Watergate użyteczne politycznie

2007-08-29, 16:14

Watergate użyteczne politycznie

Roman Giertych jest politykiem. Dlatego nie warto mu wierzyć, gdy mówi, że w Polsce mieliśmy swoje Watergate.

Roman Giertych jest politykiem. Dlatego nie warto mu wierzyć, gdy mówi, że w Polsce mieliśmy swoje Watergate.

Roman Giertych, fot. J. Szymczuk

28 sierpnia podczas konferencji prasowej, Roman Giertych zauważył, że nastąpiło w polskiej polityce coś, czego jeszcze nie było. Według niego, mieliśmy swoje „Watergate”. Nie uwierzyłem mu. Generalnie nie darzę przesadną wiarą polityków tuż przed wyborami, niezależnie od ich klubowej przynależności.

Watergate to afera zapoczątkowana 17 czerwca 1972 roku. W hotelu o tej właśnie nazwie, ludzie prezydenta Nixona próbowali zainstalować podsłuchy w biurach Partii Demokratycznej. Włamanie do biur zostało wykryte przez policję, a trop początkowo prowadził na… Kubę. Dzięki żmudnemu, wielomiesięcznemu śledztwu dziennikarskiemu Carla Bernsteina i Boba Woodwarda z dziennika „The Washington Post”, udało się odsłonić, opisać i udowodnić, że prezydent Nixon nie tylko dał przyzwolenie, ale inspirował i bezpośrednio nadzorował bezprawne działania. Cała afera ukazała siłę mediów i dziennikarzy w USA, doprowadzając do rezygnacji prezydenta Richarda Nixona.

Mówiąc o Watergate Roman Giertych zaprzeczył sam sobie. Przypomniał, że według zeznań Janusza Kaczmarka, premier Jarosław Kaczyński kazał podsłuchiwać swoich – jak to ujął Giertych – „koalicyjnych kolegów, którzy wynieśli go na urząd”. Nie chodziło więc o konflikt rząd – opozycja, podczas którego używanie służb specjalnych byłoby rzeczywiście naganne i zabójcze dla demokracji. LPR i Samoobrona, negocjując umowę koalicyjną, tak bardzo chciały dojść do władzy, że nie wywalczyły sobie prawa do wglądu i nadzorowania pracy służb specjalnych.

Oczywiste, zauważyli to już Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych, że władza której nikt nie patrzy na ręce zawsze się korumpuje. Jeśli zawiązuje się koalicje, to jest naturalne, że powinno się patrzeć partnerowi na ręce. LPR i Samoobrona powinny wynegocjować sobie takie warunki, aby móc kontrolować działanie służb specjalnych. Skoro zamiast dbać o patrzenie współpartnerowi na ręce, wolały przymknąć oczy, byleby tylko doczołgać się do stanowisk – same są sobie winne.

Watergate nie było aferą, o której powiedzieli społeczeństwu politycy współrządzącej partii, od razu po tym, gdy zostali odspawani od stołków. Wtedy nie miałoby to takiej siły. Aferę ujawnili dwaj nieznani, szeregowi pracownicy gazetowego newsroomu. W swoich wytartych marynarkach, krok po kroku, artykuł po artykule, po drodze pozyskując kolejne źródła i informatorów, brnąc w żmudnej papierkowej robocie i kłócąc się ze swoimi redaktorami, pokazali prawdę ku przerażeniu „wszystkich ludzi prezydenta” i ku zdumieniu amerykańskiego społeczeństwa.

Słowa Romana Giertycha o Watergate są tylko kolejnym elementem kampanii wyborczej. Oczywiście rewelacje Janusza Kaczmarka trzeba zbadać. Warto powołać do tego komisję śledczą i tak na pewno stanie się podczas kolejnej kadencji Sejmu, a może nawet obecnej. Jeśli przestępstwa miały miejsce, winnych należy ukarać. Natomiast afery Watergate w Polsce nie było.

Szkoda, że politycy kolejny raz próbują podpiąć się pod sprawę, w której odegrali jedynie negatywną rolę. Watergate wykryli dziennikarze. Do końca świata politycy będą kłamać i do końca świata potrzebni będą nieskorumpowani i niezależni dziennikarze (gatunek istniejący), którzy będą te kłamstwa demaskować.

Roman Giertych jest politykiem. Dlatego w tej sprawie nie warto mu wierzyć.

Maciej Duszyński
Autor jest prezesem fundacji Koalicja Freelancerów

Polecane

Wróć do strony głównej