczna, która ukazała realne problemy polskiego społeczeństwa, dała pożywkę do wykrzywiania i w końcu przekłamywania przesłania spektaklu, również za pomocą nielegalnie nagranych i wyrwanych z kontekstu fragmentów spektaklu. Zdania nieprawdziwe padały zazwyczaj z ust polityków, przedstawicieli Kościoła i dziennikarzy, którzy spektaklu nie widzieli".

Oświadczenie jest reakcją m.in. na zarzut, iż monolog, w którym jedna z aktorek mówi w trybie przypuszczającym o zabójstwie Jarosława Kaczyńskiego, jest przykładem mowy nienawiści. Budzącą kontrowersje scenę, w drodze wyjątku, pominięto w spektaklu, który teatr wystawił dzień po śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Zamiast odegrania aktu, zgodnie z pierwotną wersją scenariusza, włodarza uczczono minutą ciszy.

– Spektakl graliśmy dzień po śmierci prezydenta Gdańska. To, co się wydarzyło w tym mieście, było dla nas trudne emocjonalnie do pojęcia i dlatego zespół aktorski zdecydował, by odnieść się do tej sytuacji. Uznaliśmy, by w scenie, gdzie mówi się o zabójstwie, minutą ciszy uczcić zamordowanego Pawła Adamowicza – tłumaczył w rozmowie z PR24 Mateusz Węgrzyn, rzecznik prasowy Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie.

O spektaklu w ostatnich dniach ostro wypowiedział się między innymi Tadeusz Cymański z Prawa i Sprawiedliwości. - Proszę sobie wyobrazić, że aktorzy w jednym z przedstawień wyjątkowo stwierdzili, że nie będą zbierać pieniędzy na zabójstwo Kaczyńskiego - powiedział w "Kawie na ławie" TVN24. Z kolei radny PiS Dariusz Lasocki zwrócił się do Rafała Trzaskowskiego o interwencję w sprawie sztuki.

"Przeklęta sztuka"

"Klątwa" jest tematem debaty publicznej od prawie dwóch lat. W tym czasie w sieci pojawiały się amatorskie nagrania fragmentów obrazoburczej sztuki. W opublikowanych filmach widać między innymi, jak aktorka uprawia seks oralny z figurą św. Jana Pawła II, robiąc to przy akompaniamencie nagrania papieskiego kazania. Przed teatrami, w których była wystawiana "Klątwa", protestowali jej przeciwnicy. O przedstawianiu krytycznie wypowiadali się dziennikarze mediów prawicowych, przedstawiciele Kościoła, politycy, członkowie rządu.

Zasadniczo starałem się nie myśleć o opiniach, które słyszałem wcześniej na temat tego przedstawienia. Spektakl postanowiłem obejrzeć na chłodno i z dystansem. Jednocześnie zaznaczam, że nie jestem krytykiem sztuki, a raczej przeciętnym jej "konsumentem" i wyrażony w tym tekście pogląd jest moją subiektywną oceną spektaklu, który nomen omen obejrzałem w całości.

Policja i ochrona

Przed teatrem stał patrol policji - być może to już standard w przypadku "Klątwy". W środku ochrona sprawdzała wykrywaczem metali, czy widzowie nie wnoszą z sobą niepożądanych przedmiotów. Po kilunastu minutach wszyscy zasiedli na swoich miejscach. O 19.00 wyłączono światła i na scenie pojawili się aktorzy.

Zaskoczenia nie było, już po kilku minutach przekonałem się, że klątwa to ciąg niemal wyłącznie ostrych, szokujących scen, dialogów i monologów. Aktorzy przebrani za księży obłapiający młodą dziewczynę, wspomniany wcześniej seks oralny z figurą papieża, aktor przebrany za księdza eksponujący swoje genitalia. Wszystko teoretycznie po coś, wszystko ma mieć głębszy sens, wymaga przemyślenia - interpretacji.

A jaka mi się nasuwała INTERPRETACJA, gdy to oglądałem? Katolicyzm to ślepa obsesja granicząca z ekstazą; Kościół to zboczenia, zepsucie, pedofilia i hipokryzja; polskie społeczeństwo – ta bardziej na prawo, jak sądzę – to ksenofobia, zacofanie, nietolerancja, głupota, nienawiść... Słowem samo zło, zło, zło. Taki lewicowo-liberalny kociołek, do którego za jednym zamachem trafiły wszystkie "prawicowe grzechy".

Przedstawiona w "Klątwie" rzeczywistość jest cząstkowa i wybiórcza, zdegenerowana do granic, jak historie w filmach reżysera Wojciecha Smarzowskiego. W "Klątwie", moim zdaniem, dozwolony jest tylko jeden kierunek interpretacji - konserwatyzm = zło.

I co? I nic. 

Nic nowego, nic zaskakującego. Mnie, jako katolika, nie zdziwił ten przekaz, ba nawet nie obraził. Nie dlatego, że sceny nie były obrazoburcze - były zdecydowanie! Ale sztukę na takim poziomie po prostu trudno traktować poważnie. Ona zwyczajnie nic nie wnosi. Cytując klasyka, to taki: "pierdel, serdel, ...".

Jedyne co uderza, a zarazem po prostu odrzuca, zniesmacza to forma w jakiej Oliver Frljić opowiada o przywarach tej cześci społeczeństwa, której koserwatywne poglady są bliskie. Mowa o KONTROWERSJI - inaczej przekaz nie dotrze. Ale być może to tylko zdanie "katoli" mojego pokroju, bo publiczność ogólnie bawiła się dość dobrze i nie zabrakło grupy na widowni, która nagrodziła spektakl owacją na stojąco.

Takie też efekt ma wywołać monolog, w którym aktorka mówi w trybie przypuszczającym o "zbiórce pieniędzy na zabójstwo Kaczyńskiego".

"Zabójstwo Kaczyńskiego" - monolog

Ta scena tylko raz, w związku ze śmiercią Pawła Adamowicza, została pominięta, o czym pisałem wcześniej. Julia Wyszyńska 22 stycznia ponownie wygłasza swój monolog.

Aktorka wprost nie nawołuje do zamordowania Jarosława Kaczyńskiego – z taką interpretacją można było się spotkać w mediach, tak interpretowali tę scenę niektórzy politycy. Nie zbiera też wśród publiczności pieniędzy na płatnego zabójcę. Kobieta staje przed widzami i mówi wyuczone na pamięć słowa. Przytaczam jedynie część kwestii, w której Wyszyńska wspomina o "kweście":

"(...) Chciałam sprawdzić, gdzie dla was przebiega granica między fikcją, a realnością. Nie wiem, czy wiecie, ale w Bydgoszczy w teatrze, pewna aktorka wyjęła polską flagę ze swojej waginy i dla niektórych widzów i polityków fikcja stała się realnością. A narodowy symbol został realnie znieważony. Znaczy osobiście uważam, że nie ma lepszego miejsca do przechowywania flagi, skoro mój narzeczony i jego członek świetnie czują się w mojej waginie. Dlaczego fladze miałoby być źle? Chciałam sprawdzić, czy można tę granice przesunąć odrobinę dalej.

Oliver zaproponował mi scenę, w której miałam zbierać pieniądze na zabójstwo Kaczyńskiego. Ponieważ zainspirował się pracą niemieckiego reżysera Christopha Schliengensiefa pt. "Zabij Helmuta Kohla" i miałam w tej scenie zapytać państwa, czy chcecie przeznaczyć swoje pieniądze na to wydarzenie i sprawdzić, czy nadal pozostaniemy w ramach działań artystycznych - w tym przypadku oczywiście spektaklu teatralnego. I właśnie w tym momencie powinna być ta scena, powinnam do państwa schodzić z jakimś woreczkiem, pewnie płakać, że już jest bardzo źle, prosić państwa o jakieś małe wsparcie finansowe naszej skromnej kwesty. Ale tej sceny nie ma.

I wbrew temu, co uważa większość osób, która spektaklu oczywiście nie widziała, tej sceny nigdy w tym spektaklu nie było. Co więcej, nigdy jej nie będzie, ponieważ jeśli gdzieś przebiega granica pomiędzy fikcją a realnością, to jest ona tutaj. Nie wiem, czy państwo wiecie, ale zgodnie z art. 55 § 2 Kodeksu Karnego, kto publicznie nawołuje do popełnienia zbrodni, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech.

Ponadto, zgodnie z paragrafem trzecim tego artykułu, kto publicznie pochwala popełnienie przestępstwa, podlega karze grzywny do 180 stawek dziennych, albo karze ograniczenia wolności do roku. I będę pierwsza, która doniesie na kogoś, kto podpada pod te paragrafy. I właśnie dlatego nie mogę przeprowadzić mojego scenicznego eksperymentu, ponieważ byłby on poza prawem. I tak naprawdę to sama bym sobie najchętniej tę moją jedyną scenę w tym spektaklu brutalnie wykreśliła".

Dyrekcja mówi, jak interpretować

Dyrekcja teatru tak tłumaczy sens monologu: "scena ta ma dokładnie przeciwny wydźwięk niż sugerowany w propagandowym i zmanipulowanym przekazie. Przedstawiane w niej pokusy do rozwiązywania konfliktów politycznych na drodze przemocy podlegają wyraźnemu ośmieszeniu i w rezultacie potępieniu. Scenę kończy dosłowne odczytanie paragrafów 2. i 3. z Artykułu 255. Kodeksu Karnego".

Czy w scenie dotyczącej Jarosława Kaczyńskiego dostrzegłem hejt, namawianie do zabójstwa prezesa PiS? Nie. Takiego przesłanie w tej scenie nie odczytuję, ale też nie przemawia do mnie narzucona interpretacja przez dyrekcję teatru. W ogóle nie przekonuje mnie narzucanie jakiejkolwiek interpretacji "Klątwy". 

Przy tak ostrych, bezkompromisowych, jaskrawych przekazach, jak "Klątwa", trudno przewidzieć, jaki będzie ich odbiór. Dla jednych może to być prawda objawiona, dla innych festiwal nienawiści.

Ja postrzegam ten monolog – mając na uwadze cały kontekst - ale też cały spektakl, jak kolejne "podkręcenie śruby" w konflikcie polsko-polskim. Kolejny cios w szczekę konserwatystów, aby głośniej zawyli. Czysta prowokacja, bo czym byłaby ów monolog bez słów: "zbierać pieniądze na zabójstwo Kaczyńskiego"? Nawet, jeśli sens tego przesłania - jak piszą twórcy - jest pozytywny? Czym byłaby ta sztuka bez seksu oralnego, nagości, tej kato-chłosty? Bez tego wulgarnego wysokiego "C"?

Cały spektakl odebrałem jak populistyczną, raczej niskich lotów, rozrywkę dla liberalno-lewicowej inteligencji - był śmiech, była zaduma, było katharsis. Będzie na co narzekać przy Yerba Mate - czy to nie kolejny płytki stereotyp?

A tak poważnie, z całą pewnością nie dostrzegam w "Klątwie" elementów, o których pisze w oświadczeniu dyrekcja Teatru Powszechnego, jakoby sztuka była: "wnikliwą analizą problemów narastających w polskim społeczeństwie, która w sposób artystyczny antycypowałaby główne tematy debaty publicznej ostatnich dwóch lat, takie jak: walka o prawa kobiet, ustawa dotycząca aborcji, problem pedofilii wśród księży i odpowiedzialności Kościoła katolickiego, a wreszcie zjawisko narastającej mowy nienawiści prowadzącej do przemocy fizycznej. Jest też zaskakująco trafną i bolesną analizą artystyczną, która ukazuje realne problemy polskiego społeczeństwa".

***

"Klątwa" porusza wiele trudnych tematów, które niewatpliwie przewijają się podczas toczonych w Polsce dyskusji - od walki z pedofilią w Kościele, aborcję, poprzez kwestie związane z migracją, do walki o równouprawnienia kobiet. Jednak prowadzenie dyskursu na poziomie sztuki Olivera Frlijcia spłyca tę debatę, anatgonizuje środowiska i oddala od rozwiązania palących kwestii. Ponadto moim zdaniem jest daleka od "trafnej analizy" sytuacji.

Byłem, widziałem, mam prawo do swojej interpretacji. Czyż nie?

Paweł Kurek

Polecane

Wróć do strony głównej