Drzwi do futbolu jeszcze nigdy nie były tak szeroko otwarte. Jak gra FIFA zmieniła świat

2017-10-07, 12:32

Drzwi do futbolu jeszcze nigdy nie były tak szeroko otwarte. Jak gra FIFA zmieniła świat
Seria FIFA to najpopularniejsza piłkarska produkcja wśród gier komputerowych. Foto: rkl_foto / Shutterstock.com

"More Than a Game", czyli więcej niż gra. FIFA, mająca dziesiątki milionów miłośników, zaczynała swoją drogę na szczyt 23 lata temu, kiedy gracze sterowali na ekranach komputerów zbiorem pikseli. Obecnie twórcy są lata świetlne od tego momentu, ale wymagania graczy wciąż rosną. 

Jak gra wideo zmieniła świat

Zaciekawiony wyraźnym poruszeniem, Cristiano Ronaldo dołącza do grupki młodych piłkarzy Realu Madryt, którzy w przerwie między treningami zachwycają się filmikiem wyświetlanym na ekranie smartfona. Obraz, z minuty na minutę zyskujący kolejne dziesiątki tysięcy wyświetleń, przedstawia wirtualną wersję portugalskiego gwiazdora, który w kosmiczny sposób podrzuca piłkę i umieszcza ją atomowym wolejem w siatce. Ronaldo, kiwając z uznaniem głową, zostaje po treningu, by w blasku zachodzącego słońca powtórzyć trick, nauczyć się go, udoskonalić - a następnie wykorzystać w meczu.

Robi to, jak można się domyślić, perfekcyjnie, a oglądający mecz Roberto Carlos, na widok zjawiskowego gola, pluje kawą w ekran swojego telewizora. Futbolowy świat szaleje, sztuczka techniczna zostaje ochrzczona mianem "El Tornado Kick”. Dele Alli na swoim kanale społecznościowym nie może uwierzyć w kunszt Ronaldo, a nieco zazdrosny Antoine Griezmann sam opracowuje swoją wersję zwodu.

Scenariusz najnowszej reklamy gry FIFA 18 stara się udowodnić tezę, zawartą w jej tytule - "More Than a Game”.

Źródło: YouTube/EA Sports FIFA

Symulator czy gra wideo?

Nie jest to najłatwiejszy czas dla Mitchy’ego Batshuayi’a. Były snajper Olympique Marsylia zamiast podbijać Premier League, musi jak na razie godzić się z rolą rezerwowego napastnika Chelsea. Nie dość, że zmuszony jest oglądać z ławki strzeleckie popisy Alvaro Moraty, to, jak na złość, producenci wirtualnej piłki z EA Sports już drugi raz z rzędu niesprawiedliwie oceniają jego umiejętności.

W poprzednim sezonie sympatyczny napastnik musiał przełknąć gorzką pigułkę zbyt słabej statystyki celności podań . Ocena ogólna jego umiejętności jest, w  mniemaniu zawodnika, zbyt niska. Wdał się on zatem w polemikę z producentem gry, który jasno zakomunikował: "Nie przestawaj strzelać goli, to pogadamy.” Jak się okazuje, trudno o lepszą motywację, skoro beglijski napastnik najpierw ustrzelił hat-trick w meczu z Nottingham, by tydzień później zdobyć zwycięską bramkę w Lidze Mistrzów przeciwko Atletico Madryt.

Przypadek Batshuay’a nie jest odosobniony, bowiem nie on jeden przypisuje ogromną wagę do umiejętności swojego wirtualnego alter ego. Równie niezadowolony jest na przykład nowy nabytek Manchesteru City, Benjamin Mendy, publicznie krytykujący EA Sports.

Ciekawych przypadków jest więcej. Eden Hazard, kilka wirtualnych sezonów temu twierdził, że jest w grze o parę centymetrów za niski. Rio Ferdinand żartował na Twitterze, że zdemoluje siedzibę EA Sports, gdy statystyka umiejętności podań w jego przypadku wynosiła zaledwie „65”. Grający w Sunderlandzie Jonathan William jest zaś rozczarowany faktem, że producenci gry określają go jako podatnego na kontuzje.

Więcej niż gra

Tak, jak kiedyś główną rozrywką nudzących się na zgrupowaniach piłkarzy była gra w karty, tak dzisiaj niemal każdy młody zawodnik spędza czas na graniu w wirtualny futbol. Za jednego z najlepszych graczy "FIFA" w naszej kadrze uchodzi Piotr Zieliński, a wielkim miłośnikiem rozgrywania hiszpańskiego El Clasico na konsoli jest Sebastian Mila. Parę sezonów wstecz doszło nawet do sytuacji, kiedy menedżer grającego w niższych poziomach rozgrywkowych Leyton Orient zakazał grania dzień przed meczem, ponieważ zawodnicy klubu regularnie zarywali noce i w efekcie przegrywali spotkania.

Rozrywka rozrywką, ale baza piłkarzy w grze jest tak bogata, że kluby piłkarskie wykorzystują ją do monitorowania zawodników w realnym świecie. Granica się zamazuje, co potwierdza grający w Arsenalu Alex Iwobi:  

- Gdy nie znam jakiegoś zawodnika, przeciw któremu mam zagrać w następnej kolejce, zapamiętuję nazwisko i sprawdzam jego mocne i słabe strony w "FIFIE". Wtóruje mu Mats Hummels, który przyznał, że "niektórzy wykorzystują to, czego nauczyli się w grze, na prawdziwym boisku".

Zespół odpowiadający za bazę piłkarzy w grze liczy około 9 tys. osób. Każdy zawodnik w grze dysponuje ponad trzydziestoma statystykami, od umiejetności technicznych, poprzez świadomość taktyczną, temperament, waleczność, wytrzymałość, aż po charakterystyczne zwody. Gdyby tego było mało, gra aktualizuje się co weekend, dzięki czemu możemy obserwować formę poszczególnych zespołów i piłkarzy niemal na żywo. Mamy zatem do czynienia ze swoistym symulatorem futbolowego świata, gdzie jednym z elementów interfejsu są nawet informacje prasowe, importowane z  największych portali sportowych.

Z okazji zeszłorocznej edycji gry firma Nike, we współpracy z EA Sports, wypuściła na rynek limitowaną serię butów piłkarskich. Projekt kontynuowano w tym roku, a specjalne korki ubierali m. in. Edinson Cavani i Mauro Icardi - zarówno w grze, jak i w „realu”. 

Sukces zrodzony w bólach

Mająca swój początek w 1993 roku FIFA jest jedną z najpopularniejszych i najlepiej sprzedających się serii gier w historii. Mając na wyłączność wirtualne prawa wizerunkowe wielu lig i rozgrywek piłkarskich, EA Sports dziś już nie musi walczyć o popularność, która przychodzi sama.

- Moją pierwotną wizją, jeszcze przed założeniem EA, było tworzenie autentycznych, realistycznych symulatorów sportowych. Z FIFĄ mieliśmy problem. W tamtych czasach nikt nie interesował się piłką nożną po tej stronie oceanu. Wydana w 1994 roku "FIFA International Soccer” powstała nieco ponad pięć miesięcy - mówił założyciel kanadyjskiego Electronic Arts, jednego z liderów producentów gier wideo, Trip Hawkins.

Na bazie wydanego w 1991 roku "EA John Madden Football”, ówczesnego symulatora amerykańskiego futbolu, kierownik produkcji Mark Lewis wpadł na pomysł stworzenia gry piłkarskiej, która przeniosłaby, popularny przede wszystkim w Europie, "soccer” na ekrany wideo.

- Niemal całe biuro w Stanach było przeciwne temu pomysłowi. Twierdzili, że soccer jest zbyt skomplikowanym sportem - wspomina Lewis. Twierdząc, słusznie zresztą, że gra powinna zostać stworzona w Anglii, czyli kolebce piłki nożnej, Lewis przeniósł się do brytyjskiego skrzydła EA, aby wraz z młodymi programistami pracować nad grą. Wpadli oni wówczas na innowacyjny pomysł, by umiejscowić kamerę w rogu stadionu, dając tym samym rzut izometryczny - w odróżnieniu do istniejących gier piłkarskich, gdzie kamera umiejscowiona była "z lotu ptaka”. "FIFA” jako pierwsza gra starała się ukazać mecz w sposób telewizyjnej transmisji.

Przełomem miało być uzyskanie licencji od Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA). Sukces był obupólny - producenci gry mogli odwzorować prawdziwe drużyny narodowe, a sama Federacja zyskała tym samym znakomitą reklamę. Włodarze FIFA nie byli świadomi, ile warte są te cztery znane obecnie na całym świecie litery. Jak po latach przyznał ówczesny wice-prezydent ds. marketingu reprezentujący EA w Europie, Tom Stone, producenci nabyli prawa do wizerunku zespołów i wykorzystywania nazwy za przysłowiowe grosze.

– To była grupa starszych gości, którzy nie wiedzieli, jaką wartość nam sprzedają. Myślę, że przez nasze kontakty i negocjacje z takimi organizacjami, jak Football Association, Premier League czy PFA w późniejszych latach sprawiliśmy, że futbol stał się bardziej zorganizowany. Ci ludzie nie mieli pojęcia o prawach wizerunkowych, o potencjale reklamowym - śmieje się Stone.

Dziś negocjacje przybierają różne kształty. W zeszłym roku islandzka federacja piłkarska nie była zadowolona z oferty EA Sports, które płaciło islandczykom jedynie 15 tys. dolarów za prawa wizerunkowe.

- Nasz wynik na mistrzostwach Europy pokazuje, jak silnym dysponujemy zespołem. Wielu fanów chciałoby rozgrywać nim wirtualne mecze - oburzał się prezydent federacji, Geir Porteinsson.

Praca nad finalnym kształtem pierwszej edycji gry była wyczerpująca do granic. Programiści pracowali po 16 godzin na dobę, często nocami, dochodziło nawet do zasłabnięć i skrajnego wyczerpania - wszystko po to, by wyrobić się przed zakładanym terminem.

- Szefostwo nie wierzyło w sprzedaż nawet jednej kopii gry. Uważali, że "FIFA" będzie kompletną porażką - wspomina jeden z producentów gry, Marc Aubanel.

Cztery tygodnie po premierze, "FIFA International Soccer” sprzedaje się w liczbie 500 tys. kopii, bijąc rekord tamtego roku.

Futbolowa wojna

Przez lata, kolejne edycje gry rozszerzały bazę lig, zespołów oraz zawodników, podpisując kontrakty z Międzynarodową Federacją Piłkarzy Zawodowych (FIFPro), futbolowymi organizacjami, krajowymi związkami piłkarskimi, profesjonalnymi komentatorami. Rozgrywka była usprawniana, popularność rosła – EA Sports pokazało drogę dla innych.

Trudno było jednak takim tytułom jak "Sensible Soccer”, "Actua Soccer” czy "This is Football” dotrzymać kroku potężnej, w pełni licencjonowanej, innowacyjnej FIFIE. Prawdziwe zagrożenie dla EA Sports nadeszło dopiero z dalekiej Japonii.

Tam właśnie narodził się "Pro Evolution Soccer”, czyli popularny "PES”, jedyny dziś konkurent "FIFY” na rynku gier piłkarskich. Podczas gdy EA Sports zdominowało europejski rynek, w Azji numerem jeden była produkcja KONAMI, prowadzona i rozwijana przez Shingo „Seabassa” Takatsukę. Rywalizacja między dwoma największymi futbolowymi symulatorami stanowi największy motor napędowy innowacji i usprawniania obu gier.

Jak głosi plotka, w holu siedziby EA Sports wisiało nawet coroczne porównanie wyników sprzedażowych obu produktów, w celu jeszcze większego zmotywowania programistów do ulepszania gry.

Świat więc, w dużym uproszczeniu, dzieli się na zwolenników "FIFY” oraz zwolenników "PESa”. Pierwsi wybierają licencje, "opakowanie” gry, wsparcie prawdziwych graczy i realizm w odwzorowaniu piłkarskiej transmisji. Drudzy zaś zachwycają się niesamowitym boiskowym realizmem, inteligencją wirtualnych graczy, odwzorowaniem taktycznych niuansów w grze.

Brak licencji na używanie prawdziwych strojów oraz nazw klubów, prawdziwych nazwisk zawodników i ubogość - w porównaniu z produkcją EA Sports - utworów muzycznych, sponsorów czy stadionów stanowi główny zarzut względem twórców "Pro Evolution Soccer”, a także odpowiedź na pytanie o sukces finansowy "FIFY”.

Niemniej, popularność obu gier wzrasta, Japończycy mają się wbrew pozorom dobrze, a najnowsza edycja "PES”, która pochwalić się może licencjami lig z południowej Ameryki oraz kilku klubów Europy (w tym FC Barcelony i stadionu Camp Nou na wyłączność - duży cios dla EA Sports), według wielu uważana jest za lepszą grę, niż "FIFA”. A to gwarantuje nam coroczny wyścig o prymat.

YouTube’owy futbol

Transmisję z zeszłorocznych mistrzostw świata w "FIFĘ” oglądało w Internecie ponad 5 mln widzów z ponad 100 krajów, czego efektem było 40 mln komentarzy w mediach społecznościowych. Szaleństwo? Nie, to wyznacznik sukcesu e-sportu.

Cyber-sportowcy, którzy mogą pochwalić się najlepszymi wynikami w wirtualnych turniejach posiadają rzesze fanów, codziennie obserwujących ich na własnych, przynoszących olbrzymie zyski kanałach z YouTube’a, Twitcha czy Instagrama. Jeden z najchętniej oglądanych YouTuberów może pochwalić się 15 milionami subskrybentów, którzy śledzą jego transmisje z gry. Dzięki temu, jest on jednym z najbogatszych i najpopularniejszych ludzi w środowisku, zarabiając z samych reklam i umów sponsorskich 4,5 mln dolarów.

Nie tak dawno futbolowy świat zaszokowała wiadomość, że VfL Wolfsburg postanowił podpisać profesjonalny kontrakt z młodym Anglikiem, Davidem Bythewayem. Zamiast jednak kopać piłkę w koszulce popularnych "Wilków”, robi to wirtualnie. Kontrakt Davida z niemieckim klubem zakłada reprezentowanie jego barw w wirtualnych turniejach. Nie dość, że podczas konsolowych pojedynków musi zakładać zielono-biały dres, to jeszcze drużyną, którą ma walczyć na komputerowym boisku, musi być zawsze Wolfsburg. Drogą niemieckiego klubu podążyły m. in. Manchester City oraz West Ham, również podpisując kontrakty z młodymi e-zawodnikami.

Kluby piłkarskie wychodzą poza stadiony - wprost na ekrany internetowych transmisji. Szacuje się, że zyski z całej branży e-sportu wynoszą około miliard dolarów. Młodzi ludzie, kończąc oglądać transmisję z prawdziwego meczu, przenoszą się na transmisję z e-meczu w "FIFĘ”, po czym odpalają konsolę, by samemu rozegrać spotkanie. Biznes napędza się sam, a dna w tej studni złota nie widać.

NASA? Nie, to EA Sports

Największe wyzwanie dla programistów z EA, nieustannie, stanowi dylemat - jak skondensować 90 minut meczu piłkarskiego w trwającą maksimum kilkanaście minut wirtualną rozgrywkę, zaszczepiając przy tym sztuczną inteligencję dwudziestu dwóm komputerowym piłkarzom? Efekt, po 23 latach od wydania pierwszej edycji gry jest oszałamiający - lecz krótkotrwały. Pamiętając, że mamy do czynienia jedynie z grą wideo, zdajemy sobie sprawę, że wymagania graczy rosną w zastraszającym tempie. Producenci mają więc ręce pełne roboty.

Aby kolejne edycje "FIFY” nebierały odpowiednich kształtów, warunki pracy dla programistów z EA Sports muszą być więcej, niż komfortowe. Na przedmieściach Vancouver utworzono więc ośrodek, w którym twórcy gier prześcigają się w pomysłach oraz wdrażają je w życie. Liczący 37 tysięcy metrów kwadratowych, pięciopiętrowy, supernowoczesny kompleks z tarasem widokowym na całe Vancouver, w którym odwiedzić można sale gier, pełnowymiarowe boiska do koszykówki, siatkówki czy piłki nożnej potrafi uzależnić, a pracownicy bardzo często spędzają tam swój wolny czas. I ciężko pracują.

W głównej siedzibie firmy zatrudnionych jest ponad 2500 osób z 20 krajów. Prawie połowa z nich odpowiada jedynie za "FIFĘ”, skupiając się nad audiowizualnymi aspektami gry. Sercem "campusu” jest studio motion capture, w którym zapraszani rokrocznie piłkarze, podłączeni do specjalnej, kosmicznej wręcz aparatury wykonują ruchy, później konwertowane na trójwymiarowe animacje.

- Zawodnicy ubierani są w specjalne kamizelki z mnóstwem nadajników. Kamery i odbiorniki rejestrują ich ruchy, które później zapisują się w komputerze, dzięki czemu powstaje obraz wirtualnego piłkarza. Rejestrujemy każdy ruch, każde drgnięcie, więc zapisanie pojedynczego zagrania może trwać nawet kilkanaście minut - wyjaśnia jeden z producentów, Aaron McHardy.

Prawdziwą innowacją zeszłorocznej edycji "FIFY” było dodanie trybu fabularnego, w którym można wcielić się w młodego, aspirującego gwiazdora Alexa Huntera i razem z nim mierzyć się z trudami budowania profesjonalnej kariery w piłkarskim świecie. Producenci zaprosili do tego projektu profesjonalnych aktorów oraz piłkarzy (m. in Marco Reus, Harry Kane, Cristiano Ronaldo czy Angel di Maria), którzy odegrali kilkaset scen, tworząc w ramach gry coś w rodzaju fascynującego filmu. Tryb kontynuowany jest oczywiście w najnowszej edycji.

Piłkarskie drzwi otwarte dla wszystkich

Każdego roku kibice i gracze na całym świecie spekulują, jaki piłkarz znajdzie się na okładce gry. W pierwszej edycji z 1994 roku, "FIFĘ” reklamowali swoim wizerunkiem David Platt, walczący na boisku z Piotrem Świerczewskim. Później, przez lata, w zależności od rynku, który podbijać miała gra, okładki prezentowały największe gwiazdy rodzimych podwórek, jak chociażby Tomasz Frankowski w koszulce Wisły Kraków w 2002 roku. Producenci gry przekonują, że obecność Davida Beckhama na okładce edycji z 1998 roku znacznie wpłynęła na jego popularność oraz wizerunek.

"FIFA" jest jedynie symulacją, wiernym odwzorowaniem, ale nieustannie zachwyca miliony graczy. Jednemu z dyrektorów EA, Mattowi Priorowi, do dziś trudno w to uwierzyć.

- Zaczynaliśmy jako grupka świrów w przysłowiowej piwnicy, dziś nasza gra jest międzynarodowym hitem, tworzonym przez tysiące ludzi, bijącym rekordy sprzedaży na całym świecie - powiedział.

I tak, jak kiedyś popularność piłkarzy i ich drużyn kreowana była kolekcjonowaniem kart czy naklejek do albumów, koszulek kupowanych na miejscowym bazarze z ulubionym nazwiskiem i numerem, śledzeniem wyników w telegazecie - tak dzisiaj wystarczy kliknąć przyciskiem pada, by sprawdzić kto jest najlepszym strzelcem zespołu Sassuolo, jak wygląda herb drużyny Tigres UANL, w jakim ustawieniu rozegrał ostatni mecz zespół Crystal Palace lub czym charakteryzuje się niepowtarzalna atmosfera Superclasico w Buenos Aires. Krótko mówiąc, wrota do piłkarskiego świata nigdy nie były otwarte tak szeroko.

Tekst przeczytać można również na blogu autora – kopnieci.wordpress.com

Przemysław Kornak

Polecane

Wróć do strony głównej