Fabiański: Nie jestem pupilkiem

2011-01-10, 20:07

Fabiański: Nie jestem pupilkiem
Łukasz Fabiański, Arsenal Londyn . Foto: fot. PAP/EPA

Piłkarz reprezentacji Polski i Arsenalu Londyn Łukasz Fabiański uważa, że jego zespół stać na mistrzostwo Anglii. Bramkarz przyznał, że krytyka w ostatnich miesiącach go wzmocniła i teraz czuje się pewniej w bramce "Kanonierów".

Fabiański został twarzą organizowanej przez Disney XD akcji "Mierz Wysoko". Jej celem jest zainspirowanie dzieci do aktywnego spędzania wolnego czasu i podejmowania nowych wyzwań. Chętni mogą się zgłaszać przez rejestrację na stronie internetowej kanału i opisać własną historię związaną z piłką nożną. Nagrodą jest wycieczka do Londynu i spędzenie całego dnia z Łukaszem Fabiańskim.

Pamięta pan początek swojej przygody z futbolem?

Łukasz Fabiański: Wszystko zaczęło się, kiedy miałem 10 lat i jak każdy młody chłopak grałem na boisku przy szkole i na podwórku. Wystąpiłem w jakimś turnieju amatorskim i po nim trafiłem do Polonii Słubice, gdzie na poważniej zająłem się futbolem. Od tamtej pory moje życie było ukierunkowane już tylko na piłkę i sport.

Bramkarskie szlify zdobył pan w szkółce MSP Szamotuły...

Fakt, że tam trafiłem był punktem zwrotnym w całej karierze. To była ważna decyzja zarówno z mojej strony, jak i moich rodziców. Musiałem opuścić dom i przez cztery lata mieszkałem w bursie. Ale trafiłem na człowieka, który ukształtował mnie jako bramkarza i miał wpływ na moją mentalność. Był to trener Andrzej Dawidziuk. Z zachowaniem wszelkich proporcji, udział w programie "Mierz Wysoko" jest czymś podobnym. Chodzi przecież o to, aby zainspirować dzieci do wyznaczania sobie celów i dążenia do nich.

W bardzo młodym wieku trafił pan do dorosłego futbolu, dość szybko wyjechał za granicę. Jak pan sobie radził w trudnych momentach, kiedy nie wszystko układało się zgodnie z oczekiwaniami?

Wiadomo, że w życiu sportowca zdarzają się różne okresy. Nie zawsze osiągnięcia są takie, jak byśmy chcieli. Czasami pojawiają się trudne momenty, ale wtedy pomaga wiara w siebie. Mimo przeciwności losu, można przecież ciężko pracować i przeć do przodu. Prędzej czy później ten wysiłek zostanie wynagrodzony. Tak było w moim przypadku, kiedy po ciężkich chwilach w Arsenalu wywalczyłem miejsce w podstawowej jedenastce. Nie można zapomnieć też o wpływie i pomocy najbliższych, rodziców, trenera. Ich wsparcie w takich chwilach jest nieocenione.

Mimo kilku błędów, trener Arsenalu Arsene Wenger nigdy pana publicznie nie skrytykował...

Nie jestem jego pupilkiem, nie spędzamy na rozmowach wielu godzin. Między nami są normalne relacje, a ceni mnie chyba głównie za to, jak pracuję i co pokazuję na co dzień w klubie. Chyba daję mu powody, by we mnie wierzył.

Czy poprzedni sezon, w którym kilka razy angielscy dziennikarze ostro pana skrytykowali, był swoistą terapią, uodpornił pana na gorzkie słowa?

Na pewno było to dla mnie ogromne doświadczenie. Nie chciałbym wracać do poprzedniego sezonu, bo podobnych przeżyć nikomu nie życzę. Cieszę się, że udało mi się wyjść z tego mocniejszym psychicznie. Wydaje mi się, że teraz to procentuje. Obecnie również staram się nie zwracać uwagi na brak pozytywnych opinii na temat swojej gry.

Ostatnio Wenger powiedział, że mimo spodziewanego odejścia Hiszpana Manuela Almunii, Arsenal nie pozyska nowego bramkarza. Czy dodało to panu pewności siebie?

Nie miało na mnie żadnego wpływu. Tak, jak informacje o odejściu Almunii. Czuję się dobrze, jestem w formie, nie brakuje mi pewności siebie, choć nie zamierzam z nią przesadzać...

A czuje pan na plecach oddech Wojciecha Szczęsnego?

Dla mnie nie ma znaczenia, z kim rywalizuję o miejsce w pierwszym składzie. Cieszę się, że możemy razem pracować, a relacje między nami są bardzo dobre, wręcz czerpiemy radość ze wspólnych treningów. Naprawdę dobrze się dogadujemy.
 

Czy hierarchii bramkarzy z Arsenalu znajdzie odzwierciedlenie w reprezentacji Polski?

O to trzeba zapytać trenera Franciszka Smudę, bo to on podejmuje decyzje w tej sprawie. W ostatnim spotkaniu w 2010 roku grałem ja, ale nie mogę być niczego pewny. W ostatnich miesiącach w kadrze na tej pozycji było sporo zmian, a trener Smuda powoływał różnych bramkarzy.

Ostatnio piłkarze Manchesteru United mówili, że Arsenal nie powinien im zagrozić w walce o mistrzostwo Anglii. Nie czujecie się lekceważeni?

Koncentrujemy się na sobie i jak najlepszej grze, a nie tracimy czasu na śledzenie prasowych doniesień. Obecnie jesteśmy na drugim miejscu w tabeli, a w tym momencie sezonu to dobra pozycja, która pozwala realnie myśleć o głównym trofeum. Stać nas na walkę o mistrzostwo.

W fazie grupowej Ligi Mistrzów rywalizowaliście ze Sportingiem Braga, który zmierzy się z Lechem Poznań w 1/16 finału Ligi Europejskiej...

Z pewnością zawodnicy Bragi są świetnie wyszkoleni technicznie, a zespół stara się jak najdłużej być w posiadaniu piłki. Akurat w meczach z nami byli nastawieni na grę z kontry, szczególnie w Portugalii, gdzie przegraliśmy 0:2. Pierwsze skrzypce gra tam Brazylijczyk Matheus. Ten lewonożny napastnik napędził nam sporo strachu. Lech, by myśleć o awansie, musi zagrać tak, jak do tej pory w europejskich rozgrywkach, czyli agresywnie, zdecydowanie i szybko.

 

Marcin Cholewiński, pk

Polecane

Wróć do strony głównej